Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 2/10
fabuła: 3/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 71
Średnia: 6,1
σ=2,28

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Alira14, Bezimienny)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Witchblade

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 24×25 min
Tytuły alternatywne:
  • ウィッチブレイド
Gatunki: Cyberpunk
Postaci: Magical girls/boys; Rating: Nagość; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość; Inne: Supermoce, Wielkie biusty
zrzutka

Przepis na ekranizację komiksu: bierzemy ciekawą historię, oryginalnych bohaterów, dużą dawkę akcji, mieszamy, wyławiamy jeden gadżecik, resztę dajemy do zjedzenia psu. Z resztek powstaje dramat o tosterze, który chce, ale nie może.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Gdy po internecie roznosi się pogłoska, iż Hollywood bierze się za ekranizację jakiegoś anime, natychmiast zaczyna się fanowska histeria, że na bank wszystko zostanie zniszczone. Dosyć naiwna jest wiara, że klątwą złych przeróbek została dotknięta tylko zachodnia kinematografia. Odnoszę wrażenie, że Japończycy nie potrafią stworzyć własnej wersji zachodniego komiksu tak, aby jego fan nie walił głową w biurko, cicho pojękując. Nie wiem, może planowany Batman w wersji anime zmieni moje zdanie. Najpierw był nieszczęsny Toei's Japanese Spider­‑Man, gdzie głównego bohatera przerobili na pajęczego Power Rangera (miał nawet pająka maskotkę!), później Snikt!, o którego fabularny kicz fani Wolverine'a obwiniają pasjonatów japońskiej animacji i vice versa. Jedyną serią, do której nie trzeba wzywać egzorcysty, jest Powerpuff Girls Z, ale tylko dlatego, że zamiast parodiować superbohaterów, wyśmiano znany Japończykom motyw magical girls. Czy Witchblade udało się uchronić przed klątwą złej przeróbki? Niestety nie. Ta seria nie tyle odwraca głową o 180 stopni co bawi się w karuzelę!

Zacznijmy od fabuły. Prawdopodobnie zwiała z krzykiem na widok pierwszego odcinka, ale coś tutaj napisać trzeba. Ekhm, „akcja” dzieje się pięć lat po wielkiej eksplozji, która zniszczyła całe Tokio. Ocalała tylko Masane Amaha, główna bohaterka, która nic nie pamięta sprzed tego czasu. Wie tylko, że ma małą córeczkę – Rihoko, o którą musi się troszczyć, i dziwną bransoletkę na ręce (podobne widziałam za 2,99 dodawane do „Pani Domu”). Aby chronić swoje dziecko, będzie musiała poznać tajemnicę Witchblade'a, niesamowitej broni, obdarzającej swoją nosicielkę wielką siłą i ekstazą…

Brzmi ciekawie? Tylko w teorii. Twórcy zapewne po całej trzyminutowej burzy mózgów (w czasie czekania, aż woda na herbatę się zagotuje) doszli do wniosku, że współczesny widz nie lubi bijatyk w bijatykach. Nie! Przecież to takie mało oryginalne, żeby w fabule polegającej na walkach wstawiać mordobicie. No i ile pieniędzy wtedy idzie na animację! Zapewne nagle w oczach jednego z uczestników dyskusji zabłysł prawdziwy geniusz. Stworzymy długie, niesamowicie nudne dialogi, żeby nauczyć widzów słuchać (a zagranicznych, bazujących na napisach – czytać)! I tak zamiast walk mamy długie rozmowy o tym, że trzeba zrobić zakupy, jak fajnie jest się kąpać w publicznej łaźni i (moje ulubione) ciągłe powtarzanie przez wrogie organizacje, jaka zwyczajna jest główna bohaterka. Naprawdę, człowiek podczas oglądania jest szczęśliwy, jeśli któryś z bohaterów podniesie rękę. Jeżeli występują jakieś walki, to zajmują… 5% całego odcinka? Pozostałe 95% to powtarzanie sobie przez bohaterów jednej i tej samej informacji. Zupełnie jakby twórcy stwierdzili „historii takich było wiele, nic więcej opowiedzieć nie można, więc nie opowiadajmy”. Momentami patrzenie na schnącą tapetę wydawało się dużo bardziej fascynujące. Rozwiązania fabularne są tak naiwne, że aż rozczulające. Do Top 10 idiotyzmów zaliczam pomysł, by supertajna firma, która zatrudniła naszą bohaterkę, produkowała kiedyś masowo zabójcze roboty i obecnie musiała je łapać, bo pozwiewały. Tak, dobrze przeczytaliście – masowo. Bo przecież każda gospodyni potrzebuje tostera do pieczenia ludzi za jedyne 199,99 (jeśli zadzwonisz w ciągu najbliższych pięciu minut, dostaniesz gratis zestaw do szycia!).

Mogłabym napisać epopeję o tym, co bym zrobiła bohaterom przy pomocy łyżki do zupy, gdyby zostawić mnie z nimi na dłużej niż pięć minut w jednym pokoju. Taki ogrom głupoty powinien być karany deską z wbitym zardzewiałym gwoździem! Główna bohaterka komiksu Witchblade, Sara Pezzini, to była silna, zdecydowana kobieta, zaś Masane Amaha ktoś wyjął mózg i zwiększył biust o trzy rozmiary. Córeczka Masane jest tak urocza, że aż irytująca. Zastosowano tradycyjny dla anime motyw „pięciolatka mądrzejsza od dorosłego”, ale z tym przesadzili. Mogę zrozumieć dziecko, które umie gotować i sprzątać. Ale mała dziewczynka pilnująca, żeby matka za bardzo nie wychyliła się zza barierki i lecząca mamusię z kaca? Próbowałam sobie wyobrazić, jak Masane zajmowała się Rihoko, gdy ta była niemowlęciem. Przed oczami miałam wizję młodej kobiety biegającej radośnie po mieszkaniu i małego szkraba dzielnie zakładającego sobie pieluchę… Ja rozumiem, że nie wolno wymagać od głównych bohaterów inteligencji, bo to takie leczenie widza z kompleksów, ale nikt nie jest aż tak zakompleksiony! No, przychodzi mi do głowy tylko trzydziestolatek, który kolejny raz z rzędu oblał pierwszą klasę podstawówki. Pozostałych postaci nie warto opisywać. Jest ich takie zagęszczenie, że nie ma praktycznie szansy, by ich lepiej poznać.

Wrogowie to już inna sprawa. Miałam mnóstwo uciechy, patrząc na ich akcje. Jednak nie z tego powodu, którego chcieliby twórcy. Już w pierwszym odcinku zakrztusiłam się piciem, bo robot atakujący bohaterkę wyglądał zupełnie jak moje stare krzesło obrotowe! Bardzo trudno nie zejść ze śmiechu, gdy twoje krzesło wrzeszczy coś o pragnieniu zabijania… W następnych odcinkach atakował ludzi chyba cały sprzęt AGD! Większość robotów wyglądała jak tostery. Co więcej, zazwyczaj atakowały one kobiety, z bardzo inteligentnym „chcę cię ogrzać” lub „chcę spełnić twoje pragnienia”, wykonując kilka dziwnych ruchów, a następnie wędrując dalej w poszukiwaniu kogoś do „ogrzania”. Freud byłby z nich dumny! Zaś kobiety walczące przy pomocy Cloneblade'a wyglądały jak zakazany owoc związku pokemona i człowieka – miały zresztą podobny iloraz inteligencji. Moją faworytką była niebieska, mająca na ręce coś, co wyglądało jak cyrkiel.

Ja i moja łyżka do zupy bardzo chciałybyśmy spotkać w ciemnym zaułku człowieka, odpowiedzialnego za regresję samego Witchblade'a. W komiksie potrafił komunikować się ze swoim właścicielem, miał też w sobie zachowane wspomnienia poprzednich nosicielek. W anime zaś robi za pilota z przyciskiem „włącz podniecenie/wyłącz podniecenie”. O ile w komiksie Maria Skłodowska­‑Curie mogła mieć Witchblade'a (była to jedna z nosicielek w historii uniwersum Top Cow), o tyle gdy próbuję sobie wyobrazić działanie tej broni takie jak w anime, mam przed oczami wizję półnagiej Skłodowskiej­‑Curie, dyszącej „Jaki ten rad wielki! Pragnę go zniszczyć!”.

Właśnie, podniecenie. To motyw przewodni anime, jeżeli nie najważniejsza cecha. Roboty są podniecone, Witchblade jest podniecony, Cloneblade są podniecone… Tak bardzo, że w pewnym momencie krew walczących bohaterek zmienia kolor na biały i cieknie z okolic piersi. Fanserwis w tym serialu jest bardzo… subtelny.

Grafika – w tym anime twórcom udała się tylko jedna zagadka: co się dzieje z tymi nosami? Raz są, raz ich nie ma. O, znowu wróciły… O, a teraz znowu zniknęły. Czyżby jakaś Tajna OrganizacjaTM kradła je i robiła na nich eksperymenty? A może kosmici? Niestety, to jedyna niewyjaśniona tajemnica w tym serialu. A miała taki potencjał! Już wspominałam wcześniej o fanserwisie: miałby więcej sensu, gdyby postacie były rysowane ładniej. Co z tego, że biust Masane jest niesamowicie duży, skoro z profilu przypomina pysk psa? Przez paskudną grafikę panowie nie znajdą w tym serialu żadnej ładnej kobiety. Jeśli stoją jak słupki, to jeszcze mogą być, ale niech no tylko któraś ruszy ręką… Złamanie w co najmniej pięciu miejscach. Z oddali i z bliska postacie wyglądają koszmarnie. Animacja kiepska. To trochę smutne, że najlepiej narysowaną rzeczą w całym serialu była butelka z wodą.

Jedyną rzeczą, która tak naprawdę podobała mi się w Witchblade, była muzyka. Jeżeli nie liczyć „dyszenia” podczas walk, była bardzo nastrojowa. Sugerowała, że zaraz będziemy mieli do czynienia z ciekawą historią, a przynajmniej taką, do której człowiek nie potrzebuje trzech kubków kawy, by dotrwać do końca odcinka. Niestety, gdy opening nam przekazuje „jesteśmy mroczni i źli…”, anime dodaje: "... a nasze tostery skopią wam tyłki”.

Komu mogę polecić to anime? Hmm… Po raz pierwszy mam problem. Są na sali może masochiści? Bo naprawdę, taki chłam zdarza się rzadko. Nudne, z kiepską grafiką, bohaterów nie da się polubić, a płytę z muzyką zawsze można kupić. Jeżeli jesteś fanem Witchblade – daruj sobie ten serial i lepiej czekaj na kinówkę fabularną, zapowiedzianą na 2009 rok. Po co masz uszkadzać sobie głowę, tłukąc nią o ścianę? Tylko dla prawdziwych maniaków komiksu, którzy kradną nawet kartkę papieru, jeśli jest na niej napisane „witchblade”.

Alira14, 31 maja 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GONZO
Autor: Top Cow Productions
Projekt: Makoto Uno
Reżyser: Yoshimitsu Oohashi
Scenariusz: Yasuko Kobayashi
Muzyka: Masanori Takumi