Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,86

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 152
Średnia: 7,43
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Highlander)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shigofumi: ~Stories of Last Letter~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2008
Czas trwania: 13 (12×24 min, 24 min)
Tytuły alternatywne:
  • Shigofumi: Letters from the Departed
  • シゴフミ ~Stories of Last Letter~
Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Listy z zaświatów? Czyli interesująca pozycja dla smakosza, przyprawiona sosem tragicznym, ziemniakami w mundurkach szkolnych i nie tylko…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Tytuł składa się z dwóch wyrazów, shigo, oznaczającego „po śmierci” i fumi, oznaczającego list, co można przetłumaczyć jako „pośmiertny list”. Historia skupia się wokół młodej bohaterki Fumiki (de facto nigdzie nie jest wspomniany jej dokładny wiek), pracującej jako doręczycielka shigofumi, tytułowych pośmiertnych listów. Śmierć nie oznacza natychmiastowego pozbycia się ciała, jest nieco bardziej wysublimowana w swej istocie, istnieje bowiem kilka poziomów umierania. Żegnając się z życiem na ziemskim padole delikwent ma możliwość napisania ostatniego listu. Shigofumi jest zupełnie nieludzkie, gdyż jest całkowicie szczere, nie może też zawierać żadnych kłamstw, a składa się nań to, czego człowiek nie był w stanie wypowiedzieć podczas ziemskiej wędrówki. Mogą to być szczere odczucia bądź zwykłe suche fakty, w żadnym jednak razie nie jest to typowy testament. Doręczyciela obowiązuje pewien kodeks: nie wolno mu bezpośrednio skrzywdzić człowieka ani też go obronić, sprawy ludzkie nie należą do jego zainteresowań, a przynajmniej nie powinny. Bohaterce towarzyszy niecodzienny kompan, czyli gadająca laska, która początkowo przejawia bardziej „ludzką” osobowość, niż jej właścicielka. Razem stanowią duet, w którym wylewny towarzysz po usłyszeniu stosownego kodu wykonuje magiczne sztuczki zgodnie z wolą swojej pani, dzięki czemu wprowadzone zostają magiczne elementy, takie jak teleportacja czy latanie.

Shigofumi początkowo wyszło jako cykl light novels, których ostatni, czwarty tom ukazał się 10 marca, zaś ostatni odcinek serii telewizyjnej wyemitowany został 22 marca 2008 roku. Mimo że seria bazuje na powieściach, jest uznawana za dzieło oryginalne, ponieważ jej fabuła zasadniczo odbiega od pierwowzoru – nie byłem jednak w stanie tego sam zweryfikować. Anime liczy dwanaście odcinków, zaś w Internecie można spotkać się z informacjami, iż do ostatniego woluminu DVD zostanie dołączony dodatkowy odcinek, najprawdopodobniej rozgrywający się gdzieś pomiędzy opowiedzianymi wydarzeniami.

Na pierwszy rzut oka seria nieodparcie budzi skojarzenia z Kino no Tabi. Przyczyną jest zapewne powierzenie odpowiedzialności za projekt postaci Kouhaku Kuroboshiemu, człowiekowi pracującemu nad postaciami i ilustracjami we wspomnianym już tytule. Reżyserią zajął się Tatsuo Satou, (reżyser Cat Soup). Natomiast scenariusz stworzył Ichirou Oukouchi (scenarzysta RahXephon, Wolf’s Rain, Eureka Seven czy Code Geass). Nie ukrywam, że podane nazwiska budzą apetyt, a zdrowy człowiek pojeść lubi…

Tym razem zaserwowane danie jest całkiem smaczne, można by zjeść i nieco więcej. Klimat jest stosunkowo ponury, powietrze gęste od niespełnienia, rozpaczy i niejednoznaczności. Mimo to serii nie brakuje kolorów, barwne pejzaże doskonale kontrastują z powagą sytuacji, choć oczywiście pojawia się nieco stosownej „szarzyzny”, ale nic na siłę. Konstrukcja jest dosyć nietypowa, nie ma tu wyraźnego podziału historii na odcinki: czasem jeden epizod potrafi zająć dwa odcinki, czasem jest kilka historii w jednym, pojawia się też główny wątek, który sprytnie rozłożono, dawkując go z różną intensywnością, co sprawia, że nie wpadamy w schemat jednego odcinka i jednej historii. Mała liczba odcinków sprawia, że seria nie jest specjalnie naszpikowana różnej maści zapychaczami, jest opowiedziana sprawnie i konkretnie, zaś poszczególnym historiom zostaje poświęcona odpowiednia uwaga.

Animacja nie przeraża obfitością CG – znakiem czasu jest jej wszędobylskość, natomiast cenny jest umiar i wyczucie w jej stosowaniu. W tym przypadku nie raziła specjalnie w oczy, za co chwała. Poetyka obrazu jest całkiem niezła: zbliżenia twarzy, długie ujęcia, panoramy. Całość nastawiona jest raczej na kontemplację i dialogi niż wartką akcję, za co należy się kolejny plus. Oczywiście pojawia się nieco ruchu na ekranie, jednak nie jest w żadnym razie motorem całej serii. Ręka Kuroboshiego nadaje całości nieco charakteru, mimo ogromnych oczu i charakterystycznych czupryn (tak, definicja anime zawiera w sobie specyficzny sposób rysowania włosów, ale wprawne oko wyławia charakterystyczność drugiego poziomu, podobnie z oczami), oddalając serię od tytułów głównego nurtu, tryskających CG i fanserwisem ecchi. Mimo tego notuje się dosyć duże zainteresowanie niniejszym dziełem – widać można robić całkiem niezłe rzeczy i to dosyć opłacalnie, a nie tylko idąc utartym szlakiem.

Muzyka jest kolejnym powodem do pochwały. Ideą oprawy muzycznej Shigofumi jest prostota, delikatność i wyczucie. Nie uświadczymy tu specjalnie agresywnego tempa (choć oczywiście przyspieszenia są nieuniknione), całość raczej utrzymana jest w tonacji w okolicach adagio, czyli tak, że dobrze się ogląda w długie deszczowe wieczory, i tak, jak tygrysy lubią najbardziej. Dominuje fortepian (pianino?), delikatny, chóralny śpiew… I pewnie coś jeszcze, co zostaje gdzieś na zawsze zagubione między scenami. Tego typu muzyka ma to do siebie, że prawie zupełnie znika z pamięci, mimo że istotnie wpływa na to, jak odbieramy daną scenę. Większość kompozycji przenika nuta melancholii, zostawiając widza sam na sam z losem poszczególnych bohaterów. Narzekać można tylko na fatalny opening, który wyraźnie wziął się z innej beczki, ostry, szarpany i nieco amelodyczny (takie przynajmniej odniosłem wrażenie). Pomimo tego, że im częściej spotyka się jakiś utwór, tym bardziej zwiększają się szanse na jego polubienie, w tym przypadku nie wiem, jak z szansami było, ale ani trochę bardziej mi się nie spodobał. Ending już bardziej wpasowuje się w całość, nie ma do czego się przyczepiać.

Shigofumi jest niewątpliwie anime godnym uwagi, choć nie jest to genialny tytuł ani żadne obrazoburcze dzieło. Pomimo tego każdy odcinek ogląda się z przyjemnością. Jeden z poważnych zarzutów może tyczyć się zakończenia. Być może miała tu miejsce jakaś rozbieżność pomiędzy light novels a serią telewizyjną (nie było jeszcze zakończenia light novels, a anime trzeba było zakończyć, etc.) i nie wiadomo było, co z tymi wątkami zrobić… Niestety końcówka dosyć wyraźnie nie spełniła oczekiwań, liczyłem na bardziej interesujące rozwiązanie sprawy i na pewno na zdecydowanie inną wymowę… Możliwe, że z definicji tragedia przyciąga więcej uwagi niż happy end, gdyż mówi, że coś jest nie tak i że należy działać, a nie, że wszystko jest ok, więc nie trzeba marnować energii, żeby coś zmieniać. Tym samym tragedia silniej przyciąga uwagę, mocniej absorbując widza… Niemniej wolałbym inne zakończenie, bardziej definitywne i zamknięte.

Z reguły serie bazujące na elementach magicznych czy nadnaturalnych mają bardzo słabą „metafizykę”. Objawia się to brakiem spójności i konsekwencji w świecie, w którym żyją i działają bohaterowie. W uproszczeniu wygląda to tak, że początkowy ciąg zdarzeń, przebiegający logicznie i bez zastrzeżeń, ulega poważnemu załamaniu, najczęściej przy końcu, oferując wymyślone ad hoc rozwiązania… Ustala się zasady, później je łamie, wszystko w ramach wyjątku, żeby zaskoczyć widza. Nie mówię tu oczywiście o seriach realistycznych, które często trzymają odpowiedni poziom. Zdecydowanie wolę zakończenia, które oferują przemyślaną i sensowną koncepcję świata, gdzie uwaga nie skupia się na wciskaniu widzowi kitu, tylko serwuje przemyślne rozwiązania w ramach wykoncypowanego uniwersum, bez nieczystych zagrywek. Rozwiązania odwołujące się do przyczyny zewnętrznej są tym, co razi w produkcjach japońskich. Za bardziej wartościowe uważam rozwiązania płynące „z wewnątrz”, gdyż wymagają finezji i dają większą satysfakcję. Shigofumi niestety balansuje na granicy, nie dając tej pełnej satysfakcji i spełnienia widzowi. A szkoda…

Nadnaturalne elementy i fantastyczne światy są tym piękniejsze im bardziej potrafią zaskoczyć… Np. swoją racjonalnością, co wcale nie musi być paradoksem.

Highlander, 16 sierpnia 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Ryou Amamiya
Projekt: Kouhaku Kuroboshi, Tetsuya Kawakami
Reżyser: Tatsuo Satou
Scenariusz: Ichirou Ookouchi
Muzyka: Hikaru Nanase