Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 988
Średnia: 8,5
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (wa-totem)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hellsing Ultimate

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 10×50 min
Tytuły alternatywne:
  • ヘルシング
Gatunki: Horror
zrzutka

Oto i seria, po której osoby zmuszone przejść transfuzję krwi lub oddające ją w ramach Honorowego Krwiodawstwa już nigdy nie spojrzą na ten czerwony płyn tak samo…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Na początku tej recenzji pozwolę sobie na małą dygresję historyczną, niemającą niestety z Hellsingiem za wiele wspólnego, toteż co bardziej niecierpliwi czytelnicy mogą z czystym sumieniem ten akapit opuścić. A więc, czy znacie moi drodzy, starorzymskie zawołanie „chleba i igrzysk”? W dużym skrócie odnosiło się ono do zwyczaju urządzania krwawych igrzysk, na których to z godnym lepszej sprawy zaangażowaniem w ten czy inny sposób zarzynali się gladiatorzy bądź jacyś inni nieszczęśnicy. Jednak to nie wszystko, gdyż dodatkową atrakcję stanowiło też publiczne rozdawanie pieniędzy i urządzanie darmowych wyżerek dla paru tysięcy luda. Mieli gest ci Rzymianie, nie? A co, gdyby nasi kochani rządzący chcieli powtórzyć dziś coś podobnego? Nic prostszego. Wystarczyłoby na placach co większych miast wystawić ogólnodostępny szwedzki stół zastępujący ucztę, a krwawe gladiatorskie porachunki zastąpić telebimami wyświetlającymi odcinki Hellsing Ultimate. Toż to byłby idealny substytut na miarę naszych czasów!

Bo jaki Hellsing jest, każdy widzi. Podejrzewam, że na sali niewiele jest osób nieznających zabójczo uśmiechniętego i stylowo ubranego wampira Alucarda, mającego problemy egzystencjalne i partnerkę gotową wpędzać w kompleksy samą Pamelę Anderson, która podobno po zobaczeniu jej zdjęć uczyniła swego chirurga plastycznego jednym z bogatszych ludzi w kraju jego pochodzenia. A co, jednak tacy nieboracy się tu znaleźli? No dobra, gwoli recenzenckiej przyzwoitości pozwolę sobie uczynić pewne wprowadzenie fabularne. Zwłaszcza że fabuła przedstawiona w OAV Ultimate ma się nijak do tego, co odstawiła ekipa ze studia Gonzo w wersji telewizyjnej…

A więc tak. Za parunastoma lasami, jedną byłą linią Maginota i jednym kanałem La Manche, w kraju Wielką Brytanią zwanym, istnieje będąca solą w oku Watykanu organizacja określana jako Królewska Protestancka Armia Kościelna, albo w skrócie, by zaoszczędzić na napisach na naszywkach mundurów, Organizacja Hellsing. Zajmuje się ona wyżynaniem w pień wszelkich nieludzi, najczęściej wampirów, którzy to mniej bądź bardziej świadomie zaspokajają swe krwawe chucie na terenie będącym pod jurysdykcją angielskiego króla bądź królowej. A w wolnych chwilach żre się z analogiczną organizacją katolicką, Sekcją XIII Iscariot. Jednak w szeregach Hellsing znajduje się ktoś bardzo specjalny. Ujarzmiony w nie do końca znanych okolicznościach przepotężny wampir, znany też jako Nieumarły Król, Alucard. Całą tę wesołą gromadkę poznajemy bliżej w kilka lat po tym, jak niejaka sir Integra Fairbrook Wingates Hellsing przejęła poprzez zabicie swego wuja i uwolnienie tymczasowo uwięzionego Alucarda kontrolę nad wspomnianą organizacją. Teraz zaś źle się dzieje w państwie angielskim. Krowy dają kwaśne mleko, podatki idą w górę, a do tego przybywa ataków, za które odpowiedzialne są wampiry. W dodatku jakieś takie nietypowe wampiry, wyglądające na efekt czyjejś produkcji masowej. O dziwo, podejrzenia sir Hellsing nie kierują się w stronę specjalistów od wszelkich produkcji masowych, czyli Chińczyków. Początkowo tylko zaniepokojona Integra dostaje niezłego emocjonalnego kopa w chwili, gdy rzeczone wampiry starają się dobrać jej do tyłka w jej własnej posiadłość. Ten fakt ją mocno irytuje… Tak więc wynajmuje grupę najemników i wysyła Alucarda z misją zawierającą się w słowach „znaleźć i zniszczyć”, czym zapoczątkowuje niezłą rzeźnię pośród nacji, która niegdyś tłumnie i zbrojnie nawiedzała naszą Polskę, a której my odwdzięczamy się teraz, kradnąc im samochody. Zresztą nie tylko pośród nich. Oj, dzieje się tu, dzieje…

Opowiem teraz co nieco o najważniejszych występujących tu postaciach. A więc na początek gwóźdź tego programu, czyli Nosferatu Alucard. Jako się wyżej rzekło, to potężny wampir, konserwatywny w poglądach i obdarzony zaiste morderczym uśmiechem. Lubuje się przy tym w dobrym winie, krwi oraz rozważaniach nad naturą Prawdziwego Człowieka, a także całego tego padołu łez. W wolnych chwilach lubi spać bądź też doprowadzać do szewskiej pasji swoją panią, Integrę. Ma pewną wstydliwą tajemnicę. A nawet dwie. Nie dość, że to zadeklarowany gerontofil, to jeszcze potencjalny drag queen (niektórzy świadkowie twierdzą, że widzieli go w przebraniu małej dziewczynki!). Kolejną ważną postacią jest niejaka Victoria Seras. Niegdyś zwykła policjantka z ideałami, którą niestety ni z gruchy, ni z pietruchy w czasie wykonywania obowiązków „coś” ugryzło i spowodowało, że postanowiła zmienić branżę. A przy okazji też zwyczaje żywieniowe. Przez większość czasu jest to dziewczę dość zahukane, dla wszystkich miłe, acz zdolne też do kąśliwych komentarzy. No i do przejawiania inicjatywy. Ale gdy już wpadnie w berserk… Cóż, ratuj się wtedy, kto może bo niewiele jest istot zdolnych zrobić jej kuku. Jej wstydliwa tajemnica? Nadal pozostaje dziewicą (I niech ktoś teraz powie, że dziewice to wraz ze smokami wyginęły…)!

Teraz pora na szefową powyższej dwójki, Integrę. Skądinąd też dziewicę. Prawdziwa z niej herod baba, trzymająca pod szpilką Alucarda, Seras i kto wie, ilu innych nieszczęśników. Poniekąd fanatyczka i nieźle się maskująca choleryczka. Ma też dziwny zwyczaj marnowania zapewne horrendalnie drogich cygar. Acz gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że zdolna jest do ludzkich uczuć i od czasu do czasu potrafi mieć wątpliwość co do swej decyzji. Jej wstydliwa tajemnica? Uwielbia znęcać się psychicznie, a czasem i fizycznie, nad rodem niejakich Penwoodów. Ale z fabuły wynika, że to, cytując dziadka z reklamy Sagi, u niej rodzinne. Mamy też tutaj lokaja o imieniu Walter, alias Anioł/Bóg śmierci. Zależy, kto się do tłumaczenia dorwał. Zawsze dystyngowany, zawsze (no, prawie zawsze) uprzejmy i znający się chyba na wszystkim, na czym lokaj znać się powinien. Na przykład obserwując rzeź urządzaną przez Alucarda, potrafi zaproponować wypróbowanie nowej mieszanki herbacianej. Ot, przeuroczy starszy pan. Jego wstydliwą tajemnicą pozostaje jednak to, że w głębi duszy nadal jest dzieckiem. Wyobraźcie sobie tylko, że nie potrafił wyrosnąć z zabawy nitkami! Ostatnią „dobrą” (piszę w cudzysłowie, bo doprawdy trudno stwierdzić, kto tu jest większym synem z nieprawego łoża) postacią jest dowódca najemników, niejaki Bernadotte. Facet krewki, niemający o sobie najlepszego zdania i podchodzących do tych wszystkich wampirów i im podobnych z podziwu godnym, zaiste filozoficznym spokojem. Jego tajemnicą jest zaś to, że lubuje się najwyraźniej w młodych dziewczętach.

Czas teraz wspomnieć co nieco o postaciach z drugiej strony barykady. Tu będzie już krótko. Po stronie Watykanu i Iscariota mamy niejakiego ojca Andersona, prawdziwego księdza na trudne czasy. Fanatyczny, nieprzejednany i praktycznie nie do zdarcia. Dosłownie oczy się mu świecą na myśl o szerzeniu słowa Bożego. Jego dieta prawdopodobnie składa się z hurtowo pochłanianego metalu popijanego wodą święconą. Podejrzewam, że potem wypaca to wszystko w postaci poświęconych bagnetów, co wyjaśniałoby niekończące się zapasy amunicji. Uroczy człowiek. Lubi też dzieci. Ale nie w TEN sposób. I wreszcie główny zły, którego nie będę wymieniał z imienia. Doprawdy pokręcona to osobowość, mająca tę dziwną przypadłość, że jak sam twierdzi, chociaż zawsze przegrywa, to i tak wszyscy podwładni za nim idą. W dążeniu do swych celów przypomina zaiste maszynę. Widać jednak, że nie czytał naszego Wiedźmina, a konkretniej dwóch tomów opowiadań. Gdyby czytał, to by wiedział, że jak chce się popełnić samobójstwo, to nie angażuje się innych osób wokoło.

Tak więc mamy już postaci, mamy fabułę, to teraz chyba pora, by opowiedzieć nieco o warstwie muzyczno­‑graficznej. Cóż, Hellsing Ultimate powstawał w bólach przez siedem lat, co zresztą widać w poszczególnych odcinkach. Co prawda oprawa graficzna w każdym z nich stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, ale nietrudno zauważyć jak zmienia się ona w kolejnych częściach, by wreszcie pod koniec przerodzić się w istną eksplozję tworzonych komputerowo efektów specjalnych. Nie, żeby było to szczególnie męczące, ale osoby wyczulone na graficzną „plastikowość” mogą przy ostatnich odcinkach wyć z rozpaczy. Poza tym animacja, szczegółowość postaci i inne tego typu rzeczy stoją na dobrym poziomie, choć całość utrzymana jest w ciemnych, przygaszonych barwach. No, ale kto spodziewa się w Hellsingu cukierkowatości na wzór My Little Pony? Zaznaczyć muszę, że trend graficzny wygląda nieco inaczej w przypadku wstawek komediowych, ale to już zupełnie inna para kaloszy, gdyż tam króluje cel­‑shading. A muzyka? Według mnie stanowi ona prawdziwy miód dla uszu. I pewnie stanowić będzie dla każdego amatora muzyki poważnej/chóralnej, gdyż nie licząc „operowego” odcinka czwartego, to właśnie tego typu ścieżka dźwiękowa tutaj dominuje. Macie ochotę na j­‑pop? To zdecydowanie nie ten adres. Warto też przy tej okazji wspomnieć, że praktycznie nie występuje tu coś takiego jak opening. No, chyba że uznać za takowy planszę z mottem Alucarda i numerem odcinka. Mamy za to różnorodne, czasami też dźwiękowo, endingi. Czasem stanowią one ciąg dalszy odcinka, innym razem przedstawiają tylko statyczne grafiki. Chlubny wyjątek stanowi tutaj ending odcinka szóstego, który nie dość, że zdecydowanie różni się muzycznie od pozostałych, to jeszcze jest swego rodzaju „bonusowym odcinkiem”.

Tak oto opisałem już w oparach większego i mniejszego absurdu wszystkie najważniejsze części składowe tej dziesięcioodcinkowej serii OAV. Czas więc na pytanie najważniejsze. Jak się to to ogląda? Cóż, zasadniczo fabuła stanowi tylko pretekst do kolejnych rzeźni. Realizmu znajdziemy tu mniej więcej tyle samo, co atmosfery na Księżycu. A prezentowany humor jest naprawdę dziwaczny i nasuwa pytania o psychotropy, jakimi raczył się scenarzysta i realizatorzy (niektórzy czytelnicy pewnie zadają sobie to samo pytanie w kwestii niżej podpisanego…). Ale do pioruna, to się naprawdę dobrze ogląda. Oczywiście jeśli podejdzie się do seansu z odpowiednim dystansem i bez obaw, że na widok latających wesoło kończyn, wnętrzności i hektolitrów juchy możemy zwrócić ostatni posiłek. Absurd goni tutaj absurd, Alucard i spółka za nic mają prawa fizyki, prując z sześciostrzałowego pistoletu bez przeładowania serie kilkudziesięciu kul ze święconego srebra czy innego uranu (należy przypuszczać, że wszystkie święte precjoza w Anglii to podróby, gdyż oryginały przetopiono, by Alucard miał sobie czym postrzelać). Zresztą co tam Alucard. Wspomniana wyżej Seras zasuwa wesoło z przeciwpancernym działem dłuższym niż ona sama na ramieniu, waląc z niego od pewnego momentu niczym z karabinu maszynowego. Doprawdy cudaczny widok. Po powyższych rewelacjach nie muszę chyba wspominać, że bohaterowie nie bawią się też w takie duperele, jak branie poprawki na odległości celu, siłę wiatru itd. Ale to nie wszystko. Daruję sobie analizowanie magicznego muszkietu ze zdalnie sterowanym pociskiem czy wybuchowych kart do gry. O Andersonie wyczarowującym sobie bagnety z powietrza też już wspominałem. Ale mamy tutaj artystę, który machając nitkami, potrafi pociąć na kawałeczki całe cholerne wieżowce. A w świetle tego takie drobiazgi, jak odbijanie nimi kul to już zaprawdę drobnostka…

Nie mogę też nie wspomnieć o humorze, jakim raczą nas od czasu do czasu twórcy. A to za przemienioną Seras ugania się tabun zombiaczków nazywających ją świnią i marzących o jej majtkach, a to Seras i Alucard mają intymną rozmowę z… duszami swoich broni (sic!), a to znów Bernadotte umizga się do Seras… Długo by można w sumie wymieniać, bo wyobraźnia twórców jest naprawdę bogata. No i ostatnia ważna składowa, czyli przemoc. A tej jest tu najwięcej. Alucard jak to Alucard, jest praktycznie nieśmiertelny, toteż daje się siekać, spalać, rozstrzeliwać, kopać i wysadzać w malowniczy sposób w powietrze. Osobiście ciekaw jestem, co by z nim zrobiła taktyczna głowica jądrowa? Albo wodorowa, po co się ograniczać. Sam Alucard nie pozostaje zresztą swoim wrogom dłużny i sposoby, w jakich morduje co poniektórych przeciwników, są niezłym dowodem jego pokrętnego poczucia humoru. Zresztą na ekranie szaleje nie tylko on. Cała reszta obsady, a pod koniec zwłaszcza Seras, też potrafi wykazać się różnego rodzaju kreatywnymi sposobami wysyłania niemilców na lepszy (gorszy?) świat.

No a czy Hellsing ma jakieś wady? Cóż, zasadniczo za wady poniektórzy mogą uznać powyższe dwa akapity. Wszak Hellsing zdecydowanie nie jest serią dla każdego. Ale są tu też minusy nieco bardziej „obiektywne”. Za jeden z nich można uznać zakończenie, stosunkowo przegadane i „rozmyte” moim zdaniem zupełnie niepotrzebnymi wstawkami humorystycznymi. Pasują tam one gorzej niż pięść do nosa. Wadą mogą być też napomknięte lecz nierozwinięte wątki fabularne i miejscami zbyt kiczowate lub patetyczne dialogi. Jeszcze innych razić może wspominana przeze mnie grafika, a kolejni widzowie będą kręcić nosem na muzykę. Ale jeśli jednak dla kogoś na plus zaliczy się wszystko to, co napisałem powyżej, to raczej wspomniane minusy nie będą stanowić dla niego przeszkody w czerpaniu przyjemności z seansu. Bo te osoby mogą tak o Alucardzie, jak i o serii wyrazić myśl następującą: „Bo to niezłe sku***ny są. Ale to NASZE sku***ny”.

Diablo, 24 stycznia 2013

Recenzje alternatywne

  • wa-totem - 6 marca 2006
    Ocena: 8/10

    Drżyjcie, potwory! Alucard powrócił i jest ZŁY. Bardzo zły o to, co wcześniej zrobili z nim świętokradcy z Gonzo… więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios, Satelight
Autor: Kouta Hirano
Projekt: Hidetaka Tenjin, Noriyuki Jinguuji, Ryouji Nakamori
Reżyser: Hiroyuki Tanaka, Tomokazu Tokoro
Scenariusz: Yousuke Kuroda
Muzyka: Hayato Matsuo

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Hellsing: fanfiki na Czytelni Tanuki Nieoficjalny pl
Podyskutuj o Hellsing na forum Kotatsu Nieoficjalny pl