Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 10/10 grafika: 8/10
fabuła: 9/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 24 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,25

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 622
Średnia: 8,91
σ=1,11

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Zoku Natsume Yuujinchou

zrzutka

Pod każdym względem godna kontynuacja doskonałej serii – rzadki klejnot w zalewie animowanej tandety.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W życiu Takashiego Natsume niewiele się zmieniło – nadal ma zwyczaj pakowania się w kłopoty, ponieważ to, że widzi ayakashi, naprawdę nie byłoby problemem – gdyby tylko umiał powstrzymać się od pomagania im. Całkiem niepotrzebnie, przynajmniej zdaniem jego „strażnika”, zwanego Nyanko­‑sensei, który bezskutecznie kładzie mu do głowy, że naprawdę najlepiej by zrobił, nie mieszając się w nie swoje sprawy. Innymi słowy – nic nowego, ale jednak recenzji nie mogę zamknąć na jednym zdaniu „jak w poprzedniej serii”. Tym bardziej, że czas płynie, a na ekranie zmieniają się nie tylko pory roku, ale także bohaterowie.

Naturalne jest, że opisując kontynuację jakiejś serii, powołuje się co dwa zdania na część poprzednią: to było takie, tamto się zmieniło. W tym jednak przypadku bardzo ważne jest, aby pamiętać, że obie serie Natsume Yuujinchou tworzą harmonijną i konsekwentnie rozwijającą się całość. Zmiany w drugiej serii wynikają nie tyle z jakiegoś przeskoku czy zmiany koncepcji, ale stanowią naturalny wynik procesu, który zachodzi przez cały czas. Innymi słowy, porównując ostatnie odcinki serii pierwszej z początkowymi serii drugiej nie zauważymy praktycznie żadnych różnic, zarówno w stylu historii, jak i zachowaniu postaci – jednak porównując początek pierwszej serii z końcem drugiej możemy dostrzec bardzo wyraźne zmiany.

Konstrukcja fabuły nie zmieniła się – nadal śledzimy epizodyczne historie z życia bohatera, rzadko przekraczające ramy odcinka. Tytułowa „Księga przyjaciół”, pozostawiony Natsume przez jego babkę, Reiko, swoisty spis ayakashi, które pokonała i którym teraz jej wnuk zwraca zabrane imiona, pełni jeszcze mniej istotną rolę niż poprzednio, pojawiając się w sumie w kilku historiach. Druga seria natomiast jest bardziej intensywna emocjonalnie (nie mylić z tanim sentymentalizmem) – zarówno dla bohaterów, jak i dla widzów. Proszę się jednak nie obawiać, całość nie ześlizguje się w wyciskacz wzruszenia z nieszczęsnych oglądających. Wyważenie elementów poważniejszych, scen naprawdę ściskających gardło, z momentami cudownie komicznymi (nie mylić ze wstawkami komediowymi) pozostaje idealne, a całość ma przede wszystkim wydźwięk głęboko optymistyczny. Przy czym jest to optymizm płynący z czegoś znacznie głębszego niż „życie jest piękne, a ludzie (ayakashi) są dobrzy”. To stwierdzenie nie zawsze musi być prawdziwe, ale nie zmienia to faktu, że – jak pisał Słonimski – jeśli nie wiemy, jak należy się zachować, warto na wszelki wypadek zachować się przyzwoicie. Zakończenie jest bardzo otwarte, nie zamykając nie tylko żadnego wątku, ale nawet żadnego etapu w życiu bohatera. Inna rzecz, że akurat w tym przypadku jest to jedyna możliwość: życie płynie i nie nadaje się do postawienia po prostu kropki w jakimś miejscu. Warto jednak zwrócić uwagę na scenę zamykającą serię, szczególnie porównując ją do rozpoczęcia i zamknięcia serii pierwszej, bo doskonale podsumowuje ona „miejsce”, w którym znajduje się Natsume.

Zoku Natsume Yuujinchou w znacznie większym stopniu koncentruje się także na otaczających bohatera ludziach. Nie wynika to po prostu z braku pomysłów na kolejne ayakashi – jest za to bezpośrednią konsekwencją przemian, jakie zaszły w Natsume. On sam bowiem zauważa to, co na pewno wypatrzyli uważni widzowie – że mimo jego rezerwy wobec ayakashi, o wiele łatwiej mu z nimi rozmawiać i nawiązywać kontakt. W stosunku do ludzi bardzo długo pozostawał wycofany, a jego chęć niesprawiania kłopotów raczej oddalała go od nich, niż zbliżała. To jednak także się zmienia – akceptacja ze strony opiekunów, przyjaźń ze szkolnymi kolegami, nić porozumienia z Tanumą, dość złożona więź z Natorim – wszystko to sprawia, że Natsume znacznie częściej jest tu pokazywany w towarzystwie ludzi, a co więcej – że uczy się wreszcie naturalnie z nimi rozmawiać. Trzeba tu zresztą napisać, że wszystkie te postaci robią wrażenie niezwykle sympatyczne i naturalne, a w ich stosunku do Natsume nie ma nic ze wzniosłych frazesów o przyjaźni i potrzebie zrozumienia, jest za to wyjątkowe ciepło. Szczególnie zachwycili mnie Touko i Shigeru, czyli opiekunowie Natsume – ich nienachalna troska, sposób, w jaki starają się stworzyć dla niego rodzinny dom, połączone są z uroczym zachwytem Touko nad tym, że wreszcie ma kogo rozpieszczać.

W japońskim sposobie myślenia, przebijającym w wielu seriach, zawsze do rozpaczy doprowadza mnie filozofia głosząca, że największym szczęściem w życiu jest się nie wychylać, nie mieć żadnych nadzwyczajnych talentów i spędzać życie jako przykładny obywatel, szczególnie połączona z filozofią akceptacji swojego losu i przeznaczenia. Początkowo Natsume wydaje się ucieleśnionym przykładem czegoś takiego: wszystkie jego problemy wynikają z niezwykłego daru, bez którego jego życie byłoby znacznie prostsze. Należy do świata ludzi i w świecie ludzi powinien pozostać, nie angażując się w to, co do niego nie należy – to właśnie powtarzają mu Nyanko­‑sensei i Natori. A jednak już w pierwszej serii Natsume zaczyna uświadamiać sobie to, co tutaj widać bardzo wyraźnie: że ów dar nie jest prostym przekleństwem i że to, czy sam będzie w życiu szczęśliwy, nie zależy ani od ludzi, ani od ayakashi, a wyłącznie od niego. Poprzednio pisałam także o tym, że jego potrzeba niesienia pomocy nie wynika z prostej słabości ani naiwności. Owszem, zdarza się, że jego zaufanie może zostać zawiedzione, ale jest to jego świadomy wybór: sam dawniej był odrzucany i samotny i woli pomylić się, niż potraktować kogoś tak, jak on był traktowany. Zachowuje przy tym całkowicie zdrowy rozsądek, nie próbując zawsze i za wszelką cenę przekonać każdego ayakashi do pokojowych rozwiązań – jest całkowicie świadomy, że są takie, z którymi porozumienie nie będzie możliwe. Co nie zmienia faktu, że tego porozumienia zawsze najpierw szuka, niezależnie od ryzyka. Co więcej, do akceptacji (nawet jeśli nie pełnego zrozumienia) takiej postawy potrafi przekonać tych, którzy go otaczają, czego przykładem jest chociażby właśnie Natori. Pierwsza seria stawia na początku jasną tezę: „świat ludzi” i „świat ayakashi" pozostają całkowicie odrębne i obce. Całość wydarzeń pokazanych w obu częściach jednak tę tezę obala. Oba światy mieszają się i łączą, a dla Natsume podział nie przebiega wzdłuż linii ludzie/ayakashi, a „ci, których chce chronić”/„ci, którzy im zagrażają”. Swoje miejsce pomiędzy światami akceptuje nie dlatego, że nie ma innego wyboru, ale dlatego, że właśnie takiego wyboru dokonuje. Rezygnując z potrzeby akceptacji „przez wszystkich” (jakoś trudno uwierzyć, żeby pozostawał w najlepszych stosunkach z egzorcystami), po obu stronach rzeczywistości znajduje przyjaciół.

W jednym tylko przypadku nie można mówić o płynnym przejściu między seriami. Druga część historii o przygodach Natsume otrzymała wreszcie odpowiednie fundusze na oprawę techniczną i potrafiła je wykorzystać. Poprawione minimalnie zostały projekty postaci – raczej nie sam ich wygląd, a detale stroju czy animacja włosów. Widać to szczególnie w bogatych, tradycyjnych szatach niektórych ayakashi, dopracowanych do ostatniego detalu. Przede wszystkim jednak dodatkowe fundusze wrzucono… w tła. Oczywiście do tego, co zaprezentowało Mushishi, nie mogą one dorastać, ale przedstawiony świat stał się niesamowicie wręcz piękny. Zaskakuje to tym bardziej, że spora część serii dzieje się zimą – widać doskonale, jak barwna i zmienna potrafi być to pora roku. W dodatku fabuła, rozpoczynająca się późną jesienią, kończy się w okresie kwitnienia wiśni, co pozwala na pokazanie wszystkich barw budzącej się wiosny. Owszem, ta seria broniła się także przy oszczędnej grafice pierwszej części, ale teraz dopiero została wydobyta cała jej uroda. Jedynym zgrzytem jest komputerowa animacja liści w czołówce, która wygląda po prostu marnie: szkoda tym bardziej, że cała czołówka jest niezwykle udana, a powtórzona, niemal identyczna sekwencja na jej początku i końcu doskonale oddaje główny wątek serii. Sama piosenka, Ano Hi Time Machine, spodobała mi się mniej niż Issei no Sei, do którego nadal mam wyjątkowy sentyment. Za to towarzysząca przepięknej, zimowej animacji napisów końcowych (też ładnie i symbolicznie podsumowującej serię) Ai Shiteru natychmiast trafiła na listę ulubionych.

Jeśli do kogoś pierwsza seria „nie trafiła” – wydała się letnia, mało przekonująca, banalna – niech zrobi mi tę przyjemność i daruje sobie oglądanie drugiej. Nie znajdzie nic, co by go przekonało i w najlepszym razie dojdzie do wniosku, że niektórzy recenzenci Tanuki bywają niesłusznie sentymentalni. Zawiodą się też wszyscy ci, którzy sięgną po tę serię zwabieni absurdalną (acz rozpowszechnioną) opinią, że jest „podobna do Mushishi". Oba te tytuły cenię chyba równie wysoko, ale to całkowicie odrębne zarówno w klimacie, jak i charakterze opowieści, które łączy tylko epizodyczna konstrukcja i wątki nadprzyrodzone (zupełnie różnie pojmowane). Są całkowicie nieporównywalne i przymierzając je do siebie, wyrządza się im poważną krzywdę. Wracając jednak do meritum: w poprzedniej recenzji nazwałam Natsume Yuujinchou prawdziwą perełką i pora trochę zweryfikować tę opinię. Obie części razem nabierają blasku oszlifowanego brylantu, szlachetnego klejnotu, którego uroda przetrwa bardzo długie lata. Nie umiem powiedzieć, w którym miejscu i którym momencie „urocza i prosta seria” zmieniła się w coś więcej, coś zaskakującego niezwykłym ciepłem i pozostawiającego widza w lepszym nastroju, a przy tym naprawdę niegłupiego.

Avellana, 12 kwietnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Brain's Base
Autor: Yuki Midorikawa
Projekt: Akira Takada, Tatsuo Yamada
Reżyser: Takahiro Oomori
Scenariusz: Ken'ichi Kanemaki
Muzyka: Makoto Yoshimori