Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 3/10 grafika: 6/10
fabuła: 1/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,67

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 104
Średnia: 6,19
σ=2,08

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Daerian)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shikabane Hime: Kuro

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • 屍姫 玄
  • Corpse Princess: Kuro
Gatunki: Dramat, Przygodowe
zrzutka

Nadal nieumarłe nastolatki i jeszcze bardziej zboczeni mnisi stoją pomiędzy krwiożerczymi potworami a nieświadomą zagrożenia ludzkością! Niestety, nastolatki zaczynają brać przykład z mnichów…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Shikabane Hime: Kuro pokazuje bezpośrednią kontynuację wydarzeń z Shikabane Hime: Aka, choć sytuację lepiej oddawałoby mówienie o sezonach – akcja poprzedniej części nie została bowiem zamknięta, płynnie przechodząc w wydarzenia przedstawione w nowej serii. Dlatego też od razu przestrzegam – poniższa recenzja nie tylko może, ale wręcz na pewno ujawnia ciąg fabularny Shikabane Hime: Aka.

Od tragicznych wydarzeń pamiętnej nocy, gdy w obronie swoich bliskich bohatersko zginął Keisei Tagami, minęło już pół roku. Ouri Kagami, obwiniający się początkowo o śmierć przybranego brata, spędził ten czas w górach, trenując pod czujnym okiem mistrza sekty Kougon, by zostać mnichem. Tymczasem Makina Hoshimura, związana kontraktem najpierw z Keiseiem, a teraz, na jego prośbę – z Ourim, spędzała ten czas w odosobnieniu, uwięziona i przetrzymywana przez Kougon – coraz głębiej pogrążając się w smutku i rozpaczy po utracie jedynego człowieka, który był jej bliski. Teraz jednak minęło pół roku. Magiczny okres, równe sześć miesięcy. Zdumiewające, ile rzeczy nagle wydarzyło się naraz… Ouri zaczął wątpić w swe szanse ukończenia treningu i wyruszył na poszukiwanie Makiny. Ona z kolei zaczęła buntować się przeciwko uwięzieniu, rozpoczynając tym samym proces przemiany w przeklęty byt… Szkolne koleżanki niedoszłego mnicha decydują, że pora wyruszyć, by go poszukać, bo za długo jest nieobecny… a główni źli serii nagle jakimś cudem dowiedzieli się, gdzie przetrzymywana jest Hoshimura i postanawiają ją dopaść. Tak jest, proszę państwa. Zakończenie okresu sześciu miesięcy ma w sobie prawdziwą magię nagłego prowokowania wszystkich możliwych wydarzeń.

Zdaję sobie doskonale sprawę, że jestem tu złośliwy – twórcy musieli jakoś zawiązać fabułę, jednak nie da się ukryć, że ilość wydarzeń, do których „przypadkiem” dochodzi w tej samej chwili, po tak długim okresie spokoju – zakrawa na nieprawdopodobieństwo. Dlatego też od samego początku fabuła serii wzbudza negatywne odczucia – a co gorsza, dalej jest jeszcze gorzej. Przez pierwsze odcinki poznajemy historię niektórych postaci pobocznych, dowiadujemy się też więcej o samej idei shikabane hime – oraz obserwujemy demonicznych adwersarzy głównej bohaterki, znanych jako Shichisei, atakujących ją w starym dobrym stylu „potwora tygodnia”. Tak jest, po kolei, po jednym. Nawet jeśli aktualnie walczący przegrywa i zaraz zginie. Całe szczęście, że po poniesieniu pewnych strat zmieniają taktykę, bo inaczej człowiek nie oglądałby już serii, a używał głowy do rozbijania ściany lub skręcał się ze śmiechu na podłodze. Zresztą okazji do tego będziemy mieć więcej, gdyż raz za razem seria serwuje nam pomysły tak chore lub ograne, że wręcz trudno w nie uwierzyć. Podam tylko jeden z najbardziej drastycznych przykładów. Otóż zwykły student zostaje przebity na wylot szponem o kształcie i grubości zbliżonych do kołka używanego w celu unieszkodliwiania wampirów. W okolicach obojczyka. Nie jestem ekspertem od biologii, ale o ile wiem, znajduje się tam arteria. Jak można się domyślić, nic mu oczywiście nie jest, a dalej jest jeszcze ciekawiej… Inna postać wyciąga bowiem szpon niczym strzałę z rany (uczeń lekko się krzywi), a następnego dnia w szkole na naszym herosie wiesza się jego kolega, trzymając prawie idealnie za zranione miejsce – a ten spokojnie prosi go, aby przestał, ponieważ jest ranny! Tak jest, obrażenia zdolne zabić lub powalić na ziemię takich rezunów jak Spike, Kenshin, czy nawet półdemon Inuyasha, są niczym dla przeciętnego japońskiego ucznia!

Pomimo początkowego natężenia głupoty, w okolicach siódmego­‑ósmego odcinka poziom zaczął zauważalnie rosnąć – zastanawiałem się nawet, czy mimo niedociągnięć ta część nie jest lepsza od pierwszej serii. Niestety, efekt został całkowicie zaprzepaszczony fatalnym ostatnim odcinkiem – w zasadzie nie wiem, czy twórcy uznali, że w ich serii jest za mało stereotypów, i postanowili na koniec dorzucić nie przygarść, ale wiadro czy nawet beczkę dla dopełnienia? Co gorsza, zakończenie sprawia wrażenie nie tyle niedopowiedzianego, co wręcz urwanego. Odbija się to fatalnie na już wcześniej nie najlepszym odbiorze całości. Sumując wszystkie wady i nieliczne zalety, nie można nie zauważyć, że pod względem fabularnym Shikabane Hime: Kuro jest o wiele słabsza od poprzedniczki, zawiera też znacznie większą ilość bezdennych idiotyzmów – choć trzeba przyznać, że obniżenie poziomu wyznaczonego przez Shikabane Hime: Aka musiało wymagać od twórców dużego wysiłku.

Śmierć pod koniec pierwszego sezonu jedynej względnie interesującej postaci, czyli Keiseia Tagamiego, stanowczo nie posłużyła serii – pozostawieni zostaliśmy bowiem jedynie ze stereotypowymi inwalidami życiowymi, wśród których prym wiedzie główny bohater, Ouri Kagami. Twórcy próbowali co prawda wprowadzić zastępstwo w formie innego zabawnego członka sekty Kougon, jednak ich wysiłki zwieńczone zostały niepowodzeniem – nowy zboczony mnich sprawia bowiem wrażenia wciśniętego na siłę, niczym z innej bajki. Także próby psychologicznego pogłębienia postaci i poruszenia ich przeszłości i motywów zakończyły się klęską – jedynym, co udało się osiągnąć, jest podkreślenie, jak bardzo dwuwymiarowi i przewidywalni są bohaterowie.

Natomiast oprawa graficzna uległa poprawie. Najbardziej rzuca się w oczy lepsza animacja – ujęcia są staranniejsze, a ruchy postaci bardziej płynne. Przede wszystkim jednak opracowano od nowa choreografię walk, czyniąc je znacznie ciekawszymi – nareszcie większa część z nich nie składa się z ujęć biegnącej i strzelającej w kierunku widza bohaterki. Także przeciwnicy, z którymi przyjdzie się zmierzyć bohaterom, stali się zróżnicowani, różniąc się korzystnie od szaroburych potworów z Shikabane Hime: Aka. Niestety, wraz z rozwojem grafiki nastąpiła także ewolucja wątków określanych powszechnie mianem fanserwisu. Występuje on w ilościach, które zaczynają już kwalifikować serię do gatunku ecchi, a nie mrocznej opowieści o walce o odkupienie. Najbardziej rozpowszechnione przykłady to bez wątpienia filozoficzne rozmowy w gorących źródłach, prowadzone przez panie w całkowitym negliżu, oraz uszkodzenia ubrań bohaterek w czasie walki z potworami. Które to zniszczenia są tak znaczące, że w zasadzie pozostałe resztki trzymają się chyba tylko siłą wiary, przecząc prawu grawitacji. Z ciekawszych i nieco mniej klasycznych pomysłów – naprawdę, odprawianie rytuałów religijnych nie wymaga ubrania sięgającego ledwie za biodra postaci… Z tego, co wiem, strój miko ma też dolną część. Innym, chyba najbardziej nieprzyjemnym momentem, jest ukazana w retrospekcji scena śmierci Makiny, poprzedzająca jej zostanie shikabane hime. Zarówno przebieg, jak i kadrowanie tej sceny sugerują inne wydarzenie niż brutalny mord… Przez litość nie będę się już pastwił nad faktem, że co najmniej jedna z bohaterek musi dysponować pompką, bo jej tak zwane atrybuty rosną z odcinka na odcinek. Na zakończenie warto również wspomnieć, że zaprezentowany w Shikabane Hime: Aka harem okazał się niewystarczający – w ramach bonusu dorzucono więc jeszcze dwie panie – ninja i otaku, aby już na pewno każdy znalazł odpowiadający mu fetysz. Oglądając serię, miałem wrażenie, że gdyby twórcy zrezygnowali ze scen szykowanych czysto pod fanserwis, całość byłaby krótsza o dobre dwa – trzy, a może nawet cztery odcinki. Nie jest to pocieszająca myśl.

Muzyka utrzymuje dokładnie ten sam poziom, co w części pierwszej – nie jest zła, ale do wybitnej jej daleko. Muszę jednak przyznać, że według mnie w sytuacji, gdy wydaje się oba sezony anime jako oddzielne serie, należałoby jednak postarać się i przygotować przynajmniej nowy opening. Tymczasem na początku każdego odcinka oglądamy tę samą animację i słuchamy identycznej melodii, co w Shikabane Hime: Aka. Dobrze chociaż, że nastąpiły zmiany w endingach.

Jak mogę podsumować Shikabane Hime: Kuro? Jest to seria, która zdołała mnie negatywnie zaskoczyć po obejrzeniu poprzedniej części (warto zaś wspomnieć, że nie oczekiwałem zbyt wiele), wypełniona po brzegi niepasującym do treści fanserwisem, a przede wszystkim – o naiwnej i nieinteresującej fabule. Zdecydowanie odradzam ten tytuł każdemu, zastanowiłbym się nawet, czy nie odradzać oglądania go osobom, którym podobał się pierwszy sezon.

Daerian, 14 lipca 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: feel, GAINAX
Autor: Yoshiichi Akahito
Projekt: Chikashi Kubota, Kikuko Sadakata
Reżyser: Masahiko Murata
Scenariusz: Shou Aikawa
Muzyka: Norihito Sumitomo