Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 14 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 260
Średnia: 7,87
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Easnadh)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kobato.

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • こばと。
Tytuły powiązane:
Widownia: Shoujo; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Wiele zalęknionych serc do wyleczenia, jedno życzenie i jedna dziewczyna o szczerych chęciach, wielkim sercu i nieco mniejszym rozumku. Brzmi nieco banalnie? Owszem, ale też bajkowo i sympatycznie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Kobato Hanato ma życzenie: jest pewne miejsce, do którego chciałaby się udać. Aby zostało ono spełnione, musi w ciągu roku uzbierać pełną buteleczkę konpeito – kolorowych japońskich cukierków – które tak naprawdę symbolizować mają uleczone z lęków i zmartwień ludzkie serca. Tak więc pewnego pięknego wiosennego dnia Kobato sfruwa na ziemię i ląduje na placu zabaw gdzieś w Japonii. Z okrzykiem „Kobato, ganbarimasu!” (w wolnym tłumaczeniu: „Kobato – do dzieła!”) gotowa jest pomagać ludziom. A nie, momencik, przepraszam… Najpierw trzeba tę buteleczkę na konpeito zdobyć.

Od pierwszej chwili wiadome jest, że Kobato oraz jej opiekun i nauczyciel, Ioryogi (niebieski pluszowy piesek w czerwonej obróżce, który tylko wygląda niewinnie), nie pochodzą z naszego wymiaru. Dlatego też (a także z powodu wrodzonej gapowatości) wiedza Kobato o świecie ludzi jest skąpa. Nie powinno więc dziwić, że już na początku dziewczyna pakuje się w kłopoty. Z tarapatów wyciąga ją pewien gburowaty młodzian, który zresztą natychmiast po akcji ratunkowej odwraca się plecami i odchodzi, niegrzecznie i mrukliwie odpowiadając na podziękowania Kobato. No, ale nie rozpisując się: pod koniec pierwszego odcinka głównej bohaterce udaje się zdobyć buteleczkę, od następnego więc może rozpocząć jej wypełnianie. Podczas poszukiwań ludzi do wyleczenia, Kobato przypadkowo zachodzi w okolice przedszkola Yomogi, gdzie na jej głowie ląduje prześcieradło. Natychmiast nadbiega właścicielka przedszkola, Sayaka Okiura, z wyjaśnieniem, że z powodu braku funduszy, a co za tym idzie – braku pracowników, sama musi robić pranie i wiele innych rzeczy na raz, więc nie wszystkiego może upilnować. Kobato dostrzega w tym swoją szansę na wyleczenie czyjegoś serca – i zgłasza się do pomocy. Okazuje się przy tym, że ów gburowaty osobnik z poprzedniego odcinka – Kiyokazu Fujimoto – także tam pracuje, co nieco komplikuje sytuację, jako że nie jest on nastawiony do Kobato pozytywnie. W przeciwieństwie do dzieci, które nieco głupiutką, niezdarną, ale zawsze radosną dziewczynę akceptują od razu (bo prawda jest taka, że dzieci lubią, kiedy czasami dorośli okazują się mniej mądrzy i bardziej dziecinni od nich).

Początek pracy w przedszkolu Yomogi staje się punktem zwrotnym w życiu Kobato. Od tej chwili miejsce to będzie bazą wszystkich wydarzeń i drobnych przygód, jako że wbrew pozorom fabuła Kobato. nie polega na nieustannym podróżowaniu i poszukiwaniu zlęknionych serc. Lecznicze zabiegi naszej bohaterki są jakby efektem ubocznym codziennych zdarzeń i spotkań z mieszkańcami miasta, które zajmują większą część odcinka. W Kobato. nie uświadczy się gwałtownych i porywających zwrotów akcji, fabuła płynie sobie powolutku i leniwie – co może na pewnym etapie stać się irytujące i część widzów może od seansu „odpaść” koło piątego odcinka. Jednak jeśli ktoś wytrwa i przyzwyczai się, zauważy, że przy tym wszystkim jest w tym anime coś niezwykle pogodnego i pozytywnego, a momentami także wzruszającego. Swój udział w wytrwałym oglądaniu ma także chęć przekonania się, czy Fujimoto zmieni swój stosunek do Kobato i w ogóle jak wszystko się skończy. Bez spoilerów – warto czekać, osobiście nie czułam się zakończeniem jakoś bardzo rozczarowana, zwłaszcza że pomimo tego, iż manga jest ciągle wydawana, jest ono konkretne i zamknięte. Ma jednak swoje wady – więcej tajemnic zostało nierozwiązanych niż rozwiązanych i można je odebrać jako, posłużę się niezbyt subtelną metaforą, wciśnięcie niemowlakowi zastępczego smoczka do ust, żeby przestał wrzeszczeć, bo mleko niegotowe.

Oglądając Kobato. warto też znać pozostałe dzieła grupy CLAMP – czasami pomaga to w zrozumieniu, kim jest dana postać i o co w ogóle chodzi (a także w zauważeniu ukrytego małego żarciku czy też mrugnięcia okiem twórczyń), a kiedy indziej dostarcza po prostu dodatkowej radości: „O, znam tę postać!” albo „Ojej, stęskniłam się za nim/nią!”. W Kobato. widz może spotkać lub zauważyć postaci m.in. z mang: Wish, Chobits, Tsubasa RESERVoir CHRoNiCLE, xxxHOLiC czy Angelic Layer.

Kobato jako bohaterka sama w sobie jest niestety tym typem, który naprawdę trudno mi znieść. Wiecznie idiotycznie radosna, trochę tępa, gapowata, a na dodatek dzieciaki w przedszkolu zakładają się, czy zgodnie z tradycją dzisiaj ich opiekunka się przewróci. Podobnie jak powolna fabuła może działać na widza odstraszająco. Z czasem niechęć jednak mija, Kobato ma bowiem tyle uroku, a przy całej swojej nieznajomości świata ludzi tyle ciepła i współczucia dla każdego stworzenia na ziemi, że potrafiła ona zwalczyć we mnie wszystkie uprzedzenia. Dla kontrastu Ioryogi jest postacią wiecznie zirytowaną, łatwo wpadającą w gniew, surową i, pozwolę sobie posłużyć się eufemizmem, niemiłą. W anime pełni rolę mentora głównej bohaterki, a także elementu komediowego. Z tym pierwszym średnio wyszło (przynajmniej na początku), z tym drugim też nieszczególnie – jego popisowy numer z zionięciem na Kobato ogniem był może trochę zabawny przez dwa odcinki. Potem zaczął drażnić, bo to nie było śmieszne, a brutalne. Podobnie dziwnie dobrana para bohaterów pracuje w przedszkolu Yomogi – Sayaka jest ciepłą, wyrozumiałą, odpowiedzialną i w gruncie rzeczy twardą kobietą, z kolei Fujimoto jest jedyną postacią, której nie potrafiłam polubić – wiecznie naburmuszony, opryskliwy, przez większość czasu traktuje Kobato naprawdę chamsko. Tak, wszyscy wiemy, że tak naprawdę ma złote serce, ale, rany, z osobistymi problemami i frustracjami powinno się iść do psychologa, a nie wyładowywać się na niewinnych osobach. Z istotnych dla fabuły postaci można wyliczyć jeszcze: Takashiego Doumoto, kolegę Fujimoto z uczelni, niezwykle sympatycznego, wrażliwego chłopaka o ciepłym charakterze, Kohaku, istotę „nie z tego świata”, która często pomaga Kobato i rozumie jej sytuację oraz tajemniczego mężczyznę pragnącego zniszczyć przedszkole Yomogi. Postaci jest jeszcze wiele, wliczając w to te epizodyczne, a niemal każda jest sympatyczna i wnosi do anime coś ciekawego.

Grafika pasuje do ogólnego klimatu anime: jest pastelowa, delikatna, słodka, momentami świetlista i nie przestaje przy tym być staranna. Twórcy dobrze oddają nastrój miejsc: przedszkole Yomogi jest radośnie kolorowe, pewne drzewo­‑strażnik – imponujące, a zimowe świąteczne stragany – bajecznie barwne. Przy wszystkich tych zaletach sprawiała ona jednak wrażenie nieco zbyt prostej jak na ekranizację dzieła grupy CLAMP, ale to już jest cecha kreski CLAMPa – żeby dobrze oddać jej bogactwo i urodę, trzeba mieć duży budżet. Głównie widać to było na przykładzie sukienek tytułowej bohaterki, które w mandze były ładniejsze. Tak, muszę przyznać, że Kobato. zaczęłam oglądać przede wszystkim ze względu na jej stroje, które zauroczyły mnie w pierwowzorze, gdzie garderoba jest bogata i bardzo dopracowana. W anime też jest dobrze, stroje są urocze, chociaż zdecydowanie brak im pewnej lekkości i ozdobności oryginałów. Dla porównania warto chociażby wspomnieć o teledysku CLAMP in Wonderland 2, gdzie także pojawia się Kobato i nie dość, że projekt jej postaci jest o wiele dokładniejszy, dziewczyna jest podobniejsza do oryginału, to jeszcze sukienkę ma wprost prześliczną. Ale to tylko takie moje marudzenie, zdaję sobie doskonale sprawę, że nie ma co porównywać trwającego niecałe 6 minut filmiku, w którym Kobato pojawia się przez około 30 sekund, i to przelotem, z serią telewizyjną o dwudziestu pięciu odcinkach trwających niecałe pół godziny.

Muzyka, podobnie jak grafika, idealnie oddaje klimat anime. Otwierający każdy odcinek utwór Magic Number, wykonywany przez Maayę Sakamoto, jest bardzo pozytywny i słoneczny. Endingi są dwa (nie licząc odcinka dwudziestego czwartego, który kończy się piosenką Kobato): Jellyfish's Confession i Watashi ni Dekiru Koto, oba śpiewane przez Megumi Nakajimę – są spokojne, delikatne, ale niestety nie zapadły mi szczególnie w pamięć, choć mam wrażenie, że drugi bardziej mi się podobał. Najlepiej nastrój anime oddają jednak utwory, które słychać w tle. Są to melodie głównie na flet, skrzypce, fortepian i klarnet, czasem pojawia się też gitara akustyczna. Większość z nich jest lekka i przyjemna dla ucha, choć zdarzają się też utwory radośnie psychodeliczne, no ale w końcu sama Kobato jest radośnie dziwna, więc wszystko pasuje. W ścieżce dźwiękowej pojawia się też parę perełek: przede wszystkim prześliczne Hotaru no Mori – pełna magii pieśń, początkowo bez słów, śpiewana przez kobiecy głos, An Ancient Story – utwór równie magiczny, choć o cięższym klimacie, oraz obie piosenki Kobato (Ashita Kuru Hi, Ashita Kuru Hi ~Yuki no Furu Machi de~) i ich wersja instrumentalna (Sora ni Utau Shoujo). Wśród seiyuu możemy spotkać i znane gwiazdy z dużą ilością ról, jak Shinichiro Mikiego, Hiroshiego Kamiyę, Daisuke Namikawę czy Tetsu Inadę (który podkłada głos pod Ioryogiego, co w pewnym odcinku ma dość… ciekawe następstwa), i osoby z mniejszą ilością ról na koncie, ale obiecujących, jak Tomoakiego Maeno czy wykonawczynię endingów – Megumi Nakajimę, która zadebiutowała w Macross Frontier i od razu wykonała kilkanaście dobrych piosenek.

Kobato. jest anime bajkowym, zarówno pod względem fabuły, jak i wyglądu. To dość niemrawo ciągnąca się, choć przyjemna, ciepła, momentami zabawna i wzruszająca opowieść o tym, jak małe rzeczy i zdarzenia w codziennym życiu mogą cieszyć oraz o roli pozytywnego podejście do świata i ludzi. Seria ma oczywiście swoje niedoskonałości, ale nie przeszkadzają one jakoś specjalnie, jeśli ma się pewną dozę cierpliwości, a przy okazji ochotę na spokojne i sympatyczne anime z w większości równie sympatycznymi bohaterami.

Easnadh, 2 maja 2010

Recenzje alternatywne

  • molly_grue - 11 maja 2010
    Ocena: 9/10

    Niezwyciężona miłość i nieskończona dobroć tego świata. Niektórym może zrobić się niedobrze na myśl o tak słodkim deserze, jednak podany w odpowiedni sposób jest nie tylko jadalny, ale zupełnie smaczny. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: CLAMP
Projekt: Hiromi Katou
Reżyser: Mitsuyuki Masuhara
Scenariusz: Michiko Yokote, Nanase Ookawa
Muzyka: Takeshi Hama