Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 36
Średnia: 7,47
σ=1,5

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Souten Kouro

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 26×23 min
Tytuły alternatywne:
  • 蒼天航路
  • Beyond the Heavens
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Azja; Czas: Przeszłość
zrzutka

Jak adaptować, to z rozmachem. Epicka baśń bawi i uczy pokolenia. Od 600 lat.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: kawajka

Recenzja / Opis

Wszystkie imiona podajemy w wersji chińskiej, według transkrypcji hanyu pinyin.

Historia w literaturze dzieli się z grubsza na okresy złote, żelazne i zapomniane. O tych ostatnich, zgodnie z nazwą, nikt nie pamięta, te pierwsze opisywane są zazwyczaj w nudnawych dytyrambach, te drugie stają się zaś filarem powieści, które rozpalają wyobraźnię pokoleń. Gdy czas pogubi już zbędne szczegóły, ludzki geniusz nadpisze te czasy czystą przygodą.

Każdy kraj ma taki wiek – dla literatury chińskiej jest nim okres Trzech Królestw, czas krwawych wojen pomiędzy władcami państw, z których miały ukształtować się znane nam Chiny. Czas głodu, rebelii i nieprawdopodobnego okrucieństwa, straszny, ale jakże ciekawy. Obowiązkową lekturą dla spragnionych wrażeń marzycieli od 600 lat pozostają Dzieje Trzech Królestw pióra Luo Guanzhonga. Kilka opasłych ksiąg, dziesiątki wątków, setki bohaterów, którzy już w czasach współczesnych pisarzowi byli owiani legendą. Jak nietrudno się domyślić, historia ta szybko zajęła należne miejsce w kulturze Państwa Środka, stając się niedoścignionym wzorem i skarbnicą pomysłów dla pokoleń pisarzy, pieśniarzy i reżyserów nie tylko w granicach cesarskiej domeny.

Dobrze wiecie, co teraz napiszę, więc miejmy tę formułkę za sobą. Twórcy anime nie mogli pozostać obojętni na taki temat. Idę o zakład, że inspirowane nim dzieła większość czytelników kojarzy choćby ze słyszenia. Tak, znacie, choć nie wiecie, ciastka możecie przesłać mailem. Jak bowiem wszyscy wiemy, Japończycy uwielbiają „kreatywnie przerabiać” wszelkie kawałki zagranicznej literatury. Wykręceni na dziesiątą stronę europejscy klasycy mogą zostać uznani za wypadek przy pracy, ale to, co wyprawia się z chińską epopeją, zakrawa na szczególne okrucieństwo. Inspirację z owego szacownego dzieła czerpali bowiem twórcy takich cudów, jak Ikkitousen, Koihime Musou lub w najlepszym wypadku zapomnianych lelawych yaoi. To już nie da się klasyki przerabiać tak, by nie wyglądało to na świadomy afront lub skrajną głupotę? Da się. Jak zwykle jednak w takich przypadkach bywa, mało brakowało a przegapiłabym tę próbę, zarówno bowiem manga Souten Kouro, jak i oparte na niej anime, przeszły w zachodnim fandomie praktycznie bez echa.

Chiny, II wiek naszej ery. Krajem wstrząsa wojna za wojną, generałowie traktują kraj jak własny plac zabaw, przymuszeni głodem i gwałtem chłopi chwytają za broń. Cesarz nie widzi, a jak widzi, to nie grzmi, bo dla nikogo nie jest tajemnicą, iż pozostaje tylko marionetką w rękach pałacowych eunuchów. Chciwi rzezańcy napychają sobie kieszenie, a niejaki Cao Cao ma wszystko gdzieś. Młody, przystojny, z dobrej rodziny (jego ojciec jest wychowankiem wpływowego eunucha), świetny szermierz i pies na baby. Nic tylko szaleć, bawić się, a w przerwach wraz z kompanami lać buntowników w pięknym stylu. Owa personifikacja genialnego lenia mogłaby wiele, gdyby chciała. To jest historia o tym, jak się mu zachciało i co z tego wynikło. Tymczasem prostaczkowie z ust do ust podają sobie plotkę o tajemniczym zjawisku – świetlistych smokach przemierzających nocne niebo. W okresie zawieruchy Cao Cao to niejedyny młody ambitny. Jego losy splotą się z szalonymi prorokami, bractwem zbójników, okrutnym generałem z Północy i innym, którego umiejętności przyprawiłyby bohaterów Dragon Ball o rumieniec zażenowania.

W głębi serca wszyscy tęsknimy za takimi historiami. Opowieściami o ludziach niepospolitych w dobrym i złym, którzy żyli w czasach, gdy świat miał w sobie odrobinę magii i wiele bohaterstwa. Co z tego, że te czasy w takiej formie nigdy nie istniały, że choć ci ludzie noszą znane z historii nazwiska, to utkani są z naszej tęsknoty za światem, gdzie kochano, pożądano i nienawidzono uczuciami czystymi i okrutnymi poza naszym pojęciem? Souten Kouro jest właśnie taką historią – gęstą od krwi, duszną od bitewnego pyłu. Uderzając w tak wysokie tony łatwo się ośmieszyć, ale czasem zdarzają się dzieła, gdzie długa przemowa jest w stanie widza porwać, a nie znudzić. I to obojętnie, czy widz trafił na seans z przypadku, czy umie wyrecytować z pamięci życiorysy bohaterów w trzech wersjach z komentarzem.

Osoba nawet pobieżnie znająca pierwowzór tego tytułu, wyłapała już zapewne, na czym polega w tym przypadku kreatywne opracowanie tematu – o oryginalnym Cao Cao można powiedzieć wszystko, poza tym, że był protagonistą w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Prezentując punkt widzenia interesujący starych wyjadaczy, seria jednocześnie nie nudzi tych, którzy o Trzech Królestwach nigdy nie słyszeli. Sytuację geopolityczną i wszelkie potrzebne szczegóły serwuje się mimochodem, nie zaburzając tempa narracji i nie zamęczając odbiorcy szczegółami. Nie uniknięto co prawda małych skrótów – uważny widz dostrzeże, że pewne wątki zostały ucięte tuż przy samym rdzeniu fabuły, by zachować spójność historii. Jest też kilka wątków, gdzie twórcy widocznie założyli, że widz jednak książkę czytał i sobie co trzeba dośpiewa. Takie podejście może nieco rozczarować czytelników, bowiem ofiarą pobieżnego potraktowania padł ulubiony przez wielu wątek pani Diaochan. Nowicjusz nie powinien jednak dostrzec wielkich nieścisłości, bo czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal.

Ideał – niestety, prawie. Szykujcie się na łyżkę dziegciu. Zakończenie. Niemal do ostatniej chwili szaleństwo napięcia. A potem dosłownie ostatnie kilka sekund: ściana tekstu opisująca dalsze losy bohaterów. Jestem niemal pewna, że gdy w 2009 roku zaznaczałam to anime do obejrzenia, zapowiedziane było dwa razy więcej odcinków. Czyżby więc tak nadzwyczajna seria nie znalazła widzów? Piersi mało, fabuła dość skomplikowana, bohaterowie to nie modne ostatnio „emo”, więc zapewne lekko rozminięto się z gustami grupy docelowej.

Skoro o bohaterach mowa – najlepiej wyglądają z perspektywy ekranu. Cao Cao to w najłagodniejszych słowach kawał drania – charyzmatycznego jak jasny gwint dowódcy, za którym ludzie pójdą w ogień, on zaś pośle ich tam bez mrugnięcia okiem, jeśli przysłuży się to jego celom. Ani chybi duchowy brat Griffitha (choć mniej histeryczny, bardziej wygadany i bardziej niebezpieczny mimo braku magicznych fantów). Spośród parady głównych bohaterów wyróżniają się wspomniani zaprzysiężeni zbójnicy pod wodzą Liu Beia – wieśniaka, który zamierza wykorzystać swoją szansę na zdobycie władzy i wpływów. Czarnym koniem serii pozostał natomiast Lu Bu – generał o posturze Herkulesa i umiejętnościach akrobaty, który… sami zobaczycie, za co wprost trzeba go pokochać. Z kolei Dong Zhuo to zły lord, którego strach się bać, bo jego pewność siebie jest w pełni uzasadniona. Pamiętajcie, że jest to opowieść bohaterska w starym stylu – ukazany jest fragment, obszerny, ale wciąż fragment z życia postaci, tyle, ile konieczne jest dla historii. Nie ma babrania się w dzieciństwie i młodości, retrospekcji, głośnego myślenia. Oceniać można na podstawie czynów i nie zawsze szczerych słów.

Wielka powieść wymaga właściwej oprawy i grafika Souten Kouro jest śliczna. Uwaga, pochwaliłam CGI, patrzcie i podziwiajcie, bo szybko druga taka okazja się nie trafi. Postacie są piękne, bitwy dynamiczne, tła staranne. Bohaterowie starzeją się, zmieniają fryzury, stroje i proporcje (no, tu trochę przesadzili, jednego z nich poznałam li i jedynie po uszach). Dość dużo tu powtórzeń i stop­‑klatek, ale nie rażą one, a wręcz podkreślają klimat historii. Jedynie elementy lekko fantastyczne momentami wydają się sztuczne. Muzyka straszy i zachwyca. W openingu i endingu straszą przypadkowe utwory pseudometalowe, a w odcinkach zachwycają wstawki z bardzo dobrymi przejściami od rytmów nowoczesnych do tradycyjnych, zaś główny bitewny temat ma w sobie wyraźną bohaterską nutę.

Biorąc pod uwagę zakończenie, powinnam obniżyć ocenę, ale co mi tam: będą zielone gwiazdki, bo oglądało się świetnie. Kto popatrzył na oceny i nie zajrzał do recenzji, ten sam sobie winien i niech nie ma pretensji. Czytająca mniejszość została ostrzeżona i zostanie zachęcona – Souten Kouro to epickie anime, podnoszące ciśnienie od dobrych emocji. Widać różnię się od większości fanów mangi i anime, ale właśnie dla takich historii przekopuję góry animacji.

Eire, 11 marca 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Gonta King
Projekt: Akiko Matsushita, Akira Kano, Cindy H. Yamauchi, Daisuke Yoshida, Takahiro Umehara, Yuuichirou Hayashi
Reżyser: Toyoo Ashida, Tsuneo Tominaga
Scenariusz: Hideo Takayashiki
Muzyka: Shuusei Murai