Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 5
Średnia: 6,2
σ=1,6

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Otogi-Juushi Akazukin

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 39×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Fairy Musketeers
  • 火枪手小红帽
Tytuły powiązane:
Widownia: Kodomo; Postaci: Magical girls/boys; Miejsce: Japonia, Świat alternatywny; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Przygodowa seria dla młodszych widzów… I praktycznie tylko dla nich.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Souta Suzukaze prowadzi zupełnie zwyczajne życie: jest wrażliwym, życzliwym światu i spokojnym chłopcem, który nade wszystko kocha kwiaty i potrafi rozmawiać z roślinami. Bywa czasem trochę nieżyciowy, ale wtedy przydaje mu się przyjaźń z energiczną Ringo, która zdrowym rozsądkiem nadrabia za nich oboje. Oprócz kwiatów Souta uwielbia także baśnie – szczególnie opowieść, którą wiele razy słyszał od swojej matki. Ponieważ jednak matka zniknęła tajemniczo, kiedy był jeszcze mały, pozostaje mu bezskuteczne poszukiwanie dalszego ciągu tamtej historii w kolejnych bibliotekach.

Pewnego dnia jednak okazuje się, że dwa światy z opowieści – świat nauki i świat magii – istnieją naprawdę. To Erde, czyli nasza Ziemia, oraz Fandavele, magiczna kraina, z której nieoczekiwanie przybywają potwory. Ich misja jest prosta – mają porwać Soutę i dostarczyć do Cendrillon, złej wiedźmy, planującej podbój obu światów. Dlaczego właśnie jego? Cóż, podobno nosi w sobie „klucz Erde”, cokolwiek by to miało oznaczać. Na szczęście z pomocą przychodzi mu także przybyła z Fandavele wojowniczka Akazukin, mimo młodego wieku należąca do najbardziej elitarnej jednostki tego królestwa. Niebawem jednak jej umiejętności nie będą wystarczać, a do chronienia Souty zostaną zatrudnione także dwie przyjaciółki Akazukin – Shirayukihime i Ibarahime.

Akcja dość szybko przenosi się do Fandavele, w którym pozostajemy już do samego końca serii. Jak się okazuje, baśniowa kraina nie ma się najlepiej – jej król został uwięziony przez Cendrillon, a jego uwolnienie staje się oczywiście nadrzędnym celem trzech wojowniczek. Dlatego też wraz z towarzyszącymi im Soutą i Ringo wyruszą na poszukiwanie dobrze ukrytego zamku wiedźmy. Sam Souta natomiast przy okazji stara się odnaleźć dalsze części opowieści – „Historii o dwóch światach”.

Fabuła podzielona jest na łatwe do ogarnięcia, jednoodcinkowe epizody. Bohaterowie wędrują przez świat, odwiedzając różne miejsca i poznając różne osoby. Czasem takie spotkanie ma jakieś znaczenie dla głównego wątku, częściej jednak po prostu służy pokazaniu kolejnej przygody. Akazukin, Shirayuki i Ibara toczą także regularnie walki z nasyłanymi przez Cendrillon potworami, zwanymi Nightmarians, a także ze znacznie od potworów potężniejszymi podwładnymi złej władczyni. Rytm opowieści pozostaje przez to w miarę równy, nie znajdziemy tu (z wyjątkiem może samej końcówki) dramatycznych zawieszeń akcji na koniec odcinka. Główny wątek fabularny zostaje zamknięty, jednak tak naprawdę na bardzo wiele mniej i bardziej istotnych pytań nie dostajemy odpowiedzi. Jednocześnie jest to rzecz pozbawiona fanserwisu, ale także nadmiernej brutalności. Pokonane potwory rozsypują się w migotliwe iskierki, obrażenia bohaterów objawiają się tylko lekkim pobrudzeniem skóry i ubrania. Mimo tego, że armia Fandavele w zasadzie przegrała i kraina znajduje się pod władzą Cendrillon, w odwiedzanych miejscach życie toczy się raczej spokojnie – owszem, cały czas mowa jest o tym, że potwory stanowią zagrożenie, zwykle też postaci epizodyczne zostały dotknięte jakąś związaną z tym tragedią, ale wszystko to dzieje się „poza kadrem”. Innymi słowy, jest to propozycja jak najbardziej odpowiednia dla młodszych widzów. I, jak napisałam we wstępie, tylko dla nich.

Trudno powiedzieć, co tutaj zawiniło, ale o ile nie mam wątpliwości, że gdybym miała dziesięć lat, seria by mnie zachwyciła, o tyle w tej chwili praktycznie w ogóle mnie nie wciągnęła. Mimo że naprawdę lubię tego rodzaju pozycje i ich „dziecinność” nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu. Przypuszczam, że największy wpływ na to miały nieszczególnie udane postaci. Znajdujący się w centrum wydarzeń Souta jest miły, życzliwy światu i tak nieludzko mdły, jak to tylko możliwe. Jasne, typu dzieciaka z ADHD też można mieć dość, ale Souta przez całą serię sobie wędruje, miło się uśmiechając i wygłaszając optymistyczne monologi do kolejnych napotykanych postaci. Problem polega na tym, że niemal do samego końca nie potrafi z siebie wykrzesać żadnych żywszych emocji – wokół niego toczy się gwałtowna walka, ale on i tak się spokojnie uśmiecha i ogląda kwiatki, bo przecież Akazukin i jej przyjaciółki go obronią, a on im ufa… Niestety nie sprawia przez to wrażenia chodzącego spokoju – sprawia wrażenie, jakby został permanentnie naszprycowany jakąś mocno nielegalną używką, względnie pigułkami z suszonej żaby.

Nie potrafię też powiedzieć, czemu akurat Akazukin jest tytułową bohaterką – rolę ma akurat nie większą i nie mniejszą niż pozostałe pierwszoplanowe postaci. Zarówno ona, jak i jej dwie koleżanki, skupione wokół bohatera jak miniharemik, wypadają nijako. Owszem, mają dość wyraziste osobowości, jednak w większości przypadków kolejne przygody skonstruowane są w taki sposób, że nie wymagają od nich „zagrania” niczego. Wystarczy, że pokonają potwora, względnie wykonają inne zadanie poboczne. Teoretycznie każda z nich ma poświęcone jej odcinki, jednak nie przekładają się one w żaden sposób na wcześniejsze i późniejsze wątki fabularne – ot, ciekawostka i tyle. Na ich tle bardziej interesująco wypada przyjaciel i towarzysz Akazukin, wilk imieniem Val, zaś zdecydowanie najciekawszą postacią okazuje się Ringo. Sprawiająca początkowo wrażenie piątego koła u wozu (po co się pcha do świata, w którym musi być bezustannie chroniona?!) dziewczynka trzeźwością myślenia zdecydowanie dystansuje się od reszty towarzystwa, a żywością reakcji kontrastuje na korzyść z niemrawym Soutą.

Rzeczą, która trochę mi przeszkadzała w seansie, była „merkantylizacja” pokazanego świata. Jasne, anime jest sztuką na wskroś komercyjną i sprzedaż powiązanych z serią gadżetów to rzecz oczywista. Problem zaczyna się wtedy, kiedy owe gadżety w żaden sposób nie pasują do świata i widać wyraźnie, że zostały wprowadzone właśnie po to, żeby było co sprzedawać. Mniejsza już o stroje i bronie bohaterek, wyraźnie robione z myślą o łatwo rozpoznawalnych figurkach – to także jest częste i tego nie uznaję za wadę. Ale irytujące były chociażby „urządzenia” służące do rzucania zaklęć lub przywoływania broni – wyjątkowo plastikowo wyglądające „jaja” z kolorowymi, migającymi guziczkami, do których wciskało się równie plastikowo wyglądające karteczki z różnymi rysuneczkami. Do tej samej kategorii należy zaliczyć także zbierane po drodze przez bohatera „karty opowieści”. Generalnie widać było aż za dobrze, że oprócz gadżetów planowana jest także gra i należy jak najbardziej oswoić widzów z tym, co w niej znajdą.

Od strony technicznej, biorąc pod uwagę rocznik tej serii, jest raczej przeciętnie. Postacie są ładne i charakterystyczne, chociaż warto zwrócić uwagę, że wyglądają bardziej dziecinnie niż zwykle w anime – Souta i Ringo mają po czternaście lat, wojowniczki prawdopodobnie są w zbliżonym wieku. Nie popełniono poważniejszych błędów w animacji ani w rysunku. Ale jednak nie było tu też nic, co mogłoby przyciągnąć uwagę widza – zarówno obrazki z Ziemi, jak i pejzaże Fandavele są po prostu nijakie, przestrzenie puste, a potwory tak uproszczone, jak tylko wypadało. Owszem, trafiają się ładne kadry (nieodmiennie podobała mi się koniczynowa ramka na końcu odcinków), ale w sumie to typowa rzemieślnicza robota – poprawna, ale bez błysku. Tak samo zresztą jest z muzyką, nie mogę jej niczego zarzucić, ale po prostu nie zainteresowała mnie w najmniejszym stopniu. Zespół seiyuu nie jest najgorszy: w roli Ringo pojawiła się Rie Kugimiya (m.in. Louise z Zero no Tsukaima i tytułowa bohaterka Ognistookiej Shany), zaś jako Akazukin słyszymy Yukari Tamurę (m.in. tytułowa bohaterka Mahou Shoujo Lyrical Nanoha, Mai z obu serii Kanon, Rika z Higurashi no Naku Koro ni).

Jedną z rzeczy interesujących (i powodem, dla którego sięgnęłam po tę serię) są nawiązania do klasycznych baśni europejskich. Ten element jednak rozczarowuje. Trudno mówić o jakimś innym spojrzeniu na baśniowe postaci – pożyczono najwyżej imię i w najlepszym razie jakąś wiążącą się z postacią cechę charakterystyczną (np. bronią wiecznie sennej Ibary, wzorowanej na Śpiącej Królewnie, są pnącza róż). Owszem, spotkamy tu całkiem dużo mniej lub bardziej znanych „nazwisk” baśniowych, ale jednak podobieństwo jest bardzo odległe i sprawia wrażenie raczej próby ułatwienia sobie życia przez scenarzystów niż jakiejś spójnej i pomysłowej koncepcji. Tak jak pisałam wyżej – Otogi­‑Juushi Akazukin to nie najgorsza propozycja dla widzów młodszych, ale raczej im należy ją zostawić. Wydaje mi się, że starszym odbiorcom trudno będzie się „zaangażować” emocjonalnie, jeśli jednak komuś któraś postać przypadnie do gustu, być może zdoła specjalnie dla niej obejrzeć całą serię. To rzecz wyjątkowo równa, jeśli się początkowo spodoba, nie powinna rozczarować. Jeśli zaś nie przekona od razu – później także tego nie zrobi.

Avellana, 5 grudnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Shougo Kumasaka
Projekt: Makoto Kohara, Nobuaki Nagano, Satoshi Tasaki
Reżyser: Takaaki Ishiyama
Scenariusz: Mitsutaka Hirota, Yuuko Kakihara
Muzyka: Toshio Masuda