Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 7
Średnia: 6,57
σ=2,38

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Futari wa Precure Max Heart

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2005
Czas trwania: 47×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Pretty Cure Max Heart
  • ふたりはプリキュア ー マックスハート
Widownia: Shoujo; Postaci: Magical girls/boys, Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Pretty Cure powracają – walka o ocalenie Ogrodu Światła jeszcze się nie zakończyła!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: dusia

Recenzja / Opis

Nagisa i Honoka zaczynają właśnie trzecią klasę gimnazjum. Zajęte nowymi obowiązkami – odpowiednio kapitana drużyny lacrosse’a i przewodniczącej kółka naukowego – z rzadka tylko wspominają fantastyczne wydarzenia, które były ich udziałem, gdy walczyły z wysłannikami Dark Kinga o ocalenie Ogrodu Światła. Nieoczekiwanie okazuje się jednak, że odniesione wtedy zwycięstwo było pyrrusowe: władca Ciemności zdołał śmiertelnie ranić królową Światła. Osłabiona i niezdolna do utrzymania dotychczasowej postaci, rozpada się ona na to, z czego powstała: życie, serce i dwanaście Heartieli, mających postać malutkich wróżek, które można by określić mianem cech charakteru, takich na przykład jak ciekawość świata czy zapał do działania. Być może, jeśli uda się je wszystkie zgromadzić w jednym miejscu, królowa powróci do życia… Ale to nie będzie proste, bo wszystkie te elementy umknęły na Ziemię i tam się rozproszyły – a to oznacza, że mieszkańcy Ogrodu Światła muszą znowu poprosić o pomoc legendarne wojowniczki. Tymczasem na Ziemi pojawia się dziewczynka, która wie tylko, że nazywa się Hikari, zaś do posiadłości na odludziu, zajmowanej w poprzedniej serii przez siły Ciemności, wprowadza się tajemniczy chłopiec. Nagisa i Honoka nie będą miały czasu na nudę!

Błyskawicznie zaczyna się rzucać w oczy, że wątki komediowo­‑obyczajowe i wątek nadprzyrodzony zostały sklejone wyjątkowo niedbale i bez żadnego pomysłu. Hikari zamieszkuje u pojawiającej się epizodycznie w pierwszej serii Akane, właścicielki obwoźnego barku serwującego takoyaki. Zaczyna także uczęszczać do pierwszej klasy gimnazjum Verone i oczywiście szybko zaprzyjaźnia się z Nagisą i Honoką. Znakomita większość fabuły obraca się wokół szkolnych i pozaszkolnych perypetii tej trójki – adaptacji Hikari do nowego życia, a także różnych problemów i drobnych rozterek Nagisy i Honoki, które tymczasem wyrosły na szkolne gwiazdy, podziwiane przez młodsze koleżanki. Wszystko to jest oczywiście strasznie poczciwe i lukrowane, ale potrafi być nawet zajmujące i sympatyczne – o dziwo, te wątki nie nudziły mnie w najmniejszym stopniu, tym bardziej że potrafiły się konsekwentnie rozwijać przez kilka odcinków.

Za to stanowiący teoretycznie oś fabuły wątek ratowania królowej Światła rozwija się koszmarnie wręcz niemrawo. Bohaterki odzyskują oczywiście zdolność transformacji (podobną zdolność otrzymuje także Hikari), ale nie dostają niczego, co choćby w niewielkim promieniu pozwoliłoby lokalizować Heartiele. To z kolei wymusza na nich całkowitą bierność – pozostaje im zajmować się swoimi sprawami i czekać, aż kolejny Heartiel sam przyleci albo też siły Ciemności podejmą kolejny atak. Wspomniane siły Ciemności przez większość czasu także działają kompletnie bez przekonania – nie muszą walczyć z bohaterkami o żadne magiczne fanty, zaś ich celem jest „pozbycie się legendarnych wojowniczek”, żeby w przyszłości nie stanowiły przeszkody dla Dark Kinga. Tak, obie strony mają dokładnie ten sam cel – wskrzesić swego władcę i nie dopuścić do wskrzeszenia władcy przeciwnej frakcji – ale równie mało pomysłów na osiągnięcie tego celu. Poszczególne odcinki toczą się więc według identycznego schematu: wspomniane wyżej wątki obyczajowe w dość losowym momencie zostają przerwane atakiem wysłannika Ciemności, który przyzywa potwora, czeka, aż ten potwór zbierze wciry, a potem grzecznie znika do następnego razu. Czarne charaktery są tu na tyle miłe, że niemal nigdy nie angażują w swoje ataki postronnych ludzi (walki toczą się w czymś przypominającym doraźnie tworzony wymiar alternatywny, więc ewentualne zniszczenia nie mają wpływu na otoczenie), a monstra tworzą z materii nieożywionej, w najgorszym razie roślin, żeby bohaterki nie nabawiły się przypadkiem wyrzutów sumienia.

Widać wyraźnie, że wszystkie te walki są tylko dlatego, że stanowią obowiązkowy punkt programu, a nadawanie im jakiegokolwiek znaczenia i sensu fabularnego uznano za rzecz zbędną. Najlepiej można to zauważyć na przykładzie obowiązkowego w połowie serii zdobycia nowych mocy – wyłącznie dlatego, że na tym etapie fabuły takie coś musi się pojawić. Nie da się też ukryć, że sam finał, choć próbuje być dramatyczny, rozpaczliwie wręcz nie trzyma się kupy, a pokazana w nim bohaterska walka Nagisy i Honoki w gruncie rzeczy niczego nie zmienia i jest pozbawiona sensu. Poza tym, skoro przy krytyce jesteśmy, w zdecydowanie zbyt wielu odcinkach wpychane są na początku retrospekcje wydarzeń z odcinka poprzedniego – i żeby to chociaż udawało utrwalanie rzeczy ważnych dla fabuły! Bardzo często minuta lub dwie upływają na tym, że któraś bohaterka wspomina karmienie króliczka marchewką czy inne równie doniosłe wydarzenie. Odpowiednie wykorzystanie przewijania (poszerzone oczywiście o sekwencje transformacji) w dużej mierze niweluje tę usterkę, ale mimo wszystko należy wspomnieć o jej istnieniu. Za to mniej nachalne (albo może ja przywykłam?) stały się reklamy „magicznych” gadżecików – czasem się pojawiają, ale chyba bardziej dyskretne niż poprzednio.

Nagisa i Honoka niewiele zmieniły się od poprzedniej serii. Tak jak wcześniej, to Nagisa jest bardziej wyrazistą postacią i można zauważyć, że większość wydarzeń koncentruje się właśnie wokół niej. Nowym motywem są wyzwania, przed jakimi staje jako kapitan drużyny lacrosse’a – nieszczególnie poważne, ale jednak pokazujące całkiem nieźle, że do roztrzepanego i porywczego charakteru dostała w komplecie wystarczającą porcję charyzmy. Wątek jej uczucia do Fujimury (który zaczyna teraz liceum) przewija się co pewien czas, nawet odlegle nie dbając o zachowanie realizmu i nie posuwając się do przodu. Honoka dostaje kilka odcinków dla siebie, zazwyczaj jednak jej rola ogranicza się do wspierania Nagisy w charakterze głosu rozsądku. Hikari (której imię oznacza po japońsku „światło”) wypada na ich tle blado, co raczej nie dziwi – przy tak szlachetnym pochodzeniu, trudno spodziewać się jakichkolwiek nadających jej życia wad czy śmiesznostek. Jest łagodna, cicha i w zasadzie przypomina jeszcze bardziej introwertyczną i uprzejmiejszą wersję Honoki. Powracającym wątkiem jest motyw jej zagubienia – wie, że coś ją łączy z królową Światła, ale nie ma żadnych związanych z tym wspomnień, a poza tym pragnęłaby zachować to, co zna – obecne życie na Ziemi. Nie doczekuje się on jednak rozwinięcia, głównie dlatego, że Hikari nie dzieli się swoimi rozterkami z otoczeniem, zachowując wszystkie myśli i wątpliwości dla siebie.

Jeśli chodzi o wszelkie postaci drugoplanowe, to zdecydowanie pomaga przyjęcie na wstępie jednego założenia, sprawdzającego się w stu procentach. Wszyscy, ale to wszyscy, niezależnie od wieku, są mili, dobrzy i pełni najlepszej woli. Nie spotkamy tu nie tylko ludzi złośliwych, ale nawet niecierpliwych czy zirytowanych – w najgorszym razie takich, którzy chwilowo tracą wiarę we własne siły i (zazwyczaj dzięki sile przyjaźni) muszą ją dopiero odzyskać. Dotyczy to zarówno małych dzieci (uroczych i opiekuńczych wobec młodszego rodzeństwa), dorosłych (zawsze odpowiedzialnych i rozsądnych), a nawet sportowych rywalek Nagisy (na pierwszym miejscu stawiających czerpanie przyjemności z gry i fair play). Dlatego nie należy się denerwować na brak realizmu – taką konwencję tu przyjęto, a że nie każdemu musi odpowiadać… Trudno się mówi.

Mam wrażenie, że maskotki (znane z poprzedniej serii Mepple, Mipple i Porun, do których dołącza po pewnym czasie niejaka Rurun) odgrywają tu mniejszą rolę niż poprzednio – może dlatego, że ich udział w fabule sprowadza się zwykle do komentowania wydarzeń i inicjowania transformacji bohaterek. Kolejne Heartiele również ograniczają się do udzielenia kilku dobrych rad lub przekazania wyrazów poparcia, po czym na resztę serii znikają w magicznej szkatułce. Jedynym wyjątkiem jest pełniąca rolę czegoś w rodzaju przewodniczki pozostałych Seekun, która przez pierwsze kilka odcinków irytuje niepomiernie, ale potem na szczęście także schodzi na dalszy plan. Słudzy Ciemności, w liczbie czterech sztuk, nie sprawiają – prawdę mówiąc – wrażenia szczególnie mrocznych. Może dlatego, że podobnie jak bohaterki, w gruncie rzeczy nie mają pojęcia, co robić w sytuacji, w jakiej się znaleźli? A może dlatego, że inaczej wyglądają podwładni wykonujący bezpośrednie rozkazy przerośniętego upiora (jak w pierwszej serii), a inaczej czwórka ponurych typów, opiekujących się sympatycznym przedszkolakiem. Chłopiec noszący w sobie życie Dark Kinga pamięta chyba jeszcze mniej niż Hikari, a na pewno mniej rozumie ze względu na smarkaty wiek – spędza więc większość czasu na zabawach w mrocznej posiadłości, pod opieką dwóch pociesznych demonów najniższego rzędu.

Dwa lata, które upłynęły od czasu, gdy recenzowałam Futari wa Precure, pozwoliły mi świeższym okiem spojrzeć na sequel, ale także praktycznie uniemożliwiają porównanie aspektów technicznych obu serii. Wydaje mi się, że generalnie pod tym względem jest dość podobnie. Projekty postaci nie uległy zmianom, nadal też wszyscy ludzie mają włosy i oczy w rozsądnych kolorach (a nie w barwach tęczy), ale mimo to wystarczająco różnią się między sobą, by nie było problemów z rozpoznawaniem na przykład szkolnych koleżanek bohaterek. Zbliżenia i mimika są zazwyczaj udane, chociaż zdarzyło się kilka wyraźnie słabszych pod tym względem odcinków, transformacje pozostały praktycznie takie same, natomiast bitwy ze złem wzbudziły we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony podobało mi się, że bohaterki wykorzystują jakiś rodzaj sztuk walki – ich ciosy i kopnięcia są oczywiście nadmiernie akrobatyczne, ale jednocześnie zaskakująco „solidne”, ponieważ widać, że rysownicy brali pod uwagę sposób poruszania się ludzkiego ciała. Tyle tylko, że skoro każdą walkę obowiązkowo musi kończyć użycie któregoś z „magicznych ataków”, cała ta choreografia jest kompletnie pozbawiona sensu i celu. Magia, tak jak poprzednio, nie zachwyca – powtarzalne sekwencje są koszmarnie wprost statyczne i ograniczają się do wyprodukowania ogromnej błyszczącej kuli lub potężnego promienia, rozjaśniających cały ekran.

Najwyraźniej uznano, że rozbrzmiewające w czołówce pierwszej serii Danzen! Futari wa Precure to utwór nadzwyczaj udany, ponieważ tutaj dostajemy jego lekko przerobioną wersję – inna rzecz, że ta przeróbka dodała piosence dynamiczności i zdecydowanie wyszła na zdrowie. Napisom końcowym towarzyszy jeszcze bardziej dynamiczne Muri Muri!? Ari Ari!! Injaanai?!, zastąpione na ostatnie jedenaście odcinków przez Wonder Winter Yatta!. Tak jak poprzednio, wszystkie te piosenki wykonuje Mayumi Gojou. Muzyka w tle to w sporej części wariacje na temat motywu z czołówki, raczej pozbawione sensu istnienia poza serią, ale całkiem sympatyczne do słuchania w trakcie odcinka. Nieodmiennie bawił mnie tylko utwór towarzyszący najważniejszym walkom – idealnie pasowałby do starcia kosmicznych krążowników w jakiejś space operze, tu natomiast brzmiał raczej surrealistycznie. W rolach Nagisy i Honoki powtórnie usłyszymy Youko Honnę i Yukanę, natomiast Hikari zagrała Rie Tanaka (m.in. Chii w Chobits, Lacus w Gundam SEED, Maria w Hayate no Gotoku!). Z pozostałych seiyuu warto wymienić chyba tylko Tomokazu Sekiego (m.in. Chiaki w Nodame Cantabile, Archer w Fate/Zero, Sousuke Sagara w Full Metal Panic), który tutaj piszczy dzielnie i hiperaktywnie jako Mepple.

Podobnie jak pierwsza seria, Futari wa Precure Max Heart to bezpieczna propozycja dla młodszego widza. Jeśli chodzi o widzów starszych, to kluczowe pytanie brzmi, czego właściwie oczekują od serii magical girls. Jeśli wystarczą im codzienne perypetie bohaterek, pogodny klimat, pastelowe kolory i od czasu do czasu jakaś walka do ozdoby, powinni potraktować to anime jako propozycję na chwilę relaksu. Jeśli natomiast zależałoby im na bardziej dramatycznym (i spójniejszym) wątku walki lub trochę silniejszych emocjach, niech lepiej sięgną po inne pozycje z tego gatunku. Serię można też spokojnie oglądać bez znajomości poprzedniej, chociaż – pomijając praktycznie identyczny przebieg walk – wykorzystano tu jednak trochę inny pomysł, unikając wrażenia całkowitego odgrzania znanego już kotleta.

Avellana, 12 marca 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Izumi Toudou
Projekt: Akira Inagami
Reżyser: Daisuke Nishio
Scenariusz: Ryou Kawasaki
Muzyka: Naoki Satou