Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 13
Średnia: 7,46
σ=1,65

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sen'ya Ichiya Monogatari

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1969
Czas trwania: 128 min
Tytuły alternatywne:
  • Thousand and One Nights
  • 千夜一夜物語ts
Gatunki: Przygodowe
Rating: Nagość, Seks; Pierwowzór: Manga, Powieść/opowiadanie; Miejsce: Azja; Czas: Przeszłość; Inne: Magia
zrzutka

Aladyn w oparach absurdu. Sens życia wg Tezuki.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Shenai

Recenzja / Opis

Dawno, dawno temu, kiedy cuda zdarzały się na świecie, powstał projekt jak żaden inny. Gospodarka kwitła, jak świat długi i szeroki szerzył się bunt młodej generacji, dziewczęta wskakiwały w minispódniczki, John Lennon opisywał siebie jako morsa, a Osamu Tezuka pracowicie dokładał cegiełki do formującego się świata mangi i anime. Własne studio Mushi Production okazało się żyłą złota, dziecięcą widownię kolejno podbijali Astro Boy i Kimba – Biały Lew. Spływający strumień jenów pozwolił Tezuce na ryzykowną próbę zainteresowania kolejnej grupy widzów. Czemu tłum rodziców miał być tylko towarzyszami dla swoich pociech? Dlaczego nie zaprosić ich do kina na seans od lat 18? Starannie dobrany zespół wziął się do roboty i po roku wytężonej pracy światło dzienne ujrzała produkcja, jakiej dotąd nie było. Po Sen’ya Ichiya Monogatari światło dzienne ujrzały Cleopatra i Kanashimi no Belladonna. Mimo początkowych zachwytów, projekt Animerama pozostał ślepą uliczką animacji – odważnych, skierowanych do szerokiej widowni filmów eksperymentalnych. Czas odkurzyć perełkę z lamusa i zastanowić się, czy nie szkoda, że po tych wielkich marzeniach zostało nam zaledwie kilka godzin materiału.

Jak i pozostałe produkcje Animeramy, Sen’ya Ichiya Monogatari luźno bawią się motywami znanych legend, tym razem na warsztat biorąc Baśnie z tysiąca i jednej nocy. Aladyn, biedny sprzedawca wody, niestrudzenie przemierza gwarny targ Bagdadu. Czemu by nie przystanąć na chwilę i nie popatrzeć, co dzisiaj wystawia handlarz niewolników? Dużo lepiej dla niego byłoby, gdyby w tamtej chwili poszedł w swoją stronę. A może właśnie warto przehandlować spokojne życie w zamian za kilka chwil przygody i całe lata smutku? Dziesiątki dni bólu w zamian za pocałunek dziewczyny, której oczy drasnęły mu serce? Przez dwie ekranowe godziny Aladyn będzie kolejno zdobywał i tracił dosłownie wszystko – ale gdzie spotkamy go na końcu?

Fabuła wykorzystuje znane motywy ze słynnych baśni arabskich – nie będzie tu może lampy, ale bohater zetrze się z czterdziestoma rozbójnikami (i piękną córką ich wodza), poleci na drewnianym koniu, pożegluje magicznym statkiem i stanie się zabawką w rękach większych sił. Wiele razy jego drogi skrzyżują się z drogami ambitnego Baldiego – oficera bagdadzkiej policji dążącego po trupach do tronu władcy. Fabuła to przyspiesza, to zwalnia, co chwila skręcając w nieznane tory, wątki pojawiają się i znikają, by zazębić się w finale.

Czcicieli sensu i logiki ostrzegam – to Animerama, tutaj pozornie nic nie ma sensu. Cudowny świat, będący pomieszaniem baśni i anachronizmów, czas wybiórczo traktujący bohaterów, liczba rozwiązań typu deux ex machina w finale przekraczająca wszelkie normy – każdy inny film za takie właściwości odrzuciłabym z pogardą, ale w świecie 1001 nocy wierzę, że bohater starzeje się z każdym kadrem, niemowlę wyrasta na dorosłego, a pozostałe postacie nie starzeją się ani o rok. Za przyprawiającą o ból głowy feerią kolorów kryją się bowiem potraktowane serio i spójne rozważania na temat sensu życia i podejścia do tego, co ofiaruje nam świat. Czy tu, gdzie życie zmienia kaprys znudzonych boginek, warto snuć dalekosiężne plany, czy może cieszyć się chwilą, wykorzystując każdy uśmiech losu, ale też nie płakać, gdy los się od nas odwraca, bo w końcu i tak wyjdziemy na swoje? Do tych wniosków doszłam sama, bowiem nie jest to film, gdzie przesłanie stoi między kadrami, usiłując wbić nam się w mózg. Przesłanie, owszem, jest – grzeczne i nienachalne. Podczas oglądania nierzucające się w oczy, ale czeka i pozwala się zauważyć w chwili, kiedy widz mruga oczami między kolejnymi zwrotami akcji, a po seansie dyskretnie macha łapką, sprawiając, że widz uśmiecha się zadowolony, kiwa głową i daje więcej punktów niż dać zamierzał za ładnie narysowane piersi i pomysłowo pokazany seks.

Głównym obiektem erotycznych starań animowanych heroin będzie wspomniany Aladyn. Z zawodu handlarz obwoźny, z charakteru chłopek­‑roztropek, jakich wielu sprytem i determinacją zdobywało ręki księżniczek. Niczym w piosence Rodowicz, czeka go i wielki raut i feta proletariatu. Czy na końcu będzie mógł z uśmiechem spojrzeć na to, co było? Mimo zmiennych kolei losu, tak długo wyjdzie na swoje, jak długo postanie osobą szczerą, prostolinijną i życzliwą. Nie jest bohaterem bez skazy, zbyt często daje się ponieść emocjom, ale jest w sumie sympatyczny i trudno go nie lubić. Zdarza mu się wielkie świństwo, za które ciężko odpokutuje, ale i bohaterska decyzja, której konsekwencje uderzą go w przyszłości. Nawet nie wiem, jak i gdzie zaczęłam mu kibicować i życzyć dobrego zakończenia. Protagonistę musi uzupełniać czarny charakter – tutaj w tej roli znalazł się Baldi, ambitny policjant, mistrz kucharski piekący zawsze dwie pieczenie na jednym ogniu. Niezła z niego szuja, ale jak zwykle u Tezuki, nie jest pozbawiony ludzkich odruchów. Jak w każdej bajce, są i księżniczki, i wojowniczki, ale ta część obsady wypada dość słabo. Właściwie jedna tylko żeńska postać definiowana jest przez coś innego niż miłość do bohatera (nie, wcale nie jest to zbuntowana córka wodza rozbójników).

Grafika mimo upływu lat ciągle ma wiele do zaoferowania. Zmieniające się kształty i kolory, surrealistycznie wydłużające się postacie, dziwaczne transformacje – mam świadomość, że są to rzeczy, do jakich współczesny widz nie jest przyzwyczajony, ale nie mogę wyobrazić sobie tego filmu z inną grafiką. Mimika postaci jest dość uproszczona, a tła nieruchome, ale tam, gdzie zawodzi technika, nadrabiano pomysłem. Trudno animować tkaninę czy falujące morze? Sfilmujmy je i połączmy. Dużo tu seksu i nagości, ale w sytuacji, gdy trudno znaleźć kadr bez nagich piersi, film ani razu nie otarł się o wulgarność czy tani erotyzm. Dosłowność i umowność mieszają się, dając niepowtarzalną kombinację, jakiej próżno przedtem i potem szukać w kinie. Jako uzupełnienia oczekujecie arabskich melodii i podniosłych chórów? W filmie będącym po części dzieckiem epoki Beatlesów? Gitara i proste, chwytliwe melodie, które paradoksalnie okazują się świetnym i wpadającym w ucho motywem.

Po takiej litanii pochwał spodziewacie się gorącego polecenia? Figa. Recenzentka podchodziła do tego filmu trzy razy, by dwa razy posłać do diabła, a za trzecim wpaść całkowicie. Nie chcę tu stać w roli osoby, która chce pokazać innym cudowną tęczę, wiedząc, że ze swojego miejsca nie mogą jej zobaczyć. Nie chcę w komentarzach żali, że miało być pięknie. Nie biorę odpowiedzialności za seanse pt. „A teraz obejrzę polecane arcydzieło”. Ten film jest jak obraz w kalejdoskopie, który musi ułożyć się specjalnie dla nas. Najlepiej nosić go przy sobie, czekając na odpowiedni moment, ale że to niewykonalne, proponuję po prostu o nim pamiętać i obejrzeć, kiedy poczujemy, że to może być to. Bez wielkich oczekiwań, bo spłoszą wszystko, co w tym filmie dobre.

Obejrzałam i żałuję, że z wielkich planów powstało tak niewiele – ale czy takich filmów mogło powstać więcej? Czy takie dzieła nie zostają zapamiętane ze względu na swoją wyjątkowość?

Eire, 28 stycznia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mushi Productions
Autor: Osamu Tezuka
Projekt: Takashi Yanase
Reżyser: Eiichi Yamamoto
Scenariusz: Hiroyuki Kumai, Kazuo Fukazawa, Osamu Tezuka
Muzyka: Isao Tomita