Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 grafika: 3/10
fabuła: 2/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 176
Średnia: 6
σ=2,03

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Cthulhoo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Onii-chan no Koto Nanka Zenzen Suki Janaindakara ne!!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Because I Don't Like My Big Brother At All--!!
  • お兄ちゃんのことなんかぜんぜん好きじゃないんだからねっ!!
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem
zrzutka

Przyrodnia siostra ma ochotę na swojego brata, czyli zboczona, pełna najróżniejszych fetyszy i obdarzona brzydką kreską komedia ecchi. Gniot nienadający się do oglądania? O dziwo, nie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Dominika

Recenzja / Opis

Nao marzy o grzesznym związku ze swoim bratem i dosłownie wchodzi mu do łóżka, aby ten odwzajemnił jej uczucia. Jednakże jej marzenia szybko legną w gruzach, gdyż okazuje się, że została adoptowana i pomiędzy nią a Shuusuke nie ma żadnego pokrewieństwa. Cóż w takim wypadku pocznie biedna dziewczyna? Będzie jeszcze bardziej zabiegała o jego względy. Czeka ją jednak trudne zadanie, gdyż nie tylko ona pała miłością do chłopaka i wkrótce pojawia się konkurencja.

Brzmi źle? Chyba nie da się tego ukryć. Mimo to postanowiłem sprawdzić, czym jeszcze są w stanie zaskoczyć mnie twórcy anime. Przystąpiłem więc do seansu, oczekując tylko jednego – serii tak głupiej, że aż śmiesznej. Bo czego innego można spodziewać się po anime, którego strona wizualna jest, delikatnie mówiąc, odpychająca i które zapewne do najmądrzejszych nie należy (no dobra, w tym miejscu chyba byłem aż nazbyt delikatny, bo duże stężenie głupoty jest niemal pewne)? Pora więc na przygodę z tytułem, który większość osób najchętniej ominęłaby szerokim łukiem. Ja się do nich jednak nie zaliczam, dzięki czemu nie umykają mi takie „perełki”.

Moje przewidywania okazały się trafne. Od pierwszej do ostatniej minuty byłem zalewany przez wielką falę głupoty nacierającą na mnie z ekranu. Poziom idiotyzmu wręcz przytłaczał, a jednak potrafiłem się dobrze przy tym bawić. Nie będę zaprzeczał – humor jest zboczony, a gagi lawirują gdzieś między wodorostami w morskich odmętach, jednak, choć to trochę dla mnie krępujące, dostarczyły mi sporej dawki śmiechu. Tak, śmiałem się, myśląc zarazem „O borze, o lesie, ale to jest głupie!”. I to zdanie chyba najlepiej charakteryzuje ten tytuł. Niestety, parę ostatnich odcinków już nie było tak zabawnych i seria wyraźnie obniżyła loty – na szczęście nie na tyle, żebym nie był w stanie dotrwać do końca. Do tego dochodzi cała gama najróżniejszych zboczeń. Wspomniałem już o miłości do brata? To tylko wierzchołek wielkiej góry lodowej fetyszy, które pojawiają się w tej serii. Nie ma sensu ich tutaj wymieniać, po prostu jest ich za dużo. Powiem więcej, każda postać jakiś posiada, a niektóre do jednego się nie ograniczają. „Wszyscy jesteśmy zboczeńcami i nie ma się czego wstydzić” – taki wniosek można wysnuć po obejrzeniu tego tytułu. „Przekaz” niezwykle głęboki, ale czego mądrzejszego można oczekiwać po takiej serii?

Nie wspomniałem ani słowa o fanserwisie, który jest istotnym elementem tej produkcji. Dlaczego? Już tłumaczę – jest to kwestia dosyć dyskusyjna, której chciałem poświecić trochę więcej uwagi. A to za sprawą kontrastu tego elementu ze… specyficzną kreską. No dobra, nie będę się silić na delikatność. Projekty postaci są tak nieatrakcyjne, że nagość czy pokazywanie kobiecej bielizny raczej nie są w stanie cieszyć widza. Powiedziałbym nawet, że efekt jest wręcz odwrotny i naprawdę nie zależało mi na tych „zmysłowych” widokach. Z drugiej jednak strony fanserwis nie jest tu wrzucany bez sensu, żeby tylko skusić pewną grupę odbiorców do kupowania nośników DVD i Blu­‑ray w celu zobaczenia pikantniejszych scen bez cenzury, a jego brak wyszedłby serii na minus. Tak, mimo traumatycznych przeżyć z nim związanych, dostrzegam jego rolę i nawet zostało powiedziane parę ciekawych słów na jego temat. Do tego mamy pełny przekrój chwytów, od kusząco uniesionej kiecki po spódnicę chamsko trzymaną w zębach, żeby Shuusuke nie przegapił przypadkiem widoku damskich majtek. Fanserwis jest również nieodłącznym elementem wielu żartów, chociaż nie świadczy to dobrze o ich poziomie, ale tę kwestię już poruszałem. Wiem, brzmię co najmniej jak stary zboczony dziad, ale mimo bolesnych dla mych oczu scen, nie mam zamiaru traktować tego elementu jako wady serii.

Trochę się natomiast oberwie epizodycznej fabule. Nie będę ukrywać, iż nie ma ona na celu pogłębienia relacji między postaciami, lecz stanowi tylko pretekst do kolejnych gagów. Poszczególne wątki, co pewnie was zaskoczy, są równie inteligentne, jak humor w tej serii, a próbę stworzenia dłuższej historii można z czystym sumieniem określić jako nieudaną. Dużo lepiej w tym przypadku sprawdzają się krótkie formy, zamknięte w jednym odcinku. I w tym miejscu mógłbym spokojnie zakończyć ten akapit, gdyż niewiele więcej można tutaj napisać. Bo co mogę dodać? Że główną osią fabularną są zaloty Nao oraz jej rywalizacja z konkurencją do cnoty jej przyrodniego brata, a od czasu do czasu na ekranie pojawia się ekipa jego zboczonych kumpli? Dodatkowo nie należy się nastawiać na jakieś sensowne zakończenie, gdyż rzadko kiedy scenarzyści decydują się zburzyć panujące od początku do końca status quo i postawić na jedną bohaterkę. Na kontynuację natomiast nie ma co liczyć. Chociaż to trochę nieodpowiednie słowa. Dużo lepiej brzmi: „pośmialiśmy się i możemy o tym tytule spokojnie zapomnieć”. Reasumując – chyba nikogo nie zdziwi niezbyt wysoka ocena cząstkowa za fabułę.

Na tle fabuły postaci prezentują się już lepiej, chociaż nie mogę powiedzieć, żeby to był jakiś oszałamiający poziom. Shuusuke to typowy zboczeniec jakich wielu i nie przegapi żadnej okazji, żeby rzucić okiem w kierunku krocza przedstawicielek płci niekoniecznie pięknej. Na szczęście nie zalicza tak żenujących wpadek, jak poniektórzy bohaterowie haremówek, ale to też wynika z faktu, że dziewczęta zazwyczaj po prostu chcą mu wszystko pokazywać. Ma chłopak szczęście… Całkiem pozytywnie mnie za to zaskoczyła Nao. Jak na siostrę, która chciałaby porobić z bratem rzeczy tylko dla dorosłych (o tym, że tak naprawdę nie są spokrewnieni, chyba nie muszę przypominać), nie jest aż tak nachalna, a jej działania są przemyślane i zazwyczaj nie traci kontroli nad sytuacją. Niestety, od natrętnych panien jednak nie ma ucieczki, a to za sprawą trochę irytującej przyjaciółki z dzieciństwa, Irohy, która jest gotowa włożyć sobie spódnicę do ust, a jej metody śledzenia głównego bohatera momentami mnie przerażały. Nie czepiam się nawet tego teleskopu w oknie, ale noktowizor i inne wojskowe gadżety bez wątpienia odbiegały już znacznie od normy… Pozostała mi do omówienia tylko dziewczyna, która cieszyła się moją największą sympatią, czyli miła i ciepła Mayuka Kondou. Pamiętacie jeszcze, że wspomniałem, iż każda postać ma przynajmniej jedno zboczenie? Nie mam jednak zamiaru zdradzać, jakie też są jej fetysze i jeśli was to ciekawi, musicie rzucić wyzwanie serii. Miłego seansu.

Co pewien czas przewija się wzmianka o specyficznej kresce, więc nadeszła pora, aby dokładniej omówić ten element. O ile tła nie odbiegają od normy i utrzymują wysoce przeciętny, aczkolwiek estetyczny, poziom wykonania, tak projektów postaci nie można uznać za ładne ani atrakcyjne. Wychudzone patyczaki z szyjami niczym rura od odkurzacza – tak można scharakteryzować anatomię bohaterów. Zaburzone proporcje to jednak nie jedyny problem, gdyż kreska jest po prostu brzydka. Inaczej tego nie mogę określić. Nie stanowi ona jednak bariery nie do przejścia i przy odrobinie dobrej woli da się ją przeboleć, a nawet do niej przywyknąć. Ma też pewną zaletę – jest na tyle oryginalna, iż nie da się pomylić serii z żadnym innym tytułem, chociaż ja osobiście wolę mniej wyróżniające się, ale za to miłe dla oka projekty postaci. Produkcja jest statyczna, jak to zwykle bywa w przypadku komedii ecchi, więc o animacji zbyt wiele powiedzieć się nie da, poza tym, że większych wpadek nie stwierdziłem, jednak nie należy to do szczególnych osiągnięć.

Nie ma sensu się rozpisywać na temat podkładu muzycznego w serii, gdyż nie przykuł on ani na moment mojej uwagi – kolejna bezbarwna i niewyróżniająca się ścieżka dźwiękowa. Przejdę zatem od razu do piosenek, które możemy usłyszeć w openingu i endingu. Na wstępnie dostajemy pozytywny i żywiołowy popowy kawałek, zaśpiewany przez, podkładającą głos Nao Eri Kitamurę. Nie jest to utwór wybitny, ale za to bardzo przyjemny, chociaż nie zapadł mi szczególnie w pamięć. Za to pod koniec odcinka przyjdzie nam posłuchać piosenki trochę gorszej, choć utrzymanej w podobnym klimacie, w której, obok wspomnianej wyżej seiyuu usłyszymy też głosy Mariny Inoue (Iroha) oraz Kazusy Aranami (Mayuka).

Onii­‑chan no Koto Nanka Zenzen Suki Janaindakara ne!! nie jest dobrą serią, ale z drugiej strony nie mamy do czynienia z tytułem, którego seans można uznać za katusze. Powiem więcej, mimo wszystko można się naprawdę dobrze bawić przy tym anime. Oczywiście pod warunkiem, że widzowi nie przeszkadza niski poziom żartów, duża ilość fanserwisu, morze głupoty i, rzecz jasna, sama tematyka. Jeżeli więc dla kogoś te elementy nie stanowią wady zaporowej i jest w stanie przeboleć grafikę, może dać serii szansę. Pozostałym osobom radzę jednak omijać ten tytuł szerokim łukiem.

Cthulhoo, 21 kwietnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: ZEXCS
Autor: Kouichi Kusano
Projekt: Madoka Hirayama
Reżyser: Keitarou Motonaga
Scenariusz: Sayuri Ooba
Muzyka: Tomoki Kikuya