Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 8/10
fabuła: 3/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 5
Średnia: 4
σ=0,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Diablo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sailor Victory

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1995
Czas trwania: 2×30 min
Tytuły alternatywne:
  • 聖羅 VICTORY
zrzutka

Wielkie roboty, a wielkie roboty to i wielkie kłopoty… Czyżby o leczeniu kompleksów słów kilka?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Marilee

Recenzja / Opis

Wielkie roboty. Bodaj drugi, poza magicznymi dziewczętami, najbardziej rozpoznawalny motyw anime. Serie z takimi motywami kojarzą się z reguły z epicką fabułą, wartką akcją i zapewne z jakąś potężną wojną. Do tego dorzucić jeszcze kosmiczne zagrożenie i voilà! Seria gotowa. Ale wielkie roboty to nie tylko wielkie dramaty, wielkie poświęcenia i wielkie wybuchy. W przypadku tej OAV z pięknych (bo przeszłych, a zwykle wszystko co przeszłe, wydaje się piękne) lat 90., próżno szukać epickości czy patosu. Ot, to tylko niespełna godzinna produkcyjka z motywem wielkich maszyn bojowych, utrzymana w konwencji lekkiej komedii.

Fabuła… No cóż, prezentuje się następująco. Gdzieś tam jest pewna planeta. Jej nazwa okazuje się w sumie nieistotna. W stolicy, której nazwa też jest nieistotna, co i rusz zaczyna szaleć jakiś wielki robot. A jak już zacznie szaleć, to napada na banki, na jubilera, roznosi parę budynków, a pożal się Boże policyjne siły specjalne mogą się całemu zajściu co najwyżej przyglądać. Krótko mówiąc, źle się dzieje w państwie duńskim. Ale oto nadchodzi wreszcie odsiecz w postaci grupki, a jakże, młodych dziewcząt, które dzięki tajemniczemu sponsorowi i niezwykle subtelnej pracy wywiadowczej, zaczynają walkę z przestępczością przy pomocy własnej drużyny robotów. Co prawda działają one incognito, ale nie przeszkadza im to w zdobyciu serc mieszkańców nieszczęsnego miasta. A to ostatnie nieszczególnie podoba się policji…

Tak się to właśnie dziurawo przedstawia. Czemu dziurawo? Bo co bardziej dociekliwemu widzowi na usta ciśnie się pytanie za pytaniem. Na przykład, skąd u diaska, przestępcy terroryzujący biedne miasto mają środki na stworzenie swoich wymuskanych i potężnych cacuszek, podczas gdy siły policji biegają w skądinąd żałosnym szmelcu? Czemu nikt nie jest w stanie odkryć, skąd się biorą tajemnicze Sailor Victory, choć sprawę załatwiłaby zwykła analiza danych satelitarnych? Jaka jest motywacja obrończyń miasta, jaka jest ich przeszłość, skąd mają pieniądze i technologię? Pytań jest wiele, a odpowiedzi nie ma… Podobnie jak nie ma bliżej przedstawionych postaci. Można je określić prostymi określeniami: Furiatka, Wyczynowiec, Duże Dziecko, Geniuszka, Android i Romantyczka. Mniej więcej 75% tej OAV to czystej wody akcja, tak więc taki pobieżny opis nie jest dla postaci bynajmniej krzywdzący. O postaciach pobocznych zresztą, bo takie też się pojawiają, można powiedzieć jeszcze mniej.

A jak się to to ogląda? W zasadzie… Średnio. Nie mogę zaprzeczyć, że na ekranie dzieje się sporo. Walki, szczególnie te z drugiego odcinka, są naprawdę dynamiczne, wypełnione akcją, wybuchami oraz efektami specjalnymi. Cóż jednak z tego wszystkiego, skoro całokształt wydaje się płaski. Pozbawiony emocji. Mdły. Brak przybliżenia postaci czy też głębszego ukazania realiów zaowocował tym, że losy występujących tu postaci były mi kompletnie obojętne. Co z tego, że działo się dużo, skoro nie wywołało to we mnie żadnej reakcji. A to grzech śmiertelny tego typu serii. W czasie seansu w zasadzie bezczelnie ziewałem i nie były w stanie tego zmienić ani wybuchy, ani prezentowany od czasu do czasu humor, ani też kilka błyśnięć nagiego ciała bohaterek, pasujących tu zresztą niczym pięść do nosa.

Nie mogę się za to czepiać warstwy technicznej tej OAV. Rysunki postaci, co tu dużo kryć, przaśne okrutnie, mają swój urok i mogą się podobać, podobnie zresztą jak tła i zróżnicowane projekty robotów, które pojawiają się dość często. Złego słowa nie mogę też powiedzieć o oprawie walk, gdyż wszystko ładnie błyska, trzaska i wybucha, czego ukoronowaniem jest potyczka z ostatnim przeciwnikiem. Mimika postaci również jest bardzo żywa, obfituje w emocje i można odnieść wrażenie, że postaci faktycznie „żyją”. Jakkolwiek kuriozalnie by to nie zabrzmiało. Inną sprawą jest za to muzyka, pojawiająca się tylko pod postacią openingu i endingu i w moim odczuciu równie przeciętna i bezpłciowa, jak większość tej produkcji.

Słowo podsumowania będzie krótkie. Anime to jest wręcz wybitnie nijakie. W żaden sposób mnie nie porwało, żadna z jego części składowych nie potrafiła wyrwać mnie z otępienia, w jakie popadłem w czasie seansu. Nie przeczę, OAV ta ma, jak na swój wiek, świetną warstwę graficzną, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Sailor Victory nie ma jakichś poważnych wad. Ale nie ma też przede wszystkim wyraźnych zalet. Zamiast tego ma mnóstwo mniejszych i większych niedociągnięć, co czyni z tego tytułu w najlepszym razie ciekawostkę dla wyposzczonych fanów wielkich robotów. A i to tylko pod warunkiem, że nie straszne im są infantylizm i wątki komediowe.

Diablo, 11 września 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Animate Film
Autor: Headroom
Projekt: Kazuaki Mouri
Reżyser: Katsuhiko Nishijima
Scenariusz: Ken'ichi Kanemaki