Komentarze
Paradise Kiss The Movie
- komentarz : katrynia : 3.02.2013 01:05:09
- taka alternatywna rzeczywistośc ;) : miko_kikyou : 5.03.2012 02:27:13
- Re: Moje skromne zdanie ;) : anulka406 : 25.02.2012 21:21:13
- za co i dlaczego... : Nao : 20.01.2012 21:13:43
- komentarz : harp. : 16.01.2012 18:56:52
- Moje skromne zdanie ;) : Horo5 : 10.01.2012 21:07:56
- Fantazaja, fantazja, bo fantazja jest od tego…. : Oczko : 19.11.2011 20:05:17
- super : Ruka : 1.11.2011 00:51:06
Jeśli można to nazwać drama, to było to jedyne fajne jakie oglądałam, jednak życie to nie bajka i to mocno kuje mnie w tym filmie.
taka alternatywna rzeczywistośc ;)
za co i dlaczego...
Moje skromne zdanie ;)
Gdy jakieś dwa dni temu natknęłam się na film o tytule "Paradise Kiss", byłam pewna, że skądś go znam. Zmotywowała mnie do obejrzenia niego, moja niewiedza i nieświadomość na tematy japońskich filmów. Oglądałam dużo anime i pełno metrażowych filmów animowanych, lecz nigdy nie zetknęłam się z „normalnym” filmem japońskim.
Moim skromnym i niedoświadczonym zdaniem "Paradise Kiss" jest miłą dla oka grą aktorską. Niestety osoba, która tłumaczyła „mój” film, nie popisała się. Dlatego trochę się zawiodłam na polskich dialogach.
Historia głównej bohaterki jest wyjątkowo kliknij: ukryte urocza, ale i denna. Chociaż wiem, że w ten sposób obrażam fanów i za to bardzo ich przepraszam.
Niestety po krótkiej chwili wiedziałam jak potoczą się losy bohaterów. Ale pomimo to jestem bardzo zadowolona z obejrzenia filmu.
"Paradise Kiss" jest piękną historią, lekką i przyjemną.
Jeśli mam być szczera jedyne na czym się zawiodłam była niedokładność co do postaci. Pomimo, że nie oglądałam anime i nie czytałam mangi (jakoś tak wyszło) widziałam bohaterów i szczerze mówiąc gdybym nie słyszała wcześniej trochę o tej historii nie wiedziałabym kto jest kim.
Pomimo tych „ostrych” słów, które tu napisałam sądzę, że "Paradise Kiss" jest naprawdę wspaniałym filmem, jaki i zapewne mangą i anime. Dlatego polecam go każdemu kto lubi ckliwe zakończenia (chodź sama nie należę do tych osób).
Fantazaja, fantazja, bo fantazja jest od tego….
Mangę Ai Yazawy kocham miłością niezmienną i namiętną – bardziej niż tatę, bardziej niż mamę, bardziej niż NANĘ ;) Dlatego wieść o aktorskiej wersji przyjęłam z wielkim podekscytowaniem. Czekałam też z niecierpliwością na efekt końcowy adaptatorskich poczynań, zwłaszcza że zwiastuny wyglądały bardzo obiecująco. Ekranizację, którą mi zaserwowano, oceniam jako… przyzwoitą. Z pewnością nie wybitną, ale też niepozbawioną uroku i lekkości – jak na „motyli” motyw przystało. Z jednej strony mnóstwo tu usterek, karkołomnych przekłamań, niedoskonałości, z drugiej całkiem sporo rzeczy do pochwalenia. Dałam się uwieść zwłaszcza pieczołowitości, z jaką odtworzono realia wnętrz i kostiumów. Efekt glamour gwarantowany! Stopień wizualnej satysfakcji w trakcie seansu filmowego był w moim odczuciu proporcjonalny do tego uzyskiwanego z obcowania z przepięknie narysowaną mangą. A to już coś! Szkoda, że z równym szacunkiem nie potraktowano fabuły. To, co dostajemy, to zaledwie wycinek parakissowych perypetii – poszatkowany, zmiksowany na nowo i mocno polukrowany. Na szczęście istnieją historie o takim wewnętrznym bogactwie, że nawet ich lichutki kawałeczek jest w stanie sprawić widzowi przyjemność. „Oryginalny” PK z pewnością do nich należy, a zatem i film, choć ułomny (taki kadłubek ;), nie jest całkowicie stracony. W wersji aktorskiej zabrakło mnóstwa rzeczy: przede wszystkim kliknij: ukryte słodko‑gorzkiego zakończenia, wyeksponowania symboliki błękitnych róż, należytego rozwinięcia wątku Yukari‑Galatei, ale, o dziwo!, nie wyłam z frustracji przed ekranem. Kilkakrotnie nawet autentycznie się wzruszyłam, co oznacza, ze nie pogrzebano z kretesem przesłania pierwowzoru. Na przykład twórcy wyraźnie postarali się, żeby mocno i dobitnie wybrzmiał tak ważny dla PKu temat bezkompromisowego poszukiwania i realizacji siebie. Najbardziej zadziwił (i ucieszył) mnie jednak George. Myślałam, że co jak co, ale tej postaci nie da się przenieść na duży ekran. Że jakiekolwiek próby „udosłownienia” szarowłosego i szarookiego geniusza muszą zakończyć się spektakularną katastrofą (zwłaszcza biorąc pod uwagę „japońską” manierę aktorską). Myliłam się!!! Jak dla mnie Mukai Osamu może sobie nie mieć czupryny w gołębich barwach, bo i bez tego udaje mu się – na tyle, na ile pozwala mu scenariusz – oddać całą paradoksalność charakteru parakisowego protagonisty. Jego George jest taki jaki powinien być, czyli jednocześnie chłodny i czuły, delikatny i arogancki, rozmarzony i praktyczny. Acha, byłabym zapomniała – jest też oczywiście nieprzeciętnie urodziwy. Jednym słowem: Omedeto!
Komu polecić? Przede wszystkim tym, którzy nie mogli przeboleć kliknij: ukryte „nieszczęśliwego” zakończenia pierwowzoru. Ja osobiście uważam je za jedyne sensowne, ale ostatecznie nie mam nic naprzeciwko kliknij: ukryte romantycznym fantazjom – kliknij: ukryte o Kopciuszku zamieniającym się w… Cesarzową Modelingu, o przypadkowym spotkaniu na drugim końcu świata i oczywiście o wiernej miłości przezwyciężającej wszelkie życiowe przeszkody.
Tylko Hiro, tylko Hiro, tylko Hiro żal … ;)
super