Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 10/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,36

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 394
Średnia: 7,77
σ=1,51

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tassadar)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Binbougami ga!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Good Luck Girl!
  • 貧乏神が!
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia
Postaci: Bóstwa, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Leniwa boginka biedy kontra nastolatka z nadludzkimi zapasami szczęścia. Błyskotliwa, a co najważniejsze autentycznie śmieszna komedia z prostym, ale przekonującym morałem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Szczęście. Produkt deficytowy w mniemaniu każdego człowieka na Ziemi. Od najbiedniejszych, ledwo wiążących koniec z końcem szarych obywateli, po tych sławnych i bogatych, którzy teoretycznie mają u stóp cały świat. Wszyscy solidarnie twierdzą, że przydałoby się go więcej (pomijając może świętych i ascetów). I choć zazwyczaj o przydziale fartu decyduje ślepy los, to zdarzają się jednostki wyjątkowe, absolutni mistrzowie świata w kategorii korzystnych zbiegów okoliczności i niewidzialnych sił zapewniających dostatek.

Życie szesnastoletniej Ichiko tak właśnie wygląda. Mieszka w ekskluzywnym apartamencie nowoczesnego wieżowca, ma sędziwego, ale ze wszech miar kompetentnego kamerdynera, dbającego o jej potrzeby, zaś w szkole musi się wręcz opędzać od adoratorów. Fortunie zawdzięcza ponadprzeciętną urodę, inteligencję i tylko skromności dziwnym trafem nie otrzymała w darze. Idylliczna codzienność bohaterki pozostałaby niezmącona, gdyby nie jeden szkopuł. Wszystkie te nadzwyczajne dary losu nie wynikają z przypadku czy woli wyższej istoty, ale z bezceremonialnego wysączania pomyślności od wszystkich dookoła. Dzieje się to oczywiście niezależnie od woli i świadomości dziewczyny, ale skala problemu sukcesywnie narasta, aż w końcu przykuwa uwagę japońskich bóstw niedoli. Zadanie przywrócenia równowagi w naturze otrzymuje Momiji, niezbyt istotna przedstawicielka idącego w miliony szintoistycznego panteonu, przodująca wśród pobratymców jedynie pod względem lenistwa i nieodpowiedzialnego podejścia do wykonywanej pracy.

Binbougami ga! startuje z naciskiem na element komediowy, do którego pretekstem jest przede wszystkim konflikt charakterów, interesów i wielkości biustu pomiędzy Ichiko a Momiji. Żaden sybaryta łatwo nie pożegna się przecież z dotychczasowym stylem życia, a nagłe wtargnięcie bogini w beztroską codzienność zostaje potraktowane przez protagonistkę jako atak personalny. W tej wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, a ponieważ szczęście w dalszym ciągu jest po stronie dziewczyny, nadprzyrodzone moce Momiji nie dają jej tak oczywistej przewagi. W sposobie przygotowywania poszczególnych scen i stylu prezentowanego humoru anime blisko do Gintamy, co nie powinno dziwić po uważnym spojrzeniu na listę płac. Zwariowane gagi, pędząca niczym Shinkansen akcja i powszechna nadekspresja w reakcjach postaci doskonale się uzupełniają, tworząc zgraną całość. Seria jest przez to nieco hałaśliwa i mało wyrafinowana, ale swoje podstawowe zadanie spełnia znakomicie – bawi do łez, nie przynudzając po drodze i ciesząc różnorodnością dowcipu.

Równie bogatym źródłem radości jest osobowość tytułowej bogini biedy i nieszczęścia, która nie marzy o niczym innym, jak o w miarę szybkim i bezstresowym wykonaniu misji, by móc powrócić do wylegiwania się z mangą w ręku. Ta sama skłonność do nieróbstwa utrudniająca prawidłowe zmotywowanie się do pracy jest też podstawową przyczyną dodatkowych komplikacji. Przyzwani pomocnicy okazują się równie zgnuśniali co ich pani, na kupowanie kolejnych wymyślnych gadżetów brakuje funduszy, jakie normalnie pracujący bóg (heh!) zebrałby bez problemu, zaś na spokojne przeanalizowanie sytuacji i systematyczną perswazję zdecydowanie brakuje cierpliwości. A jednak Momiji to bohaterka wprost urocza, nawet pomimo bycia stuprocentową abnegatką i zakałą całego boskiego rodu. Ma serce we właściwym miejscu i dobre intencje, przez co błyskawicznie zjednała sobie moją przychylność. Skomplikowane ponad miarę plany wyssania nadmiaru pomyślności i rozliczne uszczerbki na dumie i zdrowiu, jakie przy okazji ponosi, jeszcze wyraźniej wzmacniają więź – podświadomy odruch zwykle nakazuje ludziom kibicować słabszej stronie konfliktu.

W tym miejscu chciałbym dodatkowo podkreślić niesamowitą pracę, jaką wykonała podkładająca głos Yumi Uchiyama, dedykując jej osobny akapit. Ta dotychczas anonimowa aktorka wykreowała przekonującą, pełną charakteru postać, doskonale oddając chwiejną, nieco szaloną osobowość Momiji. Żarty wypowiada tonem zwalającym z nóg, nawet jeśli znaczenie dowcipu widzowi umknęło, scenom podniosłym także potrafi sprostać, a i talentu śpiewaczego natura jej nie poskąpiła. Takich seiyuu nigdy za wiele i oby powyższa rola okazała się przełomową, pozwalającą wypłynąć na szersze wody.

Cechą wcale nie tak często spotykaną, a istotną, jest fakt, że w Binbougami ga! poza elementami czysto rozrywkowymi pojawiają się rozsądnie i naturalnie wplecione poważniejsze wątki. Nie przysłaniają komediowych zalet, ale potrafią wyraźnie rozpanoszyć się na pierwszym planie i niespodziewanie zmienić kierunek, w jakim zmierza fabuła odcinka. Niezwykła zdolność podkradania innym szczęścia okazuje się o wiele bardziej brzemienna w skutkach niż może się z początku wydawać. Ichiko nie narzeka co prawda na dylematy typowe dla przeciętnych zjadaczy chleba, ale płaci za to wysoką cenę, jaką jest samotność i narastające zwątpienie w przydatność innych ludzi. Prawdziwe dla niej są tylko dobra materialne. Przez zazdrość rówieśniczek nie ma w jej życiu miejsca na przyjaźń, a przez obłudę „wielbicieli”, także i na miłość. Sędziwy kamerdyner jest jedyną osobą, z jaką utrzymuje minimum więzi międzyludzkich, więc nagłe pojawienie się w jej życiu boskiego intruza oznacza prawdziwy szok. Początkowa walka o zachowanie status quo i próby ignorowania natrętnej bogini wydobywają na światło dzienne ciemne strony osobowości dziewczyny i traumatyczne doświadczenia z czasów dzieciństwa.

Tym bardziej ucieszyłem się więc, gdy okazało się, że ukazane w retrospekcjach dylematy i związane z nimi wydarzenia nie sprowadzają się do tandetnego moralizatorstwa. Przesłanie serialu (nie można żyć pełnią życia w samotności) jest proste i odpowiednio do tego bezpośrednio omówione. Bez wielominutowych monologów udało się twórcom pokazać powolny i delikatny proces przywracania zaufania i otwierania bohaterki na innych ludzi. Gdy przypomnę sobie dziesiątki tytułów z bohaterami po przejściach, niezdolnymi do powiedzenia najprostszego „dziękuję” przez ¾ fabuły, ogarnia mnie istna błogość. Tak, nawet w Binbougami ga! zdarzają się momenty słabsze, jak choćby nieco chaotyczna i przyśpieszona końcówka, ale są one mało istotne w całościowym ujęciu.

Naturalny i płynny przebieg wydarzeń bierze się w dużej mierze z zachowań postaci drugoplanowych, które celnie uzupełniają konflikt interesów bohaterek. Chłopczyca Ranmaru, wiecznie zapracowany Keita czy też Bobby – mnich o kosmatych myślach, zazwyczaj nie zajmują określonego stanowiska w sporze (i o dziwo, jakoś nigdy nie kwestionują niesamowitych zjawisk, których są świadkami, ale to już prawo konwencji). Zawsze mają jednak coś mądrego do powiedzenia w zalewie głupkowatych tekstów, celnie wypunktowując Ichiko za każdym razem, gdy ta okopuje się w twierdzy własnych uprzedzeń i nieufności. Ich znaczenie dla procesu resocjalizacji jest niebagatelne i potwierdza wspomniane przesłanie o konieczności interakcji i współpracy. Tam, gdzie nie działają skomplikowane plany i boskie gadżety, wystarczy zwykła ludzka chęć pomocy. Całe towarzystwo dzielnie, choć podświadomie wspiera misję Momiji, na skutek czego z odcinka na odcinek tworzy się coraz bardziej zgrana paczka przyjaciół, z którą trochę smutno jest się po tych trzynastu odcinkach pożegnać.

Na osłodę pozostaje rozpamiętywanie wielu błyskotliwych żartów, jakie przewijają się w serialu. Zwykłe gagi łatwo zapomnieć, ale niektóre z nawiązań do klasyków potrafią uparcie siedzieć w głowie, jak choćby najdłuższa w historii anime parodia Notatnika Śmierci, zawierająca notabene całkiem obszerny i istotny spojler, o czym w razie czego lojalnie uprzedzam. Obrywa się zresztą nie tylko szeroko pojętej popkulturze, ale także innym sferom życia, jak choćby mentalności Japończyków. Dosłownie padłem ze śmiechu, gdy czarnoskóry mnich stwierdził „Mama zawsze mi mówiła, żebym w razie kłopotów udawał obcokrajowca, bo Japończycy będą wtedy wyjątkowo dobrze nastawieni”. Jest też sporo abstrakcyjnego humoru i scen opartych na komedii manzai, czyli z kabaretowym „głupkiem” i energicznie komentującym jego poczynania partnerem. Na szczęśnie nie zostały upchnięte na siłę i bawią równie skutecznie odbiorcę spoza wysp.

Ciepło mogę się też wypowiedzieć o jakości wykonania oprawy audiowizualnej. Nie stanowi co prawda niczego nadzwyczajnego, ale zarówno rysownicy, jak i kompozytorzy spisali się solidnie. Wizerunki postaci lekko zmodyfikowano w stosunku do mangowego pierwowzoru i wyszło im to tylko na zdrowie. Jak przystało na ekipę maczającą palce w Gintamie, silną stroną jest mimika, udanie podkreślająca emocje, przede wszystkim w scenach o charakterze typowo komediowym. Rysunek jest szczegółowy, zwłaszcza jak na niszę gatunkową serialu, a sporo kadrów dodatkowo zawiera ukryte smaczki, dostrzegalne dopiero przy wyjątkowo czujnym oglądaniu lub za którymś z kolei seansem, jak np. ulatująca z tęgawej dziewczyny „dusza” trzymająca kulkę ryżową. Utwory muzyczne z łatwością wpadają w ucho i najwyżej okazyjnie wywołują konsternację, jakiej doświadczyłem dowiedziawszy się, że głos słyszany w openingu należy do mężczyzny (kastrat?).

Sporo czasu minęło, od kiedy dane mi było tak intensywnie się pośmiać, nie narzekając przy tym na dłużyzny, powtarzalność i notoryczne kopiowanie schematów przetestowanych już na miliony innych sposobów. W miłym spędzeniu czasu pomagała składnie prowadzona, mająca ściśle określony wątek główny fabuła i porządne wymieszanie składników swobodnych i poważnych. Gdyby nie robiona w pośpiechu końcówka i parę słabszych chwil, wynikających zazwyczaj z przeholowania w absurdzie i starych przyzwyczajeń reżysera, byłbym skłonny dać nawet dziewiątkę. Minimalnie niższa nota nie stanowi najmniejszej przeszkody, by stwierdzić, że Binbougami ga! to jedna z najlepszych pozycji w swoim gatunku, jakie miałem okazję oglądać. Zasługuje na zainteresowanie i kontynuację, a ponieważ materiału źródłowego jeszcze sporo zostało, pozostaje z nadzieją spoglądać w przyszłość.

Tassadar, 13 października 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Yoshiaki Sukeno
Projekt: Kenji Tanabe, Yukie Suzuki
Reżyser: Youichi Fujita
Scenariusz: Kento Shimoyama
Muzyka: Masashi Hamauzu