Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 25
Średnia: 7,44
σ=1,02

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Grisznak)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Juuichinin Iru!

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1986
Czas trwania: 91 min
Tytuły alternatywne:
  • 11人いる!
  • They Were Eleven
Widownia: Shoujo; Postaci: Obcy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Inne planety, Statki/Stacje kosmiczne
zrzutka

Animowana wersja mangi Było ich jedenaścioro, czyli wciągający thriller science­‑fiction.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Marilee

Recenzja / Opis

Kiedy byłem mały, chciałem zostać archeologiem. Marzenie to, podobnie jak rozliczne cele stawiane sobie w dziecięcym wieku, okazało się nierealne w zderzeniu z rzeczywistością, jednak nie zarzuciłem go do końca, biorąc się za historię. Z pasją zawsze wyszukiwałem ciekawostki, stare dokumenty, informacje o otaczających mnie miejscach i ich dziejach. Zajmując się anime i mangą, nie zrezygnowałem całkowicie z tego hobby. Zamiast śledzić wszystkie sezonowe nowości, uwielbiam grzebać w tym, co powstało lata temu. Dzięki temu odnalazłem większość moich ulubionych pozycji.

Dlaczego pozwoliłem sobie na ten przydługi wstęp osobisty? Otóż Juuichinin Iru! znalazłem właśnie w ten sposób. Ta niemłoda już produkcja to jedyna bodaj animowana adaptacja mangi Moto Hagio, uważanej obok Riyoko Ikedy za jedną z najważniejszych autorek w dziejach japońskiego komiksu. A zatem klasyka przez duże „K”. Zdarza się jednak, że takie rzeczy okazują się pokrytymi patyną szacownymi zabytkami, które oglądać można jak szablę sprzed trzystu lat, nie zastanawiając się nawet, czy miałaby dziś jakieś zastosowanie. Niemała część starszych produkcji jednak potrafi zachwycać także współcześnie. Spieszę z radością donieść, że do tej grupy należy także i ten film.

Początek zapowiadać może historię z gatunku grozy à la Obcy: ósmy pasażer Nostromo. Dziesiątka adeptów kosmicznej akademii trafia na pokład zdezelowanego i nadgryzionego zębem czasu statku „Esperanza”. Mają tam przeżyć pięćdziesiąt dwa dni. Jednak już po znalezieniu się na miejscu z zaskoczeniem odkrywają, że jest ich nie dziesięciu, ale jedenastu. Czyżby pomyłka w systemie? A może ta jedenasta osoba to szpieg lub sabotażysta? Czy to ktoś umyślnie podstawiony, czy zupełnie przypadkowy? Już to zasiewa wśród bohaterów ziarno nieufności, zaś nadchodzące niebezpieczeństwa sprawiają, że atmosfera stopniowo gęstnieje.

Centralną postacią z jedenastki bohaterów jest Tadatos, Ziemianin cechujący się zdolnościami telepatycznymi oraz wybitną intuicją. Wśród reszty wyróżniają się King – następca tronu na swojej ojczystej planecie, obdarzony charyzmą, ale ze skłonnościami do kierowania innymi, Frol – impulsywny chłopak, którego wszyscy biorą za kobietę, filozoficznie nastawiony do życia olbrzym Knu oraz budzący powszechny szacunek swoją pracowitością i odpowiedzialnością Ganga. Egzamin mogą zdać lub oblać wyłącznie razem. Obecność „tego jedenastego” nie sprzyja naturalnie współpracy i zaufaniu, toteż bohaterowie dzielą się na grupy, mając swoje podejrzenia, sympatie i antypatie. Ten skomplikowany układ, w którym każdy jest podejrzany, został naprawdę dobrze zaprezentowany, do tego stopnia, że sam widz instynktownie szuka wśród bohaterów „jedenastego”.

Zegar tymczasem tyka, zaś „Esperanza” nie jest bezpiecznym miejscem. Sami egzaminatorzy zadbali o to, by na kadetów czekało trochę wyzwań, zaś tragedia, do jakiej niegdyś doszło na pokładzie statku, może się ponownie powtórzyć. Czy bohaterowie dadzą sobie radę? I czy odkryją tajemnicę nadprogramowego uczestnika egzaminu? Stopniowo film przemienia się w thriller, a powolna na początku akcja nabiera tempa.

Manga, na podstawie której powstał ów film, nie należy do najdłuższych, zaś recenzowana tu produkcja trwa półtorej godziny. Niemniej i tak trudno się oprzeć wrażeniu, że twórcy nie zagospodarowali należycie wszystkich wątków. Bohaterów potraktowano nierówno – o niektórych dowiadujemy się sporo, zostaje pokazana ich historia oraz kierujące nimi motywy, w innych przypadkach poznajemy niewiele więcej niż imię. Gdy skończyłem oglądanie Juuichinin Iru!, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że scenariusz to materiał na co najmniej dwunastoodcinkowy serial telewizyjny. Może wówczas udałoby się dać wszystkim bohaterom chociaż po pięć minut, a także opowiedzieć należycie historię statku. Co ciekawe, autorka stworzyła drugą mangę, będącą sequelem do przedstawionej w Juuichinin Iru! opowieści.

Niewątpliwą zaletą kinowej adaptacji jest natomiast drobiazgowa i dopracowana w szczegółach grafiki. Jako że mamy do czynienia z science­‑fiction, nie korzystano tu z ornamentyki rodem ze starych produkcji shoujo – i to chyba dobrze, różane płatki czy kołyszące się drzewa niezbyt by pasowały do surowej pustki kosmosu i zimnego, metalicznego otoczenia, w którym funkcjonują bohaterowie. W zamian dostajemy śliczne i dopracowane tła, efektowne eksplozje oraz staranną animację. Jest na co popatrzeć, nawet jeśli trudno nazwać ten film efekciarskim.

Niektórym widzom może przeszkadzać konwencja graficzna, w jakiej przedstawiono bohaterów. Projekty postaci rodem z lat siedemdziesiątych nie są może złe same w sobie (ba, ja bym je nazwał wręcz stylowymi), ale kłopot z nimi taki, że zbyt wyraziście odzwierciedlają ich charaktery. Jeśli widzimy bishounena o zaciętym obliczu, to wiadomo, że ktoś taki będzie knuł, a dobrotliwie wyglądający siłacz okaże się prostodusznym, sympatycznym człowiekiem. Cóż, być może gdyby dziś kręcono ten film, ciut by to poprawiono – pytanie, co by z kolei wówczas sknocono? Mimo tego uproszczenia widzowi nie będzie raczej łatwo samodzielnie rozwikłać intrygę i odgadnąć, kim jest tajemniczy „jedenasty”.

Początkowo planowałem obejrzeć ten film na dwa razy, po czterdzieści pięć minut, ale ten plan prysł, bo nawet nie zauważyłem, kiedy za jednym posiedzeniem obejrzałem całą produkcję. Fabuła wciąga i sprawia, że od pewnego momentu nie sposób się od niej oderwać, a pragnienie poznania prawdy o zagadce fabularnej trzyma przy ekranie. I to jest jedna ze zdecydowanie najmocniejszych stron tego filmu. Pochwalić też muszę autorów za zakończenie – w jakimś stopniu może i przewidywalne, ale jednak satysfakcjonujące widza.

Owszem, to bardzo dobry film. Zapewne nie wybitny, bo to stwierdzenie rezerwuję dla produkcji w rodzaju Utena: The Movie albo Perfect Blue, jednak Juuichinin Iru! stoi zaledwie jedno piętro niżej. Dlatego też każdemu, kogo nie wiążą uprzedzenia związane z wiekiem tego filmu, zachęcam do zapoznania się z nim. Cieszy dodatkowo fakt, że manga, na podstawie której powstała ta produkcja, ma się ukazać w Polsce i zawierać także prequel całej opowieści.

Grisznak, 17 października 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kitty Films
Autor: Moto Hagio
Reżyser: Satoshi Dezaki, Tsuneo Tominaga
Scenariusz: Moto Hagio
Muzyka: Yasuhiko Fukuda