x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Od dawna jestem dużym fanem Naruto. Jestem w pełni świadoma, że sam tytuł nie prezentuje sobą jakoś szczególnie wiele i sam w sobie był kiedyś może solidnym shounenem, ale teraz powoli się sypie (a to przez filery, a to przez wesołą twórczość Kishimoto). Jednak ten odcinek specjalny to istny cyrk na kółkach. Naruto na poziomie, na którym był w stanie pokonać Pain'a boryka się z pokonaniem zwykłego smarka. Żeby tego było mało – masowe kage bunshin + tysiąc rasenganów. Autor mangi, jak i twórcy tego specjala, kompletnie olali już epickość tej techniki (nie wspominając o rozwoju postaci, bo poza tysiącem odmian tego justsu, Naruto nie umie praktycznie nic). Pierwszy rasengan zrobił na mnie wrażenie, a Kabuto to nawet bebechy na wierzch wypadać zaczęły z tego wszystkiego. Teraz 'wirującą strefą' ciska się na lewo i prawo, nikt od tego nie ginie i nikt nie ponosi większych obrażeń. A teraz JEB – w dziecko na egzaminie. Może końcówka miała być zabawna, ale dla mnie była po prostu żałosna… 4=
tragedia.
Naruto na poziomie, na którym był w stanie pokonać Pain'a boryka się z pokonaniem zwykłego smarka. Żeby tego było mało – masowe kage bunshin + tysiąc rasenganów. Autor mangi, jak i twórcy tego specjala, kompletnie olali już epickość tej techniki (nie wspominając o rozwoju postaci, bo poza tysiącem odmian tego justsu, Naruto nie umie praktycznie nic). Pierwszy rasengan zrobił na mnie wrażenie, a Kabuto to nawet bebechy na wierzch wypadać zaczęły z tego wszystkiego. Teraz 'wirującą strefą' ciska się na lewo i prawo, nikt od tego nie ginie i nikt nie ponosi większych obrażeń. A teraz JEB – w dziecko na egzaminie.
Może końcówka miała być zabawna, ale dla mnie była po prostu żałosna…
4=