Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 260
Średnia: 6,87
σ=1,6

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kotoura-san

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 琴浦さん
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

„Niespodziewanie zabawne” oraz niestety „Mogło być lepsze” – tak w kilku słowach można podsumować tę serię.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

„Gdybym nigdy nie nauczyła się pisać, mogłabym być szczęśliwa” – takie słowa wypowiedzieć miała przed śmiercią poetka Bronisława Wajs. Wbrew temu bowiem, co uważać mogą ludzie pospolici, talent nie zawsze jest darem od Boga, który otwiera wrota do kariery, bogactwa, uwielbienia i sławy. Przeciwnie, wielcy i uzdolnieni często żyją w samotności, frustracji i biedzie, by umrzeć w niespełnieniu. Nikt nie wie tego lepiej, niż Haruka Kotoura, nastoletnia telepatka, z powodu swoich zdolności odrzucona przez rodziców, nauczycieli i rówieśników. Dręczona przez „kolegów” i osamotniona, zmienia szkoły raz po raz, w zasadzie obojętna na to, co się z nią dzieje, bo po co się przejmować, jeśli z góry wiadomo, że i tak będzie do kitu?

I niech to wystarczy za całe streszczenie fabuły.

Powiem uczciwie, że kiedy brałem się za oglądanie tego anime spodziewałem się serii bardzo ponurej, być może też krwawej, a nawet głębokiej. Takiej, po której trzeba odreagować, tnąc się żyletką, lub przynajmniej publikując bardzo złośliwą recenzję w serwisie o anime, prowadzonym przez frustratów mieszających z błotem dobre serie na złość Prawdziwym Miłośnikom Japońskiej Kultury. Otrzymałem natomiast tytuł, który wprawdzie nie jest wybitny, ale na tyle interesujący i wyróżniający się indywidualnym stylem, że chyba nie warto go krzywdzić. Powodem są dwie zalety, jakie posiada Kotoura­‑san. Po pierwsze, bardzo sympatyczne postacie bohaterów pierwszoplanowych, z którymi łatwo się utożsamić i polubić. Po drugie – co może zaskoczyć – jest nią niewymuszone, świeże i często bardzo oryginalne poczucie humoru. Oglądając serię, uśmiałem się wiele razy. Niestety jednocześnie jest to produkcja, która zwyczajnie mogłaby być lepsza.

Widać to choćby po samym początku, który atakuje widza bardzo duszną atmosferą dramatu, by następnie przejść do swobodnej, szkolnej opowieści, w trakcie której seria stopniowo grzęźnie w „wypełniaczach” bez myśli przewodniej. Dopiero w ostatnich odcinkach autorzy przypominają sobie, że powinno istnieć coś takiego, jak fabuła, i tworzą nam jakiś biedniutki wątek na poczekaniu. Nie będę ukrywał, że zarówno przedstawienie zasygnalizowanego w pierwszym odcinku, koszmarnego wręcz Dorosłego Problemu, jak i jego rozwiązanie, bardzo mnie rozczarowały, mimo że na dobrą sprawę był to materiał na bardzo długą serię. By wyjaśnić, o co mi chodzi, powinienem zacząć od objaśnienia, czym jest Dorosły Problem. Otóż: jest to problem, który zdarza się dorosłym, jest przewlekły, trudny oraz rujnuje życie materialne i emocjonalne. Cechą charakterystyczną Dorosłego Problemu jest to, że nie da się go rozwiązać za pomocą leków, broni palnej, mocy nadprzyrodzonych ani w ogóle czegokolwiek… Przykład z życia wzięty? „Mam 30 lat i jestem w ósmym miesiącu ciąży, nie mam pracy, a mąż powiedział, że nie dorósł do ojcostwa i uciekł”.

Generalnie problem tego kalibru Kotoura­‑san prezentuje zaraz w pierwszym odcinku. A jak sobie radzi z jego rozwiązywaniem? Otóż: przez większość serii osoby odpowiedzialne za fabułę i scenariusz starają się o nim nie pamiętać. Kiedy natomiast anime zbliża się do końca i dochodzi do konfrontacji między Bohaterką i Problemem, następuje cud, otwierają się niebiosa i zstępuje z nich promień słońca. W tym promieniu objawia się postać Autora Scenariusza z małymi motylimi skrzydełkami, który – za pomocą Czarodziejskiej Różdżki – naprostowuje, co trzeba. Po tym zabiegu wszyscy są szczęśliwi i seria kończy się happy endem, mimo że ludzie za diabła tak nie działają!

Oczywiście wina za taką sytuację leży głównie po stronie pierwowzoru, który stanowi yonkoma, czyli czterookienkowy komiks drukowany w gazetach. Jak łatwo zgadnąć, w tego typu formie trudno zmieścić fabułę o rozmachu – powiedzmy – Gry o Tron. Obiektywnie patrząc, twórcy już i tak dokonali cudów, przekuwając ją w to, co możemy oglądać. Niemniej jednak mam wrażenie, że typowy widz ma gdzieś, jakie przeszkody spotykali na swej drodze autorzy, oraz dlaczego ich pokonanie było niemożliwe. Jego interesuje produkt finalny, a ten… No cóż: mógł być lepszy.

Niewątpliwą zaletą tej serii są natomiast postacie, a raczej fakt, że wzbudzają one sympatię już od pierwszej chwili. Istnieje co najmniej kilka powodów, żebym nie pisał o nich zbyt dokładnie, dlatego też nie będę podawał ich personaliów ani charakterystyki. Warto jednak wspomnieć, że wyróżniają one Kotoura­‑san na tle innych serii ostatnich lat. O ile bowiem w większości japońskich kreskówek postacie raczej nie posiadają charakteru, a są za to odbiciami któregoś z N modnych akurat stereotypów i archetypów, tak tutaj udało się stworzyć grupkę oryginałów, które mają w sobie jednak to coś, co sprawia, że widz nie traktuje ich jak kolejne, schematyczne kukiełki, tylko przejmuje się ich losem, współczuje, gdy cierpią, i cieszy się, gdy odnoszą sukces.

Tym natomiast, co może się nie podobać, jest słaba warstwa psychologiczna postaci i – co się z nią trochę wiąże – niewykorzystane w fabule zdolności Kotoury. Generalnie z supermocami (bo telepatia niewątpliwie do takich należy) jest jak z pistoletem: jeśli go masz, to po to, żeby nigdy nie użyć. Wyjaśniając: broń boczna przydaje się, żeby a) napadać na banki, b) bronić się przed bandytami, c) na wojnie, w przypadku awarii głównego uzbrojenia. Czyli w sytuacjach, co do których każdy normalny człowiek ma nadzieję, że nigdy w jego życiu się nie zdarzą. Podobnie jest niestety z supermocami. Owszem, z nazw są fajne, jednak powiedzmy sobie szczerze: pożytek z nich raczej marny. No, chyba że jest się superłotrem i planuje się jakieś przestępstwo lub ma się świat do uratowania. Kotoura superłotrem nie jest i świata też nie ratuje. Tak więc jej moc, z wyjątkiem kilku pierwszych odcinków, jest przez autorów pomijana, jeśli nie liczyć jakichś krótkich przerywników komediowych, kiedy to widzimy, co kto sobie wyobraża, i jak dziewczyna na to reaguje.

Jeśli o tym mowa, to myślę, że warto naprostować pewien może nie tyle błąd, co raczej fałszywe przekonanie, szerzone przez tę serię. Chodzi mi o Yoshihisę Manabego, chłopaka podkochującego się w bohaterce, oraz jego fantazje erotyczne. Otóż biedaczysko kreowany jest na zboczeńca, co oczywiście ma uzasadnienie w postaci wątków humorystycznych. Warto jednak wiedzieć, że jest rzeczą całkowicie normalną, że młodzi chłopcy, dorośli mężczyźni, czy nawet kobiety w różnym wieku snują fantazje erotyczne. Prawdę mówiąc, rzeczą nienormalną jest, jeśli takich nie mają. Zwłaszcza wobec osób, w których się podkochują. Tak więc, o ile można zrozumieć skrępowanie Kotoury na widok kosmatych myśli Manabe, czy też zawstydzenie chłopaka, gdy mu ktoś jego marzenia podgląda, tak powiedzieć należy, że generalnie jego fantazje są bardzo uładzone, a w świetle liczb i procentów z Wikipedii widać wręcz, że ma ubogą wyobraźnię.

Uczciwie mówiąc, Kotourze momentami przydałby się ktoś, kto wyjaśniłby jej, jak działają ludzie, oraz przybliżył prosty fakt, że jeśli ktoś coś myśli, to nie znaczy jeszcze, że zaraz wprowadzi to w życie. Momentami bowiem trudno stać za bohaterką, zwłaszcza że spora część (choć nie wszystkie) nieszczęść, jakie spadają na jej głowę, jest niestety spowodowana tym, że nie wiedziała, kiedy powinna stulić gębę i nie wpadła na to, że nie należy czegoś wygadywać. Ale powiedzmy, że w chwili, gdy ją poznajemy, Kotoura jest jeszcze naiwnym dzieciakiem i nie zna życia…

Jako że powoli zbliżamy się już do końca recenzji pora powiedzieć kilka słów o technicznych aspektach tego anime. Na te składa się zasadniczo estetyczna i szczegółowa szata graficzna okraszona płynną animacją, która wprawdzie nie robi szczególnie piorunującego wrażenia, ale jak na serię, w której tylko chodzą i gadają oraz od czasu do czasu powiedzą jakiś dowcip, jest absolutnie wystarczająca. Drugi element składowy oprawy to oczywiście udźwiękowienie. Ponownie nie ma się nad czym rozwodzić. W rolach głównych usłyszymy więc kilku aktorów głosowych z długim stażem w odgrywaniu postaci drugoplanowych w seriach znanych i pierwszoplanowych w seriach, które od początku typowane były na zapchajdziury. Co zaś się tyczy muzyki, to osobiście nie sądzę, żeby ścieżka muzyczna z Kotoura­‑san zdobyła w tym roku Złotą Płytę w Japonii. Nie zrozumcie mnie źle: nie jest zła. Zwyczajnie niczym się nie wyróżnia na plus. Słowem: pod względem oprawy jest to kolejny przykład przyzwoitego rzemiosła.

Uczciwie mówiąc, nie sądzę, żeby za rok o tej porze wiele osób pamiętało o istnieniu tego anime. Myślę jednak, że ci, którzy będą należeć do tego wąskiego grona, na wspomnienie Kotoura­‑san uśmiechną się ciepło.

Zegarmistrz, 2 maja 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: AIC (Anime International Company)
Autor: Enokizu
Projekt: Takaharu Oosumi
Reżyser: Masahiko Oota
Scenariusz: Takashi Aoshima
Muzyka: Yasuhiro Misawa