Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
grafika: 4/10
fabuła: 3/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,00

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 21
Średnia: 4,9
σ=2,07

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Persona 4 The Golden Animation

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ペルソナ4 ザ・ゴールデン
zrzutka

Jak dodać jedną postać i odjąć niemal wszystkie zalety, a także co zostanie z serii po takiej operacji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Uprzedzę od razu, że podobnie jak recenzja Persona 4 The Animation, ten tekst także pisany jest przez osobę, która z grą, będącą pierwowzorem, nie miała do czynienia. Za to wcześniejsza seria spodobała jej się zdecydowanie bardziej niż recenzentowi, mimo wszelkich swoich wad i niedoskonałości.

Historia zaczyna się tak samo jak poprzednio, ponieważ w założeniu mieliśmy mieć do czynienia z alternatywną wersją tamtej opowieści. Nastoletni Yuu Narukami z powodów rodzinnych musi na rok przeprowadzić się do swojego wuja, do małego i sennego miasteczka Inaba. Stara się przywyknąć do nowego miejsca, poznaje nowych kolegów z klasy, ale praktycznie już pierwszego dnia przekonuje się także, że został obdarzony dziwną umiejętnością, pozwalającą mu na wkraczanie w świat kryjący się za ekranem telewizora. Już pierwsza, przypadkowa wycieczka „na drugą stronę” pokazuje, że nasz bohater potrafi również przyzywać „personę”, istotę zdolną walczyć z niebezpiecznymi Cieniami. Najważniejsze jest jednak to, że tuż po przybyciu do Inaby spotyka przelotnie tajemniczą dziewczynę, a potem styka się z nią ponownie, gdy rezydentka Velvet Room, Margaret, prosi go, by zajął się „praktykantką”. W ten sposób właśnie Yuu poznaje Marie, centralną postać i nemezis tej serii.

Gra, na której opiera się to anime – wersja Persona 4 na platformę playstation vita – obejmowała oryginalną historię, dodając do niej pewne elementy, z których najważniejszy (ale nie jedyny) był właśnie wątek Marie. Szczerze mówiąc, do tej adaptacji podchodziłam ze sporymi nadziejami. Uwielbiam gdybanie i rozważanie różnych wersji i możliwości fabularnych, więc pomysł serii, która pokazuje wydarzenia te same, ale zmienione poprzez dodanie do równania nowej postaci, bardzo mi się spodobał. Pewne obawy mogła budzić liczba odcinków – starsza seria jest ponaddwukrotnie dłuższa, a w przypadku akurat tego tytułu nawet odcinki „wypełniaczowe” są istotne fabularnie i trudno z nich rezygnować. Jednak, odwołując się do metafory równania, okazało się, że zostało ono starannie wytarte i zastąpione bardzo dużym bohomazem przedstawiającym nową bohaterkę. Cyklon Marie przeorał bowiem i spustoszył serię na trzech różnych poziomach.

Pierwszym poziomem jest ogólna spójność narracyjna. Rozumiem, że w odróżnieniu od wcześniejszej adaptacji, Persona 4 The Golden Animation jest kierowana do fanów gry (chociaż osoby, które oglądały poprzednią serię, połapią się w wydarzeniach). Jednak konieczność dokonania pewnych skrótów w niczym nie usprawiedliwia tego, że dostajemy kompletną sieczkę fabularną. Główny wątek morderstw i porwań nawet nie zostaje zarysowany aż do swojej kulminacji, czasem tylko ktoś z bohaterów zdąży wtrącić coś na ten temat w rozmowie. W efekcie serii brakuje szkieletu – postaci pojawiają się znikąd, większość odcinków zajmują najrozmaitsze sceny z życia towarzyskiego z udziałem Marie, ale nawet kiedy zaczyna się coś dziać, jest to zbyt przypadkowe, żeby mogło zrobić wrażenie. To samo dotyczy kulminacji, których w drugiej połowie nie brakuje – żeby jakkolwiek wpłynąć na widza, musiałyby zostać jakoś przygotowane, bo kiedy spadają dosłownie jak z nieba, można tylko wzruszyć ramionami. W efekcie miałam wrażenie, że oglądam nie tyle serię anime – niechby i hermetyczną – ile posklejany wybór „scenek” z gry, w dodatku zrobiony dość amatorsko.

Drugi poziom – i tu zaczynają się naprawdę poważne zarzuty – dotyczy spójności logicznej, czyli akurat tego, z czym Persona 4 The Animation radziło sobie całkiem dobrze. Chociaż w przypadku tamtej serii było bardzo wyraźnie widać, że scenariusz oparto na grze, bohaterowie kombinowali i zadawali pytania, na różne sposoby próbując łączyć kolejne fakty w celu odkrycia tajemnicy, która – co warto przypomnieć – zaczęła się od dwóch bardzo paskudnych morderstw. Tutaj natomiast nikt – ani koledzy Yuu, ani jego wujek – nie zastanawia się w ogóle nad tajemniczą panienką, która pojawia się i znika, nie mówiąc nic o sobie. Kiedy po upływie w serii paru miesięcy ktoś zadał w końcu Marie pytanie, kim właściwie jest, ryknęłam śmiechem – tego rodzaju brak zainteresowania w zwykłej serii można by od biedy zwalić na japoński obyczaj niewtrącania się w nie swoje sprawy, ale tutaj po prostu razi sztucznością. Tym bardziej że nie ma ani pół powodu, dla którego Yuu miałby robić z jej osoby taką tajemnicę – ostatecznie wszyscy jego przyjaciele od początku znają Kumę, więc sama koncepcja kogoś „z drugiej strony” nie powinna ich zanadto zaszokować. Jeśli dobrze rozumiem, problem polega na tym, że w samej grze Marie nie uczestniczyła w głównym wątku (aż do zakończenia swojego wątku i/lub finału), więc tutaj trudno ją włączyć w działalność grupy dochodzeniowej…

I tutaj dochodzimy do trzeciego poziomu, czyli tego, co akurat mnie podobało się najbardziej: kontaktów towarzyskich. Opieram się tu na informacjach z trzeciej ręki, ale w samej grze udział Marie był znacznie skromniejszy – pojawiała się od czasu do czasu w kolejnych odsłonach swojego wątku, a poza tym bohater­‑gracz jak poprzednio wchodził w najrozmaitsze interakcje z nowymi znajomymi. Jest to o tyle istotne, że właśnie kontakty towarzyskie są w Personie źródłem nowych mocy i generalnego rozwoju postaci, a bez skupienia wokół siebie grupy przyjaciół trudno o osiągnięcie celu. Na tym tle Persona 4 The Golden Animation przypomina kiepski fanfik, którego autorka postanowiła wepchnąć siebie w środek wydarzeń, jako tę jedyną, niezwykłą i cudowną, na której niepodzielnie koncentruje się uwaga głównego bohatera. Nie tylko pominięto i wyrzucono wszystkie problemy pozostałych postaci, ale Marie całkowicie dominuje każdy odcinek, w którym uczestniczy. O co by nie chodziło, w końcu i tak furda wszystko, Marie jest najważniejsza. Jaskrawo widać to chociażby w odcinku opowiadającym o koncercie, który bardzo wyraźnie miał się koncentrować na Rise i Yousuke, ale kiedy tylko zjawia się Marie… No, wiecie już, co dalej. Jako swoisty bonus wepchnięto do serii drugi z dodanych w tej odsłonie gry wątków, opowiadający o tym, jak Yuu udaje się nawiązać nić porozumienia (a przynajmniej tak mu się wydaje) z osobą antagonisty – jednak zamiast rozwijać ten wątek w tle, wepchnięto go w jeden odcinek z kulminacją w kolejnym, ponownie kompletnie kładąc cały potencjał dramatyczny, który w tym przypadku był całkiem duży.

Marie jest zachwycająca, cudowna i w ogóle… Jeśli się lubi tsundere. Jeśli ktoś ma dystans do tego rodzaju postaci, zobaczy tylko nadąsaną i humorzastą panienkę, piszącą kiepskie wiersze i zachowującą się, jakby miała permanentny PMS. Jednak nie na tym polega mój główny zarzut w stosunku do niej. Nie chcę tu zdradzić całej tajemnicy, ale ponieważ widz od samego początku wie o „niezwykłości” Marie, nie będzie chyba zaskoczeniem, że jej sekret i problemy także nie należą do zwyczajnych. Tymczasem to, co było w tej serii udane, to właśnie obdarzenie postaci problemami nieco przerysowanymi, ale bardzo prawdziwymi, związanymi głównie ze stresem z powodu oczekiwań otoczenia, samoakceptacją i potrzebą akceptacji w grupie. Na tym tle Marie jest umiarkowanie ciekawa, a jej działania w drugiej połowie serii co najmniej trudno wytłumaczyć logicznie (czy nawet emocjonalnie).

Widzom, których interesuje którakolwiek z pozostałych postaci, muszą wystarczyć ochłapki – fakt, że czasami bardzo smakowite, ale zdecydowanie zbyt skąpe, biorąc pod uwagę rolę, jaką te osoby odgrywają w fabule i w życiu protagonisty. O nim samym trudno coś napisać. Początkowo dość wyraźnie różni się od swojej wersji z Persona 4 The Animation – jest bardziej pewny siebie, a możliwości jego persony od razu są ogromne. To odziedziczona po pierwowzorze koncepcja „nowej gry +”, czyli rozpoczynania gry już z rozwiniętą i „podpakowaną” postacią. Nie musi być zła, ale pytanie, do czego ma tu właściwie służyć, skoro walki zostały okrojone do absolutnego minimum, podobnie jak interakcje Yuu z każdym, kto nie jest Marie. Jeśli natomiast idzie o niego i Marie, ten wątek także mnie nie przekonał – może dlatego, że Marie zachowuje się nie jak żywy człowiek, tylko jak tsundere z anime, nie ma między nimi żadnej chemii, nic, co uzasadniałoby uwagę, jaką protagonista jej poświęca. Nie da się ukryć, że najlepsze odcinki to były te pozbawione Marie, wracające do klimatu starej serii i boleśnie pokazujące, o ile gorsza jest nowa odsłona.

Grafika nie była najmocniejszą stroną poprzedniej ekranizacji, ale nawet pod tym względem jest – o dziwo – gorzej. Może poprawiono trochę sceny walk (szczególnie to efektowne starcie w pierwszym odcinku), ale jest ich na tyle niedużo, że nie ma to większego wpływu na główną ocenę. Plus należy się za tła, szczególnie w świecie po drugiej stronie telewizora, bo już te w Inabie są rozpaczliwie puste i sterylne, tak jak poprzednio. Nowością jest za to koszmarne wręcz deformowanie się postaci, zarówno całych sylwetek, jak i twarzy, przy niemal każdym oddaleniu kamery zamieniających się w szpetne karykatury. Muzyka jest na podobnym poziomie – efektowna i przyjemna do słuchania, ale tu komplementy należą się głównie oryginałowi i poprzedniej serii telewizyjnej. Aktorzy głosowi pozostali bez zmian, natomiast w roli Marie usłyszymy Kanę Hanazawę, popularną seiyuu z licznymi rolami na koncie. Nic nie poradzę, akurat tutaj mnie nie zachwyciła, ale składałabym to na manierę mówienia tej postaci, która nie każdemu musi przypaść do gustu.

Trudno nazwać tę serię reklamówką gry, chyba że skierowaną tylko do osób, które grały już w poprzednią wersję Persona 4 i zastanawiają się, czy warto sięgać po kolejną. To bardziej propozycja dla osób, które przeszły grę z udziałem Marie i chciałyby znowu zobaczyć swoją bohaterkę na ekranie – ale tylko ją, bo jeśli kogoś interesował ten drugi dodany wątek (ten antagonisty), trafi go prawdopodobnie potężny szlag. Podobnie zresztą jak kogoś, kto liczył na większy udział kogokolwiek innego z bohaterów. Seria napchana jest aluzjami i gadżetami powiązanymi z grą, więc ich wyłapywanie może zapewne umilić seans. Osoby, którym Marie wystarczy do szczęścia, powinny dodać do oceny głównej kilka punktów. Obecna odzwierciedla opinię, jaką o Persona 4 The Golden Animation będzie miała osoba, która grała w grę w innym celu niż flirtowanie z humorzastą panienką, lub oglądała poprzednią serię i miała nadzieję na pokazanie wydarzeń od innej strony.

Avellana, 1 listopada 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Autor: Atlus, Katsura Hashino
Projekt: Kazuma Kaneko, Masaru Shindou, Shigenori Soejima
Reżyser: Seiji Kishi, Tomohisa Taguchi
Scenariusz: Jun Kumagai
Muzyka: Shouji Meguro, Tetsuya Kobayashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Persona 4 The Golden Animation - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl