Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 7/10 | grafika: 9/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 10/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Zankyou no Terror
- Terror in Resonance
- 残響のテロル
Shin'ichirou Watanabe zabija ćwieka swoim rodakom w sensacyjno‑detektywistycznej przypowieści o demonach japońskiej przeszłości, a reszta świata kombinuje, o co w tym chodzi.
Recenzja / Opis
Kontrowersyjność. To pierwsze określenie, jakie przyszło mi na myśl, gdy zaczynałam przeglądać recenzje, opinie i dyskusje dotyczące Zankyou no Terror. W połowie odpowiadała za to tematyka anime, sygnalizowana już samym tytułem czy choćby plakatem przedstawiającym głównych bohaterów na tle płonących wieżowców, jednoznacznie kojarzących się z nowojorskim WTC. W pozostałej części wynikało to z faktu, że seria wzbudziła w środowisku widzów skrajne emocje. Niektórzy wpadli w zachwyt, ale wielu się rozczarowało. Czy to kwestia domniemanej mierności serii? A może jednak problem leży w braku zrozumienia kanwy, na jakiej ją stworzono?
Współczesne Tokio. Sielanka upalnego lata zostaje nagle zburzona i zalega w zgliszczach miejskiego ratusza. Opinia publiczna szaleje. Władze rozpoczynają obławę na dwóch sprawców, którzy w filmiku zapowiadającym zamach nazwali się Sfinksami. Zamiast żądań, terroryści publikują mitologiczną zagadkę zwiastującą kolejny atak. Do rozpoczynającej się gry przystępuje zdegradowany przed laty detektyw policyjny. Dąży do poznania tożsamości młodych zamachowców, które przypadkowo odkrywa nastoletnia Lisa, będąca świadkiem kulis ataku. Zarówno niezgułowata licealistka, jak i charakterny policjant przejdą długą drogę, zanim pojmą genezę i cel działań odpowiedzialnych za zamachy chłopaków noszących numery zamiast imion. Przeszłość Dziewiątki i Dwunastki okaże się nie mniej przerażająca niż ich groźba przeprowadzenia ataku jądrowego na Tokio.
Zankyou no Terror ma zaledwie jedenaście odcinków, ale to seria, w której dużo się dzieje. Już na samym początku widz doświadcza fabularnego trzęsienia ziemi. Mieszanka dramatu, kryminału i sensacji pozwala utrzymać zainteresowanie odbiorcy. Na niedobór wybuchów, pościgów i strzelanin raczej nie można narzekać, lecz elementy kina akcji są równoważone przez ukazanie rozwoju relacji między bohaterami i zmagań policji z zamachowcami.
Siłą napędową całej historii jest dwóch nastolatków: racjonalny i brutalnie pragmatyczny Dziewiątka oraz emocjonalny i spontaniczny aż po skraj szaleństwa Dwunastka. Punktem stycznym ich ekstremalnych osobowości jest ponadprzeciętna inteligencja i geniusz spowodowany sawantyzmem. Cechy te mają źródło w ich wspólnym dzieciństwie i są okupione poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Ich umysły nie działają tak jak u zwykłych ludzi. Podobny wniosek dotyczy też Lisy, dziewczyny zaszczutej przez niezrównoważoną matkę i dręczonej przez koleżanki ze szkoły. Jest nieporadna i ciapowata, a przez to irytująca, jednak można bez trudu uwierzyć w istnienie jej żywego pierwowzoru (co niektórzy zarzucają twórcom). To postać stanowiąca pretekst do wyeksponowania charakteru głównych bohaterów, szczególnie Dwunastki, z którym Lisa spędza najwięcej czasu. Podobną rolę odgrywa detektyw Shibazaki, mierzący się z kolejnymi zagadkami i podążający za tokiem myślenia Dziewiątki, przez co tworzy się między nimi nić wzajemnego zrozumienia, a nawet zaufania. Sam policjant jest jedną z nielicznych postaci, do których łatwo jest zapałać sympatią. Jego upór w dążeniu do prawdy psuje szyki trzeciej stronie rozgrywki, do której zalicza się Piątka, bezwzględna i zaborcza dziewczyna dzieląca przeszłość z Dziewiątką i Dwunastką. Dorównuje im geniuszem i przewyższa szaleństwem, przez co wywołuje wiele zamieszania, a czasem wręcz chaosu – niestety również fabularnego.
Relacje pomiędzy bohaterami bywają w Zankyou no Terror niedopowiedziane. W oczach niektórych widzów mogą się przez to wydawać abstrakcyjne czy naciągane. To bardzo subiektywne odczucia, których nie podzielam z prostego względu: działania postaci są w tym anime albo bardzo logiczne, albo uzasadnione ich stanem emocjonalnym, a ten często ma prawo ocierać się o obłęd. Wątpię, by krytycy tego aspektu mieli wystarczające podstawy, by polemizować ze sposobem przedstawienia zachowania osób z podobnymi zaburzeniami.
Poza głównymi bohaterami widz ma okazję zobaczyć całą gamę postaci drugoplanowych i epizodycznych, za które należy twórców pochwalić. Zapadają w pamięć mimo często szczątkowej ilości poświęconego im czasu. Przykłady? Wprowadzający do serii sporo rubasznego humoru Mukasa, ambitny i buntowniczy względem nowego szefa Hamura czy przerażająca matka Lisy.
O ile postacie w Zankyou no Terror są uniwersalne i ich odbiór nie powinien nastręczać większych trudności, o tyle z fabułą sprawa nie jest już taka prosta. Problem sprowadza się do tego, by widzowie zobaczyli w dziele to, co autor chce pokazać. Jest to szczególnie trudne, gdy twórca posługuje się odniesieniami do wydarzeń historycznych, symboli lub zjawisk kulturowo obcych widzowi, a Shin'ichirou Watanabe robi to z lubością i wprawą. Odbiór takiego dzieła przypomina czytanie poezji w obcym języku: można znać wszystkie słowa i rozumieć środki stylistyczne, ale trudno poczuć to, co zachwyca i porusza rodaków autora. W Zankyou no Terror roi się od motywów i detali, które mają w japońskim odbiorcy wzbudzić konkretne skojarzenia i emocje, a być może też zmusić do refleksji. Często są to elementy, których przeciętny Europejczyk nie doceni, bo po prostu ich nie zauważy lub wręcz źle zinterpretuje.
Pierwszym przykładem jest tu sam terroryzm. To słowo, które w Europie od jakiegoś czasu odmienia się przez wszystkie przypadki, z rosnącym niepokojem. Może się wydawać, że wykorzystanie tego motywu jako filaru dla akcji jest próbą stworzenia czegoś aktualnego, chwytliwego i na czasie. To mylny wniosek. Jedyny wspólny element zjawiska ukazanego w Zankyou no Terror i zamachów powodowanych fundamentalizmem religijnym (z jakimi mamy do czynienia w Europie), to wybuchy. Shin'ichirou Watanabe kreśli wizję nowoczesnego wydania terroryzmu rodzimego, niebędącego narzędziem wojny asymetrycznej i nienastawionego na spowodowanie jak największej liczby ofiar, za to dążącego do wywołania medialnej burzy i skupienia całej opinii publicznej na ujawnianej idei lub informacji. Wszystko to upodabnia działania Dziewiątki i Dwunastki do zamachu, jaki w 1995 roku przeprowadziła w tokijskim metrze sekta Aum Shinrikyou. Atak polegający na rozpyleniu sarinu pochłonął 12 ofiar i spowodował trwałe uszkodzenie zdrowia u większości z ponad 5 tysięcy poszkodowanych osób. Zamach wywołał krótkotrwałą społeczną psychozę, którą japońskie media przekształciły w osobliwe i wręcz patologiczne zainteresowanie sprawcami, publikując ich profile psychologiczne i czyniąc z nich celebrytów. Podczas „procesu stulecia” przywódcy grupy zostali skazani prawomocnym wyrokiem na karę śmierci, która jednak do dziś jest odraczana ze względu na ciągłe aresztowania w tej sprawie.
Zankyou no Terror pokazuje odbicie tych wydarzeń we współczesnej Japonii. Najbardziej łopatologicznie czyni to w scenach chaosu i paniki wywołanej użyciem przez Dziewiątkę granatu dymnego na stacji metra, a bardziej subtelnie podczas ukazywania rosnącej fascynacji zamachowcami wśród młodzieży i internautów. Całkiem ulotne wydaje się jednak najistotniejsze podobieństwo: zarówno podczas autentycznej medialnej burzy wokół Aum Shinrikyou, jak i w Zankyou no Terror, kompletnie zepchnięto na margines sprawę rannych i poszkodowanych w wyniku ataków. Przed laty wywołało to w Japonii dyskusję o kierunku mentalnego rozwoju społeczeństwa, zaniku jego moralności i solidarności wypieranej przez materializm. Shin'ichirou Watanabe prowokuje ponowne zadanie wówczas postawionych pytań, a robi to w niesłychanie odważny i kontrowersyjny sposób. Żeby to zrozumieć, trzeba mieć świadomość wpływu, jaki zamach w tokijskim metrze wywarł na japońską popkulturę. Wielu twórców anime i mangi narzuciło sobie autocenzurę (chociażby Hideaki Anno w Neon Genesis Evangelion), by uniknąć skojarzeń z działalnością sekty Aum Shinrikyou, która wykorzystywała to medium do poszerzania swej popularności.
Shin'ichirou Watanabe przełamuje tabu i konfrontuje Japończyków z wieloma demonami przeszłości. Kolejny z nich to temat eksperymentów medycznych na ludziach. Istotnym motywem serii jest zamknięty ośrodek badawczy przypominający obóz, ponumerowane obiekty doświadczalne, stosowanie wyniszczających i śmiercionośnych specyfików. W kilku ujęciach przewija się obraz budynku z kominem wypuszczającym gęsty dym. Oczywiste podobieństwa do Auschwitz zostają nawet zwerbalizowane poprzez porównanie moralności osób uczestniczących w procederze i nazistowskich oprawców. Gdyby jednak szerzej spojrzeć na całą sprawę, to nie da się nie skojarzyć jej z inną zbrodnią z okresu II wojny światowej. Mowa o działalności tajnej japońskiej Jednostki 731, która realizowała na terenie Mandżurii i Japonii szeroko zakrojone badania broni biologicznej i chemicznej, przeprowadzając na ludziach eksperymenty o niewyobrażalnym poziomie okrucieństwa. Ze względu na skrupulatne zacieranie śladów zbrodni trudno jest podać liczbę ofiar, ale szacuje się ją w dziesiątkach tysięcy. Działalność Jednostki 731 została krótko po wojnie odkryta przez Amerykanów, którzy zagarnęli wyniki jej badań i udzielili immunitetu naukowcom uczestniczącym w procederze. Przez dziesiątki lat sprawa była zamiatana pod dywan, choć nie brakowało głosów zaświadczających o ludobójstwie. Dopiero pod koniec lat 80. odnaleziono pierwsze szczątki noszące ślady eksperymentów, a od 2011 roku prowadzone są w Tokio badania archeologiczne na terenie dawnej Akademii Medycznej, gdzie według ustnych przesłanek miano grzebać ofiary. Rząd Japonii nigdy nie wydał oficjalnych przeprosin w tej sprawie, co jest argumentowane niewystarczającym materiałem dowodowym. Sytuacja jest rozwojowa, a wynika to między innymi z nacisków opinii publicznej, by rzecz zbadać i wyjaśnić do końca.
Zjawisko przedstawione w Zankyou no Terror dotyczy zdecydowanie mniejszej skali, ma jednak taką samą genezę i przebieg, a także zostało w identyczny sposób zatuszowane. W obliczu tej analogii, słowa „pamiętaj, że żyliśmy”, wypowiadane przez jednego z bohaterów w ostatnim odcinku, nabierają silnego społecznego przekazu, który pozostaje w Japonii jak najbardziej aktualny. Shin'ichirou Watanabe w odważny sposób stawia kolejne kontrowersyjne pytania: czy we współczesnym świecie sadyzm i bestialstwo przestały szokować i oburzać? Jak głośno muszą krzyczeć ofiary współczesnych zbrodni i wojen lub co powinny wysadzić w powietrze, by świat podniósł larum?
Jeszcze innym demonem przeszłości jest rola odegrana w powojennej historii Japonii przez USA. Z pewnością część widzów odniosła podczas oglądania Zankyou no Terror wrażenie, że seria ma wydźwięk antyamerykański. Agenci FBI pojawiają się w anime jako wsparcie działań antyterrorystycznych, blokują pracę miejscowej policji i panoszą się, wykazując iście kowbojską fantazję. W ujęciu dosłownym wątek ten jest mocno przerysowany, ale jako analogia dawnych zatargów daje sporo do myślenia. Dzisiejsze relacje USA i Japonii są przyjazne i podparte sojuszem, ale jest to wynik spuszczenia swoistej zasłony milczenia na niewyrównane rachunki z czasów II wojny światowej i późniejszej okupacji. Choć nikt w Zankyou no Terror nie pokazuje winnego palcem, to słowa o „Tokio będącym kiedyś spaloną ziemią” i „kraju wciąż pokonanym, który musi stać się w pełni niezależny” mówią wszystko o urazach nadal żywionych przez część japońskiego społeczeństwa. Nacjonalizm w poglądach Japończyków jest bardzo drażliwym i trudnym tematem, a mimo to Shin'ichirou Watanabe posłużył się nim bardzo dobrze. Słusznym posunięciem było na przykład niewplatanie go do wątku bomby atomowej. Ewidentnie chciał uwydatnić coś innego niż ciągnące się od lat spory o oficjalne przeprosiny.
Motywy broni jądrowej i elektrowni atomowych są ostatnim z demonów obudzonych przez Zankyou no Terror. Na przykładzie pochodzącego z Hiroszimy detektywa Shibazakiego w bardzo subtelny sposób pokazano zadrę na świadomości kolejnych już przecież pokoleń ludzi mieszkających w kraju, który jako jedyny w historii stał się celem ataków bomb jądrowych. Japonia od lat oręduje za przyśpieszeniem procesu globalnej denuklearyzacji, a wizja przeprowadzenia kolejnego ataku podnosi ciśnienie u wszystkich jej mieszkańców. Tymczasem Shin'ichirou Watanabe poszedł krok dalej: nie tylko wykreował realną groźbę użycia broni jądrowej, ale w kwestii jej pochodzenia podsunął widzom radykalną i przekoloryzowaną wersję poglądów na to, do czego może doprowadzić mocno ostatnimi czasy dyskutowana zmiana japońskiej konstytucji w zakresie zapisów o demilitaryzacji kraju. Jeśli zaś chodzi o elektrownie atomowe, które również miały w Zankyou no Terror swoje pięć minut, to paradoksalnie wątek kradzieży plutonu (poprowadzony dosyć beztrosko i fantazyjnie) zdaje się mniej ważny niż krótkie zdanie z ostatniego odcinka, dotyczące decyzji o wygaszeniu siłowni jądrowych w obliczu przewidywanej poważnej awarii sieci energetycznej. To ewidentne odniesienie do katastrofy w elektrowni Fukushima I (spowodowanej pośrednio przez tsunami, a bezpośrednio przez brak zasilania) i przywołanie grozy, jaką Japonia odczuła w 2011 roku.
Oglądając Zankyou no Terror bez uwzględnienia kontekstu historycznego i kulturowego, widzi się jedynie umiarkowanie przekonującą opowieść zbudowaną na mocno wytartych schematach filmów detektywistycznych i sensacyjnych, zaludnioną abstrakcyjnie dramatycznymi postaciami i zmierzającą do finału, który da się przewidzieć na długo przed końcem serii. Zawiera ona wiele luk i absurdów, ale umniejszają one wartość seansu zupełnie nieproporcjonalnie do korzystnych wrażeń wywołanych przez liczne i dobrze ulokowane aluzje do spraw, których echa wciąż słychać we współczesnej Japonii. Nietrudno sobie wyobrazić, dlaczego Zankyou no Terror zostało tam przyjęte znacznie lepiej niż w innych krajach. Na podstawie anime powstała nawet sztuka teatralna, która również odniosła spory sukces.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o aspektach audiowizualnych. Strona graficzna prezentuje się bardzo dobrze. Tła stoją na najwyższym poziomie, a projekty postaci są zróżnicowane i dopracowane w najmniejszych szczegółach. Charakteru dodają im drobiazgi w stylu odblasku światła monitora w okularach, biżuterii czy zegarka. Ujęcia wymagające dynamiki są autentycznie dynamiczne, a ujęcia statyczne zazwyczaj ładnie wykadrowane. Tylko najbardziej wybredni mogą znaleźć coś, do czego można by się na tym polu doczepić. To samo da się powiedzieć o ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiada nie kto inny, jak Yoko Kanno. Muzyka w Zankyou no Terror jest różnorodna, ale zawsze świetnie dobrana do sytuacji i znacząco podnosząca jakość odbioru. Smaczkiem jest z pewnością zaangażowanie islandzkiego muzyka Arnóra Dana Arnarsona, co zostało uargumentowane w fabule.
Czy słusznie przypięłam Zankyou no Terror na początku łatkę kontrowersyjności? W moim odczuciu tak, choć po obejrzeniu całej serii zupełnie zmieniły się po temu powody. Komu mogłabym ją polecić? Z pewnością wszystkim japonofilom, których zainteresowania anime i mangą nie ograniczają się do śledzenia obrazkowych historii podsuniętych im pod nos. Reszta populacji narażona jest na standardowe ryzyko, że konwencja nie przypadnie jej do gustu. Zawsze jednak warto spróbować, by wyrobić sobie własne zdanie o danym tytule.
Recenzje alternatywne
-
Enevi - 19 października 2014 Ocena: 5/10
Detektyw po przejściach, zagubiona licealistka i dwaj nastoletni terroryści, którzy próbują otworzyć światu oczy. Na co? Chyba na to, że Shinichirou Watanabe miał (kolejny) zły dzień… więcej >>>
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Mappa |
Autor: | Shin'ichirou Watanabe |
Projekt: | Kazuto Nakazawa |
Reżyser: | Shin'ichirou Watanabe, Yuzuru Tachikawa |
Scenariusz: | Hiroshi Seko, Jun Kumagai, Kenta Ihara, Shouten Yano |
Muzyka: | Youko Kanno |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Zankyou no Terror - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |