Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
grafika: 8/10
muzyka: 8/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 12 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,25

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 496
Średnia: 7,73
σ=1,49

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Zankyou no Terror

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 11×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Terror in Resonance
  • 残響のテロル
zrzutka

Detektyw po przejściach, zagubiona licealistka i dwaj nastoletni terroryści, którzy próbują otworzyć światu oczy. Na co? Chyba na to, że Shinichirou Watanabe miał (kolejny) zły dzień…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Dla nastoletniej Lisy Mishimy każdy kolejny dzień to perspektywa znoszenia humorów nadopiekuńczej i niestabilnej emocjonalnie matki oraz prześladowań ze strony szkolnych koleżanek. Zahukana i wyjątkowo nieporadna dziewczyna jest świetnym materiałem na kozła ofiarnego i otoczenie bezlitośnie ten fakt wykorzystuje. Czy pojawienie się w jej szkole dwóch nowych uczniów, Toujiego Hisamiego i Araty Kokonoe (zwanych kolejno Dwunastką i Dziewiątką), zmieni coś w życiu licealistki? Z pewnością, biorąc pod uwagę fakt, iż podczas wycieczki szkolnej do tokijskiego ratusza Lisa jest świadkiem tego, jak nowi koledzy przygotowują się do wysadzenia budynku. Postawiona przed wyborem: współpraca albo śmierć, dziewczyna pod wpływem impulsu postanawia dołączyć do dwóch tajemniczych terrorystów. Czy nastoletni uciekinierzy z tajnego ośrodka badawczego, ukrywający się pod pseudonimem Sfinks, wygrają zabawę w kotka i myszkę z japońską policją, która już zdążyła powiązać ich z niedawną kradzieżą plutonu z elektrowni w prefekturze Aomori?

Po sukcesie Cowboya Bebopa Shinichirou Watanabe bardzo wysoko ustawił sobie poprzeczkę i gdy mijały kolejne lata, fani spodziewali się następnych hitów podpisanych jego nazwiskiem. Czas jednak pokazał, że stworzenie tak dobrego tytułu wcale nie jest takie oczywiste i eksperymentowanie z gatunkami nie za każdym razem się udaje. Przyznam szczerze, że zarówno jako fanka wyżej wspomnianego anime, jak i cięższych klimatów, byłam ciekawa, co tym razem reżyser zaserwuje widzom. Wiedziałam mniej więcej, czego się spodziewać, bo zapowiedzi sugerowały tytuł poważny, z wyjątkowo aktualną i chwytliwą, ale jednocześnie drażliwą tematyką, jaką jest terroryzm. Twórcy na pewno chcieli stworzyć coś ambitnego i wyjątkowo na czasie. Problem polega na tym, że Zankyou no Terror próbuje być kilkoma rzeczami naraz, ale w żadnej z tych kategorii nie wypada zadowalająco. Trudno przebaczyć popełnione w tym przypadku błędy, zwłaszcza że serialu na pewno nie da się traktować jako serii rozrywkowej, która podchodziłaby do siebie z należytym dystansem. Znaczy… Chwilami próbuje, ale to też jej zbytnio nie wychodzi.

Przebiegli terroryści oraz ich bomby i tajemnice przeszłości, które stara się rozwiązać inteligentny detektyw wraz z całym zespołem ludzi. Poczynania Dziewiątki i Dwunastki stawiają na nogi całe Tokio, trwa wyścig z czasem, bo nie wiadomo, gdzie i kiedy wybuchnie następny ładunek. Zaczynamy od trzęsienia ziemi i napięcie rośnie z minuty na minutę, wraz z kolejnymi wskazówkami jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki i wreszcie… Co? Właściwie nic, bo ani tajemnica nie jest szczególnie wstrząsająca czy zaskakująca, ani sposób jej odkrywania nie sprawia, że pochłonięty bez reszty widz w napięciu czeka na rozwój wydarzeń. Dostajemy przeintelektualizowaną serię, w której zamiast emocjonującej rozgrywki widzimy nażartego kota i znudzoną mysz, przerzucające między sobą piłeczkę. Zagadki są niby wyjątkowo skomplikowane, przemyślane i głębokie, ale mózg nr 1 tokijskiej policji, pan Shibazaki, prawie zawsze znajdzie na nie odpowiedzi. I tak w kółko.

Oczywiście nie musiało tak być do samego końca i może całość rozwinęłaby się w nieprzewidywalnym kierunku, ale w pewnym momencie na scenę wkracza postać jednoznacznie (a może i nie?) zła, która ma zamiar pokrzyżować wszystkim szyki. Teoretycznie stanowi to element zaskoczenia, ale wraz z pojawieniem się trzeciego gracza, całość wyraźnie przestaje polegać na intelektualnym zapleczu. Akcja przyspiesza, dostajemy strzelaniny oraz kolejne wybuchy, emocjonującą rozgrywkę szachową i rozpaczliwą walkę z czasem, ale niestety, ostateczny efekt przypomina tanie kino sensacyjne rodem z Hollywood, w nosie ma realizm i właściwie niczego nowego nie wnosi. A przy tym wyraźnie widać, że twórcy starają się kreować Zankyou no Terror na jak najbardziej „przyziemną” serię.

Kluczowe jest tu słowo „starają się”, bo niekoniecznie im to wychodzi. Nie będę narzekać, że ogólny zamysł i podstawy fabularne są mało odkrywcze i po prostu nieciekawie, ale twórcy co rusz biorą na warsztat rzeczy, o których niekoniecznie mają pojęcie. Fizyka to nie moja działka, więc nie będę rozkładać takiego czy innego zastosowania bomb na czynniki pierwsze. Ale ponoć sposób, w jaki twórcy starają się przekonać widza, że to właśnie dokładnie tak działa, sprawia, iż seria staje się przez to niezamierzoną komedią. Podobnie inne rewelacje naukowe nie pokrywają się z rzeczywistością, ale powiedzmy, że nie chodzi o to, by wszystko było wybitnie realistyczne. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że anime rości sobie pretensje do bycia kinem ambitnym. Po czym to poznać? Po ilości nawiązań do współczesnej sytuacji na arenie politycznej, nie tylko Japonii, ale również międzynarodowej. Terroryzm, skorumpowany rząd, polityka atomowa – bardzo chwytliwe tematy, tylko czemu wszystko naraz wciśnięte razem w ramy może i przemyślanej, ale średnio udanej historii? Teoretycznie dwaj młodzi przestępcy nie są źli – są humanitarni, bo starają się nie zabijać ludzi, tylko otworzyć oczy zaspanego świata i zwrócić uwagę na niegodziwości i ludzką krzywdę, podczas gdy władza jest bezduszna i okrutna. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz mamy do czynienia z nie do końca złymi przestępcami. Można by pochwalić Shinichirou Watanabe za odwagę, bo nie każdy byłby gotów na tak dosadny scenariusz. Problem pojawia się, gdy rzuciwszy się w cały ten wir sensacji, autor wyraźnie zapomniał o dobrym smaku i wyczuciu, przez co całość kończy jako wyjątkowo pretensjonalna i chwilami po prostu niesmaczna aluzja do współczesnego świata. A wszystko to oczywiście w poważnym i momentami wręcz podniosłym tonie, choć w wyjątkowo spokojnej atmosferze.

W przerwach między zagadkami i wybuchami seria próbuje udawać dramat psychologiczno­‑obyczajowy, którego centralną częścią ma niby być Lisa, jako jedyny zwyczajny i niezwiązany z żadną ze stron element układanki. Jednakże zrobienie z niej udręczonej psychicznie ofiary prześladowań odbiera jej sporo z normalności, a jednocześnie nie sprawia, żeby dziewczyna stawała się ciekawsza. Niewinna i mająca zerowe pojęcie o tym, co się dzieje na świecie nastolatka miała chyba stanowić punkt odniesienia dla widza i to w dodatku wciśnięty w scenariusz wyjątkowo na siłę. Dziewczyna teoretycznie ma jakiś tam charakter i poważne problemy osobiste, usilnie stara się znaleźć swoje miejsce w życiu, ale sprawia wrażenie, jakby uciekła z zupełnie innej bajki, tym bardziej że wszystko, co jej dotyczy, zostaje szybko zapomniane. Lisa jest kompletnie bezbronna i bezużyteczna, zawsze stoi z boku, jej jakiekolwiek zaangażowanie kończy się katastrofą, a mimo to zawsze znajdzie się na pierwszym planie. Trudno traktować ją jako pełnoprawną postać, gdyż wyraźnie widać, że stanowi jedynie narzędzie w rękach scenarzystów, którego kolejne poczynania popychają fabułę do przodu. Jej „umiejętności” kulinarne są jedynym elementem komediowym, a że kompletnie nieudanym i niepasującym do serii? Cóż, jak zresztą sama postać…

Jej relacje z Toujim i Aratą to jeden z najsłabszych elementów serii – brak w nich chemii i naturalności, przez co osłabiają wiarygodność bohaterów. Naprawdę nie widzę powodu, dla którego dwóch terrorystów miałoby niańczyć nastolatkę na gigancie. Chłopcy są ponoć bardzo inteligentni, zdyscyplinowani i przy tym wyjątkowo zdeterminowani, nie przebierają w środkach, by osiągnąć zamierzony cel. Skrzywdzeni okrutnie przez los (a właściwie konkretnych ludzi), stali się cyniczni i gotowi do poświęceń w imię własnych przekonań, ale niespodziewanie przygarniają pierwszą lepszą życiową sierotę, bo tak kazał imperatyw narracyjny. Owszem, mają dla ułatwienia stworzone na zasadzie kontrastu osobowości: jeden jest zamknięty w sobie i pragmatyczny, a drugi wrażliwszy i emocjonalny, przez co przynajmniej odrobinę sympatyczny, ale nie sprawia to, że nagle stają się pełnowymiarowymi postaciami.

Równie zdeterminowanym i pragnącym sprawiedliwości człowiekiem jest detektyw Shibazaki. To mężczyzna ze sporym bagażem doświadczeń, wyjątkowo niewygodny dla władz ze względu na upór i konsekwentne dążenie do celu, bez względu na cenę. Jego inteligencja i spostrzegawczość szybko stawiają go w centrum uwagi i czynią z niego jedynego godnego przeciwnika dla Sfinksa. Ogrom wiedzy, jaką posiada raczej nie stanowi zalety, a jedynie sposób na uproszczenie scenariusza, a do tego facet jest przy tym twardy, nieugięty i wyjątkowo opanowany. Na szczęście nie robią z niego wszechmogącego geniusza, któremu zawsze wszystko się udaje i to czyni go najbardziej ludzkim z głównych bohaterów. Ale czy to wystarczy, by go polubić? Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć, ale jednego jestem pewna. Serial wiele traci w momencie wprowadzenia postaci jednoznacznie złej, bo konflikt pomiędzy dwoma nie do końca dającymi się zaklasyfikować przeciwnikami miał jeszcze jakiś potencjał, ale pojawienie się antagonisty kompletnie go zrujnowało. Nie będę wdawać się w szczegóły, ale zarówno motywy, jak i ogólny zarys charakteru tej postaci są jednowymiarowe, nieprzekonujące i, co gorsza, wciśnięte na siłę, co sprawia, że otrzymujemy kolejne, tylko tym razem wyjątkowo niebezpieczne i destrukcyjne (dosłownie i w przenośni) narzędzie fabularne.

Ogólnie rzecz ujmując, nie wymagam od postaci, żeby były wyjątkowo głębokie, ale nawet schematy muszą być interesujące i sympatyczne, by widzom mogło na nich zależeć. W tym przypadku niestety nie udało się tego osiągnąć, gdyż większość relacji sprawiała wrażenie wymuszonych potrzebami scenariusza, a nie następstwem biegu wydarzeń. Również w tak poważnej historii istotne jest, aby widz mógł może nie tyle utożsamić się postaciami, ale zrozumieć je i zaakceptować ich uczucia. Tymczasem ładunek emocjonalny, jaki niesie ze sobą Zankyou no Terror, jest wyjątkowo słaby, gdyż twórcy traktują swoich bohaterów jak narzędzia do rozruszania scenariusza.

Wątpliwej jakości seans niewątpliwie umila oprawa techniczna, przy tworzeniu której naprawdę się postarano. Jedyna rzecz, przez którą grafika odrobinę kuleje, to pojawiające się głównie w tle i gryzące się z resztą wstawki komputerowe. Pozostałe elementy są prawie bez zarzutu. Wszystko, poczynając od płynnej animacji (chociaż i tu mamy do czynienia z jednym poważnym błędem), poprzez szczegółowe i zróżnicowane krajobrazy oraz wnętrza, na bogatej, ale stonowanej kolorystyce kończąc, sprawia, że serial mimo wszystko ogląda się naprawdę dobrze. Projekty postaci nie są oryginalne, ale dość realistyczne, zadbano o zmianę ubrań, odpowiednią mimikę i naturalne ruchy. Warto również zwrócić uwagę na pomysłowo i ciekawie wykonane animacje towarzyszące czołówce i napisom końcowym, których zdecydowanie warto nie przewijać.

Zankyou no Terror to również powrót Youko Kanno po dłuższej przerwie. Ostatnio mieliśmy okazję usłyszeć skomponowaną przez nią muzykę w 2012 roku, więc fani zapewne już zdążyli się za nią stęsknić. Ścieżka dźwiękowa to naprawdę przyjemna dla ucha, choć niepretendująca do miana arcydzieła mieszanka przeróżnych utworów: trochę jazzu, odrobina elektroniki i rocka, ale również prostych solówek. Melodie w większości utrzymane są w poważnym klimacie, aczkolwiek zdarzają się wyjątki. Nie sposób zapomnieć również o głównych piosenkach towarzyszących serii, gdyż zarówno Trigger, które śpiewa Yuuki Ozaki, jak i Dare ka, Umi o w wykonaniu Aimer są miłą odmianą po typowych przedstawicielach j­‑popu lub co gorsza słodziutkich i wątpliwej jakości popisach co poniektórych seiyuu, bo nie tylko klimatem, ale też tekstem pasują do anime. A jeśli już przy aktorach głosowych jesteśmy, to warto wspomnieć o grającym Aratę Kaitou Ishikawie (Ledo z Suisei no Gargantia, Tobio Kageyama z Haikyuu), a także Soumie Satou (Touji) i Atsumi Tanezaki (Lisa), którzy do tej pory mają na koncie głównie występy drugoplanowe. Pozostałe role zagrali m.in. Megumi Han, Shunsuke Sakuya i Takaya Hashi. Wszyscy spisali się na tyle dobrze, na ile umożliwiał to scenariusz.

Zdaję sobie sprawę, że powyższa recenzja to głównie lista zarzutów, ale nie mogę napisać, żeby serial był jednoznacznie zły. Początek dawał pewne nadzieje na oryginalne i nietuzinkowe anime, które weźmie na warsztat dosyć poważne i wyjątkowo aktualne problemy społeczne. Wyraźnie jednak widać, że twórcy nie za bardzo wiedzieli, co z tym wszystkim zrobić i w efekcie wyszła przeładowana, a przy tym niezbyt interesująca i niekoniecznie poruszająca produkcja. Nie ma nic złego w serii czysto rozrywkowej, która nie grzeszy ambicjami, gorzej, jeśli serwuje się nam anime z pretensjami do całego świata, które stanowi przykład przerostu formy nad treścią. Scenariusz nie jest może pospolity, ale w pewnym momencie całość staje się przewidywalna i zwyczajnie mdła. Jeśli miałabym porównać do czegoś ten tytuł, to pewnie najbliżej mu do nieudanego gulaszu autorstwa Lisy, której wydawało się, że umie gotować… Nie bardzo wiem również, do kogo miała być skierowana ta seria, i co pan Watanabe chciał osiągnąć, tworząc ją. Czy faktycznie planował rzecz ambitną, ale po drodze coś bardzo mu nie wyszło, czy to może tylko nadinterpretacja widzów złaknionych głębi? A może nieskomplikowany scenariusz i jednowymiarowi bohaterowie to świadoma próba stworzenia współczesnej alegorii? Tak czy siak, nie mogę powiedzieć, żeby efekt końcowy był zadowalający. Dlatego też nie polecam tego anime nikomu, ale też nie odradzam, bo warto samemu obejrzeć trzy­‑cztery odcinki i zadecydować, czy to jest „to”.

Enevi, 19 października 2014

Recenzje alternatywne

  • Iskra - 24 grudnia 2016
    Ocena: 8/10

    Shin'ichirou Watanabe zabija ćwieka swoim rodakom w sensacyjno­‑detektywistycznej przypowieści o demonach japońskiej przeszłości, a reszta świata kombinuje, o co w tym chodzi. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mappa
Autor: Shin'ichirou Watanabe
Projekt: Kazuto Nakazawa
Reżyser: Shin'ichirou Watanabe, Yuzuru Tachikawa
Scenariusz: Hiroshi Seko, Jun Kumagai, Kenta Ihara, Shouten Yano
Muzyka: Youko Kanno

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Zankyou no Terror - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl