Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Maison Ikkoku: Kanketsuhen

Maison Ikkoku Kanketsuhen
Nośnik: DVD
Wydawca: Anime Virtual
Data wydania: 24.04.2006
Odcinki: 1
Czas trwania: 70 min
Ścieżka dźwiękowa: japoński, niemiecki
Napisy: polski, niemiecki
Licencja na wypożyczanie: brak
Okładka
Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Opis

Polskie wydanie tego filmu to jedno z większych nieporozumień na rynku anime w naszym nadwiślańskim kraju, jakie widziałem (a trochę już ich było). Zaprawdę, trudno mi zrozumieć idee, jaka kierowała pomysłodawcą sprezentowania Maison Ikkoku: Kanketsuhen polskim fanom japońskiej animacji. Film ten to bowiem zakończenie liczącej niemal sto odcinków serii, która nie dość, że nigdy nie była wyświetlana w polskiej telewizji, to jeszcze nigdy nie zdobyła popularności w naszym fandomie. Nie sądzę, aby było u nas zbyt wiele osób (poza nielicznymi maniakami pokroju naczelnej tegoż portalu), które zadały sobie trud zapoznania się z pochodzącym z drugiej połowy lat osiemdziesiątych serialem, a tylko one mogłby być zainteresowane tą produkcją. Pomijam takich jak ja, w których ręce film ten trafił przypadkiem.

Maison Ikkoku: Kanketsuhen rozgrywa się tuż przed zakończeniem serii, w noc poprzedzającą ślub dwójki głównych bohaterów – nieudacznika o dobrym sercu Godaia i dozorczyni tytułowego domu – Kyoko. Pozostali domownicy urządzają z tej okazji suto zakrapianą alkoholem imprezę, cały czas powtarzając głównemu bohaterowi, że nie zasługuje na szczęście, jakie go spotkało, i że z pewnością Kyoko w ostatniej chwili zmieni zdanie. Atmosferę niepewności dodatkowo podgrzewa wzmianka o tajemniczym liście, na który czeka luba Godaia, oraz jej późny powrót do domu. W międzyczasie piwo leje się strumieniami, zaś co jakiś czas dołączają kolejni uczestnicy, w tym nieszczęśliwie zakochana w Godaiu Ibuki, jego dawna uczennica, wciąż nieświadoma faktu, iż mężczyzna, którego pokochała swą pierwszą miłością, ma właśnie brać ślub.

Sam pomysł filmu nie zachwyca. Irytuje przede wszystkim główny bohater, który zachowuje się jak pozbawiony piątej klepki idiota, niezdolny do podjęcia samodzielnie jakiejkolwiek decyzji (mimo że jest dorosłym mężczyzną). Nie mam pojęcia, co skłoniło sprawiającą wrażenie samodzielnej i (sic!) myślącej kobiety Kyoko do podjęcia decyzji o małżeństwie. Co natomiast godne uwagi – każdy z bohaterów ma własne cele, nie wszyscy są zachwyceni perspektywą ślubu Kyoko i Godaia, a poza tym mają własne problemy. Toczone przez nich w różnych miejscach domu rozmowy są po prostu ludzkie i dlatego ciekawe, jak choćby ciągłe próby wyznania miłości rudowłosej seksbombie w wydaniu właściciela baru. A sama Kyoko? Pojawia się dopiero w połowie filmu i przez większość czasu pełni funkcję manekina. Podejrzewam, że osoba znająca serię wyłapie tu więcej subtelności i żartów, mi nie było to dane. Wspomnę jeszcze o nawiązaniach do kultury masowej – plakat Michaela Jacksona na jednej ze ścian lub Mario na okładce mangi.

Niestety, nawet jeśli jesteście jedynymi z tych nielicznych wybrańców, którym dane było obejrzeć serię telewizyjną, odradzam zdecydowanie zakup tego filmu w polskim wydaniu. Jest to niedbale wydany gniot z tragicznym przekładem polskim. Już w menu widać błędy („Zwiastun” zamiast „Zwiastuny”), a uruchomienie polskich napisów automatycznie digimorfuje Maison Ikkoku: Kanketsuhen z komedii romantycznej w komedię absurdu, której Latający Cyrk Monty Pythona by się nie powstydził. Całkowicie losowo powrzucano końcówki grzecznościowe -san, -kun, -chan, -sama, niekiedy dorzucając je do tłumaczenia, innym razem nie. Ibuki mówi do Godaia sensei, co pozostawiono w oryginale, ale już kuzynka Kyoko zwraca się do niego starszy braciszku a nie oni­‑san (co nakazywałby konsekwencja). Śmiech budzą sceny, kiedy postać kobieca „mówi” w męskiej formie (usprawiedliwieniem może być to, że Hanae Ichinose, o której mowa, wygląda cokolwiek groteskowo, ale…). Normą jest nieznajomość słów i form, bohater oznajmia zatem Od kiedy byłem Ronin, opiekowaliście się mną. Pominąwszy już fakt, że w latach 80. próżno szukać w Japonii samurajów bez pana, a zatem słowo ronin siłą rzeczy miało inne znaczenie, to jest to również słowo, które jak najbardziej powinno się odmieniać! Ponadto straszą niepotrzebne anglicyzmy (niezły timing, collage), których szczytem jest scena, kiedy Kyoko mówi, iż poszła naprawić zdjęcie do fotoszopu (mając na myśli sklep fotograficzny). Nie brak zdań skleconych niechlujnie (Na to wygląda, że ona jest dziwna), zwykłych literówek (bradzo) czy kalek językowych (wichrzyciel nerwów). Wszystko to sprawia, że film ten nie nadaje się do oglądania po polsku. Aha, uczciwie przyznam – przetłumaczono także napisy na ścianach, co rzadko się zdarza w polskich przekładach.

Swego czasu Anime Virtual wydało Utena: The Movie, film luźno nawiązujący do niewyświetlanego w Polsce, ale znanego fanom anime. Tam dorzucono ponadtrzydziestostronicową książeczkę, wyjaśniającą, co i jak. Tutaj bardzo brakuje czegoś takiego. W zamian za to mamy jedną (a nie dwie, jak głosi napis na pudełku) dwunastostronnicową broszurkę z dowcipnymi i nieistotnymi dla fabuły informacjami o poszczególnych postaciach. Nie ułatwiają one w żadnym stopniu oglądania Maison Ikkoku: Kanketsuhen tym, dla których jest to pierwszy kontakt z Godaiem, Kyoko et consortes. Na płycie znalazły się zwiastuny (a nie, jak głosi napis w menu – zwiastun) trzech anime – Get Backers, Gravitation i Genshikena. Oprócz tego mamy jeszcze wygaszacz ekranu dla posiadaczy komputerów. Wersje językowe – tu nie ma wielkiego wyboru, oryginalny i niemiecki głos, oraz polskie lub niemieckie napisy. Próżno szukałem nazwiska tłumacza: niestety, moje mordercze zamiary względem jego osoby pozostaną zatem wyłącznie w sferze planów, nie dając impulsu do nakręcenia kolejnego odcinka Uwagi pt. „Zdesperowany recenzent japońskich pornobajek zasztyletował tłumacza”.

Grisznak, 26 grudnia 2008
Recenzja anime

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Maison Ikkoku Kanketsuhen Anime Virtual 2006