Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 12 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,92

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 346
Średnia: 7
σ=1,72

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Psycho-Pass 2

zrzutka

To samo gorzej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Kiedy zacząłem seans, byłem pełen nadziei – zapowiadało się dynamicznie, dostrzegałem fragmenty ciekawej stylistyki, liczne nawiązania do serii pierwszej i sceny sugerujące, że będzie intensywnie, emocjonująco, a wszystko okraszone psychologiczną traumatyzacją bohaterów i solidną porcją krwistej rozrywki dla dorosłych. Już w okolicach połowy serii nadzieje zaczęły się rozwiewać, a całość coraz bardziej przypominała chaotyczny bajzel przyprawiający o epilepsję, składający się z gmatwaniny motywów, na których zszycie zapewne nie starczyło czasu. Gdyby którykolwiek z nich był solidnie wykonany, całość pewnie dałoby się uratować, ale jako że to nie zaszło, ogólnie było znośnie przede wszystkim ze względu na początkowe nadzieje. Gdybym miał wskazać główną przyczynę porażki, to zdecydowanie byłoby nią pragnienie upchnięcia zbyt wielu zbyt mało przystających do siebie rzeczy w stanowczo zbyt krótkim na to czasie antenowym. To naprawdę nie był dobry opening.

Co do całej drugiej serii Psycho­‑Pass, to jestem twórcom w gruncie rzeczy wdzięczny. Seria pierwsza miała wiele potencjału, aby stać się serialem wybitnym; ostatecznie była tylko serialem przyzwoitym, lecz trudno było mi zidentyfikować przyczyny porażki pełnego zrealizowania ambicji. Wszystkie potrzebne elementy niby były na swoim miejscu, tylko podczas seansu towarzyszyło mi trudne do skonkretyzowania poczucie niedostatecznej (choć przyzwoitej) jakości. Część druga została zaplanowana jako serial dwa razy krótszy: jedenaście zamiast dwudziestu dwóch odcinków, w związku z czym twórcy postanowili się streszczać i wypełnić ten sezon esencją Psycho­‑Pass, czym, poprzez przejaskrawienie, elegancko wyjaśnili mi, co z tą franczyzą było nie tak od samego początku. W owe jedenaście odcinków wepchnięto masę wzajemnie sobie szkodzących motywów, z których dałoby się złożyć spójną całość, gdyby to były trzy seriale, nie jeden. Konkretyzując, mamy tutaj:

Gore, objawiające się najczęściej ludźmi wybuchającymi w orgii krwi i flaków. Wymieniam je jako pierwsze, ponieważ zdaje się, że twórcy mieli do tego elementu najwięcej serca. Sceny te są sfilmowane o niebo lepiej niż reszta serialu – wiele w nich dynamicznego kadrowania oraz sprytnych i pomysłowych ujęć, trwają też dużo, dużo dłużej niż wymagał tego dalszy rozwój akcji. Gore nie wypada zresztą najgorzej, przyczepiłbym się jedynie do wyczuwalnej monotematyczności; problem polega na czym innym: krwawa jatka wymaga specyficznej fabuły. Niedorzecznej fabuły. Wynika to z faktu, że likwidowanie ludzi w okrutny i efektowny sposób jest niezwykle niewydajne i nieracjonalne, praktycznie wymagając obecności psychopaty, który robi to głównie dlatego, że lubi (Makishima…), a musi jeszcze mieć po temu możliwości, o co nie tak łatwo. Podajmy przykład problemów, jakie to rodzi: dominatory. Są to urządzenia dysponujące błyskawicznym w działaniu, dalekodystansowym paralizatorem, mimo to przez większość czasu są używane w trybie mordercy, który włącza się kilka sekund, po czym, jak pokazuje praktyka, nie daje gwarancji usunięcia zagrożenia (czasami pozbawia tylko kończyny). Jedynym sensownym uzasadnieniem, dlaczego ten tryb jest używany, jest to, że Sybil jest sadystycznym psychopatą, co swoją drogą zdaje się oczywiste dla wszystkich widzów, ale ani jednego z bohaterów tego serialu. W drugiej serii Psycho­‑Pass ta sytuacja jeszcze się pogarsza, bo nowy wielki zły – Kamui, nagminnie wykorzystuje dominatory kontrolowane przez Sybil do wykonywania swojego planu. Twórcy, zdaje się częściowo świadomi faktu, że to czysty surrealizm, umieścili jedną scenę, gdzie podejmuje się próbę wyjaśnienia, dlaczego Sybil na to pozwala, ale w rzeczywistości nie wyjaśnia to absolutnie niczego, bo i nie może – to zaprzecza logice na elementarnym poziomie. Seriale o surrealistycznej fabule pełnej krwawej jatki mogą być rewelacyjne, patrz Hellsing, ale to nie do pogodzenia z innymi ambicjami ekipy produkcyjnej, do których należy na przykład…

Thriller kryminalny. Inspektor Akane jest tutaj kreowana na klasycznego detektywa w stylu Sherlocka Holmesa, jednocześnie dysponującego laboratorium à la CSI: Crime Scene Investigation, za pomocą logiki i technologii próbując rozwikłać zagadkę kryminalną będącą autoplagiatem z serii pierwszej. Wspomniany Kamui pełni funkcję kolejnego tajemniczego złego, wydarza się brutalna zbrodnia, której nie udaje się powstrzymać, ponieważ widz musi otrzymać należną porcję gore, jednak obserwując jej przebieg, Akane przybliża się do nieuchwytnego złoczyńcy, po czym wydarza się kolejna, jeszcze bardziej brutalna zbrodnia, której nie udaje się powstrzymać, i tak dalej – powtarzać ad nauseam. Początkowo to nawet wciąga, mnie wciągało mniej więcej do trzech czwartych tej serii, dopóki miałem nadzieję, że twórcy wyjaśnią najbardziej elementarne rzeczy i zrozumiem, jaki to wszystko ma sens. Zgodnie z regułą „więcej, lepiej, mocniej” Kamui jest przedstawiony jako zagrożenie większego kalibru niż Makishima z pierwszego sezonu, co w praktyce wygląda tak, że oszukuje system na co najmniej trzy niezależne sposoby, przy czym nie pada przekonujące wyjaśnienie działania choćby jednego z nich. Swoją drogą cały wątek śledztwa donikąd fabularnie nie doprowadza, ponieważ musimy jeszcze mieć dramatyczny finał, na który wcześniejsze wysiłki bohaterów mają dość skromne przełożenie. Finał ten jest zbyt podobny do finału serii pierwszej, aby robił jakiekolwiek wrażenie, a to, że nie dostrzegłem w nim zbyt wiele sensu, też nie pomogło w odbiorze. Jest też drugi wątek thrillerowato­‑kryminalny wprowadzający zupełnie niezależnych antagonistów i ogólnie ortogonalny do wątku Kamuiego, w którym już na najbardziej elementarnym poziomie ledwo rozumiem, co się dzieje i dlaczego, bo na wyjaśnianie czegokolwiek zapewne nie starczyło czasu. Mamy te jedenaście odcinków, które muszą w każdym aspekcie pobić serię pierwszą, więc musi być w nich więcej akcji, więcej gore, więcej zagrożenia, więcej…

Socjologiczno­‑filozoficznych rozważań o dystopijnej cywilizacji przyszłości. Pada tu mądre słowo – panoptikon, pada wizja alternatywnego wobec Sybil systemu zarządzania społeczeństwem (nijak nie rozwinięta, zapewne nie starczyło czasu), pojawiają się rozważania dotyczące natury osądu oraz problemu idealnego sędziego. Autorzy poruszają też zupełnie nowy aspekt świata Psycho­‑Pass – terror medyczny. Dowiadujemy się, że większość społeczeństwa, w tym nowy członek ekipy Akane, regularnie zażywa substancje psychoaktywne, a całe społeczeństwo staje się coraz bardziej ubezwłasnowolnione psychiczno­‑chemicznie. Żeby nie było za dobrze, to kolejny wątek, który w pewnym momencie się urywa, pozbawiony konkluzji, ponieważ zapewne nie starczyło czasu. Przy całym moim rozgoryczeniu, to jednak zaleta tej serii. Gdybym miał z Psycho­‑Pass 2 zrobić dobry serial, to te elementy bym zostawił, a wyrzucił resztę śmieci, które wypełniają ten sezon. Ganianie za Kamuim pochłania większość czasu antenowego i w żaden sposób nie przybliża widza do zrozumienia, jak działa społeczeństwo przyszłości i Sybil. Sybil w trakcie tej serii permanentnie nie działa, a społeczeństwo zajmuje się głównie krwistym wybuchaniem. Jako widzowie mamy uwierzyć, że ten system działał stabilnie przez lata i na tej podstawie podejmować rozważania, jakie proponują autorzy, co stoi w kompletnej sprzeczności z faktyczną treścią tego serialu. Jeśli po tym opisie myślicie, że jak na trzyipółgodzinne widowisko jest tu dość gęsto od niedorobionych pomysłów – to jeszcze nie wszystko! Mamy tu i pomniejsze atrakcje, z których warto z pewnością wymienić…

Freudowską symbolikę falliczną. Wszyscy bohaterowie są psychicznie wykastrowani, funkcję penisa przejęły dominatory kontrolowane przez żeńską Sybil. Ten serial ma obsesję na punkcie dominatorów: kamera lgnie do nich w każdym kadrze, szczególnie gdy te wielkie, długie giwery naprężają się, aby wystrzelić, doprowadzając do spełniania w fontannie krwi i flaków. Nie mam wątpliwości, że to zbiorowy główny bohater tego serialu (z pewnością najbardziej charyzmatyczny…), kręci się wokół nich cała fabuła: kto je kontroluje, czy też bardziej – przez kogo pozwalają się kontrolować – wygrywa. To zarazem główny decydent, czy też bardziej deus ex machina, od liczbowej wartości hanzaikeisuu (współczynnika zbrodniczości), którą mierzą, zależy tutaj wszystko, a przyjmuje on takie wartości, jakie aktualnie pasują scenarzystom. Poza freudowskimi aluzjami (pal licho, czy świadomymi) wyczuwam przesłanie o dehumanizującej parametryzacji człowieczeństwa, ale ciągłe pokazywanie jakiegoś zjawiska nie oznacza jego analizy, która tu nie występuje, zapewne nie starczyło czasu.

Mimo szczerych starań ekipy produkcyjnej, pewnych elementów nie udało się jednak w Psycho Pass 2 zmieścić, a przydałoby się. Jako że aspiruję do możliwie wysokiej obiektywności i neutralności w każdej z moich recenzji, nie pozostaje mi nic innego, jak zająć się tym, czego nie ma. Niebyt obejmuje:

Psychologię postaci. Jakiegokolwiek wglądu w związki między członkami ekipy Akane próżno tu szukać, na dalekim trzecim planie są wszyscy poza samą Akane oraz nową inspektorką Miką Shimotsuki. Konflikt między tymi dwoma kobietami nie został zrealizowany najgorzej, choć zdaje się nieco wymuszony, co może wynikać z faktu, że nawet on przewija się przez większość czasu jako wątek drugo- lub trzeciorzędny w stosunku do innych spraw. Nie ma też sensownego zakończenia, zapewne nie starczyło czasu. Akane również została w dużej mierze porzucona – obserwujemy ją jako oschłą panią inspektor i w zasadzie tyle; w późniejszych odcinkach dorzucono jej dramat obyczajowy, w związku z którym raz traci panowanie nad sobą, mamy kilka krótkich scen, gdy płacze i na tym się kończy. Przedstawianie wycofanego protagonisty jest trudne, ale może się udać, potrzeba do tego wielu kameralnych scen, w których reżyser skupia naszą uwagę na detalach jego zachowania. Tego tutaj brakowało, ponieważ zapewne… wiecie o co chodzi. Z antagonistą Kamuim nie jest dużo lepiej, choć początkowo zaintrygował mnie swoją łagodnością i pewną, jak się zdawało, empatią. Kontrast między tym wizerunkiem a jego działaniami wywoływał przyjemny niepokój, za który autorzy mają plusika; żeby nie było za dobrze, gdy w końcu ujawniają jego historię, okazuje się kompletnie niedorzeczna, acz byłaby przynajmniej dobrym pretekstem do grzebania w jego pokręconej psychice. Czego autorzy nie robią. Później ujawnia się też drugi i trzeci antagonista (albowiem „więcej, lepiej, mocniej”), jak można się domyślić, na wyjaśnienie ich motywacji pozostaje jeszcze mniej miejsca. Ogólnie bohaterowie niewiele mają okazji do rozmowy i wymiany poglądów oraz emocji. Zdecydowana większość dyskusji jest oschła, techniczna i ma za zadanie głównie popychać wątek kryminalny do przodu; w ostatnich trzech odcinkach coś tam się w tym temacie zaczyna dziać, ale za mało, za późno. Nie, żeby było lepiej jeśli chodzi o…

Pomysł na grafikę. Technicznie jest wykonana porządnie, z wyjątkiem efektów komputerowych, rażących sztucznością, ale po próbie przedstawienia dystopijnej przyszłości oczekiwałbym wizji… czegokolwiek? Miejsce akcji wygląda z grubsza jak Tokio, ludzie ubierają się normalnie, korzystają z komórek i komputerów z płaskimi ekranami, wszystko wygląda zwyczajnie. Kilka razy pojawiają się boty, budzące podejrzanie bliskie skojarzenia z Ghost in the Shell i niezachwycające dizajnem. Jedynym gadżetem science­‑fiction zwracającym uwagę są dominatory, a o obsesji autorów na ich punkcie już wspominałem. Już pierwszy sezon nie zachwycał mnie, jeśli chodzi o kreatywność wizualną, a w serii drugiej mogę śmiało oszacować liczbę istotnych graficznych innowacji: zero. Sytuacja dokładnie taka sama, co kiedy spojrzymy na…

Pomysł na muzykę. Na opening pomysł był, nawet dużo, dużo pomysłu, ale pomówmy o reszcie. Jest sporo elektroniki. Jest sporo muzyki klasycznej. Jest jeszcze więcej typowej, przewidywalnej do bólu, muzyki filmowej. Są różne kombinacje powyższych. Wszystko mniej więcej w tym samym stylu co wcześniejszy sezon. To muzyka dobrze zrealizowana technicznie, lecz bezpłciowa. Co ciekawe, ktoś uznał, że do sceny najbardziej bezsensownego gore i sztucznie tworzonego dramatu w całej tej serii doskonale będzie pasować Nessun Dorma. Co za bezczelność, tylko za tę potwarz i skrajny kicz odejmuję od oceny za muzykę dwa oczka.

I to by było tyle wyliczanki, jak też recenzji. Początkowo oglądało mi się ten serial całkiem dobrze, bo widziałem zaczątki różnych potencjalnie ciekawych motywów i czekałem na ich rozwój. Intryga kryminalna może nie była wybitnie inteligentna, ale dało się ją śledzić z zainteresowaniem. Im dalej w las, tym bardziej było widoczne, że żadnego rozwoju nie będzie i że to wyłącznie masa wątków powciskanych bez ładu i składu w serial stanowczo zbyt krótki, by je wszystkie pomieścić. Cóż, bywało gorzej, ten serial przejawia przynajmniej jakieś ambicje, czego o większości anime nie można powiedzieć. Na nieszczęście ostatnie dwa odcinki to czysta mordęga zakończona wyraźną sugestią, że będzie kontynuacja, bo coś musi dobić te wszystkie wątki zawieszone w stanie katatonii. Mam wątpliwości, czy się skuszę, zapewne nie starczy czasu.

Tablis, 18 stycznia 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Tatsunoko Productions
Autor: Gen Urobuchi
Projekt: Akira Amano, Kyouji Asano, Makoto Ishiwata
Reżyser: Katsuyuki Motohiro, Naoyoshi Shiotani
Scenariusz: Jun Kumagai, Tou Ubukata

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Psycho-Pass 2 - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl