Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 6/10 grafika: 10/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,43

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 74
Średnia: 6,19
σ=2,54

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Karo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Yuri Kuma Arashi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ユリ熊嵐
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość; Inne: Shoujo-ai/yuri
zrzutka

O miłości, tolerancji i zacieraniu granic między fabułą a metaforą. Kunihiko Ikuhara w nowym, niekoniecznie lepszym wydaniu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Pewnego dnia w pobliżu Ziemi wybuchła asteroida o nazwie Kumeria. Powstały z jej odłamków deszcz meteorytów w niewyjaśniony sposób wpłynął na ziemskie niedźwiedzie: zwiększył ich inteligencję i nadał im zdolność mowy, czyniąc je przy tym agresywnymi wobec ludzi. Po latach międzygatunkowego konfliktu ludzkość podjęła decyzję o odcięciu się od drapieżników gigantycznym murem. Od tamtej pory trwa w nieustannej czujności, wypatrując niedźwiedzich infiltratorów (te bowiem z czasem zyskały zdolność przybierania ludzkiej postaci) i snując plany całkowitego wyeliminowania przeciwnika.

W takim właśnie względnie ustabilizowanym, ale nie wolnym od ciągłych niepokojów środowisku działa żeńska szkoła Arashigakoa, do której uczęszczają Kureha Tsubaki i Sumika Izumino – nastolatki darzące się uczuciem ewidentnie wykraczającym poza dziewczęcą przyjaźń. Ich zażyła relacja znajduje jednak nagły i tragiczny finał, gdy wracająca do domu Sumika zostaje pożarta przez niedźwiedzia. Jak ze stratą poradzi sobie Kureha? Jak incydent ten wpłynie na szkolną codzienność? I jaki związek mają z nim dwie nowo przybyłe do szkoły uczennice?

Jeśli powyższe akapity wydają się wam wstępem do recenzji czegoś w rodzaju parodii lub eksperymentu z łączeniem gatunków, to prawdopodobnie mieliście wcześniej niewielką styczność z twórczością Kunihiko Ikuhary. Reżyser i scenarzysta, który w latach 90. zyskał popularność jako jeden z głównych twórców cyklu o Czarodziejce z Księżyca, dziś ma na koncie znikomą ilość dzieł zupełnie autorskich. Poza kilkoma produkcjami niezależnymi są to: Shoujo Kakumei Utena z roku 1997 (jako reżyser grupy Be­‑Papas) oraz Mawaru Penguindrum z 2011. Pomimo tak niewielkiego liczbowo dorobku zdołał on jednak wyrobić sobie niebywale charakterystyczny styl, we współczesnym przemyśle anime niemożliwy do podrobienia.

W opowiadanych historiach Ikuhara przetwarza i łączy nie tylko całe gatunkowe konwencje, ale i pojedyncze motywy – od trawestacji klasycznych baśniowych toposów po złożone fabularne wybiegi rodem z awangardowych utworów science­‑fiction. Za pomocą nieoczywistych kompozycji narracyjnych i wizualnych tworzy światy skrajnie odrealnione, absurdalne, czasem wręcz kiczowate, jednak niezmiennie fascynujące. Zawsze narzucają one odbiorcy pewien dystans i nie dają się traktować dosłownie. Przypominają teatralne inscenizacje służące mniej dynamizowaniu fabuły, a bardziej budowaniu alegorii, zdecydowanie najczęściej dotyczących tematyki inicjacyjnej. Reżyser przedstawia bohaterów wstępujących w dojrzałość lub nieodnalezionych dorosłych próbujących rozliczyć się z przeszłością. Portretuje i komentuje towarzyszące ich problemom społeczne rygory, poruszając jednocześnie zagadnienia dotyczące seksualności, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i fizycznej. Przy tym wszystkim jednak najbardziej charakterystyczną cechą twórczości Ikuhary pozostaje język – niezależnie od faktycznej głębi finalnego przekazu, zawsze daleki od dosłowności i wymagający od widza wyłącznej uwagi.

Pod względem nagromadzenia wyżej wymienionych elementów Yuri Kuma Arashi – najmłodsze dzieło reżysera, wydaje się bardzo reprezentatywne dla jego dotychczasowej twórczości. Z powodu wszechobecnego absurdu i braku logiki umowność świata przedstawionego jest ewidentna, natomiast sposób prezentacji fabuły od pierwszych minut narzuca bezwzględne skupienie. Mamy tu między innymi: nagminne, pozornie pozbawione kontekstu gesty i wypowiedzi bohaterów; sceny, a nawet całe wątki zupełnie niezrozumiałe w trakcie pierwszego seansu; kilkusekundowe i łatwe do przeoczenia kadry o fundamentalnym znaczeniu dla całości przekazu; mnóstwo wizualnych i językowych tropów (lilia, niedźwiedź, pocałunek, schody, lustro, burza itp.), które widz musi spamiętać, przypisać do odpowiednich wydarzeń i samodzielnie nadać im znaczenie. Seria przypomina interpretacyjną piaskownicę, gdzie odbiorca może aktywnie budować treść wespół z autorem.

Daleki byłbym jednak od stwierdzenia, że jest to anime „wymagające myślenia”. Cierpliwości i zaangażowania – owszem, ale nie ponadprzeciętnej erudycji czy wzmożonego wysiłku intelektualnego. Nie ma tu potrzeby mozolnego doszukiwania się ukrytego przesłania. Samo jego istnienie wydaje się rzeczą oczywistą i na dobrą sprawę jedyną, jaką seria ma do zaoferowania. Podczas seansu widz zaczyna mimowolnie dopowiadać sobie pewne znaczenia, ponieważ fabuła brana dosłownie traci jakikolwiek sens. Nie trzeba przy tym również nadzwyczajnego obycia kulturowego. Występujące tu alegorie są bowiem bardzo uniwersalne; odwołują się raczej do wyobraźni i wrażliwości niż do konkretnej dziedziny wiedzy. To nie uniwersytecka praca domowa, ale zabawa, do udziału w której niezbędna jest wyłącznie pewna doza interpretacyjnego zacięcia. Powiem więcej – odnoszę wrażenie, że nadmierne oczytanie i dociekliwość w skrajnych przypadkach mogą wręcz utrudniać seans. Potencjalnych ukrytych znaczeń jest tutaj tak wiele, że łatwo popaść w interpretacyjną paranoję, doszukując się ich np. w scenach mało istotnych gagów. Zresztą gier z przyzwyczajeniami odbiorcy również w Yuri Kuma Arashi nie brakuje – to jeszcze jeden wyznacznik twórczości reżysera.

Kolejnym jest dbałość o warstwę wizualną. Anime wygląda rewelacyjnie i nie mam na myśli technikaliów w rodzaju szczegółowości grafiki czy płynności animacji (choć te również prezentują poziom niebudzący większych zastrzeżeń). Podobnie jak w poprzednich dziełach Ikuhary, oprawa zachwyca przede wszystkim na poziomie koncepcyjnym. Kojące projekty pastelowych ogrodów nieustannie kontrastują ze złowieszczymi, zamglonymi konturami żelaznych dźwigów w tle. Budynki użyteczności publicznej wyglądają jak gotyckie katedry, a rozległe pomieszczenia umeblowane są w sposób uniemożliwiający skojarzenie ich z jedną epoką historyczną. Do tego dochodzą niespotykane gry perspektywą i światłocieniem, nagłe zmiany stylu, pedantyczne kompozycje kadrów przywodzące na myśl filmy Wesa Andersona oraz płynnie wplecione w tok narracji obrazy działające poza światem przedstawionym, takie jak np. plansza wizualizująca sygnał telefonu. Te i inne precyzyjnie dobrane elementy tworzą spójne, intrygujące lokacje, od których trudno oderwać wzrok i które z każdą sekundą obserwacji zyskują na ilości detali.

Największe wrażenie robi jednak to, jak ściśle udało się tutaj zespolić obraz z treścią. Gdy oglądam anime, lub po prostu filmy, często łapię się na odbieraniu ich jak beletrystyki – skupiam się przede wszystkim na wydarzeniach i dialogach, zapominając, że mam do czynienia ze sztuką wizualną (z doświadczenia wiem, że wiele osób ma podobny problem). Yuri Kuma Arashi pomaga skutecznie pozbyć się tego rodzaju nawyków. Oprawa graficzna serii jest bowiem równie zajmująca co scenariusz. Wypowiedzi bohaterów bywają celowo sprzeczne z tym, co widzimy na ekranie, nagłe zakłócenie symetrii czy zmiana oświetlenia kadru mogą zmienić wydźwięk danej sceny, a pojedyncze rekwizyty być nośnikami całej masy ukrytych sensów. Mistrzostwem w tej materii jest chociażby kreacja wizerunku niedźwiedzi, a dokładniej skontrastowanie ich potulnego wyglądu z towarzyszącym im nastrojem grozy, a następnie odniesienie tego efektu do morału całego anime.

Dźwięk, choć niestety nie tak różnorodny i zapamiętywalny, pełni podobną funkcję. Często służy nie tyle podkreślaniu atmosfery danej sceny, co wzbogacaniu jej o dodatkową, niewypowiedzianą treść. Powtarzające się linie dialogowe w zależności od towarzyszącej im muzyki potrafią mieć nieco inne znaczenie, a krótkie odgłosy nieraz dosadnie informują o zmianie czyjegoś samopoczucia lub podjęciu decyzji. Tutaj nawet ton i natężenie głosu aktora potrafią być fabularnie istotne. Yuri Kuma Arashi stanowi kompozycyjny monolit, w którym tekst, obraz i dźwięk są całkowicie równorzędne.

W przypadku serii operującej tego rodzaju językiem nasuwa się jednak istotne pytanie: czy wykorzystana forma jest zasadna i równie interesująca, co idący za nią przekaz? Innymi słowy – czy anime warte jest interpretacyjnego wysiłku? Otóż widzów wyrobionych, lubujących się w tego rodzaju rozrywce, muszę uprzedzić, że przy uwzględnieniu nietypowej narracji i oprawy tej produkcji, jej finalne przesłanie może się wydać rozczarowujące. Yuri Kuma Arashi to nie Shoujo Kakumei Utena – seria, która obok pierwszoplanowej alegorii zawiera mnóstwo wątków symbolicznych, dających się analizować w nieskończoność. Tutaj przy odrobinie wysiłku całą historię sprowadzić można do jednego klucza interpretacyjnego, dzięki czemu już przy drugim seansie staje się ona w pełni zrozumiała. Fabularna konkluzja to natomiast niegłupi, ale prosty morał dotyczący miłości i tolerancji. Niektórych zapewne wzruszy, innych o pewnych kwestiach subtelnie uświadomi, ale raczej nie ma szans naprawdę znacząco wpłynąć na wiedzę czy światopogląd jakiegokolwiek odbiorcy dzisiejszej kultury.

Mimo to mam pewne opory przed określeniem tego anime jako „przerost formy nad treścią”. Po pierwsze recenzja jest z natury rzeczą subiektywną i niewykluczone, że ktoś o większej erudycji lub wrażliwości znajdzie tu złożone zagadnienia, których ja nie dostrzegam. Po drugie zaś zastosowana forma wydaje mi się tak niespotykana, że sama w sobie może być pretekstem do masy interesujących rozważań i dyskusji na temat współczesnych metod audiowizualnego przekazu.

Myślę jednak, że Yuri Kuma Arashi ma inny problem, który opisałbym jako „przerost treści nad scenariuszem”. Wspomniałem wcześniej, że serię odczytywać można wyłącznie jako alegorię, co z pewnością nie dla każdego będzie zaletą. Trudno w tym przypadku mówić o występowaniu „drugiego dna”, ponieważ praktycznie nie ma tu dna pierwszego. Fabuła rozumiana jako „logiczny ciąg związków przyczynowo skutkowych” nie jest bowiem zbyt angażująca. Sprawdza się wyłącznie w roli nośnika ukrytych znaczeń, a brana dosłownie staje się absurdalna i zupełnie niezrozumiała. Bohaterowie również wypadają słabo, jeśli oceniać ich poprzez np. wiarygodność psychologiczną czy oryginalność charakterów. Zbudowani są głównie z zestawów cech i ról niezbędnych dla pełnego wydźwięku morału. Stanowią nawet nie tyle fabularne, co alegoryczne marionetki, przez co nie sposób z nimi faktycznie sympatyzować.

Powyższe zarzuty trudno uznać za jednoznaczne wady, ponieważ ewidentnie wynikają one ze świadomych i niczym nieograniczonych decyzji reżysera – anime wygląda dokładnie tak, jak zamyślili sobie twórcy. Sięgając po produkcje oferujące „coś więcej”, wolę po prostu te w rodzaju np. Wolf's Rain czy Neon Genesis Evangelion – ciekawą treść obudowaną spójnym światem przedstawionym, od którego widz nie musi się dystansować. Dla osób podzielających moje upodobania seans Yuri Kuma Arashi może się okazać wyjątkowo męczącym doświadczeniem. Seria operuje językiem odpowiedniejszym raczej dla malarstwa czy liryki niż dla utworu fabularnego. Trudno tutaj przeżywać dylematy bohaterów i spekulować nad rozwojem intrygi. Można oczywiście próbować, ale wówczas anime traci niemal całą swoją oryginalność. Jedyną metodą odbioru dającą pełnię doznania wydaje się aktywne interpretowanie.

Wskazanie docelowej widowni recenzowanego tytułu stanowi naprawdę niełatwe zadanie. Z jednej strony jest to utwór operujący szalenie niecodziennymi środkami przekazu – fabularnie umowny, przepełniony słownymi i wizualnymi metaforami, wymagający nieustannego skupienia. Z drugiej natomiast oferujący relatywnie prostą, niemal moralizatorską treść, która podana w innej formie miałaby szansę trafić do nieco młodszego odbiorcy i która widzowi wyrobionemu może się wydać banalna. Komu zatem polecam? W tym miejscu pozwolę sobie nadszarpnąć recenzencką wiarygodność i napisać, że zwyczajnie nie wiem. Znaleźliby się zarówno fani yuri zrażeni ogromem niespotykanych w tej konwencji elementów, jak i przeciwnicy gatunku, którzy właśnie tą niekonwencjonalnością daliby się przekonać. Podejrzewam jednak, że większość widzów nie będzie tak zdecydowana i po obejrzeniu serii spędzi długie godziny, próbując się do niej jednoznacznie ustosunkować (co, niezależnie od końcowych wniosków, również będzie wartościowym doświadczeniem). Nawet w kontekście wcześniejszej twórczości Kunihiko Ikuhary Yuri Kuma Arashi wydaje się dziełem zbyt nietypowym, aby trafić do z góry określonej grupy docelowej. Trudno mi zatem polecić je inaczej niż jako wartą zainteresowania, ale niekoniecznie zachwycającą ciekawostkę. Każdego potencjalnego odbiorcę mogę jedynie zapewnić, że wśród anime emitowanych w ciągu ostatnich lat trudno znaleźć cokolwiek podobnego.

Karo, 2 listopada 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Projekt: Akiko Morishima, Etsuko Sumimoto, Takao Abo
Reżyser: Kunihiko Ikuhara, Tomohiro Furukawa
Scenariusz: Kunihiko Ikuhara, Takayo Ikami
Muzyka: Yukari Hashimoto

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Yuri Kuma Arashi - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl