Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 7/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
High School DxD BorN
- ハイスクールDxD BorN
Nowe wyzwania stające przed Panem Haremu (in spe). Oraz donośny lament fanów nad zmarnowaną adaptacją.
Recenzja / Opis
Haremowe życie Isseia po dwóch wcześniejszych sezonach układa się wspaniale, o ile pominiemy taki drobiazg jak to, że facet budzący się codziennie w towarzystwie kilku nagich ślicznotek nadal pozostaje prawiczkiem. Nie czepiajmy się jednak świętego status quo, bo mimo wszystko bohaterowie mają pecha żyć w ciekawych czasach. Nawet wycieczka do Piekła (połączona z intensywnym treningiem) nie może odbyć się bez dodatkowych perypetii, a to tylko początek mniej lub bardziej – zwykle bardziej – poważnych kłopotów. Chociaż oficjalne władze nadprzyrodzonego świata – przywódcy frakcji aniołów, upadłych aniołów, diabłów, a także najważniejsi bogowie rozmaitych religii – dążą do pokoju, nie każdemu taki stan rzeczy odpowiada. Wprowadzona już wcześniej Chaos Brigade, jak sama nazwa wskazuje, nie jest jednolitą organizacją i zrzesza najróżniejszych typów, których łączy niezadowolenie z obecnego układu sił. Jedni dążą do wojny między frakcjami, inni do starego dobrego zniszczenia świata, a są i tacy, którzy zamierzają odzyskać odebraną im (w ich mniemaniu niesłusznie) władzę. Rias Gremory, siostra jednego z aktualnych władców Piekieł, wraz ze swoją „rodziną” dość często trafia w sam środek kolejnego konfliktu… A to oznacza, że jej Pionek, czyli Issei, musi naprawdę szybko zdobywać nowe umiejętności bojowe.
Serii praktycznie od początku do końca towarzyszyły komentarze fanów znających treść light novel i nie posiadających się z oburzenia z powodu zmian w adaptacji (chociaż trzeba powiedzieć, że scenarzyści nie odchodzą od głównych wątków fabularnych w sposób uniemożliwiający ich kontynuowanie, tak jak robiła to np. druga seria Kuroshitsuji). Osoby, dla których jedynym kontaktem ze światem High School DxD jest anime, będą zapewne patrzeć na tę odsłonę zupełnie inaczej, chociaż nie ukrywam – nie podzielam sporej części zarzutów, ale ta część rzeczywiście jest słabsza od poprzednich. Zacznijmy jednak od odsiewania ziarna krytyki od plew. Warto podkreślić, że nie neguję w tym momencie powodów do niezadowolenia fanów oryginału – po prostu uznałam, że warto zaznaczyć, które z krytykowanych przez nich elementów niekoniecznie będą przeszkadzać osobom nieznającym pierwowzoru.
Można się na przykład domyślić, jak oburzeni byli widzowie, którzy czekali na pewną słynną piosenkę (w dodatku zapowiadaną w zwiastunie), mającą się pojawić w finale jednego z wątków. Ja – chociaż oczywiście dowiedziałam się wcześniej, gdzie miała być – nie odczuwałam, szczerze mówiąc, jej braku i nawet nie jestem pewna, czy nie popsułaby (skądinąd bardzo dobrej) sceny. Nie zawsze to samo, co działa na papierze, sprawdza się na ekranie. Nie jestem też pewna, ilu widzów szczegółowo śledzi i zapamiętuje kolejne moce i umiejętności Isseia – a ilu, tak jak ja, po prostu ogląda efektowne walki i w miarę ogarnia ogólny układ sił politycznych i bojowych w pokazanym świecie. Dlatego nie robiłabym najpoważniejszego zarzutu z tego, że ta czy inna umiejętność z późniejszych tomów została wprowadzona przedwcześnie. Umówmy się: walki w High School DxD i tak od dawna są toczone z rozmachem i wykorzystaniem mocy zdolnych poważnie uszkodzić świat. W tej sytuacji taki czy inny atak naprawdę nie robi większej różnicy, tym bardziej że interesujące jest raczej to, jak zostanie wykorzystany i przeciwko komu, a nie – jak dokładnie będzie wyglądać.
Jednakże nawet jeśli przymkniemy oko na wszystkie powyższe zarzuty, jako mniej istotne dla widzów traktujących High School DxD jako lekką serię przygodową, w której głównymi atrakcjami są efektowne walki i jeszcze bardziej efektowny fanserwis, trudno nie zauważyć, że fabuła po prostu kuleje. Po części – mimo wszelkich zmian – to może być problem oryginału i tego, że w dalszym ciągu zamiast głównego wątku otrzymujemy ciąg epizodycznych historii. Bardziej jednak to kwestia (chyba wynikająca z poszatkowanej adaptacji) nierównego poziomu i złego skalowania napięcia w obrębie serii. Pierwszy epizod, poświęcony Koneko, wydaje się za krótki i za szybko załatwiony, a powiązana z nim zmiana charakteru tej bohaterki nie wydaje się szczególnie wiarygodna. Dalej wpadamy w serię górek i dołków – skala trudności wyzwań, przed którymi stają bohaterowie, za bardzo skacze, zamiast stopniować się do finału. Najbardziej udaną częścią jest wątek Asii (zdaje się, że przy okazji najwierniejszy oryginałowi): logicznie zawiązany i rozegrany, zabierający tyle miejsca, ile trzeba, i zakończony satysfakcjonującą konkluzją. Jednak właśnie w porównaniu z nim końcówka serii wypada zdecydowanie najsłabiej. Została oparta na naciąganym i koszmarnie oklepanym pomyśle fabularnym, wiąże się z całym mnóstwem wygodnych zbiegów okoliczności, zaś finałowa walka, jeśli w ogóle tak można ją nazwać, nie jest ani interesująca, ani satysfakcjonująca. Niewątpliwie to w oczach sporej części widzów pogrąży tę odsłonę cyklu, ponieważ dla wielu osób nieudane zakończenie ma ogromny wpływ na ogólną ocenę.
Nie mam pojęcia, czy zwalać to na adaptację, czy na oryginał, ale High School DxD BorN w zdecydowanie za dużym stopniu staje się popisem jednego aktora. Rozumiem, że Issei jest głównym bohaterem i nie mam pretensji o poświęcanie mu czasu ekranowego, szczególnie że – jakimś cudem – pozostaje sympatyczny. Rzadko kiedy udaje się tak wypośrodkować mieszankę młodzieńczej brawury (żeby nie powiedzieć: głupoty) i hormonów z altruistycznymi zapędami, żeby wyszło to w miarę przekonująco. Jednak, zaczynając od wątków romantyczno‑personalnych, moim zdaniem Issei nie do końca sprawdza się jako obiekt uwielbienia absolutnie wszystkich pań w okolicy. Rozumiem, że to wymogi gatunku, ale nie do końca pasuje do charakteru poszczególnych postaci – szczególnie że ta seria ma akurat dość konkretne bohaterki, a nie bezmózgie nośniki biustów. Fabularnie lepiej zrobiłoby całości, gdyby bohaterem pozostawały zainteresowane 2‑3 dziewczyny (jak wcześniej), a reszta obserwowała go z lekkim rozbawieniem i ewentualnie dostarczała fanserwisu w stosownych momentach. Nie to jednak jest najpoważniejszym problemem – główną wadą tej części cyklu jest zdecydowanie zbyt duża dominacja Isseia na polu walki, w porównaniu do jego towarzyszy broni. W efekcie role pozostałych członków „rodziny” Rias są okrojone i sprowadzają się do machania bronią/magią w tle, podczas gdy bohater popisuje się na pierwszym planie. Brakuje tu przemyślanych akcji, wykorzystujących umiejętności poszczególnych postaci oraz zakładających jakiekolwiek planowanie czy strategię. Świat High School DxD sprawia wrażenie bardziej złożonego i właśnie dlatego nie do końca pasuje tutaj, by aż tyle spraw musiało kręcić się wyłącznie wokół bohatera.
Warto natomiast pochwalić większość bohaterów dalszego planu. Naprawdę podoba mi się, że uniknięto tu – po obu stronach – wrażenia jednolitego tłumu. Trudno mówić nawet o „dobrych” i „złych”. Jasne, zdarzają się skunksy pręgowane, zasługujące na pilne obicie ryja, ale generalnie widać, że mamy do czynienia z dwoma stronami konfliktu, a nie podziałem na kanoniczne dobro i równie kanoniczne zło. Można się czepiać tego, ile razy w tej serii Vali przychodzi Isseiowi z pomocą, ale z drugiej strony akurat do niego „hodowanie” sobie godnego przeciwnika do walki doskonale pasuje. Podobało mi się także, że opiekunowie i zwierzchnicy bohaterów – tacy jak Azazel czy Sirzechs – nie są obojętni na ich los ani też skrajnie niekompetentni. Jeśli włączają się do walki, to zwykle jest ona rozstrzygnięta, zanim przeciwnik zorientuje się, co go trafiło – a włączają się, jeśli tylko mogą i uznają, że ich podopiecznym coś zagraża. Tym słabiej na ich tle wypada kreowany tu na głównego antagonistę serii Loki (w wersji srebrny podstarzały bishounen), strasznie jednowymiarowy i wprowadzony wyraźnie głównie po to, żeby coś mogło prześladować bohaterów.
Oprawa graficzna pozostaje na przyzwoitym poziomie, okazjonalnie zwyżkującym, zwłaszcza w czasie finałowych walk poszczególnych wątków. Projekty postaci nadal mają zastanawiającą cechę – dziewczyny w ubraniach są często nieproporcjonalne, a same ubrania – źle zaprojektowane (sutki widoczne spod sztywnej marszczonej bluzki?!). Z drugiej strony te same dziewczyny po rozebraniu mają całkiem ładne proporcje, a ich bielizna mieści się w granicach zdrowego rozsądku i nie wygląda jak coś, co sprawdziłoby się tylko na manekinie w sexshopie. Rozbierania jest oczywiście dużo, chociaż po raz pierwszy zauważyłam coś niepokojącego – ujęcia fanserwisowe, dawniej bardzo dobrze wkomponowane w bieg wydarzeń, tu trochę za bardzo zwracają na siebie uwagę. Mam na myśli takie przypadki jak to, że na polu walki bohaterka przewraca się lub porusza akurat tak, żeby pokazać majtki – i widać, że kamera koncentruje się na nich bardziej niż na samym starciu. Jasne, pewnie nie brakuje amatorów takich atrakcji, ale High School DxD było dobre między innymi dlatego, że fanserwis i akcja nie przeszkadzały sobie nawzajem. Sceny akcji, skoro o niej mowa, potrafią wyglądać dobrze, ale poza nimi animacja jest dość oszczędna. Nie przejmowano się także tłami – prostymi i nieciekawymi, chociaż wnętrza piekielnych rezydencji czy też przestrzeń międzywymiarowa mogłyby być okazją do popisu dla grafików. W scenach zbiorowych okazjonalnie widać spadki jakości, ale w sumie jest mniej więcej dobrze – na pewno bez poważniejszych powodów do narzekania. O oprawie dźwiękowej o tyle nie warto pisać, że jest bardzo zbliżona do poprzednich sezonów i także po prostu dobra – klasyczny przypadek rzemieślniczej roboty. A, piosenkę ze zwiastuna słyszymy jeszcze raz na sam koniec serii, ale nie sądzę, by ułagodziło to gniew fanów.
Trzecia seria nie ma łatwego zadania: do finału daleko, wątki związane z poszczególnymi postaciami zaczynają się wyczerpywać, zaś status quo nie pozwala popchnąć do przodu relacji pomiędzy nimi. Z drugiej strony można liczyć na widzów, którzy obejrzeli dwie pierwsze odsłony, więc obejrzą i kolejną, o ile tylko nie będzie tragicznie niedobra. Nie jest: jest mniej udana, bardziej poszarpana i właściwie drepcze w miejscu, zamiast posunąć fabułę do przodu. Ale mimo to daje się oglądać i ma fragmenty naprawdę udane. Mam wrażenie, że problem z High School DxD polega na bezustannym wrażeniu, że gdyby się choć odrobinę postarało, to byłoby świetne. A jest dobre – nie „bardzo dobre”, ale przyzwoicie niezłe.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | TNK |
Autor: | Ichiei Ishibumi |
Projekt: | Junji Gotou, Miyama-Zero, Yutaka Miya |
Reżyser: | Hideki Okamoto, Tetsuya Yanagisawa |
Scenariusz: | Takao Yoshioka |
Muzyka: | Ryousuke Nakanishi |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
High School DxD - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |