Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,90

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 404
Średnia: 6,95
σ=1,69

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Owari no Seraph

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Seraph of the End: Vampire Reign
  • 終わりのセラフ
zrzutka

Schizofreniczny protagonista, „przyjaźń” w śmiertelnych dla widza dawkach i wampiry­‑pedofile. Dlaczego mam wrażenie, że ta seria nie przypadnie mi do gustu?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Przemysł anime ma pewien bardzo niemiły zwyczaj. Mianowicie co jakiś czas wypluwa z siebie serię, która staje się popularna jeszcze nawet zanim pierwszy odcinek ujrzy światło dzienne, po to, by później zawieść wyśrubowane oczekiwania w spektakularny sposób. Nauczony doświadczeniem podchodzę do takich seriali z dużą dozą ostrożności, więc kiedy Wit Studio, znane już choćby z serii Shingeki no Kyojin, wypuściło na rynek Owari no Seraph, byłem gotowy na najgorsze. Pozostało jedynie modlić się do Potwora Spaghetti, żeby dziesiątkujący ludzkość wygodny fabularnie wirus, kilkunastometrowe mutanty nieznanego pochodzenia i atrakcyjne fizycznie wąpierze nie skopali sprawy.

Fabuła opowiada o losach Yuuichirou Hyakuyi (dalej nazywanego Yuu), szesnastolatka, który cztery lata przed właściwym rozpoczęciem historii próbował wraz z przybranym rodzeństwem uciec z podziemnego miasta wampirów, gdzie ludzkie dzieci były traktowane jak bydło i regularnie „dojone” z życiodajnej krwi. Jednakże tylko on jeden, cudem, daje radę przeżyć i wydostać się na powierzchnię. Tam natychmiast zostaje powitany przez trójkę ludzi, którzy mówią mu, że jest chłopcem z przepowiedni i że wykorzystają go do wytępienia krwiopijców. Niby nie powinno się przyjmować takich założeń, ale już po tych kilku zdaniach pana w mundurze widziałem, że nic z tego anime nie będzie.

Narracja w Owari no Seraph, kolokwialnie rzecz ujmując, leży, a tempo prowadzenia fabuły pozostawia wiele do życzenia. Intensywny pierwszy odcinek jest jedynym, który zawiera akcję z prawdziwego zdarzenia. Następne sześć opowiada o awansie głównego bohatera i formowaniu się jego drużyny, co dałoby się spokojnie zmieścić w trzech, a końcówka z kolei raczy nas długą serią walk, które plasują się gdzieś na poziomie najnudniejszych, jakie widziałem, co jest pół na pół zasługą scenariusza i animatorów. To nie jest jednak koniec związanych z shounenowymi korzeniami wad tego anime. Jednym z zadań, jakie sobie stawia, jest pouczenie publiczności o wartości przyjaźni i współpracy. I, na Latającego Potwora Spaghetti, robi to koszmarnie źle. Subtelność, z jaką przekazuje morał widzowi, przywodzi na myśl otwieranie poczty przy pomocy dynamitu. Pomijając obecny w drugim odcinku motyw, kiedy praktycznie szantażowano Yuu, by zdobył przyjaciół, anime stara się przekazać swoje nauki kiepsko napisanymi dialogami i przewidywalnymi scenami. Szybko stało się to męczące i w połowie serialu po prostu zacząłem ignorować wszystko, co dana osoba mówi, jeśli tylko moje oczy natrafiły na słowo „przyjaźń” w napisach. Istnieje co prawda wyjątek od tej reguły, ale tylko jeden. I używa słowa „rodzina”, względnie „Yuu”. O prostej jak budowa cepa historii nie dam rady napisać więcej bez istotnych spoilerów. Z założenia miała to chyba być opowieść o pragnącym zemsty człowieku, który odnajduje spokój duszy dzięki przyjaciołom, ale każdy jej aspekt okazał się nieudany, więc nawet tego nie można być pewnym. Jednak, skoro tutaj nie mogę rozwinąć moich lazaniowych skrzydeł, włożę trochę więcej serca w następną sekcję.

Bohaterowie Owari no Seraph dają się generalnie podzielić na dwie kategorie – wąpierzy Mikaelę Hyakuyę i Ferida Bathory’ego oraz całą resztę. Zacznę od tej drugiej grupy, do której należy nasz główny bohater. Yuuichirou Hyakuya to chłopak łączący charakterystyczną dla protagonistów shounenów naiwność i wiarę w przyjaciół z cechami sprawiedliwego mściciela gardzącego przyjaźnią. Na gwałtownym i niewystarczająco uzasadnionym przejściu pomiędzy tymi dwiema postawami oparty jest „rozwój postaci” Yuu. W drugim odcinku zostaje przedstawiona jego dogłębna niechęć do zwierania znajomości, która jednak znika bez śladu w trzecim. Nienaturalna łatwość, z jaką mu to przyszło, podkreśla nielogiczność faktu, że przez cztery lata bycia członkiem armii w postapokaliptycznym świecie nie nauczył się współpracować z innymi, co w tych okolicznościach jest kwestią życia i śmierci. Taka nieścisłość w narracji sprawia, że Yuu wychodzi na kompletnego idiotę. Na dodatek Hyakuya również swoją traumę przeżywa w niekonsekwentny sposób, na przemian sugerując otrząśnięcie się z niej i wracając do punktu wyjścia w następnym odcinku. Ten bezładny i nudny sposób przedstawienia postaci, sprawił, że nie dałbym rady jej polubić, nawet gdybym tego chciał. Oprócz Yuuichirou w jego drużynie są jeszcze cztery inne osoby. Wyróżnia się z nich jedynie fioletowowłosa Shinoa Hiiragi, będąca ofiarą pomylenia przez twórców cynizmu z inteligencją i siłą charakteru. Jest nieznośna na początku anime, tolerowalna w środku, a pod koniec zostaje wciągnięta w trójkąt miłosny co, jestem pewien, nie wyjdzie jej na dobre w drugim sezonie. Reszta składu nie jest warta nawet wymienienia z imienia i nazwiska. Są oni gorszymi kopiami Yuu, mającymi podobne motywy i różniącymi się od niego charakterem jedynie z pozoru. Nie można też zapomnieć o ich przełożonym, który jest aroganckim dupkiem, ostrzegającym krwiopijców przed własnymi pułapkami.

Na szczęście dla tego anime wśród bohaterów znajduje się jeszcze wspomniana wcześniej dwójka wąpierzy, ratujących honor serii. Ferid Bathory, wampir odpowiedzialny za zmasakrowanie rodzeństwa Yuu, to porządnie skonstruowany czarny charakter. Jest okrutny, przebiegły i stwarza autentyczną atmosferę zagrożenia dzięki dużej dawce manieryzmu w sposobie mówienia i poruszania się. Ze wszystkich więcej niż dwuzdaniowych wypowiedzi na temat uczuć w tym anime, jedynie tych pochodzących z jego ust można było wysłuchać bez bólu głowy, nawet jeśli były to tylko standardowe teksty niemilców. Jako postać nie umywa się on jednak w żadnym stopniu do Mikaeli Hyakuyi. Ten blondynek jest jedyną osobą w Owari no Seraph, która rzeczywiście pokazuje sobą i swoim zachowaniem wartość prawdziwej przyjaźni. Nie mówi on, że poświęciłby się za swoją przybraną rodzinę, tylko robi to. By dać im szansę na ucieczkę z wampirzego miasta, porzuca swoją godność i manipuluje Feridem, który ma do niego pewną niejasną słabość. Pokazuje swój charakter i potrzebę chronienia Yuu jeszcze w kilku innych scenach, ale jako że są to jedne z nielicznych dobrych momentów w anime, spoilerowanie ich byłoby nieetyczne. Oczywiście jak na porządnego zwampirzonego człowieka przystało, odmawia też picia ludzkiej krwi. Brzmi to mało oryginalne, ale należy dodać, że z taką abstynencją wiąże się dla krwiopijcy ryzyko czegoś znacznie gorszego niż śmierć. Choć Mikaela ma bardzo mało czasu ekranowego do dyspozycji, to to, jaki użytek z niego robi, wystarcza do pokazania, że należy do zupełnie innej ligi niż reszta bohaterów. Szkoda tylko, że wykorzystanie jego potencjału okazało się tak daleko przekraczać możliwości twórców tego anime.

Na miłość Jego Mackowatości, jak ja nie cierpię, kiedy tak dobre postacie marnują się w takich kiepskich anime. Sprawia mi to niemal fizyczny ból, więc chyba przestanę o tym po prostu myśleć. Czas nadszedł na sekcję o stronie technicznej serii, która nie daje się jednoznacznie ocenić. Animacja w Owari no Seraph jest tak nierówna, że patrząc na nią, można z całkiem niezłym przybliżeniem przyjąć, że Himalaje są płaskie. Od statycznych scen batalistycznych, które zabijają napięcie, do zapierających dech w piersiach, pełnych szczegółów krajobrazów podziemnego miasta, gdzie kontury, rozmazane bajkowym światłem, tworzą obrazy dające się określić jedynie mianem sztuki. Od uproszczonych mundurków bohaterów i masy wampirów w identycznych szarobrązowych lub białych pelerynach z kapturami, do Ferida, którego surrealistyczny strój i unikalny sposób grania całym ciałem czynią jedną z najlepiej zanimowanych postaci, jakie w życiu widziałem. Nie pomagają mi w ocenie również efekty specjalne towarzyszące broniom niektórych bohaterów. Zostały one zrobione całkiem nieźle, ale później przestały być używane.

Udźwiękowienie też stanowi pewien problem. Podczas pierwszego seansu muzyka w tym anime była dla mnie zupełnie niezauważalna. Zarejestrowałem ją dopiero, gdy ze znacznie większym skupieniem oglądałem najważniejsze fragmenty serialu, przygotowując się do recenzji. To, co wtedy usłyszałem, trzymało zaskakująco dobry poziom. Szczerze mówiąc, dziwiłem się sam sobie, że nie zwróciłem uwagi na przykład na ścieżkę dźwiękową pod koniec pierwszego odcinka. Inną sprawą jest opening. Ten od początku przypadł mi do gustu, z pasującym do serii tekstem i piosenkarką, która powinna dostać ciasteczko za to, jak poradziła sobie z angielskim utworem. Również w tym języku został częściowo wykonany ending, należący do ekskluzywnej grupy kończących odcinki anime sekwencji, które nie są popowymi popłuczynami. Polecam posłuchać go w pełnej wersji. Momenty, kiedy w rockowym stylu zostają wykonane fragmenty openingu, sprawiają, że moje serce drży, a to nie zdarza się często przy tym typie muzyki. Japoński dubbing jak zwykle dobry, z małym plusikiem dla Ferida.

Nie potrafię wyrazić spójnej opinii na temat strony technicznej tego anime. Rozbieżności w poziomach poszczególnych odcinków są po prostu zbyt duże, by sformułować jednoznaczny wniosek. Natomiast podsumowanie całego Owari no Seraph nie nastręcza mi żadnych problemów. Pozbawiona polotu fabuła, niezręcznie przedstawiony morał, nudne postacie, które albo są wycięte z kartonu, albo zostały stworzone przez zmieszanie losowych cech charakteru, a na dodatek szwankująca miejscami oprawa graficzna dają mieszankę, która wymęczyła mnie, pomimo że serial ma jedynie dwanaście odcinków. Pojedyncze jasne punkty, jak postacie Mikaeli i Ferida, oraz kilka dobrych scen toną w morzu innych wad. Nie jest to anime, którego w ogóle nie da się oglądać, ale nie mogę go z czystym sumieniem polecić komukolwiek. Choć recenzja może wydawać się bardzo negatywna Owari no Seraph otrzymuje ode mnie ogólną notę 5/10, co wedle zasad mojego oceniania, tłumaczy się jako „poniżej przeciętnego”. I to krótkie wyrażenie opisuje je najlepiej.

P.S. Kończę pisać tę recenzję trzy dni po premierze pierwszego odcinka drugiego sezonu, co oszczędziło temu anime mojego zrzędzenia na temat przerwanej w środku fabuły. Choć dalszy rozwój Mikaeli naprawdę mnie interesuje, nie sądzę bym sięgnął po tę serię. Ale cóż. Pożyjemy, zobaczymy.

Ao desu, 27 października 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Wit Studio
Autor: Takaya Kagami, Yamato Yamamoto
Projekt: Satoshi Kadowaki
Reżyser: Daisuke Tokudo, Masashi Koizuka
Scenariusz: Hiroshi Seko
Muzyka: Hiroyuki Sawano

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Owari no Seraph - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl