Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,14

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 248
Średnia: 7,05
σ=1,69

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Owari no Seraph: Nagoya Kessen Hen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Seraph of the End: Battle in Nagoya
  • 終わりのセラフ 名古屋決戦編
zrzutka

„Przyjaźń” kontratakuje i tym razem nic i nikt nie da rady jej powstrzymać przed definitywnym zniszczeniem Owari no Seraph.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

No i co ja mam niby zrobić z drugim sezonem Owari no Seraph, skoro patrząc wstecz na pierwszy, widzę, że właściwie mógłbym… skopiować jego recenzję i wkleić ją tutaj? Powtarzanie tego samego nie ma sensu, a wyciągnięcie czegoś nowego jest zasadniczo niemożliwe. Założę więc, że zapoznałeś się, Czytelniku, z poprzednią odsłoną tej serii, lub przynajmniej z jej recenzją, i skupię się na drobnych różnicach pomiędzy nimi i tym, co pominąłem poprzednio.

Uczciwie mogę przyznać, że Nagoya Kessen Hen poczyniło pewne starania, by wydarzenia na ekranie bardziej przyciągały uwagę widza. Niemal od początku zostajemy rzuceni w wir walki, jako że Demoniczna Armia postanowiła zaatakować jedno z wampirzych siedlisk w tytułowym mieście. Tym razem nie można więc narzekać na brak akcji, a jako że ma to być walka na śmierć i życie, twórcy wyszli z bardzo rozsądnego założenia, że wykorzystają wszechobecne zagrożenie do rozwoju postaci i pogłębienia relacji pomiędzy nimi. Niestety chociaż jest to pomysł mający spory potencjał, na dobrych pomysłach się skończyło. Znów powraca bowiem shounenowa „przyjaźń”, tym razem podkreślana przez konflikt z wojskową taktyką i zimną logiką wojny. Motyw świetny i wchodzący głęboko w ludzką psychikę, nic dziwnego więc, że wydmuszki udające głównych bohaterów nie były w stanie go zrealizować. Stojąc przed wyborem między zdrowym rozsądkiem a rzuceniem się na pomoc komukolwiek, zawsze wybierają to drugie, ewentualnie są magicznie przekonywani przez Yuu, co bardzo skutecznie pozbawiło anime moralnej głębi. Choć pochwaliłem obecność akcji w serii, nie da się ukryć, że nie jestem nią zachwycony. A to z powodu fabularnego pancerza, jakim otoczona jest główna piątka bohaterów, chroniącego ich przed śmiercią w sposób absurdalny, co doprowadza na przykład do sytuacji, w której okazuje się, że bycie przebitym na wylot nie jest zbyt dużym problemem. Brak nawet iluzorycznego zagrożenia dla postaci połączony z niedostatecznymi wyjaśnieniami na temat strategicznej wartości tej bitwy sprawiły, że powoli traciłem zainteresowanie wydarzeniami. Finał sezonu zostawia nas z zakończeniem co najmniej niesatysfakcjonującym i jeszcze większą ilością pytań na temat kluczowych punktów fabuły niż przed seansem.

Można powiedzieć, że pomimo kontynuowania i rozwijania błędów poprzedniczki, pokazana tutaj historia tym razem jest jednak nieco lepsza. Łapałem się nawet na tym, że byłem ciekawy, co będzie w następnym odcinku, co zastąpiło znaną mi z pierwszego sezonu chęć rzucenia anime w kąt. Nie można jednak nic zyskać, nie dając czegoś w zamian, a cenę za tę niewielką poprawę zapłacili bohaterowie. Także i w ich przypadku twórcy starali się stworzyć iluzję poprawy, która przez pierwsze kilka odcinków oszukała mnie, że Yuu i Shinoa naprawdę zrobili krok do przodu jako postacie. Oczywiście nie trwało to długo, bo gdy nadeszła „przyjaźń”, zostali z powrotem sprowadzeni do roli jej marionetek. Ich decyzje znowu stały się nielogiczne, a jakakolwiek szansa na rozwój postaci zniknęła. Co zaskakujące, pozostała trójka z głównej piątki stała się jeszcze mniej istotna niż dotychczas i mogę z ręką na sercu stwierdzić, że jeśli zastąpilibyśmy ich robotami z takimi samymi umiejętnościami, fabuła Owari no Seraph nie zmieniłaby się nawet odrobinę. Wzrosła natomiast rola Gurena, przełożonego grupy, który jako jedyny pokazał się w tym sezonie z nowej, lepszej strony. Ten brak zmian nie wywołał we mnie większych emocji, jako że spodziewałem się go, ale to, co jest prawdziwym rozczarowaniem w Nagoya Kessen Hen, to postacie Mikaeli i Ferida. Twórcy dali radę spłaszczyć nawet ich odrobinę bardziej interesujące charaktery, skutecznie pozbawiając tych dwóch bohaterów uroku z pierwszego sezonu. Szczególnie widoczne jest to w przypadku Bathory’ego, który dostał jeszcze mniej czasu ekranowego niż poprzednio i zasadniczo jedynie przyglądał się z boku wydarzeniom, wypowiadając może dziesięć kwestii w całym serialu.

Jedyna poprawa, co do której nie mam większych zastrzeżeń, to ta w jakości animacji. Tym razem WIT Studio najwyraźniej lepiej rozplanowało budżet i trzyma równy poziom przez cały czas. Po raz kolejny mamy więc do czynienia z bardzo interesującymi projektami broni i ich umiejętności, a tym razem ich możliwości są wykorzystywane znacznie częściej, być może żeby zadośćuczynić za końcówkę pierwszego Owari no Seraph. Projekty postaci nie poprawiły się w żadnym stopniu, wręcz zaliczyły pewien spadek jakości w przypadku postaci generała Kureto, który wyglądał jak Guren do tego stopnia, że można go było odróżnić tylko po charakterystycznych brwiach. Muzyka tym razem wypadła nieco słabiej, nie dała się usłyszeć prawie w ogóle, a gdy już jakaś melodia zwracała moją uwagę, była to wariacja na temat pierwszej czołówki. Skoro przy tym jesteśmy, nowy opening okazał się nieporównywalnie gorszy od poprzedniego – nie dałem rady przesłuchać go więcej niż raz i choć ending trochę to nadrabia, pozostawiło to bardzo złe wrażenie. Japoński dubbing jak zwykle w porządku.

Nie dalej jak trzy miesiące temu rozważałem w recenzji pierwszego sezonu to, czy w ogóle obejrzę Nagoya Kessen Hen, przewidując, że szanse na naprawienie poważnych błędów w narracji serii są naprawdę znikome. Nie pomyliłem się. Myśląc o drugim sezonie, doszedłem do wniosku, że zasadniczo jest on po prostu wypełniaczem, który ma przygotować nas na nadejście następnego, zapewne jeszcze mniej interesującego. Choć podtrzymuję moje 5/10, tym razem stanowczo odradzam komukolwiek kontynuowanie seansu. Zwyczajnie nie ma po co.

Ao desu, 12 stycznia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Wit Studio
Autor: Takaya Kagami, Yamato Yamamoto
Projekt: Satoshi Kadowaki
Reżyser: Daisuke Tokudo
Scenariusz: Masashi Koizuka
Muzyka: Hiroshi Seko