Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 91
Średnia: 6,1
σ=2,37

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tablis, Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shinmai Maou no Testament Burst

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 10×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Testament of Sister New Devil BURST
  • 新妹魔王の契約者 BURST
Tytuły powiązane:
Postaci: Anioły/demony, Uczniowie/studenci; Rating: Nagość; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Magia
zrzutka

Kolejna edycja koszmaru cenzora… i recenzenta przy okazji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nie ukrywam, że pierwszy sezon Shinmai Maou no Testament w miarę przypadł mi do gustu. Teraz, z perspektywy czasu i wielu obejrzanych serii, mój zachwyt pierwszą odsłoną jest o wiele mniejszy niż początkowo, ale nadal miło wspominam tamten seans. Trzeba jednak przyznać, że przygody Basary i jego haremu nie zapisałyby się na kartach historii, gdyby nie treści erotyczne, które podzieliły widownię na zagorzałych zwolenników i przeciwników tego anime. Druga część nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia, głównie dlatego, że nie wnosi do tematu w zasadzie niczego nowego, co mogłoby przykuć uwagę – poza oczywiście jeszcze bardziej pikantnymi scenami erotycznymi. Tu należy się małe wyjaśnienie dla kogoś, kto ma styczność z serią po raz pierwszy – pokazane tu sceny bardzo niebezpiecznie zbliżają się do granicy, po przekroczeniu której ecchi zamienia się w hentai, a także do granicy dobrego smaku. Oczywiście żadna z tych granic nie zostaje przekroczona (przynajmniej w moim odczuciu), ale na przykład lizanie stóp głównego bohatera przez skąpo ubrane haremetki nie jest czymś, z czym (jeszcze i na szczęście) mamy do czynienia w każdej serii ecchi. Zdecydowanie nie jest to anime dla każdego, a tych, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z tym nietypowym dziełem, odsyłam do sezonu pierwszego, bowiem wydarzenia tu pokazane stanowią bezpośrednią kontynuację tego, co działo się wcześniej, i bez znajomości poprzedniczki oglądanie tej części nie ma sensu. Niestety zmartwię wszystkich, którzy liczyli na wiekopomne dzieło literackie zdolne przyćmić oryginalną recenzję pierwszego sezonu – nic z tych rzeczy, będzie smutno, nudno i mam nadzieję, że na temat.

Zacznę od mojego spostrzeżenia na temat haremu Basary i towarzyszących mu wydarzeń natury erotycznej – jest to niewątpliwie pierwsza znana mi seria, gdzie główny bohater robi ze swoim haremem to, co powinien robić główny bohater ze swoim haremem – czyli kopuluje. Może upraszczam, ale utrzymywanie status quo zabiło całkiem pokaźną ilość drugich i kolejnych sezonów haremówek ecchi. Niestety smutna prawda na temat tego typu produkcji jest taka, że nie da się niektórych rzeczy ciągnąć w nieskończoność i albo w wersji ugrzecznionej protagonista wybierze sobie jedną dziewoję i będą żyli długo i szczęśliwie, albo w wersji bardziej kontrowersyjnej (czyli takiej, z jaką mamy tu do czynienia) będzie żył długo i szczęśliwie ze wszystkimi naraz ku uciesze bohaterek i fanów. Nie da się przy tym uciekać od wątków erotycznych, bo z nimi prędzej czy później również będzie trzeba się zmierzyć z gorszym lub lepszym skutkiem. Dlatego mamy tu do czynienia z sytuacją dość naturalną mimo swojej kontrowersyjności – po prostu tak by to wyglądało, jeśli przyjmujemy, że trzymamy się wersji „on jeden, a ich wiele”. Oczywiście mamy podniosłe wywody bohaterek typu „musimy zacieśnić nasze więzy, aby stać się silniejsze i pomóc braciszkowi” – bo jakby ktoś nie wiedział, to uprzejmie donoszę, że cała erotyczna otoczka ma służyć zwiększeniu mocy bitewnych naszej wesołej i rozwiązłej gromadki. Z czystym sumieniem stwierdzam, że mógłby być z tego naprawdę dobry hentai, z ciekawą fabułą (oczywiście jak na swój gatunek), dobrze umotywowanymi scenami łóżkowymi, w miarę ciekawymi bohaterami, z których każdy ma jakiś fetysz – ale nie jest i trochę szkoda. Moim zdaniem twórcy powinni postawić kropkę nad i, a potem pójść w konkretnym kierunku, a nie zostawać w rozkroku, próbując dogodzić zbyt szerokiej grupie docelowej. Niestety jako widz zainteresowany raczej warstwą komediowo­‑przygodową stwierdzam, że drugi sezon Shinmai Maou no Testament nie usatysfakcjonował mnie tak, jak tego oczekiwałem. Podróż do nijako wykreowanego świata demonów i cały wątek tej wyprawy, zakończonej turniejem, po prostu nie trafiły w mój gust, a na sceny erotyczne nie zwracałem na tyle uwagi, aby mogły one znacząco podnieść ocenę całości.

Po urwaniu fabuły w części pierwszej liczyłem na bardziej klimatyczną kontynuację. Były po temu solidne podstawy: krwawe retrospekcje Mio, historia wioski bohaterów, tajemniczy świat demonów – liczyłem, że chociaż poprzedniczka traktowała wszystkie te wątki dość powierzchownie, to druga część trochę bardziej pogłębi naszą wiedzę. W zasadzie można by powiedzieć, że tak się stało, gdyby nie jedno bardzo poważne „ale”. Początek drugiego sezonu nie zapowiada katastrofy, do momentu, aż nasza Grupa Obrony Mocy i Dziewictwa Mio przenosi się do Świata Demonów. A tam wiadomo, jak u Dantego, dziewięć kręgów piekielnych, ludzie cierpiący za doczesne grzechy, płacz i zgrzytanie zębów… przepraszam, pomyliły mi się lokalizacje. W Shinmai Maou no Testament wizję świata demonów tworzył ktoś, na kogo jakiś specyfik z listy niedozwolonych substancji o działaniu psychotropowym podziałał chyba trochę za mocno. Bowiem tam na dole ptaszki radośnie śpiewają, słonko oświetla uśmiechnięte twarze wesołych demoniszczy, a każda zamieszkująca tam istota przykładnie spełnia swoje obowiązki, siedząc od 8 do 16 za biurkiem i dokładając cegiełkę do tej wielkiej budowli, jaką jest szczęśliwy i kolorowy świat demonów – no ja Was proszę, moi drodzy twórcy – odstawcie to, co tam po cichu bierzecie, bo to naprawdę Wam szkodzi. Nie mówię, żeby krew lała się strumieniami, a demony pożerały żywcem potępieńców, choć i to ma swój urok, ale niechże nie będzie wszędzie tak radośnie i kolorowo. To bardziej wyglądało jak kolejny stworzony naprędce świat fantasy niż jak królestwo demonów. Jak już wcześniej wspomniałem, fabuła również nie wciągnęła mnie tak bardzo, jak na to liczyłem. Uważam, że albo historia po prostu się wypaliła, albo została pokazana za mało interesująco, aby mnie przykuć do ekranu, więc nie będę ukrywał, że momentami nudziłem się w czasie oglądania.

Obsada nie uległa wielkiej zmianie i też nie wiem, czy to dobrze, czy źle – w haremie Basary mamy to, co zawsze – na stałe dołączają Zest (która jednak mnie rozczarowała fartuszkiem i ogonkiem) i znana już z pierwszej części Kurumi, siostra Yuki. Trochę lepiej będzie nam dane poznać „demonicznych” bohaterów, z Leohartem na czele. Z „nowej” obsady najbardziej polubiłem dwie drugoplanowe bohaterki, mianowicie Shellę – matkę Marii oraz Riarę – siostrę Leoharta z kompleksem braciszka. Niestety stara część obsady już się trochę wypaliła i znudziła, a nowa nie wnosi oczekiwanej przeze mnie świeżości. Oczywiście standardowo cała ewolucja głównej grupy sprowadza się do jeszcze bardziej pikantnych scen łóżkowych oraz przyswajania kolejnych porcji niezwykłych i potężnych mocy – tu jedyną w miarę interesującą kwestią są ukryte zdolności Basary, nie jest to jednak nic, czego w wielu innych wariacjach gdzieś byśmy już nie widzieli. Inna sprawa, że trudno jest już stworzyć coś naprawdę oryginalnego – dlatego uważam, że tutaj wybrnięto z tego nie najgorzej.

Graficznie jest może odrobinę lepiej niż w serii pierwszej, widać, że ktoś w niektórych momentach sypnął trochę grosza, aby oczy nie bolały od oglądania. Trzeba uczciwie przyznać, że walki też stoją na lepszym poziomie wizualnym niż poprzednio. To anime nigdy nie było perełką graficzną i dalej nią nie jest, ale teraz patrzy się na nie trochę lepiej niż wcześniej. Szkoda tylko, że tła są najczęściej mało szczegółowe i średnio dopracowane. Dobrze, że animacja postaci i ich rysunek mogą się w miarę podobać, choć tu też zdarzają się wyjątki, a im kamera jest dalej od postaci, tym jest gorzej. W oprawie dźwiękowej niewiele się zmieniło, ładniejsze graficznie i muzycznie są animacje otwierające i zamykające odcinki, poza tym jeśli chodzi o stronę audiowizualną, Shinmai Maou no Testament Burst jest zwyczajnie średnie.

Fanserwis jaki jest, każdy widzi – parafrazując klasyczną informację na temat konia. W stosunku do poprzedniczki również niewiele się zmieniło, choć jest mocniej, odważniej i coraz bliżej granicy, po przekroczeniu której anime nie kwalifikuje się już do umieszczenia na Tanuku. Nikogo pewnie nie zaskoczę, ale z recenzenckiej powinności wspomnę, że mamy sceny grupowe, kąpielowe, lizanie stóp i wiele więcej. Oczywiście nie mogło zabraknąć scen o podtekście kazirodczym – więc nieco żartobliwie podsumuję: dla każdego coś miłego. Oczywiście jak poprzednio żaden stosunek nie jest ukazany wprost i bezpośrednio, bo wtedy mielibyśmy już do czynienia z serią hentai, ale niektóre sceny są na tyle jednoznaczne, że nie sposób nie dopisać sobie do tego kilku linijek. No i ten szlachetny Basara ratujący damy z opresji i przynoszący ulgę w ich seksualnym cierpieniu – umówmy się, to od początku nie była seria dla ludzi o słabych nerwach i niskiej tolerancji na erotykę i nic się w tej kwestii nie zmieniło, z tym że Basara stał się jakiś taki bardziej nijaki w tym, co robi. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale miałem wrażenie, że w scenach erotycznych pierwszego sezonu więcej było elementu komediowego – głównie za sprawą Marii – w drugiej serii wyraźnie mi tego brakowało, więc albo po prostu przestałem to zauważać, albo wszystko było bardziej na serio, co również uważam za niewielki minus kontynuacji.

Dobrze, że zdecydowano się tylko na dziesięć odcinków, próba dołożenia dwóch lub trzech mogłaby się skończyć dla serii tragicznie, a tak to jest nawet znośnie. Wyprawa do świata demonów, związane z tym wątki polityczne, dramaty i inne pomysły fabularne wypadły w moim odczuciu średnio (żeby nie użyć bardziej dosadnego słowa), a kreacja świata demonów leży i kwiczy w kolorowej trawie, a nad nią latają motyle i świeci tęcza. Dałem radę serię obejrzeć, ale nie jestem już tak optymistyczny, jak po seansie części pierwszej. Intryga polityczna nie wciągnęła mnie przesadnie, a urok bohaterów mocno się sprał i zmechacił, a nowi nie wnieśli oczekiwanej świeżości. Tak szczerze, to chyba lepiej byłoby dla tej produkcji, gdyby ktoś postawił sprawę jasno i zdecydował się zrobić typowego, pełnoprawnego hentai, zamiast miotać się w konwencji serii przygodowo­‑komediowo­‑fanserwisowej. Być może wersja Blu­‑ray pokaże to, czego nie można było pokazać w wersji telewizyjnej i wówczas to wszystko miałoby sens. Mogła to być również naprawdę dobra przygodowo­‑komediowo­‑fanserwisowa historia, gdyby twórcy zrezygnowali z niektórych elementów erotyczno­‑kazirodczo­‑grupowo­‑perwersyjnych, a skupili się na kreacji świata i rozwinięciu części wątków. Świnie też mogłyby latać, ale nie latają, ta seria mogłaby być bardzo dobra, gdyby ktoś zdecydował się pójść w konkretną stronę, a nie próbował uszczęśliwiać wszystkich na siłę. Do Shinmai Maou no Testament przylgnęła opinia mocno średniej serii przygodowej z ostrzejszymi elementami ecchi i nie sądzę, aby miało to ulec zmianie. Nie spodziewam się także, aby powstała kolejna kontynuacja – ta historia miała potencjał, ale po dwóch sezonach trudno będzie coś jeszcze z tego wyciągnąć – niestety w moim odczuciu większość tego potencjału została zmarnowana i nie da się już tego odkręcić. Tym, którzy szukają serii przygodowej z demonami w roli głównej, Shinmai Maou no Testament mogę polecić warunkowo – o ile nie będzie im przeszkadzała erotyka niebezpiecznie zbliżająca się do granicy pornografii. Niestety pod tym względem jest wiele lepszych anime, więc nie zdziwię się, jeśli za parę lat po serii zostaną tylko nieocenzurowane wydania Blu­‑ray, które będą cieszyły się popularnością tylko wśród fanów ostrzejszego ecchi. Z drugiej strony historia nie jest aż tak zła, aby nie dać jej szansy, chociaż niestety druga seria obniża ocenę całości – a szkoda, bo mogło to być takie fajne anime…

KamilW, 12 marca 2016

Recenzje alternatywne

  • Tablis - 21 lutego 2016
    Ocena: 1/10

    Gorzkie epitafium ludzkości. D'où venons nous? Que sommes nous? Où allons nous? więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production IMS
Autor: Tetsuo Uesu
Projekt: Nekosuke Ookuma, Yoshihiro Watanabe
Reżyser: Hisashi Saitou
Scenariusz: Sumio Uetake

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Shinmai Maou no Testament Burst - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl