Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 1
Średnia: 8
σ=0

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mahoujin Guru Guru [2017]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Magical Circle Guru-Guru
  • 魔法陣グルグル [2017]
Postaci: Magowie/czarownice; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia
zrzutka

Zmagania z wysłannikami Króla Demonów, magia i mnóstwo parodii – oto przepis na serię nie tylko dla dzieci.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie dla leniwych: czy można tę serię oglądać, jeśli nie widziało się dwóch poprzednich, z 1994 i 2000 roku? Rzeczona odpowiedź brzmi: jak najbardziej można. Jest to robiona od nowa ekranizacja mangi Hiroyukiego Etou, obejmująca w dodatku cały wątek główny. Trudno porównywać z nią poprzednie serie, ponieważ ich treść w pewnej (acz niedużej) części się pokrywa, jednak można stwierdzić, że trzydzieści osiem odcinków Dokidoki Densetsu odpowiada… z grubsza ośmiu odcinkom (od 8 do 16) opisywanej tu serii. Jak łatwo zgadnąć, oznacza to, że materiał oryginalny został znacząco skondensowany i okrojony. Czy to dobrze, czy też źle – na to pytanie obszerniejszą odpowiedź znajdziecie poniżej.

Gdy król ogłasza, iż poszukuje bohatera, który zgładzi Władcę Demonów, zwyczajni wieśniacy w Zwyczajnej Wiosce raczej nie zwracają na to uwagi. Jednakże nawet w Zwyczajnej Wiosce trafia się ktoś niezwyczajny – taki jak młody Nike, któremu od dziecka pisane było zostać Bohaterem. A przynajmniej takiego zdania jest jego tatuś, przelewający na potomka własne niespełnione ambicje. Potomek, jak to często bywa, niekoniecznie ma ochotę słuchać rodziców, jednak od nastoletniego buntu milsze mu własne życie, a zmierzenie się z Władcą Demonów jest chwilowo lepszą perspektywą niż pozostawanie pod rodzinnym dachem… Jednak kimże byłby Bohater bez wspierającej go magią Czarodziejki? Tak się przypadkiem składa, że ekscentryczna starucha mieszkająca na obrzeżach wioski wychowuje dziewuszkę, będącą ponoć ostatnią z plemienia Migu Migu, władającego starożytną magią Guru Guru. Kukuri, bo tak się dziewczę nazywa, od dawna już słyszy, że pewnego dnia przybędzie bohater i zabierze ją w podróż, i dla odmiany nie ma nic przeciwko temu. Tak oto rozpoczyna się wielka przygoda dwójki młodych ludzi, którzy przemierzą wszystkie kontynenty, stoczą wiele walk i spotkają na swojej drodze zarówno wrogów, jak i sojuszników, zanim przyjdzie im stawić czoło samemu Władcy Demonów, straszliwemu Giriemu.

Opis zawiązania fabuły może się wydawać banalny i przypominać niezliczone powieści i gry utrzymane w konwencji fantasy – ale tak właśnie miało być. Jak można się przekonać od początku pierwszego odcinka, Mahoujin Guru Guru to w dużej mierze właśnie parodia, przede wszystkim gier komputerowych (acz ze względu na wiek mangi – raczej tych ciut starszych). Początek serii obiecuje pod tym względem sporo, jednak z czasem bezpośrednie nawiązania do innych tytułów i zabawa z czwartą ścianą stają się o wiele rzadsze, o czym należy lojalnie uprzedzić. Nie bez powodu zresztą tak się dzieje. Kiedy dowiedziałam się, że ta seria ma objąć cały wątek główny mangi, bardzo mnie to ucieszyło, bo po poprzednich odsłonach ciekawiło mnie, jaki finał znajdą przygody Nikego i Kukuri. Niestety, aby zmieścić wszystko w dwudziestu czterech odcinkach, oryginalny materiał trzeba było ścisnąć… Nie, nawet nie ścisnąć, skondensować do absolutnego maksimum, wycinając wszystko to, co się wyciąć dało. Ofiarą takiego zabiegu padły nie tylko nawiązania, ale – co o wiele gorsze – urok i klimat.

Serię z 1994 roku zapamiętałam właśnie za te dwie cechy. Główny wątek był tam potraktowany po macoszemu, a Nike i Kukuri przez większość czasu zajmowali się całkowicie niezwiązanymi z nim sprawami i wyzwaniami. Tym niemniej nie stanowiło to poważniejszego problemu, ponieważ poszczególne epizody były po prostu zabawne, a barwna obsada znakomicie umilała seans. Trudno też było nie obserwować z rozczuleniem relacji łączącej bohaterów, trochę komicznej i bardzo uroczej. Nike, chociaż często kierowała nim młodzieńcza bezmyślność (a także hormony i czyste lenistwo), starał się troszczyć o swoją towarzyszkę, zaś zapatrzona w niego Kukuri nie traciła własnego charakteru. O postaciach drugoplanowych dowiadywaliśmy się sporo, a duża część z nich wracała wielokrotnie i okazywało się z czasem, że niewiele jest tu bohaterów zagranych „na jedną nutę”.

Poświęciłam cały akapit starej serii, ponieważ wszystkiego tego w nowej po prostu zabrakło. Zamiast tego otrzymujemy fabułę typu „wyprawa w celu ratowania świata”, ze zdobywaniem nowych broni i zaklęć, pobocznymi misjami i generalnie całym dobrodziejstwem inwentarza. Problem polega na tym, że im dalej w las, tym bardziej nie starcza czasu i tym bardziej ściśnięte są wydarzenia. Scenarzysta stara się mrugać do widzów okiem, że to wiecie, tak specjalnie, bo w sumie wszyscy znamy ten schemat i wiemy, że bohaterowie odniosą zwycięstwo, więc pokazujemy to w przyspieszonym tempie… Niestety, takie podejście sprawdziłoby się w krótkiej OAV, bo seria telewizyjna staje się przez to w pewnym momencie trochę monotonna – lecimy kurcgalopkiem przez fabułę, byle zdążyć do końca.

Powiedzmy jednak, że to może odpowiadać widzom lubiącym konkrety, a nie snucie opowieści dla samego snucia opowieści. Gorzej, że brakuje też czasu na pokazanie… samych bohaterów. W starszej serii widać było całkiem ładnie, jak Nike i Kukuri, początkowo zieloni jak szczypiorek, stają się z czasem trochę niekonwencjonalnymi, ale zaskakująco skutecznymi pogromcami zła. Tymczasem tutaj tego kompletnie nie można zauważyć – w losowych momentach dostają nowe moce lub bronie, ale właściwie nic z tego nie wynika, bo walki od początku do końca wydają się całkowicie umowne. To pewna sztuka – żeby nie tracić optymistycznego wydźwięku, ale jednak pokazać, że to, z czym mają bohaterowie do czynienia, jest faktycznym zagrożeniem – i tu kompletnie się nie udała. Dlatego też trochę trudno zrozumieć Nikego, który generalnie zachowuje się jak przerysowany wioskowy głupek, by w przypadkowych momentach nagle spoważnieć i zacząć się martwić o Kukuri. Niestety, stracił on sporo ze swojego wdzięku nieznośnego łobuziaka, a co gorsza, sprytu oraz przebiegłości, i stał się bardziej szablonowo bezmyślnym bohaterem shounena. Kukuri zachowała dużo uroku osobistego, jednakże, podobnie w przypadku Nikego, nie udało się pokazać zachodzących w niej zmian, które powinny być widoczne. Po części wynika to z tego, że żadne z nich nie ma szans się wykazać, ponieważ fabuła popycha ich tak szybko od wydarzenia do wydarzenia, że ich własne działania i decyzje stają się pozbawione znaczenia.

O postaciach drugoplanowych nawet szkoda wspominać. To, co zapamiętałam jako grupę ekscentrycznych i pomysłowych oryginałów, zmieniło się tutaj w statystów potrzebnych do odegrania konkretnych wydarzeń. W niektórych przypadkach – jak choćby kapłanki Juju, księcia demonów Raida – da się zaobserwować jakieś przebłyski, będące bladym cieniem oryginalnego charakteru, większość jednak, w tym mroczna czarodziejka Runrun oraz herszt bandytów Sly, tracą jakiekolwiek cechy wyróżniające, nie mówiąc już o własnych wątkach. Dzielnie się trzyma tylko staruszek Adberg, czyli element komediowy w postaci starszego pana tańczącego w każdych okolicznościach taniec hawajski. Innymi słowy, jedyna postać, której zniknięcia bym nie żałowała (acz niestety autor ma do niego wyjątkową słabość), bo odgrywany w nieskończoność gag szybko staje się nużący.

Kwestia oprawy graficznej jest trochę… podstępna. Łatwo na podstawie samych zrzutek skreślić tę serię ze względu na świat i postaci przedstawione w stylu, który należałoby nazwać chibi – rzadko spotykanym w pełnowymiarowych seriach anime, zazwyczaj zarezerwowanym dla miniatur. Tymczasem pierwsze odcinki naprawdę olśniewają, zarówno pomysłowością wizualnych trików (gęsto wpychających nawiązania do gier), jak i dopracowaniem rysunku i animacji. Z czasem nie widać znaczących spadków formy, ale no właśnie: przy takim stylu bardzo łatwo je ukryć. Dalej brakuje już zabaw formalnych, a i świat przedstawiony jakby trochę normalnieje. Animacje często są maskowane udawaniem, że to ma być takie nieruchome i uproszczone, bo wiecie, taki był kiedyś styl, z którego żartujemy. Wszystko to sprawia, że mój zachwyt nieco ostygł, ale jednak jest to seria zrobiona bardzo porządnie.

Chciałabym z czystym sumieniem powiedzieć: nowa seria Mahoujin Guru Guru jest ładna, solidnie zrobiona i obejmuje całą fabułę, więc obejrzyjcie ją i machnijcie ręką na stare odsłony. Problem polega na tym, że nadal więcej sentymentu mam do wersji z 1994 roku, natomiast ta trochę mnie rozczarowała. Jeśli lubicie parodie fantasy – rzućcie okiem, ale może dacie się namówić na starą odsłonę?

Avellana, 16 stycznia 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Hiroyuki Etou
Projekt: Asuka Suzuki, Asuka Yamaguchi, Naoyuki Asano
Reżyser: Hiroshi Ikehata, Tetsuaki Watanabe
Scenariusz: Hisaaki Okui
Muzyka: Technoboys Pulcraft Green-Fund

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Mahoujin Guru Guru [2017] - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl