Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 10/10 grafika: 9/10
fabuła: 8/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 244
Średnia: 8,39
σ=1,29

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Boku no Hero Academia [2018]

zrzutka

Szkolny obóz treningowy, a później egzamin na licencję tymczasową. Ciąg dalszy opowieści o bohaterach, jednocześnie klasycznej i nowatorskiej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Kiedy pojawia się kolejna odsłona popularnego cyklu – a Boku no Hero Academia z pewnością można tym mianem określić – pojawiają się nieodmiennie osoby, które od danego tytułu odpadły na jakimś wcześniejszym etapie, a teraz chcą wiedzieć, czy coś się zmieniło na korzyść, oczywiście z ich punktu widzenia. Uznałam, że spróbuję na to pytanie odpowiedzieć na samym wstępie, rzeczowo i bez zbędnych złośliwości, jako że jeszcze nie powstało takie dzieło (pop)kultury, które podobałoby się wszystkim bez wyjątku. Pierwsza seria telewizyjna, czyli trzynaście odcinków wyemitowanych w 2016 roku, nie do końca stanowiła reprezentatywną próbę, ponieważ kończyła się na zdecydowanie za wczesnym etapie fabuły. Dlatego jeśli ktoś uznał ją za choć trochę interesującą, powinien rzucić okiem na kontynuację z roku 2017. Jeśli jednak odpadł od rzeczonej kontynuacji – to znaczy, że ten cykl nie będzie dla niego dobrą propozycją. Boku no Hero Academia to klasyczna seria shounen, zawierająca elementy typowe dla tego gatunku, a jeśli nawet dyskutująca czasem z jego założeniami, to nie w stylu, w jakim robi to na przykład One­‑Punch Man. Być może piszę rzeczy oczywiste, ale nie należy także oczekiwać, że będzie taka jak – powiedzmy – Bleach, Hunter X Hunter czy Fairy Tail. Jak każdy z „wielkich” shounenów ma własny klimat i styl, własną filozofię i podejście do postaci. Tak jak pisałam, nie każdemu będzie to odpowiadać, dlatego uprzedzam, że jeśli komuś te właśnie elementy nie pasowały, nie powinien liczyć na poważniejsze zmiany.

Pod względem konstrukcyjnym tę odsłonę można podzielić na trzy części: atak złoczyńców na obóz treningowy, wydarzenia bezpośrednio po nim oraz egzamin na licencję tymczasową. Dwie pierwsze części, zresztą ściśle ze sobą połączone, to zdecydowanie najlepsze i najbardziej angażujące epizody do tej pory. Wydarzenia toczą się w sposób tylko pozornie przewidywalny, zwrotów akcji spokojnie wystarczy, by utrzymać uwagę widzów, zaś ładunek emocjonalny osiąga natężenie większe niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety, trudno mi dokładnie analizować fabułę w taki sposób, by jej nie popsuć, więc ciekawym będą musiały wystarczyć urywki informacji zdradzane w dalszej części tej recenzji. W każdym razie mogę zapewnić, że zostaje zachowana zarówno spójność psychologiczna bohaterów, jak i spójność świata przedstawionego. Na tym tle ostatnia część, czyli egzamin, wydaje się zdecydowanie słabsza, acz jak przypuszczam, jest to nieuniknione. Boku no Hero Academia podchodzi odpowiedzialnie do swoich bohaterów, więc trudno byłoby w przypadku tej serii przekonująco uzasadnić bombardowanie ich jednym kryzysem za drugim. Po dramatycznych wydarzeniach wcześniejszych egzamin – niechby i bardzo trudny, ale odbywający się w kontrolowanych warunkach – siłą rzeczy wypadnie blado. Co gorsza, widać, że studio musiało troszeczkę „wypychać” odcinki, by dopasować ich liczbę do wymaganej sezonowej długości. Nie nazwałabym tego wszystkiego poważnymi wadami – owszem, ta część jest mniej wciągająca, ale autor jak zwykle korzysta z okazji, by podrzucić mnóstwo drobnych informacji o postaciach, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych. Nie zdziwiłabym się też, gdyby się okazało, że coś z tego, co widzieliśmy w tym fragmencie, stanie się w jakimś momencie kluczowe dla fabuły.

W jakimś wywiadzie Kouhei Horikoshi przyznał, że marzył o stworzeniu bohatera w typie Luffy’ego z One Piece, ale stwierdził, że kompletnie nie potrafiłby poprowadzić takiej postaci. Myślę, że to akurat nie był tylko komplement pod adresem mistrza Ody – bohaterowie Horikoshiego są zupełnie, ale to zupełnie inni. Warto zauważyć, że dotyczy to nie tylko Izuku. Znakomita większość postaci potrafi myśleć, w jakiś sposób zastanawia się nad swoimi działaniami i planuje je, wyciąga wnioski nie tylko z porażek, ale także z sukcesów. Powiedziałabym, że to jeden z dwóch powodów, dla których Shigaraki jest tak niebezpieczny jako antagonista – czego by nie mówić o jego pokręconym charakterze, potrafi się uczyć na błędach. Wracając jednak do Izuku, droga, jaką przeszedł od początku tej opowieści, jest już długa, ale to nie znaczy, że w międzyczasie stał się innym człowiekiem. Widać, że coraz pewniej kroczy własną ścieżką – nie zamienia się w kopię All Mighta, bo to w sumie od początku było niemożliwe, chociaż nadal jeszcze nie w pełni potrafi określić, jakim bohaterem (albo może: jakim dorosłym) zamierza się stać. Przy tym, chociaż fabuła daje mu okazję do pokazania możliwości, nie jest osobą, której przybycie musi obowiązkowo kończyć każdą walkę. Pozostaje postacią centralną dla wydarzeń, w wielu z nich odgrywa ważną rolę, ale świat Boku no Hero Academia jest zbyt dobrze skonstruowany, by jego losy miały w tym momencie zależeć od działań pojedynczego nastolatka. Bohaterowie, pozytywni i negatywni, są zaplątani w sieć zależności i relacji, wpływają na siebie nawzajem czasem w widoczny, czasem w zaskakujący sposób. Warto zwrócić uwagę na słowa pana Aizawy, gdy podczas egzaminu na licencję analizuje dynamikę w klasie 1­‑A, ponieważ przypuszczam, że to jedna z ważniejszych kwestii, jakie padły w tej serii.

Jako że zdradzenie istotnych punktów fabuły tej odsłony mogłoby nie być najlepszym pomysłem świata, zamiast analizować szczegółowo drugoplanowe postaci, zajmijmy się czymś ciekawszym. W recenzji poprzedniej części pisałam o tym, jak należy rozumieć siłę i czym – w ujęciu tej serii – ma się cechować superbohater. Teraz warto rzucić okiem na świat, w którym rozgrywa się akcja, albo raczej na to, co czyni ten świat wyjątkowym na tle podobnych tytułów przygodowych. Warto zauważyć, że Horikoshi dokonuje rzeczy wydawałoby się niemożliwej: antagoniści są u niego ludzcy, a ich motywy mogą być zrozumiałe, ale to nie znaczy, że stają się akceptowalne. Seria zachowuje bardzo jasny podział na dobro i zło, a także zaskakujący optymizm w kwestii ludzkiej natury. Jednocześnie ucieka od pokazywania typowych czarnych charakterów (choć na pierwszy rzut oka wszystko wygląda „tak jak zawsze”). Widać to w kontraście All Mighta z jego arcywrogiem. Obaj są na etapie, na którym potrzebują „następcy”, i każdy z nich podchodzi do tego na swój sposób. Nie znajdziemy tu jednak typowego „mrocznego superprzestępcy”, który śmieje się szatańsko i morduje lub przynajmniej torturuje podwładnych za najmniejsze przewinienie. W organizacji przestępczej też musi być miejsce na pewną lojalność i solidarność, na pomaganie towarzyszom w odwrocie, gdy sprawy zaczynają się toczyć nie po ich myśli. Nie ma to nic wspólnego ze szlachetnością serca i porywami dobra; po prostu każdy człowiek potrzebuje jakiejś stabilności nie tylko życiowej, ale także emocjonalnej. Paradoksalnie, Liga Złoczyńców może jej dostarczać tym, którzy z tych czy innych powodów nie potrafią jej znaleźć w zwykłym społeczeństwie. Jeśli jeszcze dorzucimy do tego typowo terrorystyczne metody, otrzymujemy twór, który może być śmiertelnie groźny, nawet jeśli nie ma typowego shounenowego guziczka do zniszczenia świata. Widać to wszystko doskonale choćby w planie ataku na obóz szkolny. Tak naprawdę osiągnięcie wyznaczonego celu, choć pożądane, nie jest konieczne. Atak stał się sukcesem w momencie, gdy do niego doszło – gdy udało się pokazać światu, że Liga Złoczyńców jest zarówno dostatecznie bezwzględna, by zaatakować dzieci, jak i dostatecznie potężna, by zagrozić chronionym przez najlepszych uczniom U.A.

Właśnie, dzieci. Nie mam całkowitej pewności, ale podejrzewam, że to właśnie jeden z problemów, jaki wielu widzów ma z tą serią. W klasycznych shounenach przyjęła się konwencja polegająca na tym, że bohaterowie niezależnie od wieku metrykalnego są w praktyce traktowani jak dorośli. Oczywiście można ją łatwo zrozumieć, bo to nawet nie jest wymysł mangi i anime, tylko echo trendu ogólnie obecnego w literaturze młodzieżowej. Bohater powinien z jednej strony być zbliżony wiekiem do odbiorców, ale z drugiej dostatecznie samodzielny, żeby podejmować własne decyzje i przeżywać (często niebezpieczne) przygody. Manga doprowadziła to jednak do skrajności, zaczynając od popularnej kliszy z nastolatkiem mieszkającym samotnie (zazwyczaj osieroconym), a kończąc na chwytach w rodzaju: „Masz dwanaście lat i chcesz podejść do egzaminu, w którym co roku ginie spora część uczestników? Jasne, tu jest formularz, baw się dobrze!”. Jeśli wiek bohaterów jest jakimś problemem to zazwyczaj tylko jako powód, dla którego mogą być (na potrzeby fabularne) dyskryminowani lub lekceważeni przez starszych. Podkreślam, że nie krytykuję tej konwencji, ale warto zdawać sobie sprawę z jej istnienia, bo powiedziałabym, że jednym z aspektów wyróżniających Boku no Hero Academia jest traktowanie bohaterów jak… nastolatków. Osoby już w dużej mierze samodzielne, ale jednak niepełnoletnie, wymagające zarówno ochrony, jak i odpowiedniego pokierowania. Co więcej, nie mówię tu tylko o ochronie czysto fizycznej. Całkowicie wprost zostaje tu powiedziane, że nie można lekceważyć psychicznego aspektu rozwoju i dorastania, że także pod tym względem młodzi ludzie mogą potrzebować wsparcia – i choć pewnie mało kto zwróci akurat na ten detal uwagę, jest to myśl dość rewolucyjna nie tylko w kontekście mangi, ale i generalnie japońskiego podejścia do świata. Miło także popatrzeć, że wyzwania stawiane przed bohaterami podczas zaliczeń czy egzaminów nie są wymyślone tylko po to, żeby im utrudnić życie, a odbiorcom dostarczyć rozrywki. Zarówno podczas dnia sportu w zeszłej serii, jak i egzaminów w tej, zadania są przygotowywane w taki sposób, by faktycznie coś sprawdzały, zaś pedagogom nie idzie tylko o uwalenie i zgnojenie jak największej liczby podopiecznych, ale o nauczenie ich czegoś i znalezienie obszarów wymagających pracy.

Skoro już mowa o rzeczach wyróżniających Boku no Hero Academia, a dość nieintuicyjnych z punktu widzenia kanonów gatunku, warto wskazać wymóg praworządności. To także coś, co w shounenach zwykle jest traktowane lekko. Bohaterowie na prawo i lewo łamią obowiązujące zasady i albo mogą to robić bezkarnie, bo pozostają poza systemem prawnym świata (jak w One Piece), albo też ostatecznie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, bo cel uświęca środki tudzież liczą się przede wszystkim rezultaty. Znowu, na tym tle omawiany tutaj tytuł wydaje się irytująco konserwatywny. Co to znaczy, że bohaterowie wahają się przed podjęciem działań w oczywisty sposób nieautoryzowanych? Przecież gorące serca i siła przyjaźni powinny wystarczyć! Jednak to właśnie przydaje światu przedstawionemu realizmu. Jest to bowiem świat, jak wiemy już od jakiegoś czasu, niestabilny. System superbohaterów został stworzony po to, by z jednej strony skanalizować używanie supermocy, ale z drugiej zapewnić jakieś pozory porządku. Czemu pozory? Bo w praktyce regulacja używania supermocy to kwestia umowy społecznej i przypuszczam, że pokazane tu społeczeństwo mogłoby, w odpowiednio pechowych warunkach, przejść od stanu obecnego do pełnej postapokalipsy w ciągu roku albo dwóch. Dlatego właśnie nawet najlepiej zapowiadający się uczniowie najbardziej prestiżowej szkoły superbohaterów nie mogą być wyjątkiem od reguły. W życiu codziennym nie uważamy za pożądane, by policjant strzelał do człowieka, który wyda mu się podejrzany. Są też regulacje dotyczące środków przymusu, z których, jak sądzę, wynika na przykład, że nawet jeśli ktoś ukradnie coś ze sklepu, to policjant nie może tak zwyczajnie zastrzelić go na ulicy. Jakkolwiek irytujące się to nie wydaje w niektórych przypadkach, mamy system sądownictwa, a nie samosądów. Dokładnie to samo działa w Boku no Hero Academia – nawet superbohater nie powinien mieć prawa spalić żywcem przypadkowego kieszonkowca tylko dlatego, że jest w stanie to zrobić. Przypominam, że egzamin na licencję superbohaterską ma część pisemną, sprawdzającą znajomość teorii i procedur obowiązujących zarówno w przypadku ataku przestępców, jak i na przykład klęsk żywiołowych. Oczywiście z tego nie zrobi się widowiska, więc nic dziwnego, że o tym tylko słyszymy przelotnie, ale wszystko to świadczy o stopniu przemyślenia świata przez Horikoshiego.

Studio Bones wie, co robi. Nie każdy odcinek zachwyca w równym stopniu, zdarzają się też widoczne oszczędności. Jednak tam, gdzie trzeba, animacja potrafi być taka, że oko bieleje, a kompozycji kadrów i oświetleniu nie można niczego zarzucić. Charakterystyczny gruby kontur sprawia, że anime chwilami staje się podobne do ożywionego komiksu, co doskonale pasuje do tematyki superbohaterskiej. W samych superlatywnych można się także wyrażać zarówno o ścieżce dźwiękowej (choć oczywiście znaczną jej część stanowią wykorzystywane już wcześniej kompozycje), jak i o seiyuu. Trudno mi nawet powiedzieć, kto tutaj zasługuje na szczególne wyróżnienie – Daiki Yamashita nadal świetnie sobie radzi z trudną rolą Izuku, a słuchanie Aoi Yuuki (Tsuyu) czy Jun’ichiego Suwabe (profesor Aizawa) to nieodmiennie czysta przyjemność. Jednak najwięcej „nowego” do zagrania mieli tym razem Kenta Miyake (rewelacyjny zarówno w „służbowym” wydaniu jako All Might, jak i „cywilnym”, jako Toshinori Yagi) oraz Nobuhiko Okamoto (Bakugo). Ale co tu dużo pisać, skoro nawet postaci epizodyczne, takie jak należący do Ligi Złoczyńców Twice, grany przez Daichiego Endou, potrafią dać taki występ, że ciarki chodzą po plecach.

Odpowiedź na pytanie „czy warto” zawarłam już na samym wstępie – ten odcień shounena nie każdemu musi odpowiadać, ale jeśli kogoś wciągnęły dotychczasowe perypetie bohaterów, z pewnością nie będzie rozczarowany tą odsłoną. Co ważniejsza, jest to historia, która ma nadal duży potencjał na przyszłość. Autor ma pod kontrolą zarówno świat, jak i bohaterów, nie daje się złapać w częstą pułapkę nadmiernego rozrostu mocy poszczególnych postaci i zostawia sobie duże pole do fabularnego manewru. Anime się podoba, manga w swojej kategorii jest w czołówce. Ciąg dalszy, rzecz jasna, nastąpi.

Avellana, 8 listopada 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: BONES
Autor: Kouhei Horikoshi
Projekt: Hiromi Odashima, Yoshihiko Umakoshi
Reżyser: Kenji Nagasaki
Scenariusz: Yousuke Kuroda
Muzyka: Yuuki Hayashi