Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 158
Średnia: 7,8
σ=1,26

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tablis)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dororo [2019]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • どろろ [2019]
Tytuły powiązane:
Postaci: Duchy, Przestępcy, Samuraje/ninja, Youkai; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Magia
zrzutka

Jedna z nieczęstych adaptacji dzieł Osamu Tezuki, która próbuje wykrzesać, ile się da, z kłopotliwego materiału źródłowego, ale udaje się to tylko częściowo.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Tezuka Productions jest znane z pilnowania swoich marek. W związku z tym adaptacje mang Osamu Tezuki pojawiają się rzadko, ale z reguły nie schodzą poniżej przyzwoitego poziomu. Podejścia do Dororo były wcześniej dwa: animowana seria z 1969 roku, nakręcona jeszcze w trakcie wydawania mangi, oraz film aktorski z 2007 roku. Łatwo zrozumieć, dlaczego nie kwapiono się do spieniężania tego tytułu. Publikowanie mangi przebiegało z trudnościami – Tezuka przerwał jej pisanie w połowie, wznowił, gdy anime pobudziło zainteresowanie publiki, po czym znowu przerwał, tym razem ostatecznie. Skutkiem tego jest urwane zakończenie, ewidentnie napisane na odczepnego, ale to stosunkowo łatwo załatać (co też obecna adaptacja robi). Bardziej problematyczna jest niejasność gatunkowa tej mangi. W pierwszym etapie swojej twórczości Tezuka rysował serie dla dzieci, prawdziwe uznanie przyniosły mu jednak tworzone później tytuły dla dorosłych. Dororo siedzi w mało komfortowym miejscu pomiędzy nimi – jej protagonista, czyli tytułowy małoletni złodziej, to postać ewidentnie napisana dla młodszych odbiorców, ale świat przedstawiony to ponura i krwawa wariacja na temat Japonii z okresu sengoku. Spokojnie można przyporządkować ją do podgatunku dark fantasy. Czy da się w opowieściach przystępnych dla młodszych poruszać trudne tematy? Da się, nawet warto, ale tej mandze idzie to jak krew z nosa.

Studio Mappa i Tezuka Productions stanęły przed pytaniem, jak sobie poradzić z tym rozdźwiękiem. Zdecydowano – raczej słusznie – postawić na poważny klimat, tylko z rzadka rozpraszając go pogodniejszymi fragmentami. Ta deklaracja jest wyraźna od pierwszych minut, które przedstawiają brutalną historię narodzin drugiego z dwójki protagonistów Hyakkimaru. Domena lokalnego daimyou (lorda feudalnego) Daigo jest zrujnowana przez klęskę nieurodzaju. Daigo, doprowadzony do ostateczności, wchodzi w pakt z demonami, które w zamian za zagwarantowanie pomyślności jego ziem żądają ciała jego pierworodnego syna. Hyakkimaru przeżywa dzięki cudownej interwencji boddhisattvy Kannon, a wędrowny chirurg Jukai przysposabia go na syna i wyposaża w liczne protezy, zastępujące mu utracone części ciała.

Nie jest to historia brzmiąca szczególnie poważnie – na pewno nie można w mandze i anime narzekać na niedobór mrocznych bishounenów zdradzonych przez najbliższych, zaś braki w kończynach i gałkach ocznych nadrabiających z nawiązką ich magicznymi zamiennikami. Prawdę mówiąc, tak też to wygląda w oryginalnej mandze, ale adaptacja traktuje to jako punkt wyjścia do bardziej ambitnego podejścia. Hyakkimaru nie widzi, nie słyszy, nie czuje ani nie mówi. Dzięki zdolności wyczuwania aury jest w stanie jako tako rozpoznawać ludzi, a także doskonale rozpoznawać demony oraz youkai, które morduje z bezwzględną skutecznością. Poza walką jest jednak inwalidą i potrzebuje częstej pomocy Dororo (który podejmuje się tego, widząc w tym okazję do zarobku). Wypada docenić, że twórcy postanowili zmierzyć się z przedstawieniem niepełnosprawności i wyprowadzić widzów poza ich strefę komfortu. Ceną tej odwagi jest jednak to, że przez połowę serii Hyakkimaru jest nie tyle postacią, co ruchomym motywem fabularnym; komunikacja z nim jest bardzo ograniczona, a jego główną reakcją na bodźce z otoczenia jest atakowanie, gdy wyczuje w pobliżu demony. Proporcje odwracają się w drugiej połowie, w której Hyakkimaru stopniowo robi się bardziej kontaktowy, a jego konflikt z ojcem i bratem Tahoumaru wysuwa się na pierwszy plan. Niemniej do tego czasu seria męczy się z niezręczną sytuacją, w której za interakcje z otoczeniem odpowiada głównie Dororo, postać, która nie jest postacią odpowiednią do radzenia sobie z morderczymi i sprytnymi demonami.

W mandze było tak samo, ale tam Dororo miał przede wszystkim reprezentować (małoletniego) czytelnika. W serialu zyskał funkcję pomocnika Hyakkimaru, niemniej w większości historii zmarnowano szansę, aby dać mu bardziej znaczącą rolę. Bywa dla scenarzystów przydatnym narzędziem do przemycania ekspozycji oraz sprowadzania na bohaterów kłopotów, ale często da się odczuć, że brakuje mu wpływu na przebieg przedstawionych opowieści. W szczególności jest kompletnie zbędny dla przewijającego się co jakiś czas wątku głównego. Ma na pocieszenie swój własny dramat rodzinny, który jednak rozwija się głównie w retrospekcjach i rozczarowuje mało aktywną rolą samego Dororo.

Mimo tych uwag większość z przedstawionych epizodycznych historii jest przyzwoita. Z powodu niewielkiej liczby postaci i stosunkowego zgrania schematów w nich wykorzystywanych są przewidywalne, bronią się z kolei kompetentnym przedstawieniem, ale zarazem do wybitności im daleko. Aby dodać im ikry, przydałyby się choćby bardziej rozbudowane walki, które poza otwarciem i finałem serii są skrótowe i ewidentnie zrobione „po kosztach”. Braki w efektowności można nadrobić scenariuszem, ale pod tym względem osiągnięcia twórców są mieszane: może z dwie historie wbijają się mocniej w pamięć (odpowiednio: ta z mrówkolwem i ta z rekinami), i co znaczące to te właśnie, które odważniej rozbudują oryginalny materiał. Reszta po kilkunastu odcinkach zbija się w świadomości w jedną masę. Wrażenie to jest pogłębiane przez styl grafiki, który można by podsumować jako „zgniłą Japonię”, pełną podupadłych wiosek przedstawionych w szaro­‑burych barwach. Włożono w nią sporo artystycznego trudu, niektóre tła to wręcz malarskie perełki, ale cierpi na nadmierną jednorodność, która sprawia, że ledwo daje się odróżnić jedną lokację od drugiej. W efekcie Dororo i Hyakkimaru zdają się dryfować po okolicy, w której poszczególne youkai, bohaterów i wioski można by przemieszać bez wyczuwalnej różnicy. Jest od tego kilka chlubnych (zbyt krótkich) wyjątków, ale z drugiej strony sytuację pogarszają retrospekcje, które w zależności od chwilowego nastroju animatorów są czarno­‑białe, utrzymane w odcieniach sepii lub oddane w normalnej kolorystyce.

Przykładów niekonsekwencji jest więcej. Kilkakrotnie w serii pojawia się narrator. Ani razu nie jest specjalnie potrzebny (służy głównie jako przypominajka potrzebnej ekspozycji), tak więc jego zniknięcie w okolicach połowy serii trudno odczuć jako stratę, ale tego rodzaju zmiana narracji przeprowadzona bez uzasadnienia w fabule jest nietypowa i rozpraszająca. Podobnie niektóre wątki są wyraźnie podkreślane w pierwszej połowie, a później kompletnie zapomniane (posążek boddhisattvy), inne twórcy zdają się zamykać bardziej z powodu obowiązku niż w przemyślany sposób (rodzina Dororo, matka Hyakkimaru, chirurg opiekujący się Hyakkimaru). Jeszcze inny, dotyczący (bez zdradzania zbyt wiele), tożsamości Dororo, pojawia się, po czym nie dzieje się z nim kompletnie nic, jakby twórcy byli zakłopotani, że muszą go w ogóle przenosić na ekran. Wszystko to składa się na wrażenie, że seria ta powstawała bez całościowego planu. Wzięto wątki obecne w mandze, rozbudowano rolę Tahoumaru jako rywala Hyakkimaru, wymyślono kilka efektownych scen do finału, po czym uznano, że resztę dorobi się w trakcie. Skończyło się to tym, że przez pierwsze odcinki poznajemy bohaterów, przez kilka następnych nie dzieje się nic, w połowie serii główny wątek na chwilę rusza do przodu, po czym nie dzieje się z nim nic aż do finału. To niekoniecznie źle, i trudno z tego robić wyrzuty w momencie, gdy seria koncentruje się na epizodycznych historiach. Gorzej, kiedy sobie o głównym wątku przypomina i nic z nim nie robi. Członkowie rodziny Hyakkimaru pojawiają się regularnie, ale od połowy serii nic nowego z tego nie wynika, ojciec i brat podejmują serię powtarzalnych prób schwytania Hyakkimaru, a matka hamletyzuje. Nawet finał to powtórka z rozrywki, od wcześniejszych wydarzeń różniąca się głównie większym poziomem dramatyzmu. Co jeszcze bardziej rozczarowujące, duża jego część jest mocno naciągana. Łatwo dojrzeć, które wydarzenia i motywy scenarzyści koniecznie chcieli mieć na ekranie, bo cała reszta jest napisana na kolanie, byleby je jako tako ze sobą połączyć.

To zaskakujące, bo w gruncie rzeczy to prościutka historia, którą można by zgrabnie i emocjonalnie przedstawić bez używania krzty kreatywności. Chwilami pojawiały się w niej zaczątki ciekawszych motywów, jak wspomniana niepełnosprawność Hyakkimaru, czy też ocena moralna Daigo, który poświęcił syna dla dobra swojej domeny. Donikąd one jednak ostatecznie nie prowadzą, zamiast je rozwinąć, rozciągnięto ponad miarę jej najbardziej elementarne i schematyczne aspekty. W związku z tym seria po zakończeniu pozostawia po sobie poczucie rozczarowania, ale trzeba jej oddać, że przedstawione w niej epizodyczne historie oraz inne poboczne wątki śledzi się znacznie przyjemniej niż główną oś fabuły. W Dororo włożono sporo talentu i pasji, ale zbyt mało rozbudowano oryginalny materiał, aby podtrzymać zainteresowanie widza przez dwadzieścia cztery odcinki.

Tablis, 13 sierpnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mappa, Tezuka Production
Autor: Osamu Tezuka
Projekt: Hiroyuki Asada, Satoshi Iwataki
Reżyser: Kazuhiro Furuhashi
Scenariusz: Yasuko Kobayashi
Muzyka: Yoshihiro Ike