Anime
Oceny
Ocena recenzenta
1/10postaci: 2/10 | grafika: 2/10 |
fabuła: 1/10 | muzyka: 1/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Soul Link
- ソウルリンク
Garstka uczniów orbitalnej akademii wojskowej stawia czoła terrorystom i nie tylko. Nieudana kalka ze Stellvii, oparta o grę eroge.
Recenzja / Opis
Ryota Aizawa i Sayaka Nagase należą do całkiem pokaźnej gromadki studentów wojskowej akademii, ulokowanej na pokładzie stacji orbitalnej. Jak można się spodziewać przy koedukacyjnej instytucji, wspólna podróż (o nieważkości nie wspomnę) szybko stworzy okazje do przewrotek pokazujących bieliznę lub „miękkiego lądowania” na czyimś biuście. A że mamy do czynienia z serią opartą o produkt NAVEL, pojawi się także (nie)sławny Masato, dzieciak zadzierający spódniczki dziewcząt we wszystkich grach tej firmy (pamiętamy go m.in. z Shuffle!). Niestety, to tylko pierwszy, wczesny sygnał ostrzegawczy.
Mimo że trzynaście odcinków powinno narzucić żwawe tempo, fabuła rozkręca się zaskakująco powoli. Dopiero w trzecim odcinku coś wartego uwagi zaczyna się dziać: jak grom z jasnego nieba następuje atak. Terrorystów. Z bronią nuklearną. Normalnie po obejrzeniu blisko jednej piątej serii widzowie wiedzieliby coś o sytuacji, w jakiej znajdują się bohaterowie, czy o genezie konfliktu, w który zostali wplątani. Na przykład – czemu nastoletnich kadetów wozi się na orbitę, gdzie odbywają dość typowe szkolenia strzeleckie, albo jakim cudem terroryści skombinowali statek kosmiczny, skoro kosmodrom jest obstawiony przez wojsko? Niestety. Zamiast tego personel stacji wpada w panikę, cała – powtórzmy to – wojskowa akademia dostaje rozkaz ewakuacji, a po korytarzach szaleje banda terrorystów z odzianą na czerwono małolatą na czele, mordując kogo popadnie. Wkrótce po tym, jak odcięta od dróg ucieczki garstka nastolatków barykaduje się w jednej sekcji, a terroryści konsolidują kontrolę nad resztą, nadchodzi czas, by na scenę wkroczyły… zombi! Warczące, strzelające i rozpływające się w kałuże bladoniebieskiej galaretki pod wpływem intensywnego ostrzału. Skąd…? Jak…? Wciąż żadnych wyjaśnień. Jako że terrorystom szybko kończą się potencjalne ofiary, a grupka kadetów siedzi cicho w ukryciu, widzów zająć trzeba czymś innym. Nastąpi więc „niespodziewana” zmiana stron w wykonaniu sztywnej i drewnianej oficer przewodzącej naszej grupce, Cellarii Markelight – od tej chwili odzianego w skórzany kostiumik, przewodzącego terrorystom wampa, któremu zdarza się włączyć wewnętrzny system nagłośnienia stacji głównie po to, by za jego pośrednictwem śmiać się demonicznie, oraz wizyta Shuhei Aizawy (starszego brata naszego bohatera) w łóżku Nao Norisaki, jego dziewczyny. Gdyby jeszcze Cellaria nie „zdradziła się” niemal na początku opatentowanym błyskiem w oku i uśmieszkiem ukrytych agentów złaTM za plecami młodzieży, a Nao nie rozpływała się na sam widok wybrańca… Wkrótce potem widz musi pogodzić się z wnioskiem, że Japończykom dzieci przynoszą podróżujące w czasie bociany – bo „konsekwencja” wspomnianej wizyty zostaje znaleziona w ładowni i jest na oko kilkuletnią, „słodko” sepleniącą blondynką. Ponieważ bohaterom szybko kończą się zajęcia, Shuhei udaje się na drugą stronę barykady (licho wie, po co), a ktoś z terrorystów „nawraca się” i mimo świeżo popełnionych mordów zostaje natychmiast „przytulony do serca” dzielnych kadetów. Wyjaśnione też zostaje, że zombi są dziełem Cellarii. Z braku innych hipotez należy przyjąć, że chodzi o to, co zawsze – czyli o panowanie nad światem. Tylko po co do tego akurat stacja kosmiczna? Ponieważ elementów fabuły było doprawdy niesłychanie dużo, w jedenastym odcinku zafundowano widzom powtórkę‑streszczenie…
Jak widać, tej pięcioelementowej fabuły nie starczyłoby chyba nawet dla półgodzinnej produkcji OAV. Aby „rozsmarować” ją na całych trzynaście odcinków, twórcy namnożyli sztampowych, nudnych jak flaki z olejem bohaterów, których ostatecznie trudno zapamiętać, a także scenek z odkrywaniem traumatycznych przeszłości tych bohaterów, piciem herbaty, jedzeniem, obściskiwaniem odnalezionych w szafie przyjaciółek z dzieciństwa, lataniem tam i z powrotem wokół stacji zdalnie sterowanymi kabinami… Ewidentnie z braku lepszych pomysłów problem zakończenia rozwiązano czyimiś magicznymi mocami, po czym wszystkich posłano z powrotem na Ziemię. Po prostu szczyt kreatywności. W dodatku seria nie ma żadnych innych atutów, którymi mogłaby zwrócić uwagę. Projekty postaci nie są brzydkie, jednak brak im oryginalności. Tła są zwyczajnie ubogie, boleśnie monotonne i sztampowe („czego oczekiwać po stacji kosmicznej”), w dodatku wszechobecne są elementy CGI, którym daleko do doskonałości. Jednocześnie za dużo wszędzie koloru, by mówić o zimnym funkcjonalizmie, dobrze znanym z produkcji takich jak Odyseja kosmiczna 2001. Dobrze chociaż, że animacja jest w miarę staranna, bez rzucających się w oczy błędów czy uproszczeń. O oprawie dźwiękowej jednak lepiej w ogóle nie wspominać, niejedna gra sprzed dekady miewała lepszą.
Podsumowując, można ze spokojem powiedzieć, że Soul Link stanowi katalog wszelkich możliwych do popełnienia błędów przy adaptowaniu gry na scenariusz serii telewizyjnej. Jest to tym dziwniejsze, że obaj scenarzyści mają spore doświadczenie i pracowali przy całkiem udanych produkcjach, takich jak Gude Crest, Kimagure Orange Road, Final Approach, Shuffle! czy Record of Lodoss War. Widać „tak krawiec kraje, jako mu materii staje” – szkoda, że twórcy nie włożyli więcej wysiłku w uczynienie tej serii chociażby znośną. Niestety w ostatecznym rozrachunku nie da się efektów ich pracy polecić komukolwiek. Zwolenników akcji odstraszą liczne długie i bełkotliwe wstawki pseudofilozoficzne oraz okołoromansowe. Zwolenników romansów odstraszy natrętny fanserwis i przemoc bez sensu… To straszne, ale w roli pomnika kiczu Soul Link zdolne jest do zdetronizowania nawet niesławnego Elfen Lied.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Picture Magic |
Autor: | NAVEL |
Projekt: | Yoshihiro Watanabe |
Reżyser: | Toshikatsu Tokoro |
Scenariusz: | Isao Shizuya, Katsumi Hasegawa |
Muzyka: | Hiroyuki Sawano |