Anime
Oceny
Ocena recenzenta
10/10postaci: 10/10 | grafika: 10/10 |
fabuła: 9/10 | muzyka: 9/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Mutafukaz
- MFKZ
- ムタフカズ -MUTAFUKAZ-
Widzieliście tych „mutafukazów” z rysunku? Nie? To zobaczcie, bo naprawdę warto. Zwłaszcza że film z ich udziałem…
Recenzja / Opis
…stanowi szalony melanż japońskiej animacji (Studio 4⁰C), francuskiej koncepcji (Guillaume „Run” Renard – autor komiksu, na podstawie którego powstało to anime) oraz amerykańskiej kultury (wydaje mi się, że sam tytuł mówi w tym przypadku więcej niż tysiąc słów). Czy taki mariaż kulturowy mógł się nie udać? Jak najbardziej, wystarczy sobie tylko przypomnieć, jaki poziom mają przeważnie zachodnie adaptacje i koprodukcje mang czy też seriali pochodzących z Kraju Kwitnącej Wiśni, by dojść do wniosku, że większość tego typu związków to najzwyczajniejsze w świecie „kwasy”. Na szczęście w tym przypadku jest inaczej. I to zupełnie inaczej, albowiem z niecodziennego połączenia powstał twór niezwykły i wyjątkowy. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, iż efektem wielokulturowego miksu jest arcydzieło, które zachwyca swym pięknem pod każdym względem, tak samo jak rzeźby Michała Anioła. Gwarantuję, że w światku anime jest to obecnie jedna z najlepszych i najbardziej dopracowanych produkcji, jakie można znaleźć.
Wyliczanie pochwał zacznę od omówienia fabuły, której myślą przewodnią jest odwieczna walka dobra ze złem na tle spiskowej teorii dotyczącej zmian klimatycznych. Mogłoby się wydawać, że są to tematy wyeksploatowane w kinematografii do cna, nieoferujące już żadnych możliwości opowiedzenia nowej i ciekawej historii. Jednak nic bardziej mylnego! Mimo prostych założeń scenariusz w umiejętny sposób rozwija wprowadzane wątki i wyśmienicie stopniuje napięcie, sprawiając, że z zaciekawieniem przyglądamy się kolejnym wydarzeniom, choć od samego początku jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się one skończą. Główny bohater, czyli młodzieniec imieniem Angelino, ma 22 lata, mieszka w zatęchłej dziurze zwanej DMC – Dark Meat City, i marzy, by się z niej wyrwać. Pewnego dnia spotyka na ulicy istnego anioła (a raczej anielicę) i przytrafia mu się nieprzyjemny wypadek, zapoczątkowujący całą serię niecodziennych zdarzeń, z którymi przyjdzie się zmierzyć jemu oraz jego dwóm ekscentrycznym kumplom – antropomorficznemu kotu Willy’emu oraz kościotrupowi o imieniu Vinz. Razem będą musieli stawić czoło tajnej złej organizacji Obcych, pragnącej przejąć władzę nad światem, i z pomocą azteckich bogów oraz… karaluchów (które, jak wiadomo, są najlepszymi przyjaciółmi ludzi z problemami) stoczyć walkę o ocalenie całej planety. Na tle tych wszystkich wydarzeń przyjdzie nam jednak przede wszystkim obserwować psychomachię głównego bohatera, mierzącego się z samym sobą, ze swoją traumatyczną przeszłością, rodzącą się w nim wielką miłością i koniecznością obrania ścieżki życiowej – zdecydowania, kim jest i kim chce zostać oraz po której stronie mocy… Ups! To nie ten film.
W tym momencie, pomimo mnogości wątków, bohaterów oraz dziwnych sytuacji (głównie z udziałem karaluchów), dochodzimy do głównego zarzutu, jaki można sformułować pod adresem tej produkcji, czyli do wtórności fabuły. Bo choć jest ona spójna, logiczna i w miarę ciekawa, to nie da się ukryć, że jest zarazem dość odtwórcza i już po pierwszych zdaniach krótkiego opisu przywodzi na myśl oczywiste skojarzenia z losami pewnego Luke’a czy też Jacka z kataną. Czy to źle? Moim zdaniem nie. Warto zauważyć, że nie jest to bezpośrednia kalka tudzież podróbka, tylko coś zupełnie nowego. Szkielet fabuły odwołuje się do pewnych schematów, ale został przystrojony w tak piękne szaty świata przedstawionego i wątków pobocznych, iż w pierwszej chwili w ogóle się tego nie zauważa. Dopiero po czasie człowiek dochodzi do wniosku, że gdzieś już tę historię widział. I właśnie to jest największą zaletą fabuły – mimo że składa się ze znanych elementów, jest przedstawiona tak, iż sprawia wrażenie kompletnie nowej. Nie ukrywam – duży wpływ na to ma montaż i reżyseria (o których za chwilę), kształtujące nasze postrzeganie tego, co się dzieje na ekranie. Jeśli więc ktoś oczekiwał złożonej, zupełnie nowej opowieści, może poczuć się mocno rozczarowany i zawiedziony, zaś od oceny końcowej powinien odjąć pół albo i jedną gwiazdkę. Mnie natomiast prosta fabuła nie przeszkadzała, a nawet stanowiła pewnego rodzaju zaletę, gdyż pozwalała skupić się na innych aspektach tej produkcji oraz nadała bohaterom i wydarzeniom większą wyrazistość – o wiele lepiej widocznych jest kilka postaci na białym tle niż tłum na kolorowym.
Duże zasługi w takim postrzeganiu filmu ma oczywiście świetna reżyseria, umiejętnie eksponująca wszystkie zalety opowiadanej historii, a jednocześnie pomysłowo i bardzo sprawnie maskująca jej potencjalne wady. Odpowiednie połączenie i wyważenie scen sprawia, że widz bardzo szybko zapomina o fabule i daje się wciągnąć w szalony wir wydarzeń, stanowiący prawdziwą symfonię kina akcji. Kto oglądał Piąty element, będzie się tu czuł jak w domu. Kto zaś wspomnianej produkcji nie widział, powinien się przygotować na istny rollercoaster, w którym historia, mimo iż cały czas spójna i logiczna, stanowi tylko pretekst dla ukazywania kolejnych cudownych scen akcji – krwawych strzelanin, emocjonujących pościgów oraz bajecznych eksplozji. Pomimo tej intensywności zdarzeń ani przez chwilę nie odnosi się wrażenia, że na scenie panuje chaos. Wszystkie wydarzenia umieszczone zostały w odpowiednim miejscu i w stosownym czasie, zaś ilość bodźców nigdy nie wywołuje dezorientacji, a zarazem nie pozwala nawet na minutę nudy. W tym filmie nie ma ani jednej zbędnej lub brakującej sceny. Całość została połączona z iście zegarmistrzowską precyzją i stanowi prawdziwy majstersztyk w dziedzinie reżyserii.
Skoro już przy łączeniu jesteśmy, warto poświęcić chwilę uwagi montażowi. Na szczególną pochwałę zasługują przejścia pomiędzy scenami – zawsze pomysłowe i interesujące. Najbardziej charakterystyczne jest stosowanie zamrożonych klatek z dodawanymi napisami oraz wykorzystywanie zbliżeń na pojedyncze przedmioty w jednej scenerii, a potem oddalanie kamery od nich w innej. Daje to wrażenie ciągłości historii, a zarazem przez cały czas potrafi zaskakiwać nieszablonowymi rozwiązaniami.
Godne wspomnienia jest także twórcze podejście do scen pościgów i strzelanin, polegające na stosowaniu różnorodnych perspektyw oraz intrygujących ujęć. Równie istotne, a może i ważniejsze jest jednak genialne tempo tej produkcji. Akcja, choć mknie przeważnie z prędkością TGV, potrafi czasami przystopować i w zwolnionym tempie dobitnie podkreślić najbardziej zjawiskowe momenty, tworząc w ten sposób doskonały choreograficznie spektakl, który można oglądać bez końca. Warto jednak zaznaczyć, że nie samą akcją ten film stoi i twórcy nie zapomnieli o ekspozycji. Bardzo umiejętnie dają widzom odetchnąć w spokojniejszych scenach dialogowych, będących jednymi z najlepszych w anime w ogóle.
Dialogi doskonale oddają ducha opowiadanej historii, są idealnie dopasowane do bohaterów i do skali wydarzeń. Nie jest to kolejna produkcja zanudzająca nas pompatycznymi przemowami albo infantylnymi uwagami nastolatków na temat tego, co się dzieje w ich życiu. Brak również idiotycznego przerażenia, rozbuchanego dramatyzmu, nadmiernego przeintelektualizowania czy też kiepskiego dowcipu w nieodpowiednich sytuacjach. Innymi słowy, nie ma tu tego wszystkiego, po czym poznaje się standardowe produkcje anime. Nie ukrywam, że zapewne spory wpływ na taki stan rzeczy miało to, iż mamy do czynienia z francusko‑japońską koprodukcją, a nie tworem czysto japońskim. Tak czy siak, cieszy, że w filmie opowiadającym o współczesnej Kalifornii, murzyńskich gangach i internacjonalistycznej kosmicznej mafii dialogi są takie, jakie powinny być – wulgarne, cięte i zabawne, a przy okazji nie takie głupkowate, jak można by się spodziewać. W naturalny sposób, bez zbędnych wyolbrzymień bądź umniejszeń, oddają stan emocjonalny ludzi mierzących się z trudną rzeczywistością. Szukaliście w anime czegoś, co choć w połowie odpowiadałoby Chłopaki nie płaczą? Nie mogliście lepiej trafić!
Protagoniści od początku do końca wydają się w pełni realistyczni i naturalni, zaś ich zachowanie dostosowane jest do przeżywanych zdarzeń bez jakiegokolwiek podkoloryzowywania. Po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że tak samo jak rysunkowe postacie, mogliby reagować w podobnej sytuacji zwykli ludzie z krwi i kości. Za to twórcom należą się wielkie brawa, gdyż nie lada sztuką jest w tak genialny sposób oddać ludzką psychikę i stworzyć kreacje mogące stanowić w światowej kulturze popularnej punkt odniesienia równie charakterystyczny jak Vincent Vega i Jules Winnfield z Pulp Fiction czy Korben Dallas ze wspomnianego już Piątego elementu. Skok jakościowy pod tym względem jak na anime jest przeogromny. Cieszy zatem także fakt, że protagoniści nie dość, iż są wiarygodni, to jeszcze na dodatek bardzo zróżnicowani – każdy z nich ma wyraziście zarysowany charakter i prezentuje inną postawę życiową. A co najważniejsze, każdy z nich jest na swoim miejscu i w żadnym momencie nie stwarza wrażenia postaci zbędnej bądź dodanej na siłę. Wszyscy mają sensownie określoną w scenariuszu rolę, którą wykonują, a chociaż nie wszystkich charakteryzują głębokie przeżycia i przemyślenia, to jednak nie sposób nikomu zarzucić braku głębi. Być może niewidocznej na pierwszy rzut oka i zasłoniętej przez maski pokerowych twarzy, ale dostrzegalnej dla wprawnego obserwatora, potrafiącego wychwycić drobne szczegóły z dialogów i mimiki, która w tym przypadku potrafi bardzo dużo powiedzieć. Dzięki takim zabiegom postacie sprawiają wrażenie naprawdę wiarygodnych, a opowiadana przez nie historia nabiera realizmu. Szczególnie portret psychologiczny Angelina jest na tyle bogaty, iż wystarcza na cały metraż.
Poza fabułą i bohaterami trzeba zarezerwować jeszcze trochę czasu na nacieszenie się technicznymi wodotryskami tej produkcji, które stanowią klasę samą w sobie. W sumie każda sekunda filmu przypomina obcowanie z arcydziełem – charakterystyczna kreska, dynamiczne sceny akcji, masa interesujących rozwiązań graficznych. Tak dopracowanej i zróżnicowanej animacji jeszcze nie widziałem. Tutaj w pięć minut pojawia się więcej ciekawych rozwiązań wizualnych niż w niejednym wieloodcinkowym serialu przez cały czas jego emisji. Twórcy co krok zaskakują nas niestandardowym stylem, znacznie odbiegającym od ogólnego wyglądu tej produkcji – bawią się kolorami, niektóre sceny ukazują w czerni i bieli, inne w jaskrawych barwach, jeszcze inne mają monochromatyczne tła i czarno‑białe postacie. Do tego dochodzą różnorodne efekty, jak widok z noktowizora, zakłócenia sygnału telewizyjnego, rozmycie obrazu, gdy dana scena jest ukazywana z perspektywy pierwszej osoby, czy też zamrażanie poszczególnych klatek i dzielenie ich na warstwy – wygląda to zjawiskowo i stanowi przykład tego, jak wiele kreatywnych rozwiązań można zmieścić w półtoragodzinnym filmie. Przyczepić w zasadzie można się tylko do tego, że niektóre obiekty są wykonane w CGI. Trudno jednak traktować to jako wadę, gdyż animacje 3D są prawie niewidoczne, a ich wkomponowanie w dwuwymiarowe tła jest bardzo dobre i dodaje sceneriom głębi. Jest to rzadki przypadek, w którym zastosowanie tej techniki nie jest tylko drogą na skróty w animowaniu skomplikowanych scen, ale także środkiem artystycznego wyrazu. Wśród filmów anime nic ładniejszego, a przynajmniej bardziej zróżnicowanego graficznie, nie znajdziecie.
Również pod względem muzyki jest to dzieło wybitne. Soundtrack sam w sobie do słuchania nadaje się średnio i raczej nie zapadnie wam na długo w pamięć, ale jako dźwiękowa ilustracja wydarzeń spisuje się wyśmienicie, nie tylko budując napięcie podczas gonitw i bijatyk, ale także stwarzając gangsterski, młodzieżowy klimat, stanowiący o tożsamości tej produkcji. Twórcy osiągają wspomniany efekt przede wszystkim dzięki połączeniu muzyki elektronicznej z lekko hip‑hopowym brzmieniem oraz odpowiednim dopasowaniem rytmu do intensywności zmian na ekranie. Dzięki temu muzyka, choć nie nazbyt skomplikowana, sprawdza się doskonale jako podkład dla scen akcji.
Cały film sprawdza się natomiast świetnie jako rozrywka dla miłośników kina gangsterskiego. Być może poszczególnym elementom można zarzucić mniejsze lub większe wady, jednak w ogólnym rozrachunku nie ma to znaczenia, gdyż nie oglądamy pojedynczych części składowych, tylko odbieramy wszystko jako komplementarną całość. To właśnie jest słowo klucz dla oceny tej produkcji – wszystkie jej elementy łączą się ze sobą w tak genialny sposób, że człowiek szybko zapomina o drobnych niedoróbkach i czerpie czystą przyjemność z seansu. To tak jak z ciastem – poszczególne składniki nie wyglądają zbyt zachęcająco, ale gdy się je wszystkie wymiesza i upiecze, wychodzi coś dobrego. Tak właśnie jest w tym przypadku – rzadko zdarza się, abym jakiejś produkcji wystawił 10/10, ale uważam, że na taką ocenę zasługuje to anime, gdyż jest jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Studio 4°C |
Autor: | Guillaume "Run" Renard |
Reżyser: | Guillaume "Run" Renard, Shoujirou Nishimi |
Scenariusz: | Guillaume "Run" Renard |
Muzyka: | Guillaume Houzé, The Toxic Avenger |