Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 9/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,67

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 91
Średnia: 7,96
σ=1,39

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dr. Stone: Stone Wars

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2021
Czas trwania: 11×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ドクターストーン STONE WARS
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość (postapokaliptyczna)
zrzutka

Opowieść o rozwoju nauki i techniki potraktowana jako przygoda. Doskonały mariaż opowieści młodzieżowej z filmem edukacyjnym, zbudowany tak, że tworzy wciągające widowisko.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Stone Wars jest drugim, nieco skróconym sezonem adaptacji mangi Dr. Stone. Dla osób, które nie znają serii, wypadałoby napisać, o czym ona traktuje. Otóż: przenosimy się w daleką przyszłość, wieki po tym, jak Ziemia została dotknięta tajemniczą plagą: prawie wszyscy jej mieszkańcy zmienili się w kamienne posągi. Ocaleli tylko bardzo nieliczni. Na szczęście z tego więzienia udaje się uwolnić Senkuu, genialnemu nastolatkowi zafascynowanemu nauką i naukowo­‑technicznym sposobem widzenia świata. Wraz z grupką innych osób, którym udaje się uwolnić, oraz gromadą tubylców, próbuje odbudować cywilizację w znanym nam kształcie. Niestety, na drodze tych planów staje potężnie zbudowany atleta imieniem Tsukasa, marzący o stworzeniu idealnego, „zdrowego” społeczeństwa, w którym ludzie silni będą mogli żyć tak jak chcą, bez nakazów i zakazów opresyjnego systemu… Między dwoma frakcjami bardzo szybko wybucha konflikt, którego finał będziemy oglądać w tej serii.

Powiem uczciwie: zawiązanie fabuły Dr. Stone jest wybitnie głupie i potrafi zniechęcić do oglądania serii. Znam kilka osób, które w ten sposób postąpiły (jedną na przykład widuję przy goleniu) i popełniły duży błąd. Seria jest bowiem jednym z najlepszych anime przygodowych, jakie widziałem w całej swojej ponad dwudziestoletniej karierze otaku. Co więcej, o ile zwykle nie maratonuję anime, tak tym razem pochłonąłem oba sezony w ciągu 3­‑4 dni, zaniedbując przy tym inne obowiązki…

Dzieje się to w dużej mierze dzięki jej unikatowej formule. Obserwujemy bowiem grupę nastolatków oraz dorosłych, którzy lądują gdzieś w dziczy, w pustej krainie, stając przed rozmaitymi problemami (konflikt z inną grupą nastolatków, choroba koleżanki, przekonanie do siebie tubylców, znalezienie schronienia na zimę) i rozwiązują je dzięki umiejętnościom jednego z nich. Owszem, robinsonada nie jest nowym gatunkiem, ale powiedzmy sobie szczerze: nie przypominam sobie żadnej wydanej po 2000 roku, która byłaby jakoś szczególnie udana.

Po drugie, co jest fascynujące, stawiane przed postaciami problemy rozwiązywane są przy pomocy rzeczywistej wiedzy, a nie magicznej różdżki. Tak więc patrzymy, jak Senkuu i jego towarzysze faktycznie wytapiają szkło, produkują żelazo, czy też (w późniejszych odcinkach) wykonują coraz bardziej skomplikowane urządzenia: od żarówek, baterii i radioodbiorników zaczynając, na coli i wacie cukrowej kończąc… Co ciekawe, wszystkie te wynalazki robione są wedle receptur, które faktycznie działają (co wiadomo, bo ludzie w internecie całkiem sporo z nich wypróbowali i wyszły), albo przynajmniej mogłyby w teorii działać (duże kontrowersje budzą na przykład opony do zbudowanego w jednym z późniejszych odcinków pojazdu).

Patrzenie na to, co autor wymyślił, oraz czekanie, co jeszcze zdoła wymyślić, jest po prostu niezwykle interesujące. Jednocześnie seria jest pełna jakiejś takiej pozytywnej energii, wiary w człowieka, potęgę rozumu, możliwość zbudowania lepszego jutra, znalezienia odpowiedzi na każdą zagadkę wszechświata… W dzisiejszych, pozbawionych optymizmu czasach produkcje takie są w cenie. Unikatowe jest też to, że anime stawia głównie na eksplorację, poznawanie i badanie świata oraz wykorzystanie tego, co w tym świecie jest do znalezienia. Współcześnie, w czasach, gdy dominują serie oparte na walce, jest to zdecydowany powiew świeżości, sprawiający, że serię ogląda się z zapartym tchem. Jest to bowiem coś nowego i niespotykanego…

Skończmy jednak może o fabule i akcji, a przejdźmy do dalszych części recenzji. Jako że o postaciach nie warto opowiadać, bowiem zrobił to już Tassadar w swojej recenzji poprzedniego sezonu, skoncentrujmy się na technikaliach.

Otóż: moim niefachowym okiem oprawa wizualna Dr. Stone wygląda nie najgorzej. W szczególności podobały mi się bardzo wysmakowane, robiące wrażenie tła, przedstawiające naturę: drzewa, płaskowyże, ruiny miast, góry, wzgórza, morskie wybrzeże i tak dalej i tak dalej… Wiem, że w dzisiejszych czasach nie jest to nic wielkiego, zwłaszcza że na tła masowo przerabia się zdjęcia. Aczkolwiek ich dobór wydaje mi się dobry do tego stopnia, że (jako że jest to mój osobisty konik od jakiegoś czasu) niekiedy pauzowałem anime i przyglądałem się otoczeniu. Co więcej, graficy postarali się i udało im się wpasować postacie w otoczenie, tak więc nie wyglądają one jak przybysze z innego świata…

Trochę inaczej jest z postaciami. Prawdę mówiąc, nie jestem miłośnikiem przestylizowanych projektów, jakie pojawiają się w tym akurat anime. Wprawdzie jest to kwestia gustu, ale obawiam się, że wiele osób właśnie z tego powodu Dr. Stone odrzuci. Seria ma jednak inny, poważniejszy i mniej oparty na osobistych preferencjach problem: postaci kobiece. Widać wyraźnie, że ktoś takich nie potrafi rysować; w efekcie wszystkie bohaterki wyglądają bardzo podobnie: wielkie oczy i maleńkie usteczka, a prócz tego ten sam kształt głowy, te same, albo bardzo podobne proporcje ciała… Różnią się tak naprawdę tylko wzrostem, kolorem włosów, kształtem fryzury i innymi szczegółami. Widać trochę, że jest to jeden typ „manekina” na który „nałożono” różne ozdoby… Co ciekawe, postacie męskie nie mają tych problemów i tu już widać, że są to zupełnie inne osoby o zupełnie innej budowie ciała: szerocy w barach i masywni, dobrze zbudowani, wiotcy i szczupli, atletyczni, chłopięcy, dojrzali… Słowem, prezentujący zupełnie odmienne typy fizyczne.

To w zasadzie jest jednak jedyny mankament. Prócz tego animacja jest płynna, a seansu nie przerywają żadne problemy, które zakłócałyby odbiór i zatopienie się w akcji. Aczkolwiek coś czuję, że anime tego nie ogląda się po to, żeby chłonąć je oczami…

Ocenianie muzyki i gry głosowej zawsze przychodzi mi najtrudniej. Najczęściej zauważam ją tylko wtedy, kiedy coś jej poważnie dolega. A tymczasem… Ogólnie rzecz biorąc: ludzkość kręci filmy animowane może jakieś 150 lat, natomiast najstarsze instrumenty muzyczne znalezione przez archeologów pochodzą sprzed 40 000 lat. Nic więc dziwnego, że mając tyle czasu, nauczyliśmy się wykonywać dobre, a przynajmniej niezłe utwory muzyczne. Nie inaczej jest w przypadku Dr. Stone. O ile za każdym razem, gdy słyszałem czołówkę i niektóre utwory, wprowadzały mnie one w żywszy nastrój, o tyle nie zauważyłem czegoś szczególnie wartego uwagi czy zapamiętania. Wydaje się jednak, że ścieżkę dźwiękową wybrano dobrze.

Nie inaczej jest z głosami postaci. Wprawdzie nie zauważyłem, żeby te były podkładane przez jakieś szczególne gwiazdy (większość to ludzie, którzy grali role drugoplanowe lub też podkładali głosy pod postacie w grach komputerowych). Nie ma nikogo, kto swoją rolą w sposób negatywny lub pozytywny zapadłby mi w pamięć. Ogólnie rzecz biorąc, jest to dobrze wykonana i udźwiękowiona seria, którą jednak ogląda się z zupełnie innych powodów niż efektowne ujęcia albo ukochane głosy aktorów.

Ogólnie rzecz biorąc Dr. Stone wydaje się anime wykonanym skromnymi, ale sensownie wykorzystanymi środkami. Może nie tworzy to widowiska, ale podkreśla inne zalety serii, a tych jest dużo.

W recenzji poprzedniego sezonu Tassadar napisał Sądzę, że najważniejszą przyczyną sukcesu Dr. Stone jest odwoływanie się do romantycznego postrzegania nauki i bez wątpienia jest to prawda, choć nie jedyna. Seria bardzo dobrze trafia też w zeitgeist oraz trochę podskórną, niedostrzeganą w mainstreamie, ale obecną w świecie nerdów i młodzieży modę na podobne tematy, reprezentowaną przez gry craftingowe, jak Minecraft, Don’t Starve, Ark: Survival Evolved, Terraria, Subnautica, Long Dark i dziesiątki tysięcy innych, bowiem zarówno robinsonada, jak i budowanie różnych rzeczy z klocków są obecnie bardzo modne. Poniekąd przez programy o surwiwalu, w rodzaju Naked Instinct czy tego, co robił Bear Grylls. A poniekąd przez książki w rodzaju Jak wynaleźć wszystko czy (z cięższych pozycji) Sapiens: Od zwierząt do bogów albo Strzelby, zarazki, maszyny.

Poprzez odtworzenie faktycznych procesów produkcji poszczególnych materiałów seria uprawdopodabnia obserwowane przez nas wydarzenia. Oto bowiem mamy coś więcej niż „zgromadź trzy patyki, końską kupę i magiczną różdżkę, a potem wrzuć to wszystko do kotła, a dostaniesz karabin maszynowy”. Jednocześnie zaspokaja to ciekawość: nie dość, że poznajemy otaczający nas świat (gdzie powiedzmy sobie szczerze: te niesamowite umiejętności do niczego nam się nigdy nie przydadzą), to jeszcze dowiadujemy się, jak faktycznie wdrożyć w życie umiejętności używane przez bohaterów wyżej wymienionych produkcji.

Co stanowi nie tylko powiew świeżości, ale też bardzo poważną zaletę anime.

Właśnie za to, że anime to poczucie ciekawości nie tylko zaspokaja, ale wręcz podsyca (bowiem człowiek ogląda to, czekając na następne odcinki i na to, na jakie jeszcze niesamowite pomysły wpadnie Senkuu i jak je zrealizuje), wystawiam ocenę 9/10.

Zegarmistrz, 9 grudnia 2021

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Autor: Boichi, Riichirou Inagaki
Projekt: Yuuko Iwasa
Reżyser: Shin'ya Iino
Scenariusz: Yuuichirou Kido
Muzyka: Hiroaki Tsutsumi, Tatsuya Katou, Yuki Kanesaka