Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 2/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,00

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 6
Średnia: 4,17
σ=0,69

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Azag, wa-totem)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Glass no Kantai

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 24×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Glass Fleet: The Legend of the Wind of the Universe
  • ガラスの艦隊~La legende du vent de l'univers~
zrzutka

Dzielni buntownicy, XIX­‑wieczna arystokracja i bezkres galaktyki. Coś jakby połączenie Last Exile z Banner of the Stars – w tym przypadku w miernym wydaniu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Vetti Sforza na czele ogromnej floty w jednej walnej bitwie pokonuje swoich przeciwników. W ten sposób zaprowadza nowy porządek w galaktyce i ogłasza się jej imperatorem. Nie wszystkim jednak podobają się nowe rządy. Armia rebeliantów pod wodzą młodego arystokraty, Michela Vaurbana, staje do walki za sprawę uciśnionych i gnębionych.

Próbując przeprowadzić sabotażowy atak, rebelianci wpadają w zasadzkę floty imperium i muszą ratować się ucieczką. Wojska imperium otrzymują rozkaz doprowadzenia zbuntowanego arystokraty przed oblicze cesarza. Michel, chcąc dać swoim żołnierzom czas na bezpieczny odwrót, decyduje się na desperacki plan odciągnięcia nieprzyjaciela. Przewaga wroga jest zbyt wielka, ale kiedy wszystko wydaje się już stracone, na bezkresnym niebie pojawia się nieoczekiwane wybawienie…

Zapowiadała się piękna, choć nie nowatorska, przedstawiona z rozmachem historia. Niestety już po pierwszym odcinku byłem pewny, że nie będzie to „łatwy” seans. Fabuła okazała się ciekawa tylko w ogólnym zarysie, mogłaby być co najmniej dobra, gdyby nie stos włączonej w nią tandety.

Już na początku rzuca się w oczy i skutecznie może od serii odstraszyć całkowita niewiarygodność techniczna i technologiczna. Otóż jednym ze środków przemierzania galaktyki są wielkie statki­‑asteroidy. Ludzie pobudowali na nich miasta pod gwiazdami i tak wożą się w przestrzeni kosmicznej. Szkoda tylko, że na asteroidach nie ma atmosfery – możemy więc sobie wybrać: albo ludzie oddychają próżnią, albo całą galaktykę wypełnia mieszanina tlenu i azotu. Kiedy już przyjąłem to do wiadomości, podczas jednej z bitew dziura w burcie statku wyssała jego załogę w kosmos – oszczędzając przy tym głównych bohaterów. Są też i standardowe planety z ciekawymi warunkami klimatycznymi – otóż z gorącej pustyni na zasypane śniegiem podgórza można dojechać „samochodem” – bez tankowania – pewnie dlatego, że nie jeździ się po drodze. Komunikacja „bezprzewodowa” odbywa się za pomocą telegrafów­‑dziurkaczy, chociaż sprytniejsi oglądają ich treść na komputerku z monitorem. Do tego dochodzą ręczne, napędzane korbką wyrzutnie bełtów z niewyczerpaną ilością amunicji. Jest też wzmianka o jakimś źródle energii – ale co z tego? Głupota, kpina, żałość i idiotyzm!

Jeżeli to nas nie zniechęci, możemy przejść do dalszej części, w której fabuła się rozkręca, ale i tak pozostaje co najwyżej na poziomie średnim. Wydarzenia następują po sobie sztucznie, brak im racjonalności – niby czemu flota imperium zawsze odnajduje aktualne miejsce pobytu buntowników? O dziwo, seria staje się ciekawsza, kiedy zaczynają się przygoda i akcja. Wtedy jest naprawdę wciągająca (choć są i mniej udane momenty), pozwalając zapomnieć o innych mankamentach. Ale co z tego, skoro zaraz po zakończeniu danej akcji zaczyna się to, co wcześniej, czyli kiszka. Elementy komediowe niby są śmieszne – tylko że te same gagi powtarzają się przez wszystkie odcinki. Bitwy nie są widowiskowe, pojedynki na miecze mało interesujące, a ostrzał setkami bełtów z pseudokusz celnością przypomina strzelanie ślepakami. Tło obyczajowe i społeczne zostało zredukowane do minimum. Jeżeli chodzi o ucisk biednych przez bogatych, musimy uwierzyć bohaterom na słowo. Znajdziemy tu za to elementy dramatu, shounen­‑ai, chrześcijaństwa, mistyki, a nawet jakiś „magiczny” aspekt. Wszystko na raz i w sumie nic konkretnego. Przez długi czas myślałem, że to opowieść dla młodszych widzów (w takim przypadku pewnie bym podniósł ocenę) – mogły o tym świadczyć naiwność fabuły i bezkrwawość starć. Niestety w końcu pojawiła się przemoc, polała się krew i bajka się skończyła. Ta niekonsekwencja to kolejny słaby element anime. Początek bardzo przypomina swą budową (nie jakością) Last Exile, a doszukałem się w Glass Fleet jeszcze innych „nawiązań”. Kto wie, ile takich „podobieństw” do innych serii znajdą widzowie z większym stażem.

Także postaci nie są nowatorskie i przypuszczam, że mało kto oceni pozytywnie zaprezentowane tutaj standardowe charaktery. Mnie szczególnie drażnili bishouneni, pokojówka­‑wojownik, strasznie spłyceni „piraci” i debilne postacie trzecioplanowe, np. straszliwie spasiony arystokrata, otoczony gronem młodych dziewcząt. Autorzy próbują wyjaśniać działania bohaterów zdarzeniami z ich przeszłości, ale są to zaledwie skrawki. Motywacji, które nimi kierują, często należy domyśleć się samemu, a zdarzają się i jawne niekonsekwencje w podejmowanych działaniach. Bardzo dobrym przykładem tego wszystkiego jest pewna dziewczyna, która z trzeźwo myślącej panny zamienia się w zaślepioną „miłością” psychopatkę. No i jeszcze jedno: Michel od samego początku wygląda jak kobieta i ma kobiecy głos – autorzy kazali innym bohaterom wpaść na to dopiero w połowie serii, a przy okazji ja musiałem się nieźle nagłowić, zanim doszedłem, o co im chodzi.

Najsłabszym elementem serii jest jednak grafika. Zauważyłem tylko jeden ciekawy motyw – zrobione komputerowo szkła. Wśród nich jest szklany statek, którego transformacja do postaci bojowej wygląda naprawdę ciekawie – tylko że te same kadry serwowane nam są co drugi odcinek. Wszystko inne, delikatnie mówiąc, wygląda bardzo słabo. Mamy tu nieciekawy dobór kolorów (wiele razy widziałem już ładniejszy kosmos), „tekturowe” budynki (chyba ja bym lepiej narysował), nieciekawe projekty postaci, irytujące puste przestrzenie, beznadziejne stroje i głupie kostiumy, tandetne i uproszczone animacje. Beznadziejnie pokazano też życie dworskie – za przykład może posłużyć bal.

Muzyka niczym szczególnym się nie wyróżnia. Niektóre melodie wprowadzają jako taką atmosferę, inne nie. Ciekawsze kompozycje pojawiają się tylko podczas scen akcji i bitew. Niektóre kawałki natomiast przypominały mi tanią imitację ścieżki dźwiękowej Gwiezdnych Wojen. Pierwszy ending niby fajnie brzmi, ale zawiera ciapowaty wokal.

Do wydania DVD dołączono dwa odcinki specjalne, stanowiące część oryginalnej serii: Houyou no Gotoku jako odcinek 16,5 i Doukei no Gotoku jako odcinek 20,5. Pierwszy z nich opowiada o rodzicach Cleo oraz o wydarzeniach, które bezpośrednio wpłynęły na aktualną sytuację w przedstawionym świecie. Drugi natomiast, również jako retrospekcja, pokazuje moment spotkania Cleo z Aimel. Oba ogląda się całkiem przyjemnie – pomijając występujące i tu mankamenty serii.

Przedstawiona tu historia na pewno w jakimś stopniu jest ciekawa, a miejscami potrafi zainteresować i wciągnąć. Niestety sposób jej przedstawienia odbieram bardzo negatywnie – fakt, że seria mi się nie dłużyła, ale może kierowało mną tylko pragnienie szybkiego jej skończenia, by móc obejrzeć coś lepszego. Nikomu oglądania Glass no Kantai nie polecam, skoro jest mnóstwo lepszych serii z tego gatunku.

Azag, 17 listopada 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GONZO, Satelight
Projekt: Kazutaka Miyatake, Okama, Shouji Kawamori, Yuuko Watabe
Reżyser: Minoru Oohara
Scenariusz: Shouji Yonemura
Muzyka: Kousuke Yamashita