Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Antychrystka

  • Antychrystka 24.03.2015 12:58:06 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    Antychrystka 24.03.2015 12:55
    Majstersztyk!
    Komentarz do recenzji "Księżniczka Kaguya"
    Jestem zachwycona zakończeniem! Jeszcze przez dobre pół minuty wpatrywałam się w napisy zanim poukładałam myśli w głowie. To co w legendach najpiękniejsze to ich uniwersalne przekazy.
    Mimo bycia tak bardzo baśniową – nadal była prosta w przełożeniu na realia.  kliknij: ukryte  tylko spotęgowało u mnie poczucie przyziemności tej legendy – życie to nie jest bajka. Nie bez przyczyny eksploatowano też  kliknij: ukryte  Jakkolwiek na to nie patrzeć – ludzie nie żyją ani marzeniami ani płonnymi nadziejami.
    Kurczę, naprawdę – dla mnie ten film był przedni w swojej zabawie emocjami. Uderzyło mnie to szczególnie przy zestawieniu miłej muzyki z  kliknij: ukryte  Przecież tak naprawdę – cały film wyglądał dokładnie jak sama końcówka. Oglądałam, uśmiechałam się, czerpałam przyjemność z seansu – a przecież cały czas obserwowałam życie nieszczęśliwej księżniczki.
    Majstersztyk!
  • Avatar
    Antychrystka 5.03.2015 12:46
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona"
    Zasadniczo… wiewiór jest tylko wiewiórem :D Do tego marna z niego maskotka (bo i trosk tu mało żeby miał co ocieplać). Czasu antenowego też ma tyle co kot napłakał. Ot, zwykły wiewiór. Tutaj coś sobie chrupie, tam spada z czyjegoś ramienia, a czasem opróżnia pojemnik z miodem nie zważając na powagę sytuacji – po prostu wiewiór. Nie lata, nie strzela laserami, nie mówi – no… zdarza mu się wykonywać polecenia niczym istota rozumna :D. Przede wszystkim jest jednak pomarańczowym włochatym zwierzątkiem, które je, śpi i większość odcinka (czyli pojawiając się jakieś 2­‑3 razy) spędza po prostu będąc w tle :D
  • Avatar
    Antychrystka 4.03.2015 21:26
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona"
    Jeżeli chodzi o odbiór anime, co zresztą wiadomo nie od dziś, to bywa różnie. Osobiście mam nieco cieplejsze podejście do serii (mimo wszystko dawno nie oglądałam czegoś, nie ukrywajmy, dla dziewcząt – a mimo to będącego relatywnie sensownego i pozbawionego wzdychania do głównej bohaterki). Tak czy inaczej, jak wspominałam, odczucia mogą być różne, a zatem odkładam to na bok. Niemniej… nazwanie wiewióra strasznym? No normalnie nie wybaczę! :D Toż on jest kochany! (Ona* on? ono??, ah ten gender) [link]
  • Avatar
    Antychrystka 2.02.2015 19:34
    Re: Męczy trochę
    Komentarz do recenzji "Death Parade"
    Kwestia nudzenia jest tu bardzo względna. Ja osobiście żałuję, że oglądam w trakcie wychodzenia bo najchętniej zassałabym wszystkie odcinki na raz. Powtarzający się motyw gry również mi nie przeszkadza i przeszkadzać najprawdopodobniej nie będzie o ile nadal będą tak świetnie kreować bohaterów. Nie ważne, że motywy się powtarzają – ważne, że w ciągu 20 minut motyw ten w stanie jest mnie naprawdę poruszyć i, co ważniejsze, nie robi tego w sposób tandetny. Do tego grafika i przede wszystkim barwy naprawdę są miłe dla oka. Czego chcieć więcej? Wolę oglądać ciągle poruszające historie podczas gry dwójki ludzi niż kolejne cycki. Bowiem i tak jakiegokolwiek ecchi nie odpalę – wiem co mnie tam zastanie :D Nie muszą one mieć powtarzającej się konstrukcji żeby były nużące :D
  • Avatar
    Antychrystka 12.11.2014 22:41
    Re: Rysunki autora
    Komentarz do recenzji "Log Horizon 2"
    Zmiana postaci, jak wszystko na tym świecie, ma swoje plusy i minusy. Jedni na tym zyskali, inni stracili. Do tych pierwszych mogę zaliczyć (subiektywnie oczywiście) na przykład Akatsuki – nie poddali jej wielkiej zmianie, ale mimo tego odbieram ją jakoś bardziej dziewczęco. Zaś do grupy drugiej niech będzie wspominana już Kanami (wyjątkowo mi zresztą obojętna gdyż w pierwszej serii została raptem wspomniana. Gdyby nie „głos sprzeciwu” nie zwróciłabym nawet uwagi. No i do tego… kim byłabym krytykując Kanami skoro sama w każdym mmo maksymalizuję sobie biust :D). Co do samej kreski również nie potrafię się przyczepić (nie mówiąc już o tym, że i w pierwszej serii nie zapierała ona tchu w piersi). Bunt względem zmiany rozumiem, bo tak już jesteśmy skonstruowani że szybko się do czegoś przyzwyczajamy i nie lubimy być zaskakiwani. Mimo tego, nie widzę tu „brzydoty” – raczej pewien „pomysł”. Uważam, że pomysłodawcami kierowała chęć lepszego oddania „grafiki gry”. Mimo, że obecnie traktujemy to w kategorii alternatywnego świata – samo uniwersum to ciągle pastelowo, kanciasto, nieidealny świat niegdyś pojmowanej gry. Bohaterowie tworzyli awatary z uszkami, przedziwnymi fryzurami czy gwiazdkami zamiast tęczówek – które do nazbyt naturalnych czy realnych nie należą tym bardziej. Zresztą, na poparcie swojej hipotezy (bo przecież to i tak tylko takie gdybanie) mogę podać ostatni odcinek. Dość znacząco było widać wizualną różnicę Akatsuki ze świata realnego i jej odsłonę z Elder tale (nie mówiąc już o tym, że jak widać – potrafią narysować coś dobrze). Dlatego, jak pisałam, sama nie potrafię czepiać się grafiki. Fakt, jest inna – na swój sposób można rzecz, że niedopracowana… mimo tego przyzwyczaiłam się bardzo szybko i jak zresztą widać – w miarę czasu dorobiłam się nawet przekonującej mnie teorii :D
  • Avatar
    Antychrystka 6.11.2014 00:15
    Re: Było, było, i się skończyło
    Komentarz do recenzji "Bleach"
    Villandra napisał(a):
    Ależ oczywiście, że nie trzeba. Wypadałoby jednak znać nieco więcej niż 1 tytuł, aby wystawiać pomniki chwały lub szufladkować inne. Jednak nie sądzę, abyśmy doszły w tej sprawie do consensusu.


    Co jak co, ale do consensusu rzeczywiście trudno będzie nam dojść. Zresztą, nie ma co ukrywać, że i ja nie starałam się nikogo do mojej „racji” przekonać. Jedyne co próbuję przeforsować to myśl, iż świat wcale nie jest taki czarno­‑biały. Oczywiście, że dla pisania recenzji czy wręcz eseju dotyczącego chociażby Bleacha, trzeba mieć wiedzę. Bez dwóch zdań. Jednak wciąż upierać będę się przy tym, iż gloryfikując serię, opieramy się na nieco większej ilości składowych niż na „frajdzie”. Stąd tagi w zupełności dają podstawę do prywatnych osądów.

    Jeśli ktoś rzeczywiście pragnie zawęzić swoje horyzonty do minimum i z góry zakłada, że nie znajdzie się dla niego nic więcej ponad to, co już otrzymał – niech nadal tkwi w swojej skorupie – to jego/jej wybór.


    Akurat taka sugestia to tu chyba nigdzie nie padła. Co więcej, sama uważam ją za niebywale bezzasadną – bądź co bądź zarówno dobre jak i złe serie budują nasze preferencje.

    Zdajesz sobie sprawę, że Ichigo przez cały okres trwania serii miał 15 lat? A to oznacza, że zarówno z punktu widzenia prawa polskiego jak i japońskiego był on…dzieckiem? Gon natomiast (główny bohater Hunter x Hunter) miał lat 12, czyli zaledwie (choć Ty pewnie napiszesz że AŻ) 3 lata mniej. Tak na dobrą sprawę obaj byli więc nastolatkami, a uwierz mi (choć pewnie tego nie zrobisz), że ten drugi nie raz zachował się zdecydowanie dojrzalej od Truskawki.


    Ależ Ty mnie znasz… Ale wracając do meritum – nie będę ukrywać iż cyferki za wiele dla mnie nie znaczą. Przypominam tylko skromnie, ze… mamy do czynienia z animacją(!) i tu, nie ukrywajmy, wiek z wizualizacją rozmija się w co drugiej serii. Dlatego tak jak nigdy nie traktowałam Ichigo jako 15­‑latka, jak ciężko mi uwierzyć w 12 lat bohatera z hxh (toż on wygląda na najwyżej 10) tak zawsze będę się upierać, że boku no pico zakrawa o pedofilię i nikt nie wmówi mi, że Pico ma 15 lat.

    W zasadzie na tym można by poprzestać komentowanie, skoro sama przyznajesz, że takie uprzedzenia są infantylne. Dla mnie są wręcz dziecinne i nawet zabawne (bo niegroźne – mam nadzieję), ale to akurat mało istotne.


    Troszkę to moje zdanie wyjęłaś z kontekstu, więc pozwolę sobie na sprostowanie. To nie uprzedzenia są infantylne, a absurdalne uprzedzenia. No chyba, że uważasz, iż uprzedzenie do komedii podczas gdy w życiu nie lubi się nawet dowcipów jest infantylne… no cóż. Wkroczyłabyś trochę w kwestię gustu drugiego człowieka, a to już nazwać infantylnym jest odrobinę… ograniczone we własnych horyzontach.

    Ok, ale pisanie, że inny tytuł na pewno Ci się nie spodoba, bo główny bohater ma białe a nie pomarańczowe włosy albo jest kilka lat młodszy i to już go dyskwalifikuje jest naprawdę ... infantylne (posłużę się Twoim sformułowaniem, bo nieco mniej ugrzecznione przychodzi mi do głowy). I nie zwalaj tego proszę na ludzką naturę… Ponieważ jak najbardziej lubić mamy prawo wszystko (podobnie jak nie lubić), jednak co nieco o ludzkiej naturze wiem i zapewniam Cię, że ciekawość jest jej nieodłącznym elementem i właśnie owa ciekawość pchnąć Cie powinna do dalszych poszukiwań. A nóż znalazłabyś coś jeszcze bardziej wpasowującego się w Twój gust… :)


    Kwestie dotyczące kolorów włosów były akurat tymi abstrakcyjnymi przykładami. Niemniej, choć sama daleka jestem od takich właśnie uprzedzeń, nie sądzę aby ktokolwiek miał prawo uznać je za mniej wartościowe. I jak najbardziej zrzucę to na kark ludzkiej natury, bo ludzie mają prawo lubić i nie lubić wedle uznania. Ciekawość akurat nic do tego nie ma. Osobiście mi jej jednak nie brakuje i chociaż obejrzałam ledwie 250 serii, nie sądzę abym w jakiś szczególny sposób stroniła od któregokolwiek gatunku.

    Względem jeszcze tego bohatera z HxH (bo coś wyczuwam, że chyba rzeczywiście przepadasz za serią). Akurat ów anime i tak czeka u mnie w kolejce na obejrzenie. Jak pisałam, nie zamykam się w skorupie (która notabene znów przypomniała mi o ekspresjonizmie niemieckim, brrr), ale wątpię żeby moje nastawienie się zmieniło. Jestem dość sentymentalną osobą i młody bohater anime za każdym razem powoduje u mnie pewną barierę, która nijak nie pozwala mi wczuć się w jego „skórę”. Ponadto każde jego potknięcie jest traktowane przeze mnie z podwójną surowością. Niesprawiedliwie, ale nie do uniknięcia. Jego dojrzałość, którą tak zresztą podkreślasz, również działa u mnie na niekorzyść. Na litość borzą, ma 12 lat, to nie czas na bycie dojrzałym. Nie wymagam od anime realizmu, ale… no chociaż niech bohaterowie będą wiarygodni.

    Pozdrawiam ciepło.
  • Avatar
    Antychrystka 5.11.2014 21:12
    Re: Było, było, i się skończyło
    Komentarz do recenzji "Bleach"
    Villandra napisał(a):
    Natomiast zdecydowanym nadużyciem jest pisanie, że dany tytuł jest dla kogoś najlepszy spośród wszystkich i jednoczesne przyznanie się, że żadnego innego tytułu nie oglądał. To trochę tak, jakbyś napisała, że najlepszą potrawą na świecie jest np. rosół z kury, a nie jadłaś nigdy żadnej innej zupy (albo w ogóle żadnej innej potrawy). I niby na jakiej podstawie stwierdzasz, że to właśnie rosół jest najsmaczniejszy?


    I to właśnie to z czym tak bardzo się nie zgadzam, a co uzasadniłam w poście powyżej. Nie trzeba oglądać wszystkich tasiemców, aby śmiało uznać wyższość jednego nad resztą. Dlaczego? Otóż dlatego, że anime ma te przewagę jakimi są przypisane do nich tagi. Tagi, które to w stanie byłyby skreślić pewne serie w przedbiegach. (Tu wracając do HxH – miło, że cenisz rozum głównego bohatera, ale to znów subiektywny punkt widzenia. Dopóki ja nie lubię młodych bohaterów, mógłby być najdojrzalszym bohaterem w dziejach – i tak się w niego nie wczuję). Dlatego właśnie pisałam o kwestii preferencji. Zresztą… parafrazując to nawet na zupę (chociaż będzie to mniej udane porównanie) to nie jedząc innych zup, również mogłabym gloryfikować rosół. Dlaczego? No chociażby dlatego, że inne zupy nie są żółte, ergo – są dla mnie gorsze (Oczywiście pewnie jest ich więcej, ale chodziło o przykład). Jasne, że brzmi to akurat nadzwyczaj abstrakcyjne i… nie ukrywając infantylnie. Mimo wszystko, taka nasza ludzka natura, że lubić mamy prawo wszystko. Bądź nie lubić, jak w tym przypadku. Stąd nadal upierać się będę, że osobiście sercem jestem przy Bleach'u i żaden tasiemiec w życiu tego nie przebije. Trafił idealnie w mój gust, a reszta serii na starcie zbiera u mnie minusy. Za przesadny humor, za mało przyłożenia do walk, za młodych bohaterów, za brzydkich bohaterów, za gorszą muzykę lub… biały kolor włosów – to wszystko nie ważne, chodzi mi o samą ideę. Stąd też zresztą nie chodziło mi o obronę Yuki sensu stricte, a przeforsowanie pewnej myśli, która wynikła z dyskusji.
  • Avatar
    Antychrystka 5.11.2014 18:45
    Re: Było, było, i się skończyło
    Komentarz do recenzji "Bleach"
    A gdzie jakiś duch walki? Trzeba się bronić bo to męskie stadko gotów było Cie zlinczować! :D

    W ten czy inny sposób, sama chciałam jednak rzec coś na obronę „winowajcy” zamieszania. Jakkolwiek jej słowa nie miałyby wydźwięku ignoranckiego – uważam, że w tym szaleństwie jest metoda. Odkładając na bok nasze sympatie i serie które sami gloryfikujemy – naprawdę sądzicie, że konieczne jest zapoznanie się z seriami do rzetelnej opinii? Oczywiście że brak jakiegokolwiek zaznajomienia się z innymi dziełami czyni opinię mało sensowną, ale nie zapominajmy, że jest także coś takiego jak preferencje. Osobiście całym sercem obstawać będę przy Bleach'u. Zawsze jeżyłam się na myśl o tasiemcach i bardzo cieszę się, że ów tytuł był właśnie tym pierwszym. Przekonał mnie do dłuższych serii, ale jednocześnie żadna go już nie przebije. Nie z sentymentu, a przez wzgląd na preferencje właśnie. To nie była kolejna bajeczka dla smarkaczy a (przy całej swojej abstrakcyjności) naprawdę seria dla starszej młodzieży. Nigdy żaden one piece (który drażnił mnie już przy 1 odcinku), Gintama czy HxH nie uzyska u mnie lepszego zdania. Przy czym… (sama szykuje się na zlinczowanie)... dwóch ostatnich nawet nie widziałam. Z całą pewnością mogę jednak wszystkich zapewnić, że i tak mnie do siebie w pełni nie przekonają. Nie lubię ani komedii, ani dziecięcych bohaterów. I dlatego właśnie chciałam dodać coś na obronę Yuki.
    Pozwolę sobie powtórzyć w podsumowaniu… Jakkolwiek złego wydźwięku nie miały dla was jej słowa – przekonanie o wyższości serii bez znajomości innych, wcale nie musi być od razu nierzetelne.
  • Avatar
    Antychrystka 4.11.2014 16:08
    Re: Tak tylko z jedną kwestią...
    Komentarz do recenzji "Blade & Soul"
    Podpisuję się pod tym obiema rękami. Jakkolwiek nie śmieszyło mnie „r” wymawiane przez wokalistę – piosenkę wprost pokochałam! Pod koniec serii nawet sama zaczęłam ją śpiewać :D
  • Avatar
    Antychrystka 14.10.2014 21:46
    Komentarz do recenzji "Haikyuu!!"
    zmrol napisał(a):
    Ponieważ chodzę na mecze, przyjaźnię się z innymi kibicami i udzielam się na różnych forach kibicowskich, to czuję się uprawniony do reprezentowania tutaj punktu widzenia przeciętnego kibica (pisząc przeciętnego kibica mam na myśli takiego, który kibicuje jakiejś drużynie przez cały rok, a nie jedynie od święta). I jako przeciętny kibic próbowałem wam wyjaśnić dlaczego przykładowo kibice nie interesują się za bardzo sportówkami[...]


    I tu pojawia się kwestia, która nurtuje mnie najbardziej. Jednocześnie kwestia którą próbowałam już uwzględnić – ale jak zwykle piszę zbytnimi skrótami myślowymi :( Ale do rzeczy – próbujesz nam przekazać, że zainteresowani tematem nie sięgną po sportowe anime, bo (parafrazując) to dla nich wersja demo prawdziwym meczowych emocji (wyprowadź z błędu jeśli źle zrozumiałam Twój punkt widzenia). Dla mnie jednak, laika, jest to o tyle pozbawione sensu, iż sposób w jakiej doświadczamy sportu w anime – jest z goła odmienny. Pisałam o tym zresztą wyżej. Inne emocje towarzyszą w momencie grzania krzesła na trybunach (przy uwzględnieniu nawet kwestii patriotycznych, którym to nijak nie umniejszam!), a inne kiedy to niejako masz możliwość wczucia się w rolę samego gracza. Utożsamienia się z nim, współodczuwania wygranych i porażek, a czasem i towarzyszących rozterek (przy czym tutaj mamy już nawet kwestie swoistej intymności, której to zaś realnie kompletnie się nie uświadczy – chyba, że ktoś nałogowo przegląda pudelka :D). Stąd dziwi mnie teza stronienia kibiców od sportówek. Co więcej – to jakby powiedzieć, że skoro moim hobby jest śpiewanie, powinnam unikać muzycznych anime. Nic bardziej mylnego. O ile mój gust daleki jest od śpiewających moe­‑idolek, o tyle głupie akb0048 powodowało u mnie masę łez! Nie było nic prostszego niż wczucie się w bohaterki, kiedy samemu miało się okazje stać na scenie lub przeciwnie, nie móc się na nią „dostać”. A jednocześnie – miało to swoistą świeżość, bo nie ukrywajmy – szans na śpiewnie w innej „galaktyce” to ja nie mam :D I tak też patrze na kwestie postrzegania sportówek przez kibiców. Pewnie się mylę, ale przez moment zastanawiałam się czy to nawet nie kwestia zacietrzewienia. Czasem postrzega się pewne rzeczy tak jak chce je postrzegać, a nie koniecznie jak postrzegane być powinny (co zresztą nie wyklucza, iż to ja mogę się mylić). Tak czy siak znów brnę do tego, iż oglądanie sportówek w stylu Haikyuu to jak gdyby oglądać zwykłe okruszki życia przy uwzględnieniu sportu, który się lubi. Niczym… niczym wisienka na torcie sympatycznego anime. Taki gratis. Dostajemy ciepłą serię i w bonusie aspekt, który bliski jest naszemu sercu :) Ergo – nie widzę dlaczego miałoby być wykluczane przez pasjonatów.
  • Avatar
    Antychrystka 14.10.2014 17:26
    Komentarz do recenzji "Haikyuu!!"
    Ale kurcze… ta sportówka to nie tylko przerzucanie piłki przez siatkę. W moim mniemaniu to wręcz takie „z kamerą wśród zwierząt” (przy czym jeden z bohaterów niemal zachowuje się jak zwierzątko). I w sumie to także największa różnica jeśli porównujemy anime do rzeczywistości. Sport jest tu ważny, oczywiście – bądź co bądź stanowi fabułę anime – ale to co góruje nad realnymi meczami to wyjście poza „nieosiągalne”. Tu nie tylko ogląda się mecz, ale również ma się możliwość współodczuwania emocji. Co piękniejsze – nie tylko z głównymi bohaterami, ale także i ich przeciwnikami. Sam powiedz – oglądając mecz na żywo, nie chciałbyś wiedzieć co się tli w tych sportowych główkach? No bo jeżeli nie to co to za kibicowanie? Zwykłe „igrzyska”, a nie faktyczne wczucie w klimat „ogrania mistrzów świata”. A to akurat, w anime jest jak najbardziej możliwe. Fakt że emocje te są „wyreżyserowane” też jakoś do mnie nie przemawia bo filmy/muzyka czy anime właśnie, jest od wywoływania w nas emocji. Sposób w jaki się to robi, czy sztuczny czy też poparty poprzednimi badaniami, nie ma większego znaczenia. Liczy się efekt (stąd zresztą miliony wyreżyserowanych dramatów, które i tak pozwalają nam na nie rzadkie „katharsis”).

    Ale tak czy siak dochodzimy do momentu, w którym wszystko jest bardzo subiektywne. Jedni będą murem obstawać za wyższością realnych meczy, a inni zaś za czynnym udziałem w grze – bo i co to za frajda oglądać pokonanych mistrzów świata jak więcej emocji wyzwala pokonanie ich samemu :)
  • Avatar
    Antychrystka 14.10.2014 15:16
    Komentarz do recenzji "Haikyuu!!"
    I tutaj czas na przytyk w stronę nie tyle panów, co wszystkich zainteresowanych anime :D Nie ocenia się książki po okładce.

    Osobiście jako ... antyfan? sportu, zazwyczaj jeżę się na sam fakt wyjścia sportówki w ramówce. Kim bym jednak była jakbym nie walczyła z „lękami” :D? I tak, jako że jestem jeszcze większym przeciwnikiem ograniczenia – wyszłam z założenia, że warto poszerzyć listę doświadczonych gatunków. Padło na Haikyuu.

    Może pominę teraz opiewanie zalet i zachwyt nad tym jak to nie dostrzegam w nich wad, a skupię się na sednie. Ponadto zaznaczam z góry, iż moje zdanie jest na pewno mało obiektywne gdyż… cóż – no nie mam porównania. To jednak skłoniło mnie do szybkiej refleksji i jeżeli miałabym tą serię do czego porównać – był by to Silver Spoon. Ciepłe anime, które wraz z rozwojem fabuły dostarcza nam paru informacji ze świata siatkówki (patrz tam: rolnictwo)

    Tak jak piłka siatkowa przez bite dwadzieścia lat stanowiła dla mnie tylko przyziemne latanie okrągłego obiektu z prawa na lewo – tak przy haikyuu, oczy nie przestawały mi się szklić. Co więcej – nie było to z powodu dram! Seria ta naprawdę jest tak niewyobrażalnie urocza, że łezki aż same lecą ze szczęścia!

    Poleciłabym tę serię w ciemno. W życiu, ale to w życiu nie bawiłam się lepiej na żadnej komedii tak jak na tej, o ironio, sportówce.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 9.10.2014 13:18
    Komentarz do recenzji "Cross Ange: Tenshi to Ryuu no Rondo"
    Żeby to chociaż w rzeczywistości był hentai… Wtedy na starcie miałby u mnie +10 do oceny! :d Toż na świecie już od dawna odchodzi się od fabularnych soft­‑porno! Nisza na rynku! A co za różnica czy byłby to ogrodnik jak w filmach z lat osiemdziesiątych czy też ... (tu wstawić coś abstrakcyjnego).

    A już tak przyziemniej… biorąc pod uwagę jak wiele serii dropię po pierwszych 5 minutach – ta akurat zatrzymała mnie przy ekranie do końca odcinka. Jasne, że mam wrażenie iż stworzono ją dla prawiczkowatych smarkaczy, ale sam pierwszy odcinek nie był aż taki zły. Akurat to co demotywuje mnie bardziej to nie schematyczność czy seksualność, ale mechy i smoki właśnie. Gdyby seria skupiła się na samej politycznej rozgrywce byłabym bardziej entuzjastyczna. Już nawet to epatowanie erotyzmem nie przeszkadzałoby mi gdyby nie wcześniej wspomniany aspekt. Lubie fantasy, ale… wszystko ma jakieś granice.

    Tak czy siak, to wciąż opinia po 1 odcinku i choć naprawdę mi się podobał – nie wróżę temu dobrego rozwinięcia. Pooglądam pewnie do pojawienia się pierwszego mecha i „podziękuję”.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 28.09.2014 17:43
    Komentarz do recenzji "Zankyou no Terror"
    Choć czuję się zawiedziona (oczekiwania były wyższe), czuję się usatysfakcjonowana. Choćbym nie wiem jak próbowała, nie potrafię spojrzeć na to anime aż tak krytycznie jak się tutaj czyta.
    Rzeczywiście zgodzić muszę się co do ogólnej postaci Piątki. Cała seria wyszłaby dużo lepiej gdyby odpuścić sobie tę charyzmatyczną­‑inaczej bohaterkę. Co do Lisy mam jednak nieco inne zdanie. Choć nie działała stricte na korzyść serii (bo z charakteru to taka sierota niczym z reverse haremowej sieczki), była całkiem naturalna w swych działaniach. Ponadto daleka byłabym od umniejszania jej roli jedynie do „odsunięcia dwunastki od dziewiątki” – chyba, że musimy być aż tak przyziemni. Bądź co bądź dla mnie to idealnie lustrowało, iż ludzie się od siebie różnią i podczas gdy jedno uparcie dąży do zemsty, inny pragą zasmakować „normalności”.
    Scena  kliknij: ukryte  w zasadzie nawet mnie wzruszyła. Wszystko zgasło i wreszcie można było ujrzeć to co ukryte pod tą warstwą zakłamanej, sztucznej rzeczywistości.
    Zakończenie akurat również uważam na plus. kliknij: ukryte 
    Suma summarum wystawiam 7. Za mało poświęcono faktycznej ich „krzywdzie” i skopano środek. Całą resztę jednak (z uwzględnieniem muzyki i grafiki) oceniam pozytywnie i jak najbardziej polecam!
  • Avatar
    A
    Antychrystka 16.09.2014 00:47
    Chusteczki w ruch!
    Komentarz do recenzji "Otona Joshi no Anime Time: Kawamo o Suberu Kaze"
    To jedna z tych serii, które wywołują we mnie niesamowicie skrajne emocje. Nawet nie sposób zliczyć ile przekleństw wyrwało mi się w myślach, podczas gdy łzy bezwiednie lały się po policzkach. Tak bardzo współczułam tej bohaterce… i jednocześnie tak bardzo chciałam żeby ktoś nią w końcu potrząsną. Nikomu nie życzyłabym takiego losu, a mimo to, aż ciężko mi to napisać, ale kiedy naważy się takiego piwa, trzeba się z tym pogodzić. A co znowu trzeba przyznać, ciężką obrała sobie ścieżkę, lecz dumnie sprostała. I w sumie nawet gotowa byłabym ją polubić gdyby nie… kurczę. On miał prawo wiedzieć o  kliknij: ukryte . Tak się po prostu nie robi. I to nawet nie teraz – nie po 5 latach. Od początku powinna być szczera zarówno z nim jak i ze sobą. Chyba nawet przede wszystkim ze sobą…  kliknij: ukryte 
    Tak czy inaczej, „poświęcić” trzeba raptem 25 minut, a kłamstwem byłoby rzec, że nie warto. 8/10.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 11.09.2014 18:31
    Komentarz do recenzji "Ao Haru Ride"
    Tak to w życiu bywa, że trafiają się te „perełkowate” dzieła – dla mnie to jedno z nich. Klapki na oczy i bronić będę w każdym calu. Nawet te niedopracowane krzywuśne oczy na wielu… wieeelu kadrach :D

    Początkowo jednak zdawało mi się, że serię uplasuję w tym samym szeregu co „wszystkie głupie shoujo romanse”. Pomyliłam się. Nie mam najmniejszego pojęcia co mogłoby w tej serii świadczyć o unikatowości, ale zdecydowanie jest pierwszym, które odbieram z taką przyjemnością! Przy każdym (no.. może poza pierwszymi trzema) odcinku aż denerwowałam się, że są takie krótkie. Motto, motto, czuję fabularny głód! Do końca dwa odcinki a ja już jedyne o czym myślę to łudzenie się na serię drugą czy też zabranie za mangę.

    Jakkolwiek jednak nie odbierać Ao Haru Ride – to co porusza mnie najbardziej ( i w sumie skłania do czekania na animowaną kontynuację ) to muzyka. Dawno już nie słyszałam nagromadzenia tylu pięknych instrumentali!
  • Avatar
    Antychrystka 5.09.2014 10:43
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    A ja nadal nie potrafię wyjść z podziwu, że mają tu miejsce jakiekolwiek spory dotyczące romansu. Przecież on był tak ważny jak zmieniająca się tam pogoda. Zwykłe ugruntowanie fabuły za pomocą „motorka”, któremu dalece było do istotnemu – chyba że dopiero wytarło się mleko spod nosa, a płeć przeciwną ogląda na obrazkach. To trochę jakby powiedzieć, że Silver Spoon jest o rolnictwie – no nie, nie był. Ot historia osadzona w takim a nie innym miejscu, które choć okraszone wieloma tematycznymi ciekawostkami, równie dobrze można by zrealizować w… szkole baletowej! Podobnie jest z Bokurą – kwestia romansu tu, to rzecz umowna, która w odcinkach tworzyła ten specyficzny klamrowy schemat. W ten czy inny sposób, oglądało mi się go z nie mniejszą przyjemnością niż wspomniany Silver Spoon. To JEST dobre anime i z czystym sercem mogłabym je polecić na chłodny wieczór przy herbatce.
  • Avatar
    Antychrystka 13.08.2014 00:09
    Re: Wstyd
    Komentarz do recenzji "Akame ga Kill!"
    Właśnie nadrobiłam tego gniota i… nie. To nie jest nieczułość. Abstrakcyjność tej  kliknij: ukryte  oraz bezosobowość samej „poszkodowanej” zasługiwały tylko i wyłącznie na pusty śmiech.
    Po dotrwaniu do końca tej serii, jak nic powinni odznaczać orderem.
  • Avatar
    Antychrystka 9.08.2014 12:21
    Re: wa-hu!
    Komentarz do recenzji "Aldnoah.Zero"
    Bycie ekspertem to jedno, ale na miłość Odyna, Inaho działa na baterie! Zero mimiki twarzy, zero emocji, czysta kalkulacja i brak zahamowań. Wokół niego, starsi, dojrzalsi i z niewątpliwie bogatszym życiowym bagażem odczuwają rozterki emocjonalne… po czym szybka zmiana kamery i – „fantastyczne dzieciaki znowu w akcji!!”. Dodać im jeszcze parę charakterystycznych elementów do prezencji i jak nic, unowocześniona wersja „scooby doo”.

    Nie żeby był to zarzut w stronę samego anime, bo choć mnie ni ziębi ni grzeje – to fabularnie jest całkiem interesujące (przymykając oczywiście oko na parę błędów). Traktuje to po prostu w formie serii dla młodszej widowni, która może wczuć się w badass protagonistę­‑młodziaka, a przy okazji nie musi się karmić papkowatą fabułą. Jedyny zarzut jaki podtrzymuje to tylko to, że sam w sobie bohater wykreowany został na smakosza duracelli. Autorzy chcieli stworzyć coś dojrzałego, a wyszło nierealistycznie, sztucznie i ... momentami rozbawiająco mnie podczas seansu.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 31.07.2014 14:37
    Niedosyt
    Komentarz do recenzji "Hataraki Man"
    Bezsprzecznie, świetna seria. Pochłonęłam ją nad zwyczaj szybko i zdecydowanie z nie mniejszą przyjemnością. Postacie budziły moją sympatię, a dopieszczenie graficzno­‑muzyczne pozytywnie mnie zaskoczyły. Przede wszystkim jednak – fabuła. Nie spodziewałam się tak dobrej serii o, bądź co bądź, życiu. Tak zwyczajnie. Jedyne co mogłabym zarzucić to nieodparte poczucie „reklamówki” podczas seansu. Każdy odcinek zdawał mi się gnać przez mangę i w konsekwencji doprowadzając mnie donikąd. „Więcej, więcej!” – ciągle szumiało mi w głowie. Niestety, „więcej” nie uświadczę. W ferworze chęci zaspokojenia niedosytu rzuciłam się nawet w wir poszukiwań mangi – na próżno. Nie dane będzie mi poznanie dalszych losów bohaterki. A szkoda. Mimo jej frustrującego dla mnie braku kobiecości, polubiłam tę oddaną pracy kobietę.

    Suma summarum, 7/10. Tak wiele wątków potraktowano po macoszemu. Tak wiele moich pytań pozostało bez odpowiedzi. Żałuję. Niemniej, polecam gorąco!
  • Avatar
    Antychrystka 27.07.2014 17:39
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    Nie da się ukryć, że większa ilość recenzji byłaby bajecznym rozwiązaniem – niestety nawet go nie przytaczałam, bo to bardziej miłe dumanie niźli realna alternatywa. Dodatkowo przeszkodą może być tu nie tylko lęk zmarnowania czasu czy ogólny jego brak, ale paradoksalnie dokładność. Sama myślałam nad napisaniem recenzji, ale to wiązałoby się u mnie z ponownym obejrzeniem serii, którą bądź co bądź dopiero ukończyłam. Nie widzę szans na napisanie czegokolwiek bez uprzedniego zrobienia kilku stron notatek i długich godzin rozmyślań. Ot, pedantycznie zboczenie.

    Względem komentarzy jednak zgadzam się w stu procentach. Nie ma nic przyjemniejszego niż czyjaś złożona opinia. Pełna spojrzeń z różnych perspektyw i nie rzadko, nas samych pobudzająca do refleksji nad danym tytułem. Smuci mnie jednak, iż w ferworze poszukiwań interesującej serii, ta może komuś umknąć. Wielu jest bowiem takich, którzy poprzestaną na, skupiającej zresztą uwagę, recenzji.

    (Zapamiętać na przyszłość? – jeśli podoba Ci się anime – NOTUJ ANTYCHRYSTKA! Będziesz mogła zawalczyć z niesprawiedliwością, hehe :))

    Pozdrawiam.
  • Avatar
    Antychrystka 27.07.2014 16:29
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    Wydaje mi się, że zbyt wielu czytelników podchodzi do recenzji bez jakiegokolwiek dystansu, bez wzięcia poprawki na gust i styl autora.


    To oczywiście jest problem, ale niestety nie do przeskoczenia w moim mniemaniu. Nie ukrywając, większość ludzi boi się podjąć próby napisania recenzji. Z tego też powodu zostawiają to lepszym – tworząc tym samym pewną niepisaną transakcję (podpisana zresztą tylko przez nich samym). Na mocy tej umowy, chciałoby się aby wyrażano „głos ludu”, domyślnie zresztą przypisując ludowi swój punkt widzenia. To do czego jednak zmierzam, to w dużej mierze wiara w recenzentów, która wynika właśnie z tej transakcji. O ile każdy zdaje sobie sprawę, że takowa miejsca nie ma, o tyle wierzy w nią. Sama zresztą podpisać się pod tym mogę obiema rękami. Jeżeli szukam czegoś ciekawego do obejrzenia, sugeruję się właśnie opiniami recenzentów (czasem wręcz ślepo ufając). Kiedy jednak wiara ta zostanie zachwiana, czujemy się oszukani. Pojawiają się nawet pytania „jak wiele tytułów przez to ominąłem/am?”, które padło już wyżej.

    Oczywiście cała ta teoria jest niesprawiedliwa, ale cóż, jesteśmy tylko ludźmi. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji byłoby ograniczenie się tylko do recenzji użytkowych lub usunięcie oceny recenzenta sensu stricte (bądź co bądź dowód swojej sympatii/antypatii wyraża w tekście). Jedno czy drugie, tak czy siak uderzałoby w panujący system tanuki – stąd „problem nie do przeskoczenia”.
  • Avatar
    Antychrystka 27.07.2014 00:33
    Komentarz do recenzji "Akame ga Kill!"
    Co do psychiki, niebo jest niebieskie – ergo, wyjmowanie na wierzch innych serii bez większych analogii jest mało istotne. Chyba, że chciałeś podkreślić jak gardzisz zwolennikami czegoś (chociaż na pozór) ambitnego, ale to źle świadczyłoby o Twoim guście, nie ich. Zankoyou jest przynajmniej nietypowe, a to już jakiś włos, którego wymagający widz ślepo chociaż spróbuje się złapać – bo nikt nie mówi o opiewaniu. Tak czy siak – nie ten temat.

    W moim odczuciu, Akame ga Kill nic już nie może uratować. Pewnie, że są ludzie, którzy czerpią przyjemność z zabijania. Szkoda, że nigdy nie słyszałam o takiej z wielkimi cyckami i kocimi uszkami, bo w sumie… well – sama dałabym się zabić. Nie taka zła śmierć.
    Na litość boską, tej całej brygadzie przydałaby się niania, która kładłaby ich o odpowiedniej porze do łóżka i najlepiej dobra nauczycielka, która oświeciłaby, że bez połowy torsu przeciwnik raczej słowa z siebie nie wydusi. Nie mówiąc o zdaniu. Ale na co komu logika! Mamy kocie uszka <3

    Serio? To ja już wolę pseudointelektualno­‑filozoficzny bełkot.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 10.07.2014 21:59
    Gusta, guściki.
    Komentarz do recenzji "Kakurenbo"
    Niesamowite jak ludzie się od siebie różnią. Już miałam rozpocząć rozprawę dotyczącą niesamowitego klimatu, a tu BOM! Dostałam w twarz poniższym komentarzem. Na „koncie” mam naprawdę dużo horrorów. Od amerykańskich gore­‑sieczek, przez japońskie bawiące się światło­‑cieniami, na wciągających fabularnie, hiszpańskich skończywszy. Przestraszenie mnie, nieskromnie mówiąc, ociera się o niemożliwe.
    Jak można się już zatem domyśleć – piszę to aby jak najbardziej pochwalić Kakurenbo. Temu krótkiemu tytułowi można zarzucić naprawdę sporo. Nie dość, że raziła mnie komputerowa grafika postaci, to i sama fabuła poprowadzona była po macoszemu. Autorzy na siłę chcieli intrygującą historię upchnąć w niecałe 25 minut co, niestety, zaowocowało poczuciem niedosytu. Mimo tego wszystkiego, całą piersią bronić będę nastroju jaki udało im się zbudować.
    Typowych straszaków zza rogu nie było praktycznie w ogóle – z czego bardzo się cieszę. Demony również wystraszyć nie mogły, bo i… bo i jak bojaźliwym trzeba być żeby w ogóle wystraszyć się czegoś na ekranie monitora. Co w takim razie wywołało u mnie dreszcz? Właśnie te „świdrująco­‑piszczące” dźwięki jak to je kąśliwie nazwano w jednym komentarzu. Klasa sama w sobie. Zbudować poczucie niepokoju poprzez dźwięki to właśnie to, co pochwalam najbardziej.

    Mimo jednak całego entuzjazmu (który to bardziej jest efektem zniesmaczenia komentarzem :P) nie jestem usatysfakcjonowana. Fabuła to coś co zawsze stawiam na pierwszym miejscu, a ta niestety poprowadzona dobrze nie została. Żeby chociaż dodać tam z 20 minut… Gdyby tak tylko pozwolić widzowi „wciągnąć” się w przedstawiony świat… No niestety, nie było to dane. Suma summarum – 7/10. Jest to ocena zawyżona względem realnego odczucia, ale… naprawdę ciężko jest zrobić animacje w konwencji horroru.
    Ps. Niżej ktoś nazwał perełką Higurashi – dla mnie zaś było nędzne. Klimatu nie było tam w ogóle, natomiast błędów logicznych bez liku. Kakurenbo to pierwszy tytuł, któremu udało się wywołać dreszcz na mych plecach :)