Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Antychrystka

  • Avatar
    A
    Antychrystka 10.07.2014 19:01
    Komentarz do recenzji "Isshuukan Friends"
    Gdyby poprosił mnie ktoś o opisanie Isshuukan Friends jednym zdaniem – byłby to obraz wojennej tragedii w pastelowej oprawce. Tematyka dość poważna, żeby nie rzec trudna (abstrakcyjność motywu odkładam na bok), wykonanie zaś bardzo lekkie. W moim odczuciu, fabuła toczyła się na tyle sielankowo, iż skończyła będąc nużącą.

    Postaci.
    Za każdym razem kiedy na ekranie pojawiają się tego typu postaci, czuję się zdezorientowana. To Japonia jest tak „słodko­‑infantylna” czy też my byliśmy tak zepsuci za młodu? Pomijając jednak całe te rozterki – sympatią tychże bohaterów nie darzę. O tyle, o ile dziecinność może mi się nawet wydać urocza (jak w przypadku Saki), o tyle generowanie problemów poprzez niedomówienia jest dla mnie męczące.
    Z powyższego zresztą powodu, moje końcowe oglądanie skupiło się głównie na Saki oraz Kiryuu – notabene jedynym sensownym bohaterze.

    Fabuła.
    Jak zaczęłam już w pierwszym akapicie – nie jest to chwytająca za serce historia. To wprawdzie subiektywny osąd, a przecież wrażliwość, wrażliwości nie równa, niemniej jednak główną oś fabuły stanowią tu bardziej relacje bohaterów niźli jakikolwiek problem. Żywy, o dobrym sercu ON z całych sił chce pomóc w problemie cichej i wycofanej JEJ. Dlaczego? Bo ma ładną buzię. Nie żeby przeszkadzał mi ten schemat, bądź co bądź podobną historię z Ef – a tale of memories. pochłonęłam bez pamięci, tylko… kurczę, historia w Isshuukan Friends została wykreowana tak płytko, iż zamiast  kliknij: ukryte  jako głównej tragedii, równie dobrze mógł to być szósty palec bohaterki.
    Suma summarum oś fabuły ma zresztą potwierdzenie w zakończeniu serii. Jest ono bowiem swoistym „kocham Cie” w języku japońskich słodkich dzieci.

    Oprawa wizualna/dźwiękowa.
    Projekty zarówno postaci jak i całego otoczenia były boleśnie szczątkowe. Ponieważ sama robiłam sobie „maraton”, aż tak mnie to nie bolało, ale cóż… trudno nie rzec, iż bohaterowie to raczej chodzące kartofelki z oczami i ustami (bo i nosów zdarzało im się nie mieć :<). Od strony muzycznej byłam jednak zadowolona. Wprawdzie ani ending, ani opening mnie nie porwał, aczkolwiek pojawiające się kompozycje w tle były naprawdę przyjemne.

    Ogółem ujmując, przeciętnie. Pamięcią pewnie nigdy nie wrócę także z czystym sumieniem wystawiam 5/10 i porzucam w zapomnienie :).
  • Avatar
    Antychrystka 10.07.2014 01:37
    Komentarz do recenzji "Akame ga Kill!"
    Przy całym moim obojętnym stosunku wobec śmierci, denerwuje mnie kiedy używa się jej wyłącznie jako elementu zaskoczenia. Ona tu nie jest w celu kreacji świata przedstawionego, a jedynie imitacji powagi ażeby widownia czuła, iż nie ogląda tylko głupiej ecchi papki – takie moje, może krzywdzące, podejście. Przy czym, podkreślam, że sama w sobie fabuła odpowiada mi bardzo, bardzo. Wolę jednak kiedy twórcy wykazują większą konkretność. W innym przypadku prowadzi to do ciągłego strachu, iż następna ofiara wpadnie w kartony – bo to przecież taka chwytająca za serce śmierć :).

    Co do kwestii, iż śmierć powinna być przejmująca tylko w przypadku ważnych postaci – i tak i nie. Jak najbardziej nie widzę sensu w wylewaniu morzu łez nad każdym kowalskim… ale na litość borzą (święty Bór czuwa!)... kliknij: ukryte  a ja w głowie mam tylko „wow! Pożył dłużej niż zakładałam!”. Potem na szczęście wróciły cycki.

    Tak jak mówiłam – dla mnie to tylko kolejna masówka, która będzie się podobać, bo będzie humor, przygoda i „jak śmiesz mówić, że to słaby tytuł?! TAM ROZGRYWAŁY SIĘ TRAGEDIE!!11one”. Przy czym -> Mam ogromną nadzieje, że seria mnie zaskoczy, gdyż na razie to jedna z lepszych w tym koszmarnym sezonie :)
  • Avatar
    A
    Antychrystka 10.07.2014 01:17
    6/10
    Komentarz do recenzji "selector infected WIXOSS"
    Kompletnie, ale to kompletnie, nie wiem co napisać po ostatnim odcinku. Za nic nie przypuszczałam, że to może być dopiero pierwszy sezon. Zresztą, co tam przypuszczenia! Nawet fabuła tego nie zdradziła!

    Mówiąc ogólnikowo, serię oglądało mi się bardzo przyjemnie. Tematyka właściwie nie należy do najbliższym memu gustu, ale to w sumie tylko bardziej przekonuje mnie w jakości tej serii. Nie jest to majstersztyk – zwłaszcza z całym bagażem zamkniętych w sobie bohaterek (najgorzej!), ale kurcze…

    Z początku spodziewałam się czystej karcianki, z jednym dramatycznym wątkiem. Byłam pewna, że historia skupi się na złamanym sercu siostrzyczki, a rozwiązanie będzie schematycznie proste. Do tego dodać okularnice bez przyjaciół oraz nierozumiejącą siebie dziewuszkę o złotym sercu, a przepis na animca gotowy. No… odrobinkę się pomyliłam. Wprawdzie losy bohaterów i tak nie są porywająco ambitne, ale osobiście, dałam się zaskoczyć!

    Względem samych bohaterów, jak pisałam wyżej, poziom ich zamknięcia w sobie i generowania niepotrzebnych problemów był koszmarny. Sami w sobie też nie byli jacyś przyciągający. Tama i Urisu to najbardziej, a zarazem jedyne postaci obdarzone moją sympatią.

    Suma summarum, największy plus w moim odczuciu to prowadzenie samej fabuły. Może to zasługa oglądania wszystkie za jednym zamachem, acz chyba tylko raz miałam wrażenie „zwolnienia”. Cała reszta wydaję mi się być na jednym poziomie. Ogółem, 6/10. Oglądało się naprawdę przyjemnie, ale życie nie zawaliłoby mi się bez tej serii :P.
  • Avatar
    Antychrystka 9.07.2014 22:07
    Komentarz do recenzji "Akame ga Kill!"
    Kiedy zobaczyłam poturbowanego chłopca za kratkami, kompletnie nie było mi go żal. Raczej uniosłam jedną brew i czekałam na dalszy rozwój wypadków. Kiedy  kliknij: ukryte  chciało mi tylko się śmiać. Przez głowę przeleciało mi  kliknij: ukryte  TO się dzieje kiedy miesza się style… Jeżeli seria lawiruje między komedią, a „mhrokiem” jak to ująłeś, na ogół kończy jako parodia samej siebie. Co innego pojawiające się gagi, co innego łączenie sielanki z wyrzynanką.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 8.07.2014 13:36
    Komentarz do recenzji "Bakumatsu Rock"
    Pierwszy odcinek za mną a ja nadal rozbawiona. Spodziewałam się typowej głupiej produkcji niczym utapri czy inny reverse harem dla desperatek. Co tymczasem dostałam? Pastisz! Bo lepiej nie da się tego określić. Absurdalna historia została osadzona w kompletnie nielogicznym przedziale historycznym, fanserwis zaś żywcem wyjęto z serii o mahou shoujo. Do tego zasyp schematycznych gagów, postaci i transwestyta na dokładkę – ja to kupuję! :D
    Kolejny plus to z pewnością brak romansu ( błagam żeby to nie był jajojec! ), bo aż mierzi mnie na widok tych wszystkich bezpłciowych bohaterek. Do tego fabuła, która zdaje mi się być dość shounenowska – kolejny plusik. Ogółem liczę na dobrą komedię, a sądząc po poziomie obecnego sezonu – może to być dla mnie jedna z lepszych serii :p
  • Avatar
    A
    Antychrystka 29.06.2014 14:05
    Komentarz do recenzji "Btooom!"
    Moje odczucia po seansie Btooom! są wysoce mieszane. Z jednej strony zaserwowano mi wyjątkowo przyjemną przygodówkę z elementem romansu, z drugiej zaś ilość błędów dosłownie wgniatała mnie w fotel. To co mnie jednak pociesza, to fakt, iż im dalej w fabułę tym mniej takowych „kwiatków”.

    Na samym początku starałam się być bardzo ostrożna. Znając moje zamiłowanie do survivalu, mordowania i poniekąd gier – tematyka „w to mi graj”. Jak jednak zaznaczyłam, dystans ponad wszystko – bo przecie, po co się później rozczarować? Ku mojemu nieopisanemu zdziwieniu – fabularnie podobało mi się jednak bardzo. Przyznaję za to, że pomysł  kliknij: ukryte  był dla mnie odrobinę przekombinowany. Cała sprawa była na tyle wbrew prawu, że organizacja decydując się na takie rozwiązanie, podpisywałaby tym samym na siebie wyrok. Wprawdzie można wziąć pod poprawkę, iż za całym „eventem” stały i wyższe władze, ale dopóki nie pokazali mi tego w serii – nie zamierzam usprawiedliwiać :D

    Bohaterowie- Tu chyba najwięcej mam do zarzucenia…

    Sakamoto – Twórcy już na samym początku lekceważyli sobie logikę. Zdarzyło im się w „sympatyczny” sposób oddać realia jak poprzez żołądkowe problemy wynikające z emocji… ale po chwili znowuż robili z niego kompletnego idiotę, który nie wie nawet jak obsługuje się bombę. Bo oczywiście cyferki migające na jej przodzie to tak dla draki – duży minus. Nie dam sobie też wmówić, że było to wynikiem dezorientacji gdyż zwyczajnie tego nie oddano. Zbyt racjonalnie działał aby potem kompletnie postradać rozum.
    Kolejną z jego wad jest przerysowane wysportowanie. Jak na NEET'a to wyjątkowo nieźle odbija się od ścian!
    Na plus przemawia natomiast jego inteligencja i racjonalne rozumowanie. Choć ono również bywało na granicy wyczucia – to osobiście nad wyraz miłuję myślących bohaterów.
    Reszta bohaterów – bo o tych nie będę się już rozdrabniać… Przede wszystkim, największy zarzut jaki mam do postaci to przesadność, którą widać już nawet u Sakamoto. Drugim zarzutem jest stereotypowość :  kliknij: ukryte  I tak można by wymieniać. Chyba tylko oczywistość „badass'a” mi nie przeszkadzała ( a może to jakieś osobiste fetysze? :D Kto wie ).

    Schematyczność przejawia się także w samej akcji –  kliknij: ukryte  ... to był jeden z tych momentów, w których parsknęłam i cieszyłam się, że przynajmniej nie poślizgnął się na skórce od banana. kliknij: ukryte 

    Ostatni minus to brak jakiegokolwiek dramatu. Sama nie jestem zwolenniczką wyciskacza łez, ale żeby ani razu nie było mi nikogo szkoda? Plus natomiast za romans, taki jak lubię. Nie stanowił głównej osi, a na finał czekałam do samego końca – chwała autorom, że się doczekałam. W gruncie rzeczy to nie jest takie częste. Suma Summarum… problem… To chyba jedna z tych serii, która dostanie u mnie raptem 6, natomiast z czystym sumieniem mogłabym każdemu polecić – czas spędzony bardzo miło.
  • Avatar
    Antychrystka 23.06.2014 08:28
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    A dla mnie nadal fascynujący jest tak duży nacisk na wątek miłosny. Może to kwestia nastawienia?
    Osobiście bawiłam się świetnie oglądając tę serię, a nie skłamię jak powiem, że od samiuśkiego początku wiedziałam, iż romans ma tu charakter wyłącznie (według mnie) katalizatora. To czy będzie on spełniony (w chociażby potencjalnej kontynuacji) czy też nie, to z mojego punktu widzenia, leży w gestii tylko i wyłącznie „widzimisię” twórcy – dla mnie zresztą byłby to zabieg niepotrzebny. Nie wspominając już o tym, że gdybyśmy spróbowali przenieść relacje jakie łączą „głównych bohaterów” na pole życia realnego – byłby to związek toksyczny.
    To nie było anime o miłości tylko ciepła komedia, w której ot główny bohater przy okazji podkochuje się w „sąsiadce”. Swoisty „Big Brother” w pewnym japońskim kompleksie gdzie „podglądamy” życie obcych sobie ludzi, którzy to o dziwo, świetnie ze sobą współgrają. I co piękniejsze – podglądamy ludzi względnie autentycznych. Jak pisałam niżej – natężenie ich w jednym miejscu zakrawa o abstrakcje, ale same ich osobowości do przerysowanych już nie należą.
    No i na koniec – skoro padło już porównanie do Isshuukan friends – dla mnie to bardziej takie chuunibyou demo koi ga shitai, tylko dla starszej widowni. Romans teoretycznie był, zaczerwieniania jak najbardziej, ale nie o to tutaj chodziło. Różnica taka, że to pierwsze miało gimnazjalnie głupią fabułę, a Bokura wa minna… dość „niewybredne” poczucie humoru.
  • Avatar
    A
    Antychrystka 22.06.2014 15:00
    Komentarz do recenzji "W krainie bogów"
    Jako że dzięki Spirited Away zyskałam piąteczkę w indeksie – chętnie coś od siebie dodam! :)
    Z początku podchodziłam do tego filmu z ogromnym zapałem. Zawsze ktoś szeptał wokół o wspaniałościach studia Ghibli zatem nie sposób było poskromić oczekiwania. Przyznane nagrody czy pozycja na filmwebie również dobrze rokowała.
    Zaiste, z początku było bajecznie. Wprawdzie z czasem ów bajeczność zaczęła stawać się drobnym minusem, acz ostatecznie wyszło na prostą (względnie).
    Sam początek seansu napawał mnie lekką niepewnością. Ciągła myśl, że „gdzieś to już widziałam” nie dawała mi spokoju. Przerwałam oglądanie, zrobiłam gorącą kawusię z dwóch kopiastych łyżeczek (najlepsza!) i powróciłam ze świeżym umysłem – olśniło mnie! Alicja w Krainie Czarów!
    Dziesięcioletnia Chichiro, niemal jak za białym królikiem, podąża w ślad swych zagubionych i cokolwiek beztroskich rodziców. W ten oto sposób, trafia do świata pełnego „dziwów”. Ma również swego kompana, którego niczym kocura cechuje dwulicowość, a na dokładkę pojawia się flegmatyczna Gąsienica – znaczy Kamajii. Zabraknąć nie mogło także antybohatera Yubaby. Niby nic wielkiego, ale na myśl przyszło.
    Kolejnym aspektem, który nieco zakłócał mi sensowne podejście do filmu, była niewątpliwie dziecięca grupa docelowa. O ile sama produkcja nie jest nad wyraz infantylna, o tyle podejście do widza już owszem. Zakładając, że zamierza się uwzględnić w powieści przemianę głównego bohatera (z bojaźliwej po waleczną), powinno się być konsekwentnym. Postać Chichiro niestety, niejednokrotnie ukazuje skrajne cechy swojej osobowości. Z jednej strony jej niepewność utrudnia nawet przejście przez bramę, z drugiej zaś, przestroga o niebezpieczeństwie ze strony obcego wywołuje w niej tyle przejęcia co mahou shoujo we mnie – podejście ambiwalentne.
    Co działa jednak na korzyść, to paradoksalnie ukłon w stronę starszych widzów. Kwestia społeczeństwa japońskiego w obliczu globalizacji jest nawet wyczuwalna, a tym większa satysfakcja kiedy konotacje odkryje się samemu.  kliknij: ukryte 
    Suma summarum, wystawiając tej serii ocenę 8, czułam drżenie dłoni ku dołowi. Muszę przyznać, że pokutuje tu moje poczucie „doskonałości Ghibli”, a w rzeczywistości nie czułam się w pełni usatysfakcjonowana. Zdecydowanie jednak jest to dobra bajka także z czystym sumieniem mogę rzecz, że disney został w mych oczach zdegradowany :) Już wiem co będę kiedyś puszczać dzieciom! :D
  • Avatar
    Antychrystka 22.06.2014 12:32
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    Użyłam tego sformułowania bardziej w potocznym pojmowaniu, więc w praktyce, rzeczywiście, jest to pojęcie na wyrost. Jeżeli zaś chodzi o jej introwersje, także byłabym ostrożna. Ponadto z kolejnego punktu widzenia, można by uznać, iż cechuje ją nawet mizantropia – choć tu już wyolbrzymiam. Pobudki jakie nią kierują nie są jednak na tyle wyeksponowane w serii aby jakkolwiek móc oddać jej faktyczny stan psychiczny. Może po prostu woli czytać książki, jak i ja, która zamiast ruszyć dupsko w teren, „srobię” na tanuki :P
  • Avatar
    A
    Antychrystka 22.06.2014 10:36
    Komentarz do recenzji "Bokura wa Minna Kawaisou"
    Zabawne jak różne gusta mają ludzie. A może to oczekiwania wpływają na odbiór całej produkcji? Osobiście moje przypuszczenia względem serii sprawdziły się w niemal stu procentach. Oczekiwałam ciepłej komedii i taką też dostałam.
    Postaci, jak uważam, wykreowane były świetnie. Każdy z nich ukazywał jakieś ludzkie słabostki. Co przyjemniejsze – były to cechy, które spotykamy na co dzień – nieśmiałość, trudności w kontaktach damsko­‑męskich czy też zwyczajna, acz przesadna a nawet prosząca się o wykorzystanie, dobroć. Wreszcie jakaś seria, która nie opowiada o ciężkim problemie, nieuleczalnej chorobie czy, tak z drugiego krańca skrajności, super mahou shoujo ratującego świat swoim lizakiem.
    Owszem, nagromadzenie tych wybrakowanych istotek w jednym kompleksie zakrawa trochę o abstrakcję, ale względnie to na tym właśnie zbudowany został humor. Co więcej, uważam, że utrata każdej, jednej postaci mogłaby kompletnie zabić klimat. Nawet Sayaka, która, nie ukrywajmy, odgrywała najmniej istotną rolę z tych „problematycznych”, była tam niezastąpiona.
    Jeśli chodzi o humor sensu stricte – tutaj rzeczywiście dostrzegam, że nie każdemu może podejść. Upierać się jednak będę, iż powinno się go docenić. Czy ktoś jest pruderyjny czy nie – gagi opierały się na czymś więcej niż ciągłych przewrotach z najazdem na bieliznę. Tutaj zresztą znów odniosę się do bardzo „swojskiego” klimatu, bowiem wiele żartów sprawiało, iż czułam się jak w gronie znajomych. Typowe niewybredne, acz całkiem błyskotliwe żarty sytuacyjne – dla mnie bomba.
    W przypadku minusów, bo i takowe się zawsze znajdą, na pewno typowałabym muzykę. Jak dla mnie, ona tam po prostu nie istniała.
    Reasumując, jest to seria, którą albo się pokocha albo zacznie kręcić nosem. Tu nawet ciężko wyznaczyć grupę docelową, bo seria ta znajdzie odbiorców zarówno u mężczyzn jak i, nie ukryjmy, sprośnych kobiet. Jeżeli zaś się tego nie lubi, nie dziwię się, iż można być zawiedzionym. Fabuła dąży donikąd i stanowi raczej tło dla żartów aniżeli żarty dla fabuły. U mnie jednak dostaje mocną 9 i z czystym sumieniem mogę polecić każdemu zainteresowanemu.