x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Ore Monogatari!!
Świetnie dobrano męskich aktorów – zarówno Suna jak i Takeo wypadli sugestywnie, chociaż oczywiście realistyczny Takeo nie jest aż taki wielki jak w anime. Nieco gorzej, na mój gust, wypadła Rinko – bardziej zwyczajna, nie dość wyrazista – miałem wrażenie jakby została zapożyczona z innej serii.
Chętnie zobaczyłbym serie Live action ale odcinkową, gdyż, po zobaczeniu ostatnich scen, ma się zdecydowaną ochotę na większą ilość tego samego humoru i dalszy ciąg historii, nawet jeśli ją dobrze znamy.
6/10
Planetarian
Ore Monogatari!!
Bohaterowie. Może i są przesadnie dobrzy i przerysowani, ale jednocześnie w 100% konsekwentni, co stanowi miłą odskocznię od sztampowych anime pełnych typowych postaci z dere w nazwie. Takeo, który wygląda na co najmniej zapaśnika sumo ma dobre serce i jest skrajnie rycerski. Po prostu gość, na którym można zawsze polegać. Jego raptowne zachowania i strzelane miny w przeróżnych momentach potrafią nieźle rozbawić i są podstawą humoru w tej serii. Przy tym wszystkim spokojny charakter i opanowanie jego kolegi Suny budzi więcej niż podziw. Co ważne, Suna to nie typowy zimny i dumny szkolny orzeł, na którego może się jawić na samym początku.
Rinko też jest bardzo fajna, ani beksa, ani przemądrzała. Jedna z bardziej naturalnych dziewcząt w romansach (oczywiście z poprawką na ogólne przerysowanie serii).
Graficznie jest dobrze – czasem dają się we znaki dziwne skrzywienia twarzy, ale nigdy to zbytnio nie razi. Za to bardzo dobre wrażenie robią tła. Muzyka jest całkiem sympatyczna i w sumie tyle mogę powiedzieć na jej temat.
Polecam amatorom romansów szkolnych, a najbardziej tym zmęczonym współczesnymi konwencjami :)
Mocne 7/10
Bayonetta
Wilcze dzieci
Grafika jest niesamowita. Mam na myśli połączenie pięknych i szczegółowych teł i dużo prostszych, ale dobrze animowanych postaci. Świetnie ukazano w twarzach upływ czasu, nie tylko w przypadku dzieci, ale też samej Hany. Wisienką na torcie jest dynamizm niektórych scen, który zwyczajnie zapiera dech w piersiach, np. bieg przez zaśnieżony las. Efekty dźwiękowe nie odstają od jakości grafiki, a muzyka też świetnie pasuje do klimatu filmu.
Ode mnie 8/10.
Yuunagi no Machi, Sakura no Kuni
W recenzji podkreślono, że ludzie starają się żyć codziennością, nie myśląc o tragedii, ale czy jednak jest to do końca możliwe? W czasie seansu dwa razy natykamy się na kliknij: ukryte obawy rodziców związane z małżeństwem ich dzieci z ofiarą Hiroshimy (jeden raz przez list). Na szczęście koniec końców, uczucie wygrywa.
Klimat filmu potrafi oczarować. Im bardziej odległe czasy są pokazywane, tym kolorystyka bardziej przechodzi w sepię i ciepłe barwy. Uboga dzielnica z roku '58, pełna życzliwych ludzi naprawdę zapada w pamięć. Współczesna Hiroshima też ma w sobie sporo magii.
Po seansie najbardziej chwyciły mnie za serce 2 fakty. Po pierwsze, że ofiarami byli głównie niewinni ludzie – mieszkańcy miasta. Niby jak zawsze, ale aż chce się powiedzieć „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Nikt nie zasługuje na takie piekło i strona konfliktu nie ma tu żadnego znaczenia.
Druga rzecz – konsekwencje eksplozji bomby odczuwalne są jeszcze przez wiele, wiele lat po wybuchu. Choroby popromienne, rany poparzeniowe to tylko niektóre z nich.
Przyszedł mi też na myśl drugi odcinek anime „The Cockpit”, który co prawda mówi o pilotach kamikaze, ale odczucia po obejrzeniu można mieć podobne.
Szczerze polecam film.
NANA
Nie podobali mi się też niektórzy aktorzy. Nana Osaki i Yasu są niemal idealni. Ale Hachiko, szczególnie z drugiego filmu była mało autentyczna, na siłę próbująca udawać postać z anime. Nie wychodziło jej to. Nobu grał w miarę dobrze, ale jako aktor był najgorzej dobrany ze wszystkich. O Reirze właściwie nic powiedzieć nie można prócz tego, że nieźle mówiła po angielsku. Świetna była za to para znajomych Hachiko – świetnie obsadzona i śmieszna (szkoda, że poświęcono im tak mało czasu).
No i jeszcze – gdzie się podziała dynamiczna, pełna wigoru muzyka z anime? Tu dostaliśmy raczej pop i pop‑rock niż garażowy, charyzmatyczny punk.
Filmy oglądało się przyjemnie, ale lepiej zobaczyć je przed anime, w przeciwnym razie zostanie nam spory niedosyt.
NANA
Przekonywująca historia, o której rozpisywanie się zajęłoby sporo akapitów. Świetni, wielowymiarowi bohaterowie, których łatwo polubić, a z niektórymi na pewno się utożsamiać. Odpowiednio dozowany humor na poziomie. Można by tak jeszcze długo…
Graficznie jest bardzo dobrze. Rozumiem oczywiście, że taki styl nie wszystkim się podoba, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że twarze w tej serii są piękne bez uciekania się do moe‑zabiegów czy innych wyolbrzymień fizjonomicznych.
Muzyka w serii traktującej w dużej mierze o zespole rockowym nie może być słaba. Mamy tu ostrzejsze kawałki i spokojniejsze. Są ze 3 różne kawałki w openingu i chyba jeszcze więcej endingów. Na pewno warto sięgnąć po soundtrack.
Na siłę szukając minusów: dla mnie zbyt szybko idąca akcja w końcowych odcinkach (przynajmniej w porównaniu z początkowymi) oraz trochę niesatysfakcjonujące zakończenie, które pozostawia kilka otwartych wątków.
Dla fanów romansów i dramatów z dozą jRock'a pozycja obowiązkowa.
Fajne
Opowiedziana historia ducha uczennicy jest spójna, wciągająca, bez zbytniego patosu, a im dalej tym bardziej ponura. Nigdy nie przekracza jednak pewnej granicy grozy i przemocy. Zdecydowanie mamy tu do czynienia z czymś o wiele lepszym niż sztampowe historyjki o duchach serwowane jako dodatek w innych seriach szkolnych. Zakończenie byłoby znakomite, gdyby odciąć napisy końcowe, kliknij: ukryte gdyż twórcy zdecydowali się zaserwować nam za wszelką cenę happy end.
Bohaterowie. Yuuko to dopracowana kreacja, którą z czasem lubimy coraz bardziej. Nie można jej odmówić uroku oraz autentyczności w działaniach (biorąc oczywiście pewne poprawki na okoliczności). Nie przeszkadzała mi nawet jej zaborczość w stosunku do Teiichiego. A sam Teiichi jest zwyczajny do bólu – takich postaci wiedzieliśmy już setki. Do tej parki dochodzi jedna odważna panna i druga niezdarna. Ta pierwsza odgrywa dość ważną rolę i jest niemniej ciekawa od samej Yuuko. Druga to komediowa równoważnia.
Oprawa audio‑wizualna podobała mi się bardzo. Paleta barw to przede wszystkim nostalgiczne, jesienne, przyciemnione kolory. Nie stroniono też od różnego rodzaju mniej lub bardziej dynamicznych efektów graficznych, wykorzystywanych głównie w scenach podwyższonego napięcia. W jednym z odcinków oglądamy świat ze świetnie zrobionej perspektywy pierwszej osoby, a ciekawym zabiegiem jest też skąpanie twarzy postronnych osób niemal w całkowitej czerni. Potęguje to wrażenie obojętności pozostałych uczniów do dziejących się wydarzeń. Co ważne, nie miałem wrażenia, że wszystkie wspomniane efekty są tylko sztuką dla sztuki, jak to miało miejsce np. w Cossette no Shouzou.
Jeśli zaś chodzi o muzykę, to opening podobał mi się średnio – jest za szybki i bardziej pasuje do siekanki z demonami. Ale już pozostałe utwory to bardzo dobre, smutne kawałki, które zapadają w pamięć i pasują do klimatu jak żadne inne.
Wystawiam ocenę 7/10 – za klimat, główną bohaterkę i oprawę. Minusy należą się za kiepski początek, nieco na siłę wciskany humor i najgorsze z możliwych zakończeń. Naprawdę radzę zatrzymać odtwarzanie przed napisami końcowymi…
GTO LA
Wady? Cóż, trudno wymagać podobieństwa aktorów do postaci anime pod względem wyglądu. W końcu to aktorzy, a nie cosplayowcy. W kategoriach absolutnych można krzywo patrzeć np. na wyraźny podział odcinek‑uczeń, a także przerysowanie niektórych elementów np. kliknij: ukryte dramatyczna obrona szkoły – takie coś w anime zazwyczaj uchodzi na sucho. Za mało było o „ciekawej” przeszłości Onizuki – jego gang widzimy praktycznie raz. No i na koniec kwestia wyciętych wątków (mi brakowało głównie Kanzaki), no ale 12 odcinków to nie 43.
Daję 8/10. Zawyżam, bo uwielbiam serie szkolne i już, Pozostali mogą odjąć 1.
Oreimo
Przyznaję, że zachowań Kirino nie rozumiałem, aż do ostatniego odcinka włącznie. Sprawiała wrażenie obrażonej na cały świat i postępowała niekonsekwentnie. Nie wiem też skąd u niej ta nieuzasadniona przemoc wobec brata. Twórcy zdrowo przesadzili. Dłuższy fragment, w którym kliknij: ukryte Kirino przeprasza i dziękuje bratu można by właściwie wyciąć, bo dalej znów mamy powrót do „normalności”. O wiele bardziej dopracowany charakter miała Kuroneko – jej cosplayowa, mroczna strona była zabawna, a jeden z odcinków ukazał ją też jako troskliwą siostrę. Z kolei Kyousuke z zachowania i wyglądu przypomina bardzo bohatera Nyan Koi! (widać, że to samo studio). Jest chyba najbardziej normalny ze wszystkich, szkoda tylko, że tak dawał sobie popalić.
Grafika jest bardzo sympatyczna. Postaci są ładne, tła pełne detali. Przede wszystkim obrazy na ekranach komputerów, okładki płyt i cały arsenał prawdziwego otaku został przygotowany z dużą dbałością o szczegóły. Od strony muzycznej nie ma się do czego przyczepić. Opening to sympatyczna piosenka, a każdy odcinek ma inny ending. Jedne są lepsze, inne nieco słabsze.
Naciągane 7/10.
Otome wa Boku ni Koi Shiteru
Cieszę się, że nie ma tu wiele ecchi (właściwie prawie wcale). Natomiast nie bardzo spodobało mi się wprowadzenie elementu kliknij: ukryte supernatural z duchem uczennicy, na szczęście jest on na tyle mało znaczący, że właściwie mi nie przeszkadzał.
Zakończenie wydaje się odpowiednie – takie lubię, bo każdy może sobie sam wymyślić dalszy bieg wydarzeń. A już się bałem, że zaserwują coś szokującego lub kompletnie sztampowego.
Bohaterowie. Mizuho trudno nie lubić, może nieco za dobry i uczynny, ale z pewnością jest to podyktowane wymogiem grania roli dziewczyny. Na uwagę zasługuje Takako – przewodnicząca samorządu. Ze wszystkich postaci ona przechodzi największą zmianę i, z odcinka na odcinek, zdobywa sympatię widza. A jak wiemy, zazwyczaj w anime samorząd pokazywany jest jako samo zło. Oczywiście na dokładkę mamy „zestaw standardowy”, czyli dziewczyny z manierami, energiczne, spokojne, słodkie, itp, itd.
Oprawa graficzna jest przeciętna, ale wyrównana i trudno mi wytknąć jakieś wyjątkowo ładne lub brzydkie elementy. Nie wiem czemu tyle osób przyczepia się do muzyki. Opening uważam za średni, ale Beautiful Day śpiewany przez Yui Sakakibarę z endingu ma naprawdę fajną melodię i pozytywny wydźwięk. No ale o gustach się nie dyskutuje.
Leciutko naciągane 7/10.
Sora no Manimani
Siłą napędową tej serii jest stosowany w odpowiednich ilościach (a nie lawinowo) humor i świetni bohaterowie. Ci ostatni, na pierwszy rzut oka, mogą prezentować zestaw typowy dla większości anime (chłodny mól książkowy, żywiołowa panna, mały zboczeniec). Jednak w trakcie oglądania szybko stwierdzamy, że nawet postacie drugoplanowe są tutaj naprawdę dopracowane, a problemy, z którymi się borykają, cele, które sobie stawiają – są w pełni realne. Pozytywnie zaskakują też swoimi kwestiami wymawianymi podczas lekkiej zadumy towarzyszącej obserwowaniu gwiazd. Takich momentów z pewnością tu nie brakuje.
Wizualnie seria prezentuje się bardzo ładnie. Grafika jest ostra, animacja płynna. Widać, że twórcy nie umieszczali gwiazd na niebie na chybił trafił, a także wiedzą jak wygląda przeciętny teleskop. Twarze bohaterów prezentują się dobrze z bliska i z daleka. Muzycznie jest nieźle. Opening to miły dla ucha, skoczny kawałek, a Ending to nieco spokojniejsza piosenka. Oba utwory raczej w ucho nie wpadają.
Polecam fanom komedii szkolnych, którzy nie trawią serii pokroju School Rumble czy Azumanga Daioh, a chcą przeżyć z ciekawymi bohaterami wiele miłych chwil.
Zasłużone 8/10.
nieco rozczarowany
Grafika jest bardzo dobra, szczególną uwagę zwraca mroczne, nostalgiczne wnętrze antykwariatu i bulwaru często zalanego deszczem. Same postaci też wyglądają niczego sobie.
Muzyka to kawałki z pogranicza cathedral pop, z często słyszalną nisko strojoną gitarą elektryczną. Brzmi to naprawdę dobrze, szczególnie w mocniejszych momentach.
Anime oceniam na 7/10. Głównie za artyzm i klimat. Fabularnie mogło być nieco lepiej i dłużej.
Interesujące
Postaci. Nori to klasyczny przykład nieporadnej, ale kochającej dziewczyny, niemogącej poradzić sobie z nieznośnym bratem. Z lalek moją sympatię zyskała Shinku, pomimo, że na początku wydawało się, że to nazbyt dumna, chłodna lalunia, często wysługująca się swoim nowym służącym. Z odcinka na odcinek dostrzegamy, że to panna z manierami, o dobrym i delikatnym sercu, ale jednocześnie oszczędna w okazywaniu uczuć. A mała dyscyplina na pewno nie zaszkodzi Jun'owi, którego również można z czasem polubić.
Grafika jest bardzo ładna. Lalki mają sporo detali, wyglądają bardzo sugestywnie i cieszą oko. Projekty krain snów są również niczego sobie. Muzyka pod względem jakości nie odstaje od grafiki. Szczególnie przypadł mi do gustu ending.
Rozen Maiden to powiew świeżości i miła odskocznia od klasycznych tytułów z pogranicza magical girls. Zapewne wkrótce sięgnę po kontynuację. Mocne 7/10.