Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

kircia

  • Avatar
    A
    kircia 5.12.2014 19:04
    Oj...
    Komentarz do recenzji "Sengoku Basara: Judge End"
    Na samym początku zaznaczę, że w żadną z gier nie grałam, za to jestem wierną fanką serii anime. A że anime ma bronić się samo i poprzednie części się broniły, to niezbyt mnie interesuje, czy były realizowane zgodnie z fabułą gry, czy nie.

    Kiedy jakiś czas temu natknęłam się na informacje o kolejnym sezonie, byłam wniebowzięta… przez kilka sekund. Doczytałam i okazało się, że za robotę weźmie się inne studio, więc szybko ochłonęłam. I słusznie, przynajmniej rozczarowanie było mniejsze.

    Absurdalny humor? Niby jakiś był… ale pozbawiony iskry, którą miały poprzednie serie. Może próbowali zrobić to zbyt serio?
    A Date? Gdzie się podział ten bohater, do którego wszystkie pasujące określenia są wyrazami pozytywnie niecenzuralnymi?
    W tej serii przez połowę czasu zachowuje się jak jakiś nierozgarnięty antagonista. Z poprzednich części wiadomo, że zawsze był cudownym, narwanym dzikusem, ale jednak nie tak bezmyślnym jak tu.
    Jeśli chodzi o „Last Party”, to jak pisałam, nie wiem co jest bliższe grze, ale film, chociaż ciężko go określić mianem lepszego niż tylko ewentualnie dobry, podobał mi się bardziej.  kliknij: ukryte  A co dostałam w „Judge End”?  kliknij: ukryte  Poważnie?…
    Zabrakło mi tego, że główne postaci, jak kiedyś, osobiście nie rzucały się w wir walki (a przynajmniej nie tak często). Tym sposobem pozbawiono ich większości charyzmy. Owszem, sadzając ich na stołeczkach zbliżono się nieco do prawdy historycznej. Tylko po co, skoro cała reszta i tak była bez sensu?
    Ogółem wszystko to było jakieś takie nijakie. Za dużo uczuciowych przemówień, za mało widowiskowych walk. Jakby starano się wcisnąć głębszy sens i poważniejsze motywy tam, gdzie akurat były najmniej potrzebne. Dla mnie Sengoku Basara było jednym z nielicznych anime, w których ewolucja postaci na większą skalę jest wręcz niewskazana. Próbowano już to zrobić w drugim sezonie i nie utrzymał poziomu pierwszego.

    Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze grafika…
    Na litość, co oni mi zrobili z Yukimurą? Był jedną z najbardziej uroczych postaci, jakie kiedykolwiek biegały po ekranie, a tu… ech. Jemu i Sasuke najbardziej oberwało się „po kresce”. Reszta wyglądała lepiej lub gorzej, bez większych tragedii, ale Date z niebieskim okiem ze starszych projektów prezentował się przyjemniej. Sama animacja też gorsza niż ze studia I.G. W sumie to najlepiej wypadały tła, tutaj trudno było mi się przyczepić.

    I właściwie… tragedii nie było. A jednak nawet gdybym nie znała poprzednich części i nie oglądała „Judge End” przez ich pryzmat, anime nadal byłoby tylko średnie. Utknęło pomiędzy chęcią zrobienia czegoś nieco bardziej skupiającego się na emocjach, a pomiędzy oderwaną od realizmu kolorową siekaniną. Wycięli mi większość tego, co tak kochałam i co wydawało mi się właściwe kwintesencją Basary. Absurdalną, wywołującą radosną chęć popukania się w czoło kwintesencją.

    Jeżeli komuś niezbyt podobały się poprzednie części, to może akurat ta im się spodoba. Ale ludzie kochający Sengoku Basarę głównie za to (paradoksalnie), że była tylko tym (i aż tym) czym była i nic ponad to, raczej się zawiodą.
  • Avatar
    kircia 10.11.2014 20:47
    Komentarz do recenzji "Gekkan Shoujo Nozaki-kun"
    Proszę, chociaż to w sumie zasługa mojego brata, bo to on powiedział mi, co to jest, gdy sobie nuciłam pod nosem.
    Niby mam w rodzinie muzyków, ale ja sama nim nie jestem i podczas seansu też przyjęłam, że to pewnie Wagner… :D
  • Avatar
    R
    kircia 10.11.2014 01:59
    Komentarz do recenzji "Gekkan Shoujo Nozaki-kun"
    Tak mnie zastanowił ten Wagner.
    Może coś mi umknęło, ale Wagnera w serii nie słyszałam.
    Dwa razy w tle zabrzmiało „Ave Maria” Schuberta, a to, co prawdopodobnie miało być Wagnerem, to Symfonia nr.9 („Z Nowego Świata”) Dvoraka, część IV, i pojawiła się w scenie, kiedy śpiewała Kashima.
    Chodziło o to, czy faktycznie gdzieś przewinął się Wagner, a ja to przegapiłam?
    Jeśli tak, to przepraszam, zresztą nie chcę nic wytykać, a tylko zwrócić uwagę na ewentualny błąd.
  • Avatar
    kircia 7.10.2014 22:46
    Komentarz do recenzji "Perfect Blue"
     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    kircia 14.04.2014 22:56
    całkiem
    Komentarz do recenzji "Noragami"
    Jak do tej pory (nie licząc odcinka specjalnego Mushishi), to jest jedyna tegoroczna seria, na którą się skusiłam. I nie jest zła. Co prawda nie jest też jakaś specjalnie dobra, ale jak na dzisiejsze standardy pełne moe panienek… jest dość miłym zaskoczeniem.
    Byłaby lepsza, gdyby nie ten jeden zbyt dramatyczny wątek, raczej niepotrzebny. Oglądając go po głowie latała mi myśl „z igły widły”. Ale koniec końców, seria znośna, nawet dla starszych widzów. Można się pośmiać, postaci sympatyczne.
    A największym zaskoczeniem była dla mnie… długość spódnicy Hiyori. Praktycznie regulaminowa. Nie spodziewałam się takiego realistycznego akcentu w takiej lekkiej serii. Aż miło było patrzeć :D
  • Avatar
    kircia 8.01.2014 15:56
    Re: dobre, ALE:
    Komentarz do recenzji "Shiki"
    Powiem szczerze, zastanawiałam się nad przebraniem, ale jednak wydawało mi się, że to one – zresztą jak sama zauważyłaś – nie wyjaśniono tego. Tak czy siak, ten sam błąd pojawia się w pierwszym odcinku specjalnym –  kliknij: ukryte 

    Co do tego drugiego pytania, to nie napisałam, że nie wiem. Trudno się przecież nie domyślić,  kliknij: ukryte  – i ja też tak myślę. Ale napisałam, że brakuje mi dokładniejszych wyjaśnień. Potraktowali ten wątek po macoszemu. Trochę tych ludzi musieli przecież nałapać, można było temu poświęcić pół minuty w jednym odcinku. Zresztą, jak wspomniałam, to akurat naprawdę szczegół.

    Mnie też Shiki bardzo się podobało w ostatecznym rozrachunku, pomimo tych wielu irytujących elementów i początkowego zniechęcenia. Nie spodziewałam się, że będę aż tak przeżywać kilka ostatnich odcinków. Przesłanie bez moralizatorstwa też mnie mile zaskoczyło.

    Dzięki za odpowiedź i za to, że chciało Ci się to czytać. Ja zwątpiłam, kiedy zobaczyłam, jaki długi mi wyszedł ten komentarz.
    Ten zresztą też.
  • Avatar
    A
    kircia 4.01.2014 21:12
    dobre, ALE:
    Komentarz do recenzji "Shiki"
    Na samym początku chciałam tylko zaznaczyć, że jako całość anime mi się podobało, i wystawiłam mocne 7, chociaż sama końcówka spokojnie zasługuje na 8.

    ALE… teraz sobie pomarudzę, powytykam i powyliczam wszystko co mnie irytowało i przez co rzuciłabym tym anime w kąt, gdyby nie dwie postacie.
    I to jest w większości (chociaż nie wszędzie) kwestia gustu i sprawy subiektywne, nie chcę się z nikim kłócić.

    Po pierwsze, nie przesadzajcie z tym, że wszystko jest tak genialnie rozplanowane. Fabuła na dobrą sprawę jest prosta jak metr drutu, i gdyby wszystko było niby tak przemyślane, to nie znalazłby się tu ten błąd:
     kliknij: ukryte 

    Po drugie, problem z tym, co pierwsze rzuca się w oczy podczas seansu. Kreska jest dla mnie po prostu brzydka. Szpiczaste brody, nienaturalnie chude sylwetki. Animacja też nie jest jakoś specjalnie płynna, ale trzyma poziom, są o wiele gorsze pod tym względem serie.
    Ale to pikuś.
    Najgorsze są te kretyńskie fryzury. Dotrwałam do końca, ale jakoś nie twierdzę, że dodają serii uroku. Wręcz przeciwnie, przeszkadzały mi cały czas, nawet jeśli częściowo się przyzwyczaiłam. Był już moment, kiedy myślałam, że już nic gorszego nie zobaczę, a tu trach, pojawia się czyjaś żona/matka z jeszcze debilniejszym uczesaniem.
    Do końca seansu miałam nadzieję, że któraś z postaci okaże miłosierdzie i ogoli głowę kolesiowi z niebieskimi włosami i tymi… uszkami. Jak mogę traktować poważnie taką postać?
    To samo tyczy się strojów, nie tylko Tatsumiego (chociaż to czerwone wdzianko w którym wyskoczył w pewnym odcinku wołało o pomstę do nieba), ale wielu osób. O kostiumie Seishirou aż wstyd wspominać.
    Fajnie też, że ktoś nazywa zwykły zamek „posiadłością w europejskim stylu”. Kogoś chyba poniosła fantazja.
    Że niby taka europejska otoczka, że nastrój? To była kompletna katastrofa. I nie, to nie był pastisz, jak w przypadku Hellsinga – te wszystkie elementy to najzwyklejsza tandeta i niestety nic więcej.

    Można powiedzieć, że się czepiam – ale czy seria aspirująca do bycia nieco ambitniejszą od reszty, nie powinna też wyglądać nieco poważniej?
    Komu się to podoba, temu się podoba – mnie to odstręczało do samego końca.
    Uważam też, że „unikalność” serii powinna wypływać z czegoś innego, głębszego niż fryzury i stroje.
    Nie trawię kolorowych włosów i nigdy nie stwierdziłam, że dodają czemuś uroku – mogły co najwyżej nie przeszkadzać lub pasować, jak w Star Driver, bo i tematyka nie wymagała zbytniego realizmu.
    Ale w Shiki przydałoby się go więcej. Seria wiele by zyskała.
    Dlatego też jakoś nie mogłam przez bardzo długi czas wczuć się w ten rzekomy klimat. Bo jak, kiedy przed oczami przebiega mi różowo­‑włosy, roznegliżowany pustak, którego wysłałabym w kosmos z biletem w jedną stronę?
    „Klimat” był wręcz zaprzepaszczony przez tę idiotyczną stylizację. W końcu się wkręciłam, ale nie od pierwszego odcinka, nie od drugiego, nawet nie od szóstego… dopiero za połową byłam pewna, że dam radę skończyć to anime.

    I tutaj trochę plusów. Przede wszystkim, Muroi i Sunako.
    Mnich był od początku moją ulubioną postacią i absolutnie nie uważam go za irytującego. Może nie rzucał się w oczy, ale wbrew pozorom był nie mniej interesującym charakterem niż Ozaki. Dla mnie nawet bardziej. Czy był aż tak niezdecydowany? No nie wiem. Ja w nim widziałam raczej obojętność.  kliknij: ukryte  To, czy takim zachowaniem kogoś irytował zależy już tylko od tego, czy woli się postacie emocjonalne, które lubią ostro reagować, czy te, które rzadko pokazują emocje. Ja wolę tę drugą grupę, to wszystko.

    I nie skłamię jeśli napiszę, że tylko dzięki Seishinowi i tej przedziwnej relacji, jaka łączyła go z Sunako, udało mi się dobrnąć do momentu, w którym seria naprawdę mnie wciągnęła – czyli za połowę.
    Z kolei Sunako na początku sprawiła wrażenie rozpieszczonej, mrocznej dziewczynki – na szczęście to tylko pozory. Uwielbiałam jej rozmowy z Seishinem, i jeśli w tym anime padały jakieś głębsze kwestie, to w większości właśnie pomiędzy tą dwójką. Te ich spotkania miały też niesamowity klimat, właściwie do połowy anime, to był jedyny „klimat”, jaki znajdywałam w tej serii.
    Najbardziej zaś uwielbiam motyw opowiadania, które pisał Seishin – chyba jedyny wątek, do którego nie mogę się przyczepić, bo został bardzo dobrze poprowadzony. Także jego rozwiązanie mnie nie zawiodło i dało pełny obraz charakteru zarówno samego Seishina jak i Sunako. W dodatku doskonale pasuje do wydźwięku anime i daje możliwość pewnej interpretacji, ale o tym później.

    Co do innych postaci, poza Megumi wszystkie były mniej lub bardziej znośne, nawet Tatsumiego całkiem lubiłam, bo przynajmniej czasem miał coś mądrego do powiedzenia.
    Ozaki na pewno był jedną z bardziej interesujących i dość nietypowych postaci, a Natsuno… napiszę to pierwszy raz w życiu, ale chyba bardziej bym go lubiła, gdyby z takim charakterem był dziewczyną. Koniec końców jednak zyskał trochę mojej sympatii, pomimo swojej irytującej mrukliwości.

    Jest jeszcze jeden plus – muzyka. Jest genialna, wszystkie utwory są klimatyczne, nawet jeśli nie wszystkich słucha się przyjemnie poza anime. Zastanawiałam się, skąd znam to piękne brzmienie, i już wiem: Ayakashi, Mononoke. Nie trzeba więcej pisać.
    To ta muzyka ratowała klimat, niszczony kolorowymi włosami, dziwacznymi strojami i tymi pożal się Boże pseudo­‑komediowymi wstawkami. Nie wiem, po co one tam były.

    Powoli kończąc… nie żałuję czasu poświęconego tej serii z trzech powodów: Muroi, Sunako, muzyka.

    Morał też był bardzo trafiony, chociaż nieco oklepany. Tyle że… no właśnie. Ten morał zgubił się trochę w tej idiotycznej, kolorowej otoczce. Dlatego tak na nią narzekam i zdania nie zmienię – seria, która ma tak poważne i smutne drugie dno, nie powinna być przytłoczona przez masę takiej tandety. A wystarczyło stonować fryzury i stroje. Naprawdę.
    Mam wrażenie, że to ważne przesłanie niestety wielu ludziom umknęło w cieniu podskakującego biustu Megumi. I nie, nie przesadzam, w tak krótkim czasie już parę razy widziałam fora, na których ludzie dyskutowali właśnie o jej wyglądzie, ale nikt nie zastanawiał się nad morałem całej historii. Szkoda, bo to właśnie on był najważniejszy.

    Ludzie piszą coś o walce dobra ze złem, o shikich jako o wcielonym złu… Dla mnie prawda zaś jest taka, że  kliknij: ukryte 
    I za właśnie ten wydźwięk i takie zakończenie mogłabym spokojnie dać 8, ale ilość wad, które właśnie wyliczyłam, skutecznie mnie przed tym powstrzymuje.

    Nie polecam, nie odradzam. Róbcie co chcecie. Ja będę mieć z tym anime miłe wspomnienia, mimo wszystko.
  • Avatar
    kircia 2.01.2014 17:51
    Re: Ani ziębi, ani grzeje... Chociaż nie, jednak ziębi.
    Komentarz do recenzji "Shin Sekai Yori"
    No właśnie, „biorąc pod uwagę to co wychodzi w ostatnich latach” – czyli raczej nie ma z czego wybierać, poziom większości anime jest ostatnimi czasy poniżej krytyki.
    Jakość przedstawianych w anime historii i postaci stacza się w zastraszającym tempie z roku na rok, dlatego ten argument mógł coś znaczyć jeszcze te kilka lat temu, teraz już praktycznie o niczym nie świadczy. No, może poza faktem, że anime rzeczywiście porusza głębsze tematy inne niż tylko problemy nastolatków, i nie dzieje się w szkole.
    ...Przynajmniej przez większość czasu.
    Idiotycznych, krótkich spódniczek twórcy też sobie nie odpuścili.

    Ale tak szczerze, chociaż byłam rozczarowana i mocno zirytowana, to nie twierdzę, że anime nie ma żadnej wartości, bo ma, tyle że nie jest odkrywcza, ani nawet lepiej ukazana niż w innych dziełach o podobnym wydźwięku, i nie każdy musi się z nią zgadzać – i to jest główny problem.
    Ale to już dokładniej opisałam w swoim własnym komentarzu i nie będę się powtarzać.


  • Avatar
    kircia 30.12.2013 10:53
    Re: irytujące
    Komentarz do recenzji "Shin Sekai Yori"
    Pośród masy moe świństw, którymi producenci nas ostatnio zalewają, może to rzeczywiście jest jakieś „arcydzieło”, ale skoro startuje się z tak niskiego poziomu i porównuje do anime, w których fabuły brak, to co się dziwić – na pustyni byle źdźbło rzuca się w oczy.

    Miło, że nie jestem sama.
  • Avatar
    A
    kircia 2.12.2013 22:07
    nie to samo
    Komentarz do recenzji "Kotonoha no Niwa"
    A ja powiem tak… film był piękny od każdej strony. Projekty postaci, w porównaniu z poprzednimi, dużo prostszymi wersjami, wyglądały ślicznie. Klimat cudowny. Muzyka dopasowana.

    ALE.

    To nie był ten Shinkai, którego pamiętam z „Byousoku 5 cm”. To znaczy, był przez większość filmu. Końcówka wszystko zepsuła. Twórczość Shinkaia kocham głównie za to, że praktycznie jako jedyny potrafi mnie naprawdę wzruszyć w tym… nazwijmy to, romantycznym sensie. Ale udawało mu się to tylko dlatego, że postacie w poprzednich dziełach były dość ciche, zamknięte w sobie, nie krzyczały do siebie płaczliwie – przeżywały ból głośno, ale tylko w środku, reszta miała odzwierciedlenie w grafice. Na zewnątrz przedostawały się tylko stłumione głosy i pojedyncze łzy.
    Zaś w momencie, kiedy dwójka z tego omawianego anime nagle odstawiła scenę jak z jakichś płaczliwych romansideł, gdzie bohaterkami są dziewczątka o obrzydliwie wielkich oczkach, poczułam, że oto… ocena poleciała w dół.

    To nadal bardzo dobre anime, ale mogło być świetne.
    Mam nadzieję, że to tylko taki jednorazowy eksperyment, że następny tytuł nie powieli schematu „dajmy ujście tym wielkim emocjom, płaczmy, krzyczmy, i pouczajmy się nawzajem”.
    To jest wszędzie, i doprawdy, robi mi się od tego niedobrze.
    Shinkai był jedyny w swoim rodzaju właśnie dlatego, że ukrywał te emocje krajobrazach, a nie podawał widzowi na tacy w tak oczywisty, wyświechtany sposób.

    Piękny film z wielką rysą przy zakończeniu.
  • Avatar
    A
    kircia 3.11.2013 01:02
    Komentarz do recenzji "Perfect Blue"
    Dla tych co obejrzeli, nie będę co chwilę wstawiać znacznika, więc tak to załatwię.

     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    kircia 28.05.2013 14:42
    Re: irytujące
    Komentarz do recenzji "Shin Sekai Yori"
    Owszem, kwestia gustu, dlatego nikogo nie mam zamiaru męczyć z tego czy tamtego powodu, napisałam tylko swoje zdanie :)

    Ano, były spore, ale charakter Haruhi, a także odmienny klimat serii sprawiał, że mi to nie przeszkadzało (Niestety nie mogę już tego powiedzieć o Mikuru xD). Poza tym, co najważniejsze, oczy Haruhi miały zupełnie inny wyraz i można był w nich dostrzec inteligencję, na tyle na ile to możliwe w animowanej postaci, zaś oczy Saki były dla mnie strasznie puste i jakieś takie tępe, bez względu na to, co akurat się działo.
    Ale to pewnie też kwestia postrzegania, przynajmniej do pewnego stopnia, bo mimika twarzy nie zachwycała tak czy siak.
  • Avatar
    kircia 27.05.2013 21:56
    Re: irytujące
    Komentarz do recenzji "Shin Sekai Yori"
    Można wybrzydzać, jeśli czyimś zdaniem anime było po prostu złe, jak w moim przypadku xD

    Uwielbiam wolne anime, i w ogóle cenie sobie ambitne serie, jestem fanką kilku dość ciężkich klimatycznie produkcji, które swego czasu wypuściło studio Madhouse, i pomimo, że czasem sięgam po shounena dla rozrywki, to ogrom bzdurnych serii mnie przeraża.
    Shin Sekai Yori do bzdurnych w wymowie absolutnie nie zaliczam, co nie zmienia faktu, że rozczarowałam się jak nigdy, bo mając w pamięci kilka tytułów, które osobiście uważam za genialne (a nawet tylko dobrze skrojone), Shin Sekai wypada wręcz boleśnie blado.

    I tak, oczy w Clannadzie są OBRZYDLIWE xD, nie wspomnę, że chyba w ogóle nie byłabym w stanie zdzierżyć tego typu serii, ale w omawianym anime i tak były zbyt duże jak dla mnie. Cenię sobie jak najbardziej możliwy realizm.

    W każdym razie dziękuję za odpowiedź :)
  • Avatar
    A
    kircia 27.04.2013 21:37
    irytujące
    Komentarz do recenzji "Shin Sekai Yori"
    9,5 godzin z życia zmarnowanych. Skończyłam chyba głównie po to, żeby komentarz miał jakiś sens.
    Może trochę ciekawiło mnie zakończenie.

    Nikt nie musi tego oczywiście czytać – z góry zaznaczam, nie chcę dyskutować ani nikogo przekonywać – chyba że komuś też się nie podobało, może doda coś od siebie, to bardzo chętnie przeczytam, naprawdę.
    Fanom nie polecam, bo moja wypowiedź może ich zirytować.

    Pierwszy i największy minus – bohaterowie, a konkretnie główna bohaterka, Saki. Najgorsze jest to, że jeśli miałabym ją w dwóch słowach opisać, to jedyne co przychodzi mi na myśl to „potwornie głupia”. I to niekoniecznie w oczywistym sensie, ale ta jej cecha jest właśnie czymś, co mi trudno wyjaśnić. Takie „niby nie, a jednak tak”.
    Owszem, raz czy dwa wymyśliła coś, co pomogło w sytuacji, ale poza tym… jej reakcje, pytania, wypowiedzi, decyzje, zachowanie – cała jej osoba była prawdopodobnie jedną z bardziej irytujących, na jakie natrafiłam.
    Coś się dzieje, trzeba działać, a ona stoi, gapi się i jeszcze próbuje coś powiedzieć, zamiast uciekać, czy cokolwiek. Myślenie i wyciąganie wniosków też jej niezwykle trudno przychodziło. kliknij: ukryte 
    Poczułam do niej niechęć już w pierwszym odcinku, nie wiem za co obrywał od niej ten biedny Satoru (chyba za to, że był o wiele inteligentniejszy), strzelała fochami tu i tam, a żaden nie miał najmniejszego sensu. Nieważne, że była młoda. Młodość i głupota niekoniecznie muszą iść w parze.
     kliknij: ukryte 
    Nie wiem konkretnie dlaczego, ale strasznie kojarzyła mi się z równie przeze mnie niecierpianą Yuuki z Vampire Knight. Może w ogóle nie są podobne, ale bez przerwy czułam, że oglądam powtórkę z „rozrywki”.
    Gwoździem do trumny było to, że dobrano jej możliwie najbardziej irytujący głos, jaki można było. Amen.

    Bez niej anime trochę by zyskało. Ale ogółem nie byłam w stanie polubić nikogo. Może Satoru jeszcze najbardziej tolerowałam, ale tylko to, sympatii zero.
    Rozwaliła mnie zaś scena, kiedy  kliknij: ukryte  Ludzie, kto tak robi?

    Co dalej… niesmak. Pewnie to dlatego, że nie znosiłam całej młodzieńczej piątki, ale naprawdę, pierwszy raz w historii zdarzyło mi się, że z obrzydzeniem odwracałam wzrok kiedy  kliknij: ukryte 

    Anime jest klasyfikowane jako 17+ czy też 18+, więc dlaczego musiałam oglądać akurat bandę nastolatków przez większość czasu? Wiem, to nie ma nic do rzeczy, to tylko moje prywatne preferencje, zazwyczaj unikam anime z nastoletnimi bohaterami, ale tu zmyliły mnie wysokie oceny.

    Jeśli zaś chodzi o fabułę… to sam pomysł ani mnie ziębił ani grzał. Średnio podobała mi się taka dystopia, bardzo średnio. Głowna oś… też mogła być lepsza. Po tych wszystkich opisach i ocenach spodziewałam się czegoś naprawdę mocnego, a tutaj… jakieś to takie rozmyte i nijakie.
    Finał był dobry, ale można do niego było doprowadzić nieco bardziej spektakularną drogą i lepszymi pomysłami.
    W dodatku wszystko było strasznie przewidywalne, od razu było wiadomo, kto jaki jest.

    Z technicznych spraw, ponarzekam jeszcze na kreskę. Czy ktoś miał lat 12, 14 czy był przed 30, twarz wyglądała tak samo. Gładziutka, zero szczegółów. Kolejna, w sumie błaha sprawa, ale jednak irytująca. No i te obrzydliwie duże oczy. Wiem, że to standard w większości anime, ale oczy mogą być duże nie będąc jednocześnie tak wkurzającymi. Niestety, Saki miała takie oczy niezmiennie od początku do końca.

    Dość już napisałam, więc podsumowanie…
    Ulubiona postać? Squealer/Yakomaru.
    Serio, nie żartuję, ani trochę. kliknij: ukryte 
    I o czym jest ta seria? O tym, że ludzie są podli i widzą tylko swoją krzywdę, ale nie tę, którą sami wyrządzają? I nawet jak wielce chcą coś naprawiać, to nigdy im się do końca nie udaje, bo taka już ludzka niezmienna natura?
    To już chyba wszyscy wiedzą.
    Dlatego zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, właśnie z powodu opisanego w „ukrytym”.

    Dwa słowa charakterystyki na całość: irytujące nudy.
    Nawet świetna muzyka tego nie uratowała.

    Widzę, że ogólnie się podoba, także nikomu nie odradzam. Po prostu musiałam wyrazić swoje zdanie, bo akurat mnie to strasznie rozczarowało – pewnie kwestia gustu.
  • Avatar
    A
    kircia 20.04.2013 20:57
    zaiste
    Komentarz do recenzji "Paranoia Agent"
    Niektórzy naprawdę myślą, że 13­‑odcinkowe anime, którego autorem i reżyserem jest śp. Satoshi Kon, nad którym w dodatku czuwało studio Madhouse w latach swojej świetności, naprawdę ma jakieś fillery?…

    Problem polega na tym, że śledztwo, o które chodzi, nie jest główną osią fabuły. Powtarzam, NIE JEST.
    Fabuła rozwija się cały czas, bez względu na stan śledztwa.
    Fillery? Kpina. Po pierwsze, w tych dalszych odcinkach widz dowiaduje się ważnych rzeczy, które mają bezpośredni związek z fabułą, więc jak można to nazwać fillerem?
    Po drugie, kilka z nich same w sobie stanowią świetne zamknięte historie, które po drobnych modyfikacjach mogłyby istnieć jako krótkie oddzielne produkcje.

    Ja akurat nie zwracam na to uwagi i jak chcę, to oglądam, ale ciekawa jestem, ilu ludzi po przeczytaniu takich komentarzy już sobie odpuściło obejrzenie tego anime.
    Jeśli komuś się nie podobało i twierdzi, że bez sensu, to na przyszłość po prostu niech się nie zabiera za podobne serie. I tyle, wszystkim będzie lepiej.
  • Avatar
    A
    kircia 17.01.2013 12:18
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    Komentarze podobne do mojego już się pojawiały, ale i tak muszę gdzieś napisać o swoich odczuciach. Zresztą, po to w końcu są komentarze, poniższa opinia jest moja, subiektywna i proszę, żeby nikt nie skakał na mnie z własnym zdaniem, jeśli się nie zgadza, bo tu się nie ma o co zgadzać, kwestia gustu.

    Po pierwsze, 7 filmów stanowi niby całość, a jednak są strasznie nierówne. Drugi film podobał mi się najbardziej, prawdę mówiąc tylko tam poczułam jakikolwiek „klimat”, pierwszy i niestety ostatni raz. Zaś szósty film był zdecydowanie najgorszy, nie zliczę ile razy przewracałam oczami.

    Dwa, kwestia fabuły. Jak dla mnie, całą historię można by zamknąć w góra trzech filmach, wliczając w to drugi, czwarty i ostatni. Dalej, strasznie nie podoba mi się motyw… nazwijmy go, kryminalny. Np. w filmie piątym praktycznie wszystko zostaje wytłumaczone w połowie, a reszta motywów jest jak wzięta z… powietrza. Genialny pomysł, tłumaczyć widzowi pewne zasady działające w tym świecie razem z tłumaczeniem intrygi – no super, równie zaskakujące, jak skład wody mineralnej.
    To samo zresztą w filmie szóstym.

    Następna rzecz, nie wiem jak u innych, ale ja muszę polubić postacie, żeby interesowała mnie historia (lub przynajmniej uważać je za postacie dobrze zrobione) bo gdy nikogo nie polubię, to naprawdę mało mnie obchodzi, co się stanie. W Kara no Kyoukai nie polubiłam nikogo a wręcz czułam do nich niechęć, i to nie taką, że charakter autentycznie mnie odrzucał, bo był jak żywy – zwyczajnie nudzili mnie, potwornie mnie nudzili.

    I tak się zastanawiam, a nawet się martwię, może coś przegapiłam? A może tylko mam takie wrażenie, bo liczyłam na coś niesamowitego, a dostałam średnią mieszankę romansu, thrillera i dramatu.
    Albo tak mało mnie to interesowało, że to, co się okazało, wydawało mi się zbyt oczywiste i nie potrafiłam dojrzeć czegoś niesamowitego? Nie wiem, wiem za to, że się rozczarowałam i czuję niesmak.

    Ostatnia rzecz – Kajiurę uwielbiam zawsze, więc nie ma o czym mówić.
    Animacja świetna, ale sam sposób rysowania już średnio. Postacie strasznie do siebie podobne, zwłaszcza kobiece. To chyba kwestia autora. W pewnym momencie Shirazumi wyglądał jak panna z Shingetsutan Tsukihime – więcej chyba nie muszę mówić.
    Z bliska jeszcze jakoś to wyglądało, ale gdy, powiedzmy, postaci kadrowane były od pasa w górę, mogłam „podziwiać” twarze składające się z oczu, bo reszty prawie nie było widać, i dziecięcych, pucołowatych policzków. No fuj.

    Ostatnia rzecz, o której chyba nikt nie pisał – seiyuu. Że Sakamoto i Suzumura to wiadomo, nie trzeba pisać. Dla mnie zaś największym plusem był Souichiro Hoshi w roli Lio. Zazwyczaj seiyuu ten gra role, niestety, jakichś uke chłopczyków gdzie nie może się popisać, tymczasem głos ma po prostu świetny. Szkoda, że to jedyna tego typu rola, w której go słyszałam.
    I w sumie dla mnie to największy plus tej produkcji.

    Podsumowując, jeśli komuś się podobało i zobaczył w tym coś niesamowitego, to fajnie, nie mam zamiaru się kłócić, czy to produkcja głęboka czy nie. Do mnie po prostu nie przemówiło i mi się nie podobało. Nie chciałam zostawiać tego po tym, jak i tak widziałam już 4 filmy na 7, więc dokończyłam, marnując tym samym kilka godzin swojego życia. No trudno.
    Ani nie polecam, ani nie odradzam, zdania są tak podzielone, że każdy musi sam sprawdzić, czy warto.
  • Avatar
    kircia 28.12.2012 20:55
    Re: hm.
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Nie wiem, czy kwestia emocjonowania się jest rzeczywiście subiektywna, jeśli wziąć pod uwagę, że mówimy o Japończykach, którzy (i wnioskuję to po przeczytaniu kilku książek japońskich klasyków jak Soseki, Kawabata czy Kobo, oraz tekstów takich jak felietony czy artykuły w publikacjach dotyczących Japonii) są ludźmi – trochę jak Anglicy – raczej powściągliwymi w ukazywaniu emocji, a takie rozwrzeszczane zachowanie ich razi.
    Chociaż, rzecz jasna, nowe pokolenia są trochę inne, ale o tym, czy wierzyć takiemu obrazowi szkoły, to za chwilę.

    Dodam jeszcze, że niedawno skończyłam Red Garden, anime o grupie uczennic amerykańskiej szkoły, którym także przydarza się coś, powiedzmy, paranormalnego i to chyba w nieco mniej przyjemnej formie. Porównując serie, dziewczyny w Red Garden naprawdę zachowywały się tak, że nie miałam żadnych zastrzeżeń, a spotkała je naprawdę paskudna rzecz. Każdy znosi takie rzeczy inaczej i tam zostało to pokazane, zaś w Kokoro Connect wszyscy zachowywali się jak po sporej dawce (co najmniej) kofeiny i to z, powiedzmy to, czasem po prostu idiotycznych powodów nie wartych takich emocji.
    Jedna czy dwie osoby mogły reagować bardziej histerycznie, ale wszyscy, serio, wszyscy?…

    Oczywiście, w anime pokazują nam szkołę, która w rzeczywistości nie istnieje, z typowymi, krótkimi spódniczkami, których rzecz jasna, żadna uczennica nie nosi, i innymi zachowaniami, których próżno w takiej szkole szukać.

    Oznacza to więc, że w anime, oprócz sytuacji fantastycznych, nierealistyczni są także bohaterowie i generalnie większość świata przedstawionego. Czy ma więc sens tłumaczenie dziwnych zjawisk, które dotknęły mało wiarygodne postaci?
    Chyba się ten sens troszkę zgubił, a w pierwszej części naprawdę go widziałam i byłam podekscytowana tym, co mogłabym zobaczyć dalej.
    Nie zobaczyłam wiele.

    Jasne, ktoś teraz powie, że przecież tak wygląda wiele anime i praktycznie wszystkie szkoły są tak przedstawiane… no właśnie, trzeba wiedzieć, na co się patrzy. Na pewno nie na typową japońską szkołę ani na jej uczniów, tylko na wytwór popkultury. Dlatego do wszystkich szkolny serii podchodzę z dystansem i innym radzę to samo.

    Jak dotąd, jedynym anime które widziałam, gdzie uczniowie zostali ukazani realistycznie a uczennice miały normalną długość spódnic, tj. do kolan, nie krócej – to Mouryou no Hako, ale to na pewno nie jest szkolna komedyjka.
    Pewnie są i inne, ja ich nie widziałam.
  • Avatar
    A
    kircia 6.12.2012 23:03
    hm.
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Widzę, że już podobne komentarze się pojawiały, ale dla własnego spokoju też napiszę.
    Na początku pomyślałam, że jest naprawdę świetnie. Pojawił się problem, czy ciało to rzeczywiście fundament tożsamości, czy można być sobą w ciele kogoś innego. To spostrzeżenie wydało mi się trafione w dziesiątkę, pomyślałam, wow, wreszcie coś nowego.
    Niestety, na tym się skończyło. I o ile część z zamianą ciał była zdecydowania udana i nie mam jej nic do zarzucenia, tak już następne… były po prostu zbyt emocjonalne.
    Za dużo krzyków, płaczu, ochraniania, pomocy i miłości. Zdecydowanie za dużo.
    A może to ja po prostu źle robię, że cenię sobie ludzi, którzy nie przeżywają tak strasznie emocji i panują nad sobą? Oczywiście, nie każdy potrafi, ale tutaj nikt nie potrafił. Nie wyobrażam sobie, żeby którakolwiek grupka moich znajomych mogła się tak zachowywać, więc patrząc na takie coś w tym anime, automatycznie oddzielałam się od tego co się działo na ekranie mentalną, pancerną szybą.
    Uspokójcie się, prosiłam. Nie było to ani zbyt wiarygodne, ani tym bardziej strawne.
    Pośród oceanu dramatu utonęła moja sympatia do postaci.
    Co do nich samych zaś, dość przerysowane, zwłaszcza główny bohater i jego pomaganie. To już było. Inaba była moją faworytką, dopóki też nie straciła tego wszystkiego, dzięki czemu była fajna.
    Inne problemy też niesamowicie rozdmuchane, i ogólnie im dalej, tym bardziej naciągane rozmowy, wyznania i troski. I żeby chociaż były oryginalne, albo ciekawie poprowadzone – nie, nie były.
    Myślałam, że dostanę dobrą serię, która zajmie się niby zwykłymi sprawami, jak właśnie tożsamość, która dla wielu wydaje się rzeczą oczywistą, a gdyby się zastanowić czym jest, to trudno to stwierdzić.
    Dostałam jednak mocno naciągany szkolny dramacik.
    Wydarzenia nadprzyrodzone stały się jedynie pretekstem do ukazania relacji grupki nastolatków – dobrze, w porządku. Ale w tym wypadku bardzo, bardzo szkoda, że nie było to niczym ponadto. Powinno być więcej niesamowitości i mniej dramatu, wtedy byłoby znacznie lepiej.

    Seria w sumie ok, ale to i tylko to, na pewno nic więcej, bo też nie znalazłam tam niczego, czego bym już nie widziała, i to w lepszej oprawie. Może i dobrze zrobione, ale przewidywalne, a to nie wystarczy.
    Gdyby nie pierwsza część, wszystko byłoby warte jeszcze mniej.
  • Avatar
    kircia 28.11.2012 23:53
    Re: najlepsze anime roku?
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    No właśnie, tu jest problem, że nie czuję klimatu. Mogłabym pewne elementy traktować ironicznie, jak te wykrzykiwanie nazw ataków, niestety nadal wyglądają zbyt serio i chyba jednak takie na serio są. Miałam w związku z tym anime duże nadzieje. Ale sprawa jest prosta – jeśli nie zainteresuje mnie ani fabuła, ani, co gorsza, postacie – a i forma średnio mi odpowiada – to raczej nic z tego nie będzie. Parę razy pojawił się fajny moment, scena, przy której pomyślałam: „ooo, w końcu…” – i nagle panna bohaterka zaczyna się wydzierać i wszystko niszczy.
    Zamierzone elementy? Pewnie tak, pytanie, co one wnoszą? Głębię? Nie. Coś, nad czym człowiek się zastanawia? Nie. Czy są czymś, czego nie ma nigdzie indziej? Też nie.
    Wolę czytać książki niż napisy w anime, serio.
    Przykład, w Moryou no Hako były dwa totalnie przegadane epizody, jednak one coś wnosiły, objaśniały skomplikowaną naturę pewnych bytów, pozwalały się zastanowić nad paroma kwestiami (i to nie w wymuszony sposób, a gładko i naturalnie), a przede wszystkim rozmowa ta była stonowana i przyjemnie się jej słuchało – a tego wydzierania się i dziecinnego sposobu gadki nie jestem w stanie zdzierżyć. Tyle.
    Teraz wiele jest serii, które aspirują do bycia innymi czy sięgają po ironię, ale kiepsko im to wychodzi. Tęsknię za porządnie zrobionymi anime, mogą być proste, ale niech są dobre. Tak, żebym podczas oglądania naprawdę patrzyła, a nie myślała o tym, jak bardzo mnie coś irytuje.
  • Avatar
    kircia 28.11.2012 22:32
    Re: najlepsze anime roku?
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Jestem dopiero po 2 odcinku, a odczucia mam identyczne. Dodam jeszcze, że niestrawne jest także to, że gadają bez przerwy przez całe 50 minut, i to w dodatku o bezsensownych rzeczach, tymczasem granie ciszą to coś, co bardzo sobie cenię. Genialnie to było zrobione we wspomnianym przez Ciebie Shigurui (nawiasem mówiąc, jedno z moich ulubionych).
    W Katanagatari zaś spokojnie 1/3 tej irytującej paplaniny można by wywalić. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa – w porządku, ale jeśli fabuła jest prosta, to muszą być elementy, które by zainteresowały, a ja ich tu nie uświadczyłam.
    Co do pojedynków, wrażenie odniosłam to samo, co do bohaterów, on jeszcze ujdzie, ona zaczyna być kompletnie niestrawna. To mają być niepowtarzalne postacie?… ohgodwhat.
    Co się dzieje z poziomem anime, nie wiem, ale nic dobrego, skoro takie serie są uznawane za wybitne.
    Zastanawiam się, czy oglądać dalej, poważnie.
  • Avatar
    kircia 28.11.2012 19:51
    Re: Dość późna reakcja - przepraszam
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Również pozdrawiam, dziękuję za miłą wymianę zdań ;)
  • Avatar
    kircia 27.11.2012 20:41
    Re: Dość późna reakcja - przepraszam
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Pewnie można to także ocenić i pod innymi płaszczyznami, mogę się zgodzić ze wszystkimi podpunktami, ale to już nawet nie o to chodzi. Motyw starzenia się nie jest ani świeży ani odkrywczy, ale jest w porządku. Romans w książce akurat lubiłam, więc też szkoda mi tego, że w filmie był inny, nawet jeśli dzięki temu film zyskał inne zalety. Co do wątku z pacyfizmem się zgadzamy, a czy zakończenie było kpiną czy jednak miało takie być, nie wiem. Szczerze, niewiele miałam styczności z Miyazakim i nie wiem, czy takie zakończenia są typowe, czy to ironia. To drugie bardziej kojarzy mi się z innymi studiami, niekoniecznie z Ghibli – ale jak mówię, mało tego widziałam, więc to tylko domysły, ktoś może mnie wyprowadzić z błędu.

    Chciałam tylko napisać, że jakoś całości nie kupiłam, to wszystko. Bo film piękny, a w dyskusji wychodzi na to, że jednak ma całkiem sporo wad i akurat mnie one przeszkadzały. I to tyle :)
  • Avatar
    kircia 24.11.2012 20:56
    Re: Dość późna reakcja - przepraszam
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Tak, to prawda, że praktycznie żaden film nawet nie dorównuje książce, więc rzeczywiście, biorąc to pod uwagę zarzuty o spłycanie postaci tracą na sile :)
    Wydaje mi się, że może tutaj chodzić o Ghibli i Miyazakiego – przypuszczam, że ci, którzy znali książkę, spodziewali się wierniejszej adaptacji i lepszych postaci, bo wiadomo, jako produkcje wychodzą z tego studia. Chyba za bardzo wszyscy na nich wiszą.

    Odchodząc od tematu postaci, nadal jednak strasznie nie pobadają mi się te udziwnienia. Czarne ptaszysko, dziwne sceny bitwy, które jakoś nie pasowały mi do całości i szczerze, zepsuły mi cały klimat. Jakkolwiek dziwnie to teraz nie zabrzmi, ale przez tego czarnego ptaka, dziwną wojnę i jakiegoś dziwnie tragicznego Hauru pomyślałam, że za bardzo „zaleciało anime”... tak, dokładnie. Przyznam się, że i z książką i filmem miałam do czynienia jeszcze w liceum i niezbyt dobrze pamiętam detale, ale te motywy w filmie zwyczajnie były dla mnie niezrozumiałe. Albo po prostu byłam wtedy na to zbyt głupiutka, albo jednak coś było nie tak, bo w książce zrozumiałam wszystko.
    To tylko moje zdanie, wiadomo. Po prostu nie lubię takiego udziwnionego smętnego tragizmu, na który nie powinno tam być miejsca, bo i potrzeby nie było.

    Ostatnia rzecz, już poza filmem, nie podoba mi się też to, że w Polsce książka pojawiła się właśnie z tłumaczeniem Hauru zamiast Howl. Przeczytałam niedawno, że używał kilku imion o podobnym brzmieniu jak np. Howell, co podobno ma znaczenie w książce, a przez taki przeklad niewiele z tego zostało. Fajnie, że ktoś zdecydował się w końcu na ukłon w stronę japońskich produkcji, ale dlaczego akurat w tym przypadku, odbierając czytelnikom właściwe tłumaczenie – nie wiem. To oczywiście nijak ma się do filmu, taka ciekawostka z mojej strony ;)
  • Avatar
    kircia 13.11.2012 21:36
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Chciałam coś takiego napisać, ale widzę, że już jest. Zgadzam się. Jakkolwiek nie można zaprzeczyć, że Miyazaki robi piękne filmy, tak akurat tutaj zmienione elementy mi się nie podobają. Parę ciekawych wątków pominięto, kwiecista łąka jakoś mnie nie przekonała, klimat całkiem inny, w dodatku gorszy. I niepotrzebne udziwnienia z pogranicza psychodelii zmieniające wyraz całości. I właśnie w tym problem, że film sam w sobie uważam za bardzo dobry, ale już znacznie gorzej wypadł w porównaniu z książką, aż się żal robi, że zostało to tak zmienione.
  • Avatar
    kircia 1.11.2012 20:04
    Re: że co?
    Komentarz do recenzji "Mawaru Penguindrum"
    Nie spodziewałam się, że jedna moja wypowiedź wywoła taką dyskusję, ale to dobrze. Im więcej przeczytałam, tym lepszy mam obraz całości. Właśnie przez tę formę przekaz stał się dla mnie niejasny, a co gorsza, niektóre sprawy wydają mi się wręcz wyolbrzymione i do przesady tragiczne, co już by tak nie raziło właśnie z innymi bohaterami. Tu także popieram Wiurka, nie jest to ten gatunek chaosu, jaki cenię.
    W recenzji jest napisane coś o jeździe bez trzymanki. Oglądając zastanawiałam się, kiedy się zacznie, w końcu wysiadłam nieco znudzona :)
    Jeśli bohaterowie tego anime byliby starsi i nie tak histeryczni, chętnie bym je obejrzała w takiej postaci, bo nie wątpię, że coś w tym jednak jest.