Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 5/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 90
Średnia: 7,06
σ=1,89

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (JJ)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Barman

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 11×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Bartender
  • バーテンダー
Widownia: Seinen; Postaci: Kucharze/cukiernicy; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

A teraz coś z zupełnie innej beczki (butelki, kieliszka?) – barman jako przewodnik duchowy w nietypowej serii obyczajowej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

„Usiądźcie i opowiedzcie mi o swoich problemach” – zdaje się mówić spojrzenie Ryuu Sasakury, barmana lokalu Eden Hall. Jego praca nigdy nie ogranicza się do mieszania choćby i najwykwintniejszych trunków – Ryuu uważnie obserwuje swoich klientów, wysłuchuje ich zwierzeń, rozmawia, by w końcu napełnić szklankę i podać jednego, wyjątkowego drinka. „Boski Kieliszek” – geniusz, który do mistrzostwa opanował nie tylko barmański fach, ale też umiejętność czytania i rozumienia ludzkich emocji – potrafi bowiem dopasować zamówienie do klienta tak, aby napój – z odpowiednim komentarzem – pomógł mu w konfrontacji z problemami codziennego życia. Innymi słowy, przez alkohol do duchowej odnowy. Brzmi dziwacznie? Pomysł twórców Bartendera – barman­‑mistyk­‑terapeuta, serwujący drinki­‑metafory w niemalże magicznej otoczce, był cokolwiek ryzykowny i wielu zapewne nie przypadnie do gustu, zaowocował jednak powstaniem naprawdę nietypowego tytułu.

Trudno w Bartenderze mówić o fabule – to epizodyczna seria, pozbawiona głównego wątku. Przez jedenaście odcinków w Eden Hall pojawiają się kolejni szukający odpoczynku goście, którym Sasakura pomaga znaleźć rozwiązanie życiowych problemów, a ich zwierzenia to w większości nieskomplikowane, pozbawione głębszego znaczenia i pretensji do bycia „ambitnymi” historie. Trudno uznać je za fascynujące: wypalony reżyser, zestresowana pracująca kobieta, starszy pan tęskniący za Japonią z dawnych czasów – postaci, z którymi będziemy mieć do czynienia, znudzą zapewne wielu widzów. O ile jednak fabuła do odkrywczych nie należy, sposób jej przedstawienia – jak na anime – zaskakuje oryginalnością. Jeśli chodzi o narrację, japońskie seriale animowane rzadko stać na większe niż niechronologiczne „poszatkowanie” historii odstępstwo od najbardziej typowych z możliwych sposobów pokazywania wydarzeń. Bartender natomiast oferuje raczej niespotykany styl, który z początku, przez obecność narratora i przerywające akcję wypowiedzi bohaterów kierowane w stronę widza, kojarzyć może się z filmem dokumentalnym. Później jednak monologi stają się bardziej teatralne, a postaci, które w danym odcinku nie prowadzą rozmowy z Sasakurą, występują w roli swego rodzaju chóru, komentującego wydarzenia i zachowanie gościa „Boskiego Kieliszka”. Jakby tego było mało, autorzy szczególnie upodobali sobie pomysł „opowieści w opowieści”: często treść odcinka to w dużej mierze historie związane z markami alkoholów (o czym wspomnę jeszcze później), które Ryuu teoretycznie przybliża odwiedzającemu Eden Hall, ale tak naprawdę to widz jest ich adresatem. Sprawia to ciekawe wrażenie, a przy tym odrealnia serię i przede wszystkim podkreśla dystans autorów do wykreowanej przez nich fikcji, przez co trudno zarzucić Bartenderowi zbytnią prostotę. Z drugiej strony, swego rodzaju magiczno­‑mistyczny klimat, jaki próbuje się tu wytworzyć, nie podziała niestety na każdego widza. Ci, którzy sięgną po ten tytuł, powinni być przygotowani na bardzo spokojny, pozbawiony większych emocji seans – serię nazwałbym, choć może brzmieć to dziwnie, „anime relaksacyjnym”, to rzecz odprężająca i uspokajająca, a dla niektórych – zapewne śmiertelnie nudna. W Eden Hall – mawia Sasakura – serwujemy drinki, które pomagają zmęczonym gościom dojść do siebie – i jak zwykle, choć teoretycznie wypowiada te słowa w stronę klienta, ich adresatem są tak naprawdę oglądający Bartendera.

Najważniejszym punktem programu nie są jednak ludzkie dramaty – jest nim alkohol. Umieszczenie go w centrum zainteresowania i próby nadania mu magicznej otoczki, uczynienia z niego swego rodzaju metafory dylematów gościa, z początku wydawały mi się zwyczajnie głupie, ale trzeba przyznać, że autorom udało się wprowadzić swoje założenia w życie z niezłym skutkiem. O każdym drinku i o jego składnikach Sasakura ma coś do powiedzenia – czasem są to proste fakty, czasem dłuższe historie. Zaskakuje zagranie twórców w jednym z pierwszych odcinków, w którym klient Eden Hall stwierdza bez ogródek, że opowieści te, jak powszechnie wiadomo, to zwyczajne konfabulacje, chwyt marketingowy, mający zainteresować kupującego produktem – a widza, jak możemy się domyślić, choć nikt nie mówi tego wprost, serią. Podkreślanie – raczej nienachalne – że to, co oglądamy, to fikcja, mogłoby irytować i robić wrażenie pretensjonalnego zabiegu, ale tutaj zgrabnie dopasowuje się do prób oczarowania widza „magią” drinków, nabierających w Bartenderze dziwnego, metaforycznego charakteru. Historia marki alkoholu, smak czy sposób przyrządzenia wiążą się z problemami gościa i udzielanymi przez Sasakurę życiowymi poradami (które, jeśli nie nabierze się sugerowanego przez twórców dystansu, mogą się jednak wydać trochę banalne) w zaskakująco sensowny sposób – choć po pierwszym odcinku nie wierzyłem, że za każdym razem będzie to miało ręce i nogi. Rzeczywiście, zdarzają się pomysły mniej udane, ale ogólnie seria nie schodzi poniżej pewnego poziomu i nie zdarzył się odcinek, który uznałbym za naprawdę idiotyczny. Jedyna uwaga, jaką mam w tej kwestii to to, że można odnieść wrażenie, iż serię stworzył ktoś, kto alkohole widzi raczej z perspektywy ekskluzywnego, drogiego lokalu, a rzadko, o ile w ogóle, styka się z takim sposobem picia, z jakim często mamy do czynienia w Polsce… Ujmijmy to tak – osobie, która wpadła na pomysł mówienia o naszej starej, poczciwej wódce jako o magicznym, orzeźwiającym nektarze, chyba brak doświadczeń z czymś, co moglibyśmy określić mianem tradycyjnego wschodnioeuropejskiego modelu spożywania alkoholu. A zwłaszcza z jego skutkami ubocznymi „dzień po”.

Trzecim, po nietypowej narracji i kluczowej roli drinków, elementem „magii” Bartendera jest sam Ryuu Sasakura – genialny barman, iluzjonista i terapeuta w jednym. Właściwie to jedyna naprawdę interesująca postać tej serii, ale przyznam, że twórcom udało się pokazać go w wyjątkowo ciekawy sposób. Z jednej strony, zachowanie Ryuu bywa bardzo naturalne i czasem można pomyśleć, że to zupełnie nieskomplikowany charakter, prosty, pozytywnie nastawiony do świata i otoczenia młody chłopak. Ale jednocześnie od samego początku przedstawia się go jako swego rodzaju czarodzieja, geniusza, który rzadko zdradza ludzkie słabości – a nawet kiedy już to robi, zostają one pokazane w taki sposób, że nie zaprzeczają „nadludzkiemu” wizerunkowi barowego bóstwa. Nie poznajemy przeszłości Sasakury, jego bliskich, rodziny, przyjaciół – to postać zupełnie oderwana od rzeczywistości, nie pojawiająca się poza Eden Hall. Opowieści o drinkach, zdradzające sporą wiedzę, i porady, wygłaszane tonem raczej przyjaciela niż kaznodziei, sprawiły z kolei, że chwilami przypominał mi bardziej przyjazną i otwartą, ale jednocześnie mniej ludzką – bo nieco zbyt wyidealizowaną – wersję Ginko z Mushishi.

Oprawa graficzna, choć w tym przypadku jest kwestią drugorzędną, niestety pozostawia wiele do życzenia. Tła bywają brzydkie, zwłaszcza w miejscach, w których do ich wykonania użyto grafiki trójwymiarowej, a postaci chwilami narysowane są niestarannie. Animacja nie zachwyca i gdyby nie to, że rzadko jest potrzebna – bądź co bądź, większość „akcji” w Bartenderze sprowadza się do dialogów przy barze – robiłaby okropne wrażenie. To zrozumiałe, że w serii tego typu nie można spodziewać się fajerwerków, ale tutaj zdarzają się momenty, w których nawet twarze na pierwszym planie wyglądają wyjątkowo źle.

Muzyka idealnie wpasowuje się w nastrój serii – w większości składa się z jazzujących melodii i fortepianowych, często lirycznych utworów. Przyjemny, na przemian wyluzowany i melancholijny klimat ścieżki dźwiękowej to dokładnie to, czego oczekiwałem w tej kwestii po Bartenderze. Relaksująca i nadająca się do odsłuchania niezależnie od anime, zapewne otrzymałaby bardzo wysoką notę, gdyby nie opening i ending – urocze, ładnie skomponowane piosenki wykonują panie, którym natura poskąpiła niestety umiejętności wokalnych, co słychać zwłaszcza w czołówce i co nie nastraja pozytywnie do serii.

Każdy, kto od tego, co ogląda, wymaga szybkiej, efektownej akcji albo zakręconej fabuły, do Bartendera niech bez kija nie podchodzi, bo seria uśpi, wynudzi i zirytuje wszystkich widzów, którzy nie lubią spokojnych, niespiesznych tytułów. Od siebie dodać mogę, że nie trzeba przyswajać całości naraz – sam oglądałem poszczególne odcinki na przestrzeni kilku miesięcy i w żaden sposób nie zakłóciło to mojego odbioru całości. Wyciszony, relaksujący – przynajmniej dla tych, dla których synonimem relaksu nie jest radosne obijanie się po pyskach – tytuł warto polecić tylko tym, którzy właśnie czegoś takiego szukają. Bez artystycznych pretensji, poważnej tematyki i dopracowanego scenariusza, Bartender zainteresuje jednak nielicznych. Zerknąć mogą też nastawieni na „oryginalność” widzowie, bo z pewnością to nietypowa seria – o ile nie odrzuci ich prosta, a momentami wręcz banalna fabuła i przesłanie. Pamiętajcie tylko, żeby nie potraktować zbyt poważnie pomysłu, że alkohol to uniwersalne remedium na wszystkie życiowe problemy…

JJ, 19 września 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Palm Studio
Autor: Araki Jou, Kenji Nagatomo
Projekt: Hirotaka Kinoshita
Reżyser: Masaki Watanabe
Scenariusz: Yasuhiro Imagawa
Muzyka: Kaoruko Ootake