Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 grafika: 9/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 21 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,90

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 1784
Średnia: 9,12
σ=1,13

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Mitsurugi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Stalowy alchemik: misja braci

zrzutka

Kolejna ekranizacja, tym razem wierna, popularnej mangi Hiromu Arakawy. Istnieją jednak studia, które potrafią uczyć się na błędach i są serie, które potrafią wyłamać się ze schematu gatunku, opowiadając wspaniałą historię.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Michiyo

Recenzja / Opis

Od każdej reguły istnieją wyjątki. Nie inaczej ma się to z gatunkami w filmach, anime czy grach. Pewne standardy przyzwyczajają nas do przewidywalnej konstrukcji czy znanych wzorów. Sztandarowym tego przykładem wśród anime są shouneny. Gatunek w swoich ramach dość hermetyczny, przewidywalny i powszechnie uważany za przykład schematyczności w japońskiej animacji. Główny bohater, na początku słaby, bezsilny, odkrywa w sobie niezwykłą siłę, musi ratować świat, dostaje wzmocnienia (czyli, posługując się żargonem gier komputerowych, power­‑upy), od których najwięksi i najpotężniejsi wymiatacze oblewają się rumieńcami wstydu, a na końcu toczy epicką walkę z głównym Złym, którego nikt inny nie ma szans pokonać. Dodajemy wybuchy, patetyczne teksty i wielkie rozbłyski. No dobra, znamy to, lubimy bądź nie, lecz zaskoczenia nie ma. Tymczasem okazuje się, że są jeszcze tacy autorzy, którzy potrafią wyrwać się z schematu. Stworzyć serię o świetnej fabule, pełnokrwistych postaciach z unikalnymi charakterami, dodać do tego nutkę dramatyzmu, zrezygnować z power­‑upów i otrzymać historię opowiadającą o ludzkiej arogancji, chciwości, nadziei i ambicji. Z nutką humoru, ale i niestroniącą od tragedii. Gdzie nie zawsze granica między dobrem a złem jest widoczna, a bohaterowie są bez skazy. Osobą odpowiedzialną za taką serię jest Hiromu Arakawa, twórczyni mangi Full Metal Alchemist. I właśnie ta znakomita manga doczekała się dwóch ekranizacji od studia BONES. Pierwsza z nich nie należała moim zdaniem do udanych, albowiem twórcy postanowili w pewnym momencie zerwać z fabułą pierwowzoru i stworzyć własną wersję wydarzeń. Ryzykowne. Nie wyszło to zbyt dobrze i seria, mimo zdobycia pewnego grona fanów, zbierała raczej średnie noty, ze strony czytelników mangi doczekała się zaś ostrej krytyki. Na szczęście BONES postanowiło spróbować raz jeszcze, tym razem stawiając po prostu na ekranizację pracy Arakawy. I tak dostaliśmy nowe, lepsze anime, Full Metal Alchemist: Brotherhood. I to wreszcie było to.

Nim przedstawię fabułę, chciałbym zwrócić uwagę na pewien drobny mankament. Pierwszy odcinek serii to wypełniacz, czyli epizod fabularnie niepowiązany z oryginalną historią. Chciałbym, aby potencjalni widzowie nie oceniali Brotherhood na jego podstawie, gdyż dopiero po nim rozpoczyna się właściwa opowieść. Ten odcinek nie wnosi nic do fabuły i lepiej potraktować go jako osobny, niepotrzebny twór. Można go śmiało opuścić. Dodam także, że po mangę sięgnąłem po obejrzeniu ponad połowy serii, więc nie piszę tej recenzji z punktu widzenia wiernego czytelnika pierwowzoru (należę bowiem do tych ludzi, którzy wolą anime od mang).

Oto rzeczywistość, gdzie ludzkość odkryła potężną siłę zdolną zmieniać i kształtować świat. Siłę, która stała się matką wszystkich nauk – podziwianą, traktowaną tak z szacunkiem, jak i obawą. Alchemia, nauka opierająca się na zasadzie równiej wymiany. Aby coś uzyskać, należy w zamian poświęcić coś o tej samej wartości. Zgłębianiem tej tajemniczej siły zajmują się alchemicy, ludzie obdarzeni wielkim talentem i intelektem, którzy poprzez własne badania i tworzenie kręgów transmutacji, są zdolni to czynienia rzeczy, które my nazwalibyśmy magią albo cudami. Potrafią tworzyć niemalże dowolne, materialne twory, błyskawicznie zmieniać pierwotną postać materii, naprawiać mechaniczne urządzenia, a także manipulować pewnymi zjawiskami fizycznymi. Jest jednakże jedna, jedyna zasada, której żaden alchemik nie może złamać. Granica, po której przekroczeniu ambicja zmienia się w zło. Żaden alchemik nie może przeprowadzić transmutacji człowieka. Alchemia nie może przywrócić kogoś do życia. Nie da się cofnąć śmierci. A cena za próbę może być zbyt wielka. Alchemia, jak każda siła, może być wykorzystana do czynienia dobra lub zła. Jej właściwości obejmują tak kreację i tworzenie, jak i zdolność destrukcji i niszczenia. Dlatego też najzdolniejsi i najpotężniejsi alchemicy zostają wcieleni do wojska i wspomagają swoją mocą żołnierzy na polu bitwy. A alchemia na wojnie to przerażająca i niewyobrażalna siła.

Głównymi bohaterami opowieści jest dwoje braci, Edward i Alphonse Elric, którzy mieszkają wraz ze swoją matką Trishą. Ich ojciec, sławny i poważany alchemik Van Hohenheim, z nieznanych nikomu powodów opuścił swoją rodzinę kilka lat temu. Obaj bracia przejawiają znaczny talent w alchemii, odnosząc drobne sukcesy w bardzo młodym wieku. Jednakże pewnego dnia ich matka zapada na ciężką chorobę i niedługo później umiera. Zrozpaczeni i samotni bracia, tęskniąc za matką, poważają się na czyn, którego od zawsze zabraniało prawo. Chcąc przywrócić swoją mamę do życia, przeprowadzają zakazaną transmutację człowieka. Transmutacja kończy się porażką i wielką tragedią. Przed Edwardem otwiera się tajemnicza Brama, twór widoczny tylko dla tych, którzy poważyli się na taki czyn. Ukazuje się mu „Prawda”, w imię zaś zasady równiej wymiany, braciom zostaje odebrane coś o równiej wartości do przedmiotu ich transmutacji. Edward zostaje pozbawiony lewej nogi, natomiast Alphonse całego ciała. Chcąc ratować duszę brata, Edwardowi udaje się przy pomocy alchemii zapieczętować ją w starej zbroi, przeprowadzając kolejną zabronioną transmutację. W rezultacie Edward traci prawą rękę, zaś Al zmuszony jest żyć jako żywa zbroja napędzana mocą alchemii. Dotkliwie okaleczeni, obaj bracia trafiają do domu swojej przyjaciółki, Winry Rockbell, która specjalizuje się w tworzeniu mechanicznych protez. Edward otrzymuje mechaniczne kończyny, dzięki którym w przyszłości otrzyma przydomek Stalowego Alchemika. Obwiniając się za stan brata i chcąc odzyskać jego ciało, Edward postanawia zostać państwowym alchemikiem, najmłodszym w historii kraju. Wciąż uważając, że to alchemia jest kluczem do odzyskania ich ciał, obaj udają się w podróż w poszukiwaniu wiedzy i sposobności. I tak w swojej wędrówce natrafiają na ślad kamienia filozoficznego, który może być ich jedyną szansą. Ale za jaką cenę?

Akcja anime rozgrywa się w alternatywnym świecie, w roku 1914 i takiż też poziom techniki prezentowany jest w anime. Oczywiście dochodzą nam tutaj wynalazki wybiegające poza to, co znamy z naszego świata, jak na przykład mechaniczne protezy, co dodaje serii nutki klimatu rodem z przyszłości i podkreśla alternatywność świata. Również nauka w wyniku niewyobrażalnego potencjału alchemii potrafi przekroczyć znacznie realia XX wieku, dodając niekiedy do fabuły elementy science fiction, nieraz o ciężkim zabarwieniu. Czas i miejsce akcji (nasi bohaterowie żyją w militarystycznym kraju) świetnie komponują się z alchemią, tworząc unikalny i interesujący klimat charakterystyczny dla tej serii.

O fabule mógłbym napisać cały esej i wciąż wątpię, czy byłbym usatysfakcjonowany jego treścią. Niemniej jednak wiem, że ciężko czytałoby się moje długie wypociny, więc postaram się ująć i przedstawić ten element w krótszej formie. Wątek fabularny jest znakomity i tutaj nigdy swojego zdania nie zmienię. Historia jest długa, spójna, dynamiczna, zawiera kilka zaskakujących zwrotów akcji, odbiega od jakiejkolwiek fabuły znanych mi dotychczas shounenów i wielu serii z innych gatunków, szczególnie przygodowych. Przede wszystkim anime powoli odsłania nam kulisy głównego wątku fabularnego, nie rzucając nas od razu na głęboką wodę, piętrząc przed nami pytania i tajemnice (chyba że znamy mangę). Zaczynamy od poszukiwań i przygód braci Elric, poznawania świata i praw nim rządzących, jego historii i bohaterów, którzy będą nam towarzyszyć przez dłuższą chwilę. BONES wykonało fantastyczną robotę w każdym z 64 odcinków. Przydługie wątki z mangi skrócili, co poniektóre mało ważne elementy opuścili, a skupili się na zaserwowaniu nam samej esencji fabularnej pierwowzoru(choć czasami coś tam postanowiono przedstawić po swojemu). Poskutkowało to tym, że w prawie każdym odcinku coś się dzieje, a historia rozwija się dzięki pokazywaniu mniejszych lub większych kawałków układanki, które powoli zbliżają nas do zrozumienia, o co w tym wszystkim chodzi. Anime przez większość czasu trzyma w napięciu, nigdy nie ujawniając więcej niż jest to niezbędne. Są odcinki, w których na próżno szukać akcji, ale które za to dostarczają cennych informacji lub skupiają się na poszczególnych bohaterach i ich wątkach. Oczywiście zdarzają się momenty przestoju i kilka razy fabuła może przynudzać. Jednakże trzeba pamiętać o liczbie odcinków, w ramach których rozłożona jest cała historia (w bardziej rozbudowanej serii zawsze znajdą się jakieś słabsze momenty).

Fabuła składa się z wielu wątków, historii pobocznych i retrospekcji. Jest to wielowarstwowa opowieść, w której każdy bohater ma nam coś do przekazania i jest równie ważny co Edward i Alphonse. Dodatkowo cały czas towarzyszy nam alchemia, jej prawa, tajemnice, zasady dotyczące jej używania i inne ciekawostki, które znakomicie budują klimat całej historii. Nie jest to do końca cukierkowa opowieść, gdzie wszystkich czeka długie życie, a każda historia ma swój happy end. Postaci giną, są okaleczane, przeżywają swoje dramaty i tragedie, a niekiedy największe rany zadawane są ich psychice. Wiele z nich dźwiga ogromne brzemię, muszą toczyć nieustanną wojnę ze swoim sumieniem i przeszłością. Tutaj nikt nie jest bez skazy, zło wcale nie musi być złem, a dobre chęci często prowadzą do wypaczeń i cierpienia. Historia nie stroni też od dylematów moralnych i prywatnych, egoistycznych ambicji, gdzie wybory między większym dobrem a jeszcze większym złem często towarzyszą nam i bohaterom w czasie ich długiej wędrówki. Twórcy od krwi nie stronią, a widz do końca serii nie może być pewien, czy jego ulubiona postać przeżyje tę historię. Naturalnie porównując do wielu innych serii z innych gatunków, fabuła niekoniecznie wydaje się tak dramatyczna, jak można by oczekiwać. Są cięższe i poważniejsze serie. Niemniej i tak znacznie ograniczono „bajkowość” serii, w porównaniu do konkurencyjnych anime.

Na szczęście Full Metal Alchemist: Brotherhood, tak jak manga, zawiera dużo drobnych wstawek komediowych, które zresztą stały się jedną z cech charakterystycznych cyklu. Niektórzy mogą poczuć się zniesmaczeni. Jak to? Robią dramatyczną, poważną opowieść czy komedyjkę? Przyznam, że osobiście też miałem wątpliwości co do takiego, dość ryzykownego połączenia, jednakże szybko prysły one w obliczu gotowego dzieła. Wstawki komediowe są w zdecydowanej mniejszości i bardzo ładnie wpasowują się w klimat i fabułę serii, tworząc oryginalną atmosferę. Naturalnie nie każdemu przypadną one do gustu i pewnie ten element spotka się z krytyką. Jednakże gdyby nie on, całe anime stałoby się kompletnie inną historią, pełną przesadnej powagi i ciężkiego klimatu. A tak została zachowana pewna równowaga, choć wciąż jest tu znacznie więcej akcji i dramatu niż śmiechu. A akcji mamy od groma, co jest kolejnym atutem tego anime. Bitwy i widowiskowe pojedynki pełne szczegółowo zaplanowanych układów choreograficznych to kolejny element, który podwyższa atrakcyjność serii. Istotną rzeczą jest to, że bohaterowie nie otrzymują w nich nagłych przypływów mocy alchemicznej od „Wielkiej Woli Wszechświata”. Bracia częściej stoją przed znacznie silniejszym przeciwnikiem i do pokonania go muszą użyć głowy, współpracować ze sobą i uzupełniać się, korzystać z elementów otoczenia, pomocy sprzymierzeńców oraz wykorzystywać słabości przeciwnika. A i tak często bywa tak, że ci stojący po jasnej stronie mocy przegrywają walki, kończą z poważnymi ranami lub po prostu nie mają szans z potężnymi oponentami. To dodaje anime nutki niepewności, bo – w przeciwieństwie do innych tego typu serii – tutaj nie możemy być pewni, kto zwycięży, a nawet czy zwycięstwo nie zostanie w następnym odcinku przekute w porażkę. Fabuła zmierza powoli, acz stanowczo do kulminacyjnego momentu. Z odcinka na odcinek powoli ukazuje nam się prawdziwy obraz wydarzeń. Podążamy tropem intryg i tajemnic, by dojść do spektakularnego finału. I pewnie dlatego to anime nie otrzymało ode mnie maksymalnej noty. Nie zrozumcie mnie źle, finał jest epicki, widowiskowy, dynamiczny, bez żadnej przerwy na złapanie oddechu. Jednakże właśnie rozmach i epickość finału, pod tytułem „wszyscy dobrzy na wszystkich złych w ostatecznej, wielkiej bitwie” był tym elementem, który już mnie nie zaskoczył oryginalnością. Oglądałem go z zainteresowaniem, tak, ale okazał się po prostu znacznie lepiej i ciekawiej zaprojektowanym i zrealizowanym finałem typowego, dobrego shounena. Powtórzyło się też wiele znanych motywów, typu nie taki zły, jak go malują, albo ukryte motywy i tragiczna przeszłość największych drani. Im bliżej końcówki, tym więcej zaczęło się pojawiać patetycznych przemówień i moralizatorskich tekstów. Widowisko, akcja – tak. Oryginalność, zaskoczenie, klimat – już nie. Fabuła jako całość jest znakomita, tylko końcówka jest słabsza, przewidywalna, wręcz troszkę oklepana. Niemniej, nie licząc znanych pereł japońskiej animacji, Full Metal Alchemist: Brotherhood ma znaczenie lepszy wątek fabularny niż lwia część anime, które zdarzyło mi się oglądać (o nowościach nie wspomnę). Nie najwyższa półka, ale jedna z wyższych na pewno.

Liczba postaci jest naprawdę znaczna, a dodatkowo o każdej z nich mógłbym napisać osobny akapit. Dlatego nie zajmę się wymienianiem z imienia i nazwiska każdego bohatera wraz z jego charakterystyką, bo to nie haremówka z wianuszkiem dziewcząt różniących się kolorem włosów. Po pierwsze i najważniejsze, otrzymujemy tutaj pokaźną liczbę pełnokrwistych i ciekawych postaci, od głównych bohaterów zaczynając, a kończąc na postaciach drugoplanowych. Ich różnorodność wprost zachwyca – każda z nich jest starannie zaprojektowana, obdarzona unikalnym charakterem, systemem wartości, zasadami, słabościami i mocnymi stronami. Otrzymujemy bohaterów, którzy mają własną historię i problemy, z którymi muszą się uporać. Walczą o coś lub w jakimś celu i wierzą w słuszność swojej walki. Jednakże na przestrzeni 64 odcinków popełniają błędy, są przechytrzani, przegrywają, muszą się zmienić i zdecydować, po której staną stronie. Z początku wrogowie, potem sprzymierzeńcy, niegdyś towarzysze broni, obecnie śmiertelni wrogowie. Inteligentny i ambitny pułkownik Roy Mustang, żądny zemsty na alchemikach wojownik Scar, zdeterminowani i utalentowani, lecz wciąż młodzi bracia Elric, tajemniczy Van Hohenheim, przywódca narodu King Bradley, cesarz odległego państwa na wyprawie po nieśmiertelność i wielu innych. Każdy z bohaterów otrzyma swoją retrospekcję, przedstawi nam swoją przeszłość i zmierzy się ze swoimi demonami. Dokonają przy tym wyborów, które mogą budzić nasz niesmak lub dezaprobatę. To jedna z najlepszych plejad postaci jakie widziałem w anime. Mnogość i zróżnicowanie. Sztuką jest połączyć te dwa elementy i zerwać z utartymi schematami, a tu twórcom się to udało (choć zapewne i tak znajdą się malkontenci, którzy będą kręcić nosem, że spotkali się wcześniej z podobnymi motywami).

Co w kwestii grafiki? Piękna oprawa wizualna, pełna detali, z charakterystyczną dla pierwowzoru kreską, różniącą się od wersji towarzyszącej nam zwykle w nowych produkcjach. Ponadto świetne krajobrazy, tętniące życiem miasteczka i zachowanie pewnych realiów z lat dwudziestych XX wieku. Przyłożono się do wystrojów wnętrz, ubrań, mebli czy wyglądu kamienic. Śliczne i widowiskowe efekty alchemii i pierwszorzędna animacja – płynna, dynamiczna i zachwycająca, szczególnie podczas wszelkich pojedynków. Graficy dają tutaj po prostu popis swoich zdolności. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na znakomite ujęcia, zbliżenia, klimatyczne scenki i kadry, które świetnie oddają wydźwięk danych wydarzeń. Nie mam tu nic do zarzucenia, a gdybym coś miał, byłaby to próba doszukania się czegoś na siłę, by za wszelką cenę dowieść, że jako recenzent dostrzegam rzeczy niewidoczne zwykłym śmiertelnikom. Muzyka – wspaniałe openingi i endingi, jednakże troszkę gorsza oprawa dźwiękowa jako całość. Być może akurat ten element otrzymał mniejszy budżet, ponieważ często pewne utwory i melodie powtarzają się (choć nadal dobrze spełniają swoją rolę, nieźle dopasowując się do wydarzeń). Zapewne znajdą się widzowie, którzy się będą lekko zirytowani takim brakiem urozmaicenia, choć mnie to szczególnie nie przeszkadzało w odbiorze (przy braku profesjonalnej wiedzy o muzyce poprzestanę na subiektywnych wrażeniach).

Pierwsza próba adaptacji mangi Full Metal Alchemist wraz z pełnometrażowym filmem wyszła, jak wyszła. Krytykowana przez fanów mangi, przeciętnie oceniana przez widzów nie znających pierwowzoru autorstwa Arakawy. BONES zrywając z oryginalną fabułą popełniło błąd, lecz wnioski z tej pomyłki wyciągnęło i postanowiło spróbować raz jeszcze. I udało się. Full Metal Alchemist: Brotherhood jest o niebo lepszą produkcją od swojej poprzedniczki, pod każdym względem, czy to fabularnym, czy technicznym, przenoszącą na ekran niemalże całkowicie niezmieniony scenariusz mangi. Osobiście preferuję jak najwierniejsze ekranizacje mang (wiem, 100% nigdy nie uświadczę) niż próbę ingerowania twórców w pierwowzór. BONES – dobra robota.

Jeżeli przez lata poszukiwaliście oryginalnego shounena o porywającej fabule, klimacie, świetnych, zróżnicowanych bohaterach, który zrywa z utartymi schematami, tworząc historię pełną dramatu, akcji, śmiechu i powagi, to nie znajdziecie lepszego tytułu. Chwała autorce mangi, która pokazała, że jak się chce, to można stworzyć długą serię, która od początku do końca trzyma dobry i równy poziom. Znajdziecie tu oryginalny świat, klimat, alchemię, fantastykę i wciągająca opowieść. Anime, tak jak manga, dobiegło końca, i – dzięki Bogu – nie przekształciło się w liczącego setki odcinków tasiemca. Osobiście jestem zachwycony, mimo słabszej końcówki. I choć żałuję, że to już koniec, przepełnia mnie głęboka satysfakcja z obejrzenia kolejnego, dobrego anime. Gorąco polecam każdemu fanowi japońskiej animacji. Obowiązkowa pozycja dla fanów mangi i gatunku. Recenzję pisałem jako fan i wielbiciel Full Metal Alchemista, więc jeżeli ktoś stwierdzi, że moja ocena jest zbyt wysoka, to ma do tego święte prawo. Czy to anime nie ma wad? Oczywiście, że ma, moim zdaniem jednak nie na tyle poważne, by przesłoniły mi znakomitą zabawę, jaką czerpałem z seansu. Ja dostałem to, co chciałem. Oceńcie sami, czy i według was anime zasłużyło na taką ocenę.

Mitsurugi, 22 października 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: BONES
Autor: Hiromu Arakawa
Projekt: Hiroki Kanno
Reżyser: Yasuhiro Irie
Scenariusz: Hiroshi Oonogi
Muzyka: Akira Senju

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Fullmetal Alchemist na forum Kotatsu Nieoficjalny pl