Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 23
Średnia: 6,83
σ=2,32

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gakkou no Kaidan

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2000
Czas trwania: 20×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Ghost Stories
  • 学校の怪談
Widownia: Shounen; Postaci: Duchy, Uczniowie/studenci, Youkai; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Grupka niezbyt rozgarniętych uczniów walczy z rezydentami nawiedzonej szkoły. Po raz kolejny…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: FifiHyuga

Recenzja / Opis

Satsuki przeprowadza się wraz z tatą i młodszym bratem do miasteczka, w którym wychowali się jej rodzice. Pech chce, że już pierwszego dnia zamiast na lekcje, trafia do opuszczonego budynku starej szkoły. Wieść gminna niesie, że miejsce to jest nawiedzone i jak się szybko okazuje, nie są to bezpodstawne plotki. Próba egzorcyzmów kończy się zapieczętowaniem potężnego demona Amanojaku w ciele Kayi, kota dziewczynki. A to dopiero przygrywka… W wyniku robót budowlanych prowadzonych na wzgórzu górującym nad miasteczkiem została przebudzona ogromna ilość niebezpiecznych demonów. Ponieważ tylko Satsuki, dzięki odnalezionemu w starej szkole pamiętnikowi mamy, może je powtórnie zapieczętować, to na nią spada ten przykry obowiązek. Na szczęście może liczyć na pomoc przyjaciół: Hajime i Leo, czyli kolegów z klasy, oraz Momoko, starszej koleżanki. No i zostaje jeszcze Amanojaku, który chcąc nie chcąc jest skazany na towarzystwo dzieci.

Gakkou no Kaidan to jedno z najdziwniejszych anime, jakie oglądałam. Niby wszystko jest na miejscu. Wszelkie duchy i youkai zaczerpnięte z japońskiego folkloru to przecież fabularny samograj, kot, który tutaj na dodatek gada i jest złośliwy, co automatycznie sprawia, że seria dostaje oczko więcej, Noriyuki Abe, czyli reżyser z wyższej półki. A jednak każdy odcinek dłużył się niemiłosiernie i aż mnie korciło żeby przeskoczyć o te kilka minut do przodu. Na pewno nie chodzi o epizodyczność fabuły, bo to nigdy nie stanowiło dla mnie problemu, zwłaszcza że zaprezentowane historie były całkiem niezłe. Być może twórcom zabrakło nieco dystansu do tego, co robią i przez to całość wyszła zbyt serio? Przepraszam, ale śmiertelnie poważna atmosfera i przerażenie postaci w momencie, kiedy mają do czynienia z wielką ręką wynurzającą się z muszli klozetowej, są trochę nie na miejscu. Nie powiem, zdarzały się odcinki przypominające rasowy horror, ale coś sprawiało, że nawet one nie były w stanie usatysfakcjonować widza. Wydaje mi się, że gdyby scenarzyści poszli w parodię, Gakkou no Kaidan zdecydowanie by zyskało.

Do tego samego wniosku doszli chyba Amerykanie, którzy wykupili licencję i postanowili to cudo zdubbingować. Efekt końcowy albo się pokocha, albo znienawidzi. Kwestie wypowiadane przez aktorów zza oceanu nijak mają się do japońskiego oryginału. Śmiem twierdzić, że zapoznawszy się z serią, Amerykanie stwierdzili, iż opłacenie tłumacza to strata pieniędzy. Zatrudnili więc aktorów, puścili im anime i kazali improwizować. To chyba jeden z nielicznych przypadków, kiedy dubbing ożywił widowisko i sprawił, że nadaje się ono do oglądania. Co prawda, cały „dramatyzm”, „klimat” i „mroczny nastrój” szlag trafił, ale to mało istotne, przynajmniej można się pośmiać! Nieważne, czy jest to najlepszy, czy najgorszy dubbing na świecie, dla Gakkou no Kaidan to jedyny słuszny dubbing.

Największym problemem tej serii nie jest wszechobecna powaga, kiepskie dialogi czy dobór seiyuu, ale postacie. Skrajnie irytujące, mdłe i głupie. Nie mam nic przeciwko nastoletnim bohaterom, ale takie nagromadzenie ostatnich sierot potrafi wyprowadzić z równowagi każdego. Główna bohaterka zginęłaby w pierwszym odcinku, gdyby nie pamiętnik jej mamy. Właściwie zginęłaby też w każdym kolejnym, gdyby nie ten zeszycik. Co gorsza, ma głupi zwyczaj zabierania ze sobą na egzorcyzmy młodszego braciszka. Po jakie licho, ja się pytam? Zamyka się dzieciaka w domu i idzie pracować, a nie ciąga się małolata po wszystkich podejrzanych miejscach, narażając go na niebezpieczeństwo. Gdyby jeszcze Satsuki posiadała jakieś moce – ale ich nie posiada. Bez zeszytu jest absolutnie bezużyteczną, pozbawioną charakteru kukłą. Reszta obsady jest niestety równie beznadziejna. Hajimego interesuje głównie kolor majtek Satsuki i ślicznej Momoko, ma też przykry zwyczaj używania mięśni zamiast mózgu. Ale przyznaję, że kilka razy okazał się przydatny i chyba jako jedyny miał zadatki na sympatyczną postać. Leo to okularnik zafascynowany zjawiskami paranormalnymi, który regularnie pakuje się w kłopoty, przy okazji wciągając w nie resztę kompanii. Natomiast Momoko jest ładna, grzeczna, uczynna i od czasu do czasu, zostaje opętana przez ducha mamy Satsuki. Zostaje jeszcze braciszek głównej bohaterki, Keiichirou. Co prawda jego rola ogranicza się do płaczu i krzyków w stylu: „Siostrzyczko, siostrzyczko!” albo „Ja nie chcę umierać!”, ale nie będę się specjalnie czepiać, bo w końcu to maluch. Najgorsze jest to, że przez dwadzieścia odcinków cała banda biega z jednego miejsca w drugie, panikując i krzycząc. Do pamiętnika zaglądają zawsze za późno i co gorsza, ignorują ostrzeżenia Amanojaku, który jako jedyny daje się lubić. A już największym nieporozumieniem jest podejście głównej bohaterki, która nawet po zapieczętowaniu kilkunastu demonów jest w stanie powiedzieć, że „to nieprawda, on (duch, demon) nie istnieje”, nawet bez rzucenia okiem na pamiętnik mamy. Ale czego wymagać od osóbki, która trzymając w domu potężnego demona, beztrosko bierze udział w podejrzanych rytuałach magicznych…

Graficznie seria jest niezwykle uboga. Tym razem Studio Pierrot nie popisało się, chociaż być może była to wina braku odpowiednich środków. Co ciekawe, wszystkie tła są raczej dopracowane i przyjemne w odbiorze, takoż interesująco prezentują się duchy oraz demony. Są różnorodne i czerpią zarówno z tradycji, jak i ze współczesności. Niestety i tym razem zawiódł jeden z najważniejszych elementów anime, czyli główni bohaterowie. Cóż, kreska ma swoje lata, ale to nie tłumaczy niechlujności, anatomicznych wpadek i ogólnej krzywizny. Projekty postaci to ociężałe bryły otoczone topornym, grubym konturem. Towarzyszy im niezbyt płynna animacja, w której straszą liczne uproszczenia i chęć pójścia na łatwiznę. Anime nadrabia nieco braki wizualne ścieżką dźwiękową: przynajmniej ten element idealnie wpasowuje się w przyjętą konwencję i ogólne założenia. Muzyka nie narzuca się widzowi, buduje za to subtelnie nastrój, który został całkowicie zintegrowany z obrazem. W przeciwieństwie do na przykład soundtracku z Ghost Hunt, zupełnie nie nadaje się do słuchania osobno.

Zupełnie inna bajka to czołówka i piosenka towarzysząca napisom końcowym. Oba utwory łączy absolutny brak odniesienia do tematyki samej serii i co ważniejsze, jej klimatu. Opening, czyli Grow Up w wykonaniu Hysteric Blue, to koszmarnie tandetny, słodziutki, ociekający lukrem j­‑pop z niezłą linią melodyczną i rytmem oraz bardzo słabym wokalem. Do przesłuchania raz, potem zaczynają wypadać zęby. Ending to jest dopiero coś! Wyobraźcie sobie, że japoński zespół nagle zacząłby grać disco polo… Mroczne, prawda? W Gakkou no Kaidan spełniło się. Ci odważni ludzie to grupa Cascade, a rzeczona piosenka nosi tytuł Sexy Sexy (prawda, że idealnie wpasowuje się w stylistykę naszego rodzimego muzycznego nurtu?). To autentyczne, wszystkim znane disco polo, tyle że po japońsku, co tylko sprawia, że szczęka opada jeszcze niżej, przebijając podłogę i lądując u sąsiada. Ale to nie prosty, przyjemny rytm, chwytliwa melodia czy lekko zniewieściały głos wokalisty są tu najgorsze, tylko fakt, jak to się do człowieka przyczepia! Jeżeli po seansie złapiecie się na tym, że chodzicie po domu podśpiewując: „I miss you, I miss you, I need you, I need you, sexy sexy…” to spokojnie, ten utwór tak ma, choć niekoniecznie musicie się chwalić tym odkryciem rodzinie i znajomym… Cóż, na razie w rankingu na najbardziej „fazowy” ending jest to mój prywatny numer jeden.

Gakkou no Kaidan to wyjątkowo dobry przykład na to, jak skopać sprawdzony i teoretycznie niezawodny pomysł na anime. Przy czym nie chodzi mi o jakąś wybitną serię, ale raczej o „patrzydło”, które pozwala się zrelaksować, ale nie pozostawia po sobie śladu w pamięci. Jest to także idealny dowód potwierdzający tezę, że seria z kiepską fabułą jest się w stanie obronić, lecz brak ciekawych postaci potrafi pogrzebać najlepszy scenariusz. Mogę polecić tę produkcję tylko jako ciekawostkę z kontrowersyjnym dubbingiem i „genialną” piosenką kończącą. O duchach i demonach nakręcono tyle anime, że jest w czym wybierać, niekoniecznie trzeba się katować takim przeciętniakiem.

moshi_moshi, 26 lutego 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Aniplex, Studio Pierrot
Autor: Hiroshi Hashimoto
Projekt: Mari Kitayama, Masaya Oonishi
Reżyser: Noriyuki Abe
Scenariusz: Hiroshi Hashimoto
Muzyka: Kaoru Wada