Komentarze
Katanagatari
- Nie mam pojęcia.... : Navigator : 4.12.2023 21:37:15
- komentarz : Puk116 : 2.12.2023 14:25:08
- Samurajskie, tradycyjne, ale bardzo słabe : Byczusia : 10.10.2022 10:12:00
- komentarz : CC : 15.08.2019 14:24:49
- komentarz : Damian : 26.02.2018 01:49:02
- Re: Rok symboliki : joanna asia : 25.02.2018 21:33:56
- Rok symboliki : Kusio : 21.05.2017 01:45:26
- Re: Zakończenie : Filippiarz : 22.07.2016 01:45:12
- Komentarz : Ash : 25.02.2016 08:22:37
- ŚREDNIO : sector152 : 3.02.2016 13:20:47
zakonczenie mna zawladnelo kliknij: ukryte ostatnie slowa Togane, ta wscieklosc w oczach Shichiki *___*. zabijanie i niszczenie przez niego mieczy w zamku oraz jego komentarze. i maly szczegolik ktory mi sie rzucil w oczy podczas jego ubrania wtedy, to wlosy Togane doczepione do jego spodni T.T
w pelni zasluzone miejsce w fav, 10/10
Ładnie pięknie ale...
Przyznaję, że zostało dobrze wyreżyserowane i ładnie podomykało wątki ale czemu musiało być takie smutne… Ponadto nie rozumiem w nim jednej rzeczy, a mianowicie dlaczego kliknij: ukryte Shichika pozostawił tą blond księżniczkę przy życiu? Przecież to było oczywiste, że to ona kazała zabić Togame. Mało tego, pozwolił jej później sobie towarzyszyć… To jedno mi się nie podobało. Nie lubiłem charakteru blondyny. Tak szafować ludzkim życiem i koniec końców nic jej się nie stało…
Zamaskowano spoiler – Moderacja
najlepsze anime roku?
Ocena 10? Ja bym dał 3 – rozumiem że ktoś może lubić takie klimaty to może wtedy dać 5. A jak ktoś uwielbia walki w stylu :
- teraz użyje ciosu krzywego żurawia !
- atak mangusty o poranku !
- potrójny blok brudnego ręcznika !
- zabiję cię bo mój miecz jest bardziej mieczowy od twojego!
- nie mieczowatość mojej ręki jest większa ho ho ho ho !
- to nieprawdopodobne oooooooooeeeeeeeeeuuuuuuu!
...
(jak ktoś lubi takie klimaty to bym dał 6)
tak wyglądają pojedynki trwające po 20 minut…
dużo bardziej dynamiczne i poważniejsze to było we wspomnianym wyżej dragon ballu czy chociażby w GIGI – z normalną serią jak Shigurui nie będę w ogóle porównywał.
Nie chodzi o wyżalenie się ale może akurat jakaś osoba dzięki temu opisowi z mojej strony nie zmarnuje sobie czasu na oglądanie tej serii.
:)
?
O co chodziło z tym okiem Togame? Co to miało być? Po co ono? Bo ja tego nie łapie.
UWAGA! dużo spoilerów ;)
1)Pokonywanie kliknij: ukryte oddziału Maniwa z taką łatwością
2)Zabicie kliknij: ukryte Meisai i Nanami
3)„Prawdziwa” osobowość kliknij: ukryte Togame pod koniec
4)Przyłączenie się kliknij: ukryte na końcu do Shichiki, w wykonaniu księżniczki
Poza tym z kreską nie miałam problemu, a muzyka mi się podobała więc mogę postawić 10 :P
i choć twórcy popełnili niewybaczalny błąd w postaci kliknij: ukryte uśmiercenia tak charyzmatycznej bohaterki jak Togame, to z czystym sercem wystawiam 10, bo dawno nie widziałam tak dobrze zrobionej serii.
9/10
O „Mieczopowieści” słów... kilka?
Bo absolutnie nie ma mowy o jakichkolwiek szufladkach czy półkach, na których można by Katanagatri upchnąć. To się nazywa Oryginalność przez duże „O” – opowieść o samurajach wcale nieprzepełniona akcją czy jej nagłymi zwrotami, a przeciwnie: stonowana, wręcz spokojna i idąca własnym tempem. I posiadająca wspaniały klimat japońskich legend. W dodatku taki styl wychodzi całości na dobre, nie jest to rozwiązanie z rodzaju tych, których nigdy nie powinno się próbować. Nie twierdzę i nigdy nie twierdziłam, że owa oryginalność jest cechą potrzebną do stworzenia wyjątkowego anime, ale nie da się ukryć, że stanowi duży atut serii. Bynajmniej nie przez sam fakt swojej niepowtarzalności, ale przez wszystko, co się pod tym jednym słówkiem w tym przypadku kryje. Wracając do fabuły samej w sobie – trudno cokolwiek więcej o niej napisać, bo w rzeczy samej jest prosta. Jeden odcinek, jeden miecz, to staje się oczywiste, jeśli nie na początku, to najdalej po drugim odcinku. Pod koniec i to dokładnie pod koniec akcja przyspiesza, ale w tak naturalny i całkowicie uzasadniony sposób, że widz ma poczucie, iż dokładnie tak musi być. Nawet jeśli wcale mu się to nie podoba, a łzy rozmywają obraz i spływają raz za razem po policzkach, tak jak to było w moim przypadku. A jednak po pierwszym szoku i poukładaniu sobie w głowie wszystkiego, co zobaczyłam, myślę, że gdyby skończyło się na klasycznym happy endzie, opowieść byłaby w pewien sposób niepełna. Nawet jeśli ja sama w jakiś przewrotny sposób byłabym bardziej usatysfakcjonowana – tak to jest, jak się człowiek mocno przywiąże do postaci.
Ano właśnie, postaci. Przy różnych okazjach wielokrotnie podkreślałam, jak ważni są dla mnie bohaterowie – fabuła może być nie wiem jak wymyślna i dobrze poprowadzona, dla mnie to mało ważne, jeśli nie mam dla kogo jej śledzić. Od początku wiedziałam, że Togame to mój typ postaci – silna kobieta, która wie, czego chce i zamierza wszelkimi dozwolonymi metodami osiągnąć cel. Jednocześnie posiadająca swoją delikatniejszą, kobiecą właśnie część natury, która właściwie wplata się w resztę osobowości, a nie stanowi element niepasujący do reszty i wrzucony na siłę tylko po to, żeby wzbudzić w widzu Bóg jeden wie co. Shichika początkowo wypadał na jej tle blado, ale tylko po to, żeby później nabrać charakteru. Seria w dużej mierze jest opowieścią o ewolucji jego osobowości, o zmianie z chodzącej broni w człowieka. Sama Togame zresztą także bardzo się zmieniła, ale te zmiany zachodzą głównie w jej wnętrzu, skryte przed okiem widza. Wychodzą na jaw dopiero w ostatnim odcinku, którego pierwsze piętnaście minut jest bardzo dobrym podsumowaniem osobowości Pani Strateg. Dla mnie samej trochę zaskakujące, ale w ostatecznym rozrachunku, jakże prawdziwe i, gdy dokładniej spojrzeć wstecz, oczywiste (chociaż jednocześnie naturalne jest, że widz przed zobaczeniem końcówki nie jest w stanie samodzielnie na to wpaść). A przy okazji ukazujące złożoność ludzkiej natury. Ale miałam pisać o Shichice, a znowu skończyło się na wywodach o głównej bohaterce – nic nie poradzę, ona podbiła moje serce. Może na temat Mistrza Kyoutoryuu napiszę tyle, że zdecydowanie zaskarbił sobie moją sympatię, a bardzo pozytywnym zaskoczeniem było jego całkowicie aseksualne podejście do wszystkiego – chociaż z drugiej strony, skąd miał je niby mieć, skoro jedyną kobietą, którą widział przez większość życia, była jego siostra i ewentualnie matka? No i ta piękna szczerość, czasem tak przydatna, innym razem będąca źródłem nieporozumień (wiadomo, do kobiety w zupełnie prosty sposób mówić nie należy, ona prędzej zrozumie skomplikowany wywód, a do lakonicznych stwierdzeń dorobi drugie dno). Relacje łączące Shichikę i Togame uznaję za jedne z najlepiej oddanych, jakie widziałam kiedykolwiek, para z nich była całkowicie urocza. Ah, i kolejne zaskoczenie – oni rozmawiają! Nie tylko kiedy zajdzie taka potrzeba. Rozmawiają przez cały czas, poznając się w ten sposób i budując swój związek (nie jestem pewna, czy to można tak nazwać, ale niech już będzie) na oczach widza, który w dodatku nie jest tym ani trochę znudzony! Niebywałe, choć powinno być oczywiste i na porządku dziennym. Z innych postaci za godną uwagi uważam w zasadzie tylko Hitei Hime, aż się sama sobie dziwię, że ją polubiłam, a tu proszę! Kolejna niebanalna bohaterka, chociaż na początku wydawać by się mogło, że idealnie pasuje do schematu Tej Złej i Knującej. Oddział Maniwa trochę mnie irytował tym, że tak łatwo dał się wybić – z tego schematu wyróżniają się w zasadzie tylko Houou i Pengin i wyłącznie do tej dwójki żywię jakiekolwiek emocje. Do pierwszego głęboki szacunek (trochę mi szkoda, że skończył właśnie w taki sposób), a do drugiego zwyczajną sympatię i współczucie. Taki sam szacunek odczuwam w stosunku do Emonzaemona, którego konsekwentne postępowanie bardzo mi się podobało. Aha, no i Nanami! Jak mogłam o niej zapomnieć? Znowu jestem zmuszona użyć słowa „niebanalna”, bo inaczej się jej nie da określić. W życiu bym nie pomyślała, że za tą cichą osóbką kryje się ktoś taki. I także ona zasłużyła na mój szacunek. Tego słowa też ostatnio nadużywam, ale co zrobić? Dwa odcinki jej poświęcone uważam za jedne z najlepszych w serii. Reszta bohaterów była zdecydowanie zbyt epizodyczna, żeby pisać o nich coś więcej, ale na pewno stanowili dosyć różnorodną gromadkę.
O grafice nie jestem w stanie napisać nic ponadto, że bardzo, bardzo mi się podobały projekty postaci. Były, jakby to określić… takie plastyczne. Może dziwnie to brzmi, ale takie określenie najlepiej mi pasuje. Poza tym, nie zawsze i nie wszędzie, ale zdarzało mi się zwrócić uwagę na tła – one, tak jak postaci, bardzo dobrze wpasowywały się w klimat serii. A to ostatecznie jest najważniejsze, prawda?
Podobnie o muzyce nie jestem napisać nic więcej poza tym, że była i dobrze się wpasowywała w klimat. Z endingów moją uwagę przykuł na dłużej któryś z początkowych (nie za bardzo pamiętam który ^.^') i ten z dziesiątego odcinka. Oba openingi były bardzo dobre, ale za ten lepszy zdecydowanie uważam drugi. Od razu rozpoznałam Ali Project, zespół odpowiedzialny za utwory rozpoczynające oba sezony Rozen Maiden – to zdecydowanie mój typ muzyki, taki energiczny i kojarzący mi się odrobinę z psychodelią.
Muszę przyznać, że komentarz wyszedł mi znacznej długości, ale dopiero teraz naprawdę mi ulżyło, bo od seansu ostatniego odcinka czułam jakby pewien ucisk na sercu, który teraz, gdy wylałam z siebie to wszystko, jakby trochę zelżał. Nieczęsto spotykam anime budzące we mnie aż takie emocje, ale za każdym razem witam je z otwartymi ramionami, a żegnam ze smutkiem. Jestem przekonana, że kiedyś wrócę do Katanagatari, bo to te dwanaście odcinków, to był piękny i wyjątkowy seans.
Jest jednak jeden haczyk.
Postacie, czasem pojawiają się na zbyt krótko by je zrozumieć ale czas nie ma tu znaczenia.
Ich możliwości, wiedza, motywacje to niewiadoma, nie potrafiłem ich rozgryźć i przewidzieć ani po kilku chwilach ani po kilku odcinkach i dopiero na końcu wykładane są wszystkie karty.
To co zobaczycie może nie pasować do waszej wizji idealnego anime, takiego 10/10 ale naruszenie tej historii i pokazanie czegoś co nie było pokazane odarłoby ją z magii.
Yousha-hime i Hitei-hime
Fabuła jest strasznie prosta – na jeden odcinek – jeden miecz. Na pięćdziesiąt minut, walka o niego trwała zwykle jakieś siedem, dziesięć minut ( raz nawet jej nie było, zaś bohaterowie w przezabawny sposób streścili jej przebieg ). Reszta to dialogi. I ani sekundy nudy.
Postaci są na prawdę bardzo wielowymiarowe, przy większości z nich nie można jednoznacznie określić, czy jeszcze nienawidzi się tego bohatera, czy już lubi, tak miałam z większością z nich, poza Togame i Hitei. Shichika mnie strasznie zaskoczył, gdy już miałam go uznać za bezbronnego półgłówka, on mnie zaskakiwał. Gdy w pewnych momentach stawał się wręcz przerażający w swojej brutalności, za chwilę biegał z bananem na twarzy. Gdy wyglądał, jakby liczył dziury w ścianie, nagle wręcz wyskakiwał z zaskakującym stwierdzeniem, które jednoznacznie przekreślało jego głupotę, by po chwili znów wrócić do poprzedniego stanu i grać nieco zagubione w ludzkich emocjach dziecko, które nie rozumiało, czemu inni zachowują się tak, a nie inaczej. Pod koniec serii z resztą zrobiło się z niego niezłe ziółko, trochę bezczelne i sarkastyczne, a w finałowym odcinku nie tylko kliknij: ukryte używał znanej z poprzednich epizodów wiedzy, ale przede wszystkim – stał się prawdziwą maszyną do zabijania, motywowaną chęcią nie tylko kliknij: ukryte zemsty, ale też innych uczuć, stanów, których jeszcze niedawno nie znał. Takich zmian, takich wyłamań ze schematu chcę więcej w innych seriach, w których nie ma mowy nawet o drobnej zmianie w psychice.
Togame to wisienka tej serii. Choć jej przeszłość jest powoli odkrywana w ciągu trwania anime, do niemal samego końca jest enigmatyczna i zamknięta w sobie. Radosna i pełna energii, a jednocześnie chłodnie niedostępna, opanowana. Shichika‑Togame to nie czysty romans, to raczej bardzo realistyczna i surowa, choć nadal ciepła i pełna bliskości relacja dwójki bohaterów, którzy równie dobrze mogli kliknij: ukryte siebie tak samo nienawidzić przez wzgląd na przeszłość ich rodzin.
Cwany wróg stratega również zasługuje na chwilę uwagi, chociażby dlatego, że pomimo roli tej złej, kliknij: ukryte ostatecznie wcale taką nie jest. Hitei, równie tajemnicza jak Togame, tak samo przebiegła i dążąca po trupach ( dosłownie ) do celu, mogłaby być równie dobrze jej siostrą jak i przyjaciółką ze względu na ilość podobieństw między nimi. Wspomnienie siostry siódmego mistrza kyotouryuu faktycznie wywołuje pewien dyskomfort. To chyba ona była kliknij: ukryte najbardziej przerażającą postacią tej serii. Maniwa byli do pewnego momentu pocieszni, potem aż zrobiło mi się ich szkoda. Emonzaemon szczerze denerwował, ale dobrze, że był bohater, którego faktycznie nie lubiłam od początku do końca. Postaci epizodyczne, posiadacze mieczy, byli na tyle wyraziści i dobrze zakreśleni, że choć bardzo chciałabym ich opisać, nie da rady. Wszyscy, w większym czy w mniejszym stopniu wyróżniali się niesamowicie pozytywnie.
Patrząc na piękną grafikę, która z pozoru uproszczona, jest strasznie szczegółowa i po prostu piękna, można pomyśleć, że seria jest lekka. Nie jest. To jedno z bardziej brutalnych anime, jakie oglądałam. Brutalne nie w sensie latających jelit czy mrożących krew w żyłach dziewczynkach ze studni. Dziecięcy nieco wygląd postaci strasznie kłócił się z brutalnością świata, w jakim żyli. Każda śmierć w Katanagatari była na tyle poruszająca i zwykle tak niesprawiedliwa, jak w naszym normalnym, codziennym życiu. Owy zimny realizm, który chował się za pięknymi pejzażami wiosny, lata, zimy, jesieni, gór, lasów, wysp, morza, wysypiska śmieci, pogorzeliska, świątyń, wschodów, zachodów, północy i południa, deszczu, śniegu i słońca potrafił na prawdę popsuć humor oglądającego, jednocześnie zmuszając do pewnych refleksji. Czy ta seria była filozoficzna, odpowiedzieć nie potrafię, jednak po każdym odcinku kłębił się natłok różnych myśli, co było słuszne, a co nie. To sprawiało, że choć ze sparklami w oczach wypatrywałam kolejnych odcinków, bałam się nieco, co teraz smutnego spotka bohaterów, kto będzie musiał odejść, aby ktoś inny mógł iść dalej.
Oba openingi pełne energii i „fullwypas” animacji grzeją się od dawna w moim odtwarzaczu, podobnie z resztą, jak parę endingów. O ile pierwszy opening był pogodniejszy radośniejszy, drugi, AliProjectu zapamiętałam bardziej, być może ze względu na tekst, który za pierwszym razem nieco nie pasował do klimatu serii, pod koniec stał się kliknij: ukryte niemalże małym streszczeniem przygód Togame. Świetny soundtrack i różnorodność endingów to kolejne przykłady piękna tej serii.
Katanagatari to moim zdaniem najlepsza wizytówka roku 2o1o. Nie tylko przez to, że wychodziło przez cały czas jego trwania, ale głównie dlatego, że było na prawdę oryginalne, świeże i w wykonaniu wykraczającym poza skalę ocen. To seria, którą wspominam ciepło i być może jeszcze nie raz obejrzę. Przepiękne i godne polecenia, najlepsze anime ubiegłego roku.
Piękne.
Nie nudziłem się. W ogóle. Mimo , że odcinki trwały po 50 minut(co jest wielką zaletą) nie wiało nudą. Postacie ciekawe. Każda była jakąś ciekawą indywidualnością.
Walki bardzo ciekawie zrobione. Tak inaczej.
Fabuła fajna i zaskakująca… chociaż może to ja po prostu chciałem , żeby skończyło się trochę inaczej? Kto wie…Jakkolwiek polecam gorąco. To anime powinien zobaczyć każdy.
Awsome ^.^
Początek świetny...
Arcydzieło
Jak dla mnie arcydzieło :p
Według mnie anime roku 2010, choć nie wiele osób jescze je widziało…
10/10
Ale ma to coś dawno czegoś takiego nie widziałem myślałem że na koniec kliknij: ukryte wróci do dojo :/
Zamaskowano spoiler.
IKa
Togame, Togame i jeszcze raz Togame, jako trzon tej serii mistrzostwo. Zimna? Wyrachowana? Bezwzględna? Szczęśliwa? Zakochana? Zazdrosna? Co kto woli co kto widzi.
Shichika za przeproszeniem wiejski głupek, czy może genialny uczeń???
Nanami psychopatka? Czy może samotna skrzywdzona przez los, tragiczna postać?
Można tak bez końca, o każdej jednej postać pojawiającej się w serii. Moim zdaniem każdy zobaczy co będzie chciał.
Dla mnie Katanagatari to mistrzostwo w każdym calu, kreska, muzyka, postaci, fabuła. Dlatego daję 10, w pełni zasłużoną 10.
Katanagatari
kliknij: ukryte Nie wybaczę tylko nigdy twórcom, że zabili Togame. Świetna była, a jeszcze jak się wściekała na Shichike… poezja :)
Świetne i oryginalne
ciekawszych w ogóle. Zaczynając od kreski, która od początku mnie zainteresowała a pod koniec odcinka byłem już do niej całkowicie przekonany, na sposobie emisji kończąc. W sumie ciężko mi powiedzieć jak będzie się tę serię oglądało na zasadzie odcinek za odcinkiem, czy co kilka dni, ale oglądając na bieżąco naprawdę czekałem na ten 40 minut raz na miesiąc. Fabularnie może niezbyt głęboko ale ogląda się bardzo dobrze, a konstrukcja kliknij: ukryte „jeden odcinek, jeden boss, jeden miecz” sprawdzała się nieźle i też potrafiła zaskoczyć, w Muzycznie do gustu przypadł mi w sumie tylko pierwszy opening i motyw przewodni tej blond księżniczki. Ostatni odcinek, czyli szybkie rozwiązanie tego co się gromadziło przez 11 odcinków też mi odpowiadało, a evil Shichika na koniec też miażdżył spojrzeniem. Ogólnie polecam, chociażby dla innowacyjności tej serii, 8/10.
Nie lubię opowieści o samurajach...
Fabuła niezbyt złożona ale opowiedziana w taki sposób, że absolutnie nie można odmówić jej uroku. Ja jestem wręcz oczarowany!
Postaci są po prostu nie z tej Ziemi, absolutnie każdą postać można polubić. Naprawdę! Nawet ta „zła strona” jest tu fenomenalna. Główni bohaterowie tego anime są tak niesamowicie sympatyczni, że nie sposób ich znielubić.
Muzyka w tym anime stwarzała niesamowity klimat. Była tak idealnie dopasowana do tego co się działo na ekranie, że po prostu bez niej to anime nie byłoby już tym czym jest. Zarówno openingi jak i endingi były klimatyczne i przyjemne dla ucha.
Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną... cóż kwestia gustu ale dla mnie to absolutne mistrzostwo. Na pierwszy rzut oka wydawać się może prosta i banalna a nawet dziecinna ale to tylko pozory. To wszystko co widzi oko widza to niesamowity mix kolorów jak za pociągnięciem pędzla, jak malowidła japońskich artystów odległej już epoki. Efekt jest po prostu niesamowity. Zarówno wygląd postaci jak i tła są dopełnieniem całości.
Wszystko to zmieszane razem stworzyło niesamowite anime, któremu żadne inne nie dorówna w tej klasie. Nie było, nie ma i nie będzie lepszego anime traktującego o samurajach.
Takie jest moje zdanie i koniec kropka!