Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 19 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,32

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 202
Średnia: 5,16
σ=2,35

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Chudi X)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Yattaman

zrzutka

Najbardziej powtarzalne, najbardziej bezsensowne i najbardziej „głupawkogenne” anime wszech czasów. Yattaman ukarze was w imieniu… A nie, to nie ta bajka. To byłoby zbyt skomplikowane!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Azaliż istnieje ktoś, kto nie pamięta animowanego arcydzieła wszech czasów, emitowanego niegdyś wielokrotnie przez naszą panią Polonię 1, z jego wdzięcznym włoskim dubbingiem i nowatorską grafiką? Nie pamiętacie? Zaprawdę powiadam wam, nie wiecie, co straciliście, albowiem to posiadające w sobie wielką głębię anime o mechach na zawsze zapadło w świadomość tych, którym dane było obejrzeć choć jeden odcinek jego!

Nie przejmujcie się, proszę, recenzentką. Jej tylko leciutko odbija, ale obawiam się, że żeby napisać recenzję czegoś takiego, jak Yattaman, nie można być zupełnie normalnym. Choćby dlatego, że wydaje się, iż seria przeznaczona była dla niewyżytych przedszkolaków. Przy okazji prosiłabym o wyrozumiałość dla wszelkich nieścisłości, które z całą pewnością w recenzji się pojawią – pamięć już nie ta… Ale po kolei.

W zasadzie powinnam zacząć od przedstawienia fabuły, ale niestety, to zadanie całkowicie mnie przerasta. Fabuła? A co to jest fabuła? Chociaż – może uda się wyskrobać zdanie czy dwa. Po pierwsze: mamy dwójkę głównych bohaterów. Nieskazitelnych, rzecz jasna – do tego stopnia, że gdy mówią, w ich oczach pojawiają iskierki, a zęby lśnią w promieniach słońca – dosłownie! Zawsze się zastanawiałam, gdzie zaopatrują się w soczewki kontaktowe i czym myją zęby… O ile to nie sztuczna szczęka. To chyba forma pierwotna „prawa luminescencji bojowej”, które twierdzi, że każdy pozytywny bohater w wystarczająco podniosłym momencie zaczyna świecić. Bohaterowie owi, chłopak i dziewczyna, budują gdzieś w ukryciu wielkie roboty, które służą, jakżeby inaczej, do walki ze Złem. A walczyć jest z czym, oj jest… Na Ziemię przybył bowiem tajemniczy i straszliwy Dokuro­‑bei. Kim jest? Nie wiadomo. Dlaczego nazywa się tak dziwnie? Mnie nie pytajcie, ja też jestem ciekawa, jak było w oryginale. W każdym razie istota ta najęła sobie do pomocy złoczyńców, zwanych Trójką Drombo. Dowodzi nią Miss Dronio, złośliwa hetera w obcisłych ciuszkach (których co odcinek zostaje malowniczo pozbawiona), a nieszczęsny Bojakki, skądinąd technik­‑złota rączka, i równie paskudny jak on Tonzler, grzecznie pozwalają, aby nimi pomiatała, w zamian za to przy każdej okazji obmacując ją w najlepsze (czy to freudowskie?). Podłe i niegodziwe trio ma za zadanie odnaleźć zagubione odłamki kamienia Dokuro – i prawdę mówiąc, ja na ich miejscu po dwóch odcinkach rzuciłabym tę robotę w diabły. Jak bowiem wygląda przebieg przeciętnego takiego zadania?

Po pierwsze: zawiązanie akcji, czyli sklep. Fundusze na zbudowanie bojowego robota trzeba zarobić, więc Trójka Drombo otwiera taki czy inny interes, opierający się na oszukiwaniu naiwnych klientów. Klienci niestety prędzej czy później doznają oświecenia i nieszczęśni źli uciekać muszą na zaplecze, gdzie czeka już na nich wiadomość od szefa, określająca potencjalną lokalizację kamienia Dokuro. Wiadomość ta efektownie wybucha (pozbawiając Miss Dronio ciuszków po raz pierwszy), a nasi antybohaterowie ratują życie, uciekając przed rozwścieczonym tłumem swoim nowiutkim, hiper­‑niezawodnym robotem bojowym – tak, dokładnie tym, który z całą pewnością będzie w stanie pokonać Yattamana! W tym samym czasie dzielni bohaterowie pozytywni zupełnie przypadkiem trafiają na miejsce pracy Trójki Drombo i również zupełnie przypadkiem podsłuchują przekazywane przez Dokuro­‑beia informacje. Pędzą więc do swojej kwatery po własnego robota (psa, pelikana, słonia czy co tam się trafi w danej serii), aby doścignąć złoczyńców i uniemożliwić im krzywdzenie niewinnych ludzi oraz zdobycie kamienia.

Po drugie: punkt kulminacyjny, czyli walka robotów. Nasza ulubiona Trójka Drombo przybywa we wskazane miejsce, gdzie rzeczywiście znajduje przedmiot przypominający poszukiwany artefakt. Przedmiot ten zazwyczaj jest dla kogoś Bardzo Ważny, więc żeby go zdobyć, nieodmiennie muszą zrobić komuś większe czy mniejsze świństwo. Lecz gdy pewni wygranej szykują się do zwycięskiego manewru…
- To ja, Yatta Jeden!
- A to ja, Yatta Dwa!
... rozlega się z ogromnego robota. Mówią jeszcze coś na temat walki ze złem czy innej Miłości i Sprawiedliwości, ale na bogów, nie wymagajcie, żebym to pamiętała! Plus atakują przy pomocy jojo (nie pytajcie…). Oznajmieniu obecności Tych Dobrych zawsze towarzyszą wyszukane pozy i wspomniane już wyżej błyski (bez nich to już nie byłoby to samo!). Cóż robić? Trójka Drombo, obawiając się kary, którą może wymierzyć im surowy pracodawca, wysyła do walki swoje najnowsze mechaniczne dzieło. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie przychodzi im do głowy, by zaopatrzyć je w autopilota czy chociaż zdalne sterowanie – siedzą biedacy w środku, podczas gdy Yatta­‑duet przygląda się wszystkiemu z bezpiecznego miejsca (tchórze! I gdzie ta sprawiedliwość niby?). Walka przebiega z reguły niezwykle dramatycznie i z przewagą naszego ulubionego tria, przy czym nieodzownym jej elementem jest wpadanie na siebie członków Trójki Drombo w różnych konfiguracjach – zawsze rzecz jasna zawierających pannę D., która ma czym oddychać, więc upadki kolegów świetnie buforuje. Zazwyczaj również na pole bitwy rzucane są Roboty Niespodzianki Tygodnia – takie malutkie, a za to bardzo liczne urządzonka, w każdym odcinku inne. Są urocze, zapewniam! Za każdym razem robociki Yattamana świetnie dopasowują się do robocików tria tak, że powstaje oddzielna mini­‑historyjka z ich udziałem… To jest początek końca. Yattaman w ten czy inny sposób zawsze bowiem wygrywa, a robot wybudowany przez Bojakkiego wybucha, pozostawiając po sobie efektowny grzybek formujący się w kształt czaszki. Zapytam jeszcze raz: gdzie tu, do licha ciężkiego, sprawiedliwość?!

Po trzecie: rozwiązanie akcji, czyli okrutna kara. Odważny Yattaman, który przez całą walkę krył się gdzieś daleko, oddaje prawowitym właścicielom ukradziony przedmiot – nie kamień Dokuro, oczywiście. A co z Miss Dronio, Bojakkim i Tonzlerem? Uciekają co sił w nogach na potrójnym rowerku, odarci z większej części garderoby (znowu!). Ale to nie koniec ich opowieści… Zawsze bowiem słyszą w końcu złowieszczy głos Szefa… Owszem, to nie był kamień Dokuro, lecz i tak spotkać ich musi zasłużona kara! Przypieczenie ogniem, podtopienie w bajorku czy też inne wymyślne tortury – pomysłowość tajemniczej istoty nie zna granic. „Idź do diabła, Dokuro­‑bei!” – krzyczy trio, lecz wygląda na to, że bezrobocie musiało być wówczas niemal takie, jak w dzisiejszej Polsce, gdyż roboty nie zmieniają i w następnym odcinku znów przystępują do poszukiwania kamienia…

Anime opiera się ściśle na określonym wyżej schemacie i o żadnych odstępstwach nie może być mowy. Źle? Skądże znowu, tu właśnie leży cały jego urok! W każdym momencie wiemy, co zaraz nastąpi i czym zakończy się odcinek – nie znamy jedynie subtelnych niuansów w rodzaju Robotów­‑Niespodzianek czy też kary wymierzonej opryszkom. Możemy się również spodziewać wciąż tych samych gagów, opierających się głównie na podpieczeniu kogoś przez wybuch, wgniataniu w ziemię, obmacywaniu lub innych radosnych rozrywkach tego typu. Nawet bajerki typu świnki­‑robota, wspinającej się na palmę w momencie, gdy Miss Dronio pochwali Bojakkiego za dobrą robotę („nawet świnka potrafi wejść na drzewo, kiedy jest chwalona!”), powtarzają się regularnie. I to jest właśnie piękne! Anime jest tak powtarzalne, schematyczne i głupie (tak pod względem akcji, jak i prezentowanego poziomu humoru), że wprost nie można oprzeć się jego specyficznemu urokowi. Ta prymitywna grafika, ta muzyka, ten włoski dubbing… Kto z nas jako dziecko nie śledził poczynań bohaterów i nie czekał z niecierpliwością na kolejny, niemal identyczny odcinek? A kto teraz nie pękałby ze śmiechu, gdyby obejrzał Yattamana po raz kolejny? Ja przyznaję pierwsze miejsce w kategorii „najbardziej głupawkogenne anime wszech czasów”, tak z sentymentu, jak z zupełnie subiektywnej oceny jakości – jest bowiem tak tragiczne, że aż cudowne!

Serika, 19 marca 2005

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Tatsunoko Productions
Autor: Tatsuo Yoshida
Projekt: Kunio Ookawara, Yoshitaka Amano
Reżyser: Hiroshi Sasagawa
Scenariusz: Akiyoshi Sakai, Jinzou Toriumi
Muzyka: Masaaki Jinbo, Masayuki Yamamoto

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Yattaman - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl