Anime
Oceny
Ocena recenzenta
6/10postaci: 5/10 | |
fabuła: 7/10 | muzyka: 4/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry
Top 10
Tomie: Re-birth
- 富江 re-birth
Ręka, noga, mózg na ścianie, opowiastka o tym co, gdy ścięta głowa rąk dostanie, się stanie.
Recenzja / Opis
Na początku tej recenzji aż chciałoby się rzec, idąc przykładem pewnej starej encyklopedii, że jaka Tomie jest, każdy widzi. Absurdalna, nawet jak na horror, nieszczególnie straszna, miejscami nawet zabawna, a już na pewno kiczowata. A jednak w Japonii i na świecie musiała się chyba nieźle rozchodzić, bo co parę lat dokręcano kolejną część sagi… A co mamy w tej, chronologicznie już czwartej, części? A no to, co zwykle…
Na początek obserwujemy, jak niejaki Hideo Kimata, młody i utalentowany, a już na pewno utytułowany, maluje czyjś portret. No dobra, nie będę taki tajemniczy, maluje portret Tomie. A ta jak wiadomo, w sobie tylko znany sposób owija wokół palca wszystko, co ma dwie nogi, dwie ręce i trąbę na odpowiednim miejscu. Ale że omawiany tu film to horror, nie ma co liczyć na artystyczną sielankę. Rachu, ciachu, i już Tomie dogorywa na podłodze z podciętym gardłem, zdobiąc przy okazji swój portret kapką czerwieni. Właściwie nie do końca wiadomo, co było motywem tego jakże chwalebnego czynu, ale co tam. Najważniejsze, że Tomie nie żyje, a do tulącego jej chwilowo martwe truchło artysty wpadają akurat koledzy. Niech żyje dobre wyczucie czasu! I lojalności, bo koledzy, Shunichi i Takumi, bez zbędnych pytań pomagają zakopać ciało. Ale ci, którzy znają Tomie, wiedzą, że tego typu działania to nieco zbyt mało. Bo oto już na najbliższej imprezie pojawia się znany powszechnie chodzący trup… O pardon, żywa jak szczypiorek na wiosnę Tomie. I tak oto zaczyna się rzeź… Poprzetykana dla smaku problemami natury romantycznej.
Pomimo mojej ironii opowiedziana historia jest nawet stosunkowo interesująca. Jasne, nie ma tu jakichś niesamowitych subtelności czy szczególnie oryginalnych pomysłów, ale mimo wszystko całość dorzuca kolejną małą cegiełkę wyjaśniającą zagadkę istnienia Tomie. W części tej widać też względem poprzedniczek spore zmiany (mówiąc „poprzedniczek”, mam na myśli pierwszy i drugi film, bo mimo usilnych prób nie byłem w stanie dotrzeć do trzeciej części sagi). Przede wszystkim zmieniła się tutaj kreacja samej Tomie. To już nie jest tamta quasi lolitka, strasząca okropnym śmiechem i zdrowo skrzywionym poczuciem humoru. Po pierwsze mamy tu nową aktorkę grającą Tomie, a po drugie jej zachowanie stało się dużo poważniejsze, rzekłbym nawet, że wyrachowane. Spojrzenie, które parokrotnie z lubością rzuca, może wywołać przy pierwszej okazji niezły dreszczyk na plecach. Zmieniło się także podejście do ukazanej przemocy. Tym razem w filmie przelewa się całe mnóstwo krwi, mamy scenę rozczłonkowywania, duszenia, ubijania łopatą i różne inne atrakcje, których lwia część jest radośnie podkreślana czerwienią i sugestywnymi dźwiękami. To nie zmienia jednak faktu, że przy części z nich widzowie zaniosą się pewnie radosnym rechotem (pozdrawiam scenę w łazience!). Warty podkreślenia jest też fakt, że film zyskał także na klimatyczności dzięki pokazanym tutaj sceneriom. Widzimy między innymi nocny las, urokliwe jeziorko z wodospadem, szopę z narzędziami… Miejsca te skutecznie, moim zdaniem, budują klimat filmu. Znalazło się też tutaj trochę komputerowych efektów specjalnych, a także aluzji do innych znanych horrorów. A w każdym razie na pewno do jednego, za to powszechnie znanego. Podobać się mogą także nieźle zagrane główne role męskie. Shunichi i Takumi nie mają większych problemów z odegraniem emocji, które powinni odczuwać, a w pewnym momencie widz może zacząć im nawet autentycznie współczuć. Trochę gorzej wygląda sprawa z rolami kobiecymi, włączając w to oczywiście kreację Tomie, ale da się je przeboleć. Zwłaszcza że towarzyszka Takumiego radzi sobie całkiem poprawnie.
A teraz nieco o wadach… Choć one w gruncie rzeczy nie odbiegają za bardzo od tych wymienionych przeze mnie w recenzji Tomie: Another Face. A więc miejscami kiepskawa gra aktorska, co widać szczególnie w przywoływanej przeze mnie scenie w łazience, większe i mniejsze głupotki scenariusza… Znajdą się też pewnie osoby, które do białej gorączki doprowadzać będzie cudowna właściwość wstawania z martwych Tomie. Film jest też miejscami przegadany, a sceny interesujące przeplatają się z nudnawymi, choć akurat to jest dosyć charakterystyczne dla azjatyckich horrorów, toteż miłośnicy gatunku pewnie to Tomie wybaczą.
Cóż więc rzecz w podsumowaniu… Tomie: Re‑birth jest zasadniczo filmem poprawnym. W żadnym razie nie wybitnym, ale także nie aż tak złym, by bezlitośnie wieszać na nim psy. To dość przeciętna produkcja, którą zasadniczo można oglądać bez znajomości poprzednich części, choć polecałbym ją przede wszystkim właśnie fanom cyklu. Ma co prawda kilka klimatycznych i dobrych momentów, ale w ogólnym rozrachunku to nadal średniak. W dodatku lekko obrzydliwy… I dlatego ostatecznie oceniam go tak samo, co Another Face. Czyli na 6.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Autor: | Junji Itou |
Reżyser: | Takashi Shimizu |