Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,40

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 94
Średnia: 6,9
σ=1,77

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mushibugyou

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 26×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ムシブギョー 蟲奉行
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Samuraje/ninja; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Supermoce
zrzutka

Strzeżcie się, krwiożercze robale, mamy wielkie miecze i nie zawahamy się ich użyć! Barwna opowieść o urzędnikach japońskiego Ministerstwa do Spraw Dezynsekcji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Edo za panowania Tokugawów jest świadkiem przedziwnych i przerażających wydarzeń – mieszkańcy stolicy są atakowani przez olbrzymie krwiożercze owady. Skąd wzięły się potwory i dlaczego są tak agresywne? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania, ale jest iskierka nadziei dla znękanych ludzi – to Mushibugyou, specjalny urząd powołany do walki z insektami. Jinbei Tsukishima, syn słynnego samuraja, przybywa do Edo, by zamiast ojca zostać jednym z członków tej tajemniczej organizacji, ale dobre chęci to za mało, żeby walczyć z tak silnym przeciwnikiem. Pozostali wojownicy już robią zakłady, jak długo wytrzyma lub pożyje chłopak…

Początek serii skupia się na przedstawieniu kolejnych bohaterów i ich historii. Poznajemy poszczególnych członków Mushibugyou, naturalnie z Jinbeiem na czele, bo to, że utrzyma posadę, jest rzeczą oczywistą. Pytanie brzmi, czy uda mu się dojść do porozumienia z pozostałymi „urzędnikami”, czyli posługującą się materiałami wybuchowymi Hibachi, młodziutkim onmyouji Tenmą oraz ułaskawionym przestępcą, Koikawą. Nie można także zapomnieć o Mugaiu, najsilniejszym i najbardziej enigmatycznym, nieformalnym przywódcy „patrolu”. Początkowo widzimy go tylko oczyma pozostałych bohaterów, gdyż jego przeszłość nierozerwalnie łączy się z wątkiem głównym, a mało kto odkrywa wszystkie karty na samym początku. Fabuła rozkręca się bardzo szybko i widz dość wcześnie poznaje ogólne założenia intrygi, związanej z głównym przełożonym bohaterów, tytułowym Mushibugyou. Równie ekspresowo pojawiają się antagoniści, najpierw grupa niebezpiecznych Łowców, potem wyżej postawieni i bardziej legendarni osobnicy, którym przyświeca inny cel.

Anime można podzielić na dwie części – pierwsza obejmuje wydarzenia do dwunastego odcinka, po czym otrzymujemy raczej nudny odcinek podsumowujący, w którym Hibachi i Haru (przyjaciółka Jinbeia, uratowana przez niego wkrótce po przybyciu do Edo), świecąc biustami, opowiadają o dotychczasowych zdarzeniach. Druga część teoretycznie obraca się wokół próby przejęcia władzy w stolicy, a co za tym idzie, w całej Japonii, i podobnie jak w przypadku wcześniejszych odcinków, wiąże się z osobą Mushibugyou. Tyle że tym razem przeciwnicy są potężniejsi, ich działania zakrojone na szerszą skalę, a pojawiające się owady nie są już tylko większą wersją istniejących insektów.

Mushibugyou to seria koszmarnie nierówna – pierwsza część związana z Łowcami jest znakomita i zapowiada wspaniałe widowisko, dlatego wielka szkoda, że właściwie zostaje urwana bez wyraźnej konkluzji. Przeciwnicy odchodzą w siną dal, pozostawiając widza bez żadnych wyjaśnień – niby jest efektowny finał, ale nie zaciera on przykrego wrażenia „o co chodzi?!”. Kolejne perypetie Jinbeia i jego przyjaciół są zwyczajnie nudne i nijakie – odcinki nie wychodzą poza schemat zdobywania nowych mocy i pokonywania „insekto­‑ludzi” stojących coraz wyżej w rankingu. Poza tym trudno uznać anime za dzieło kompletne, gdyż najważniejsze wątki pozostają rozgrzebane, a bohaterowie poniekąd wracają do punktu wyjścia. Jestem strasznie zawiedziona, bo liczyłam na coś więcej, a dostałam średniej jakości patrzydło i mnóstwo zmarnowanego potencjału, że o udanych bohaterach nie wspomnę.

Trudno uznać Jinbeia i jego kompanów za szczególnie ciekawe postaci, ale też nie mają poważniejszych wad, które dyskwalifikowałby ich na starcie. Właściwie wszyscy wpisują się w ramy gatunku, a twórcy nie wykorzystują okazji do pogłębienia ich charakterów i relacji. O ile dowiadujemy się co nieco o protagonistach, o tyle antagoniści pozostają zagadką, co dotyczy zwłaszcza Łowców, gdyż „insekto­‑ludzie” lubią o sobie opowiadać, a i wydają się lepiej znani oficjelom z Edo. Jinbei to typowy główny bohater shounena – siano zamiast mózgu, dużo energii i dobre serduszko, na dodatek gaduła. W sumie pocieszna osoba, która zaraża optymizmem i daje się lubić – gdyby tylko tak często nie wpadał w damskie biusty i nie zdzierał z pań przyodziewku… Hibachi, Tenma i Koikawa to standardowy zestaw towarzyszący głównemu bohaterowi, również sympatyczni i, co istotne, użyteczni. Zawiodłam się za to na Mugaiu, acz jest to raczej wina twórców. Pan jest niczym Clint Eastwood i na całe anime wypowiada może pięć pełnych zdań, niekoniecznie wielokrotnie złożonych. Trochę szkoda potencjału, bo pojawiają się pewne wskazówki oraz strzępy informacji co do jego pochodzenia, koligacji rodzinnych i koneksji, ale niestety przez większość czasu pozostaje na drugim, a nawet trzecim planie, stojąc i powiewając na jakimś dachu. Poza tym przez ekran przewija się mnóstwo postaci mniej ważnych dla fabuły, ale zdecydowanie godnych zapamiętania i gdyby serial był dłuższy, a fabuła lepiej skonstruowana, z pewnością błyszczałyby jaśniej.

Jako iż mamy do czynienia z shounenem, twórcy postanowili doprawić fabułę szczyptą fanserwisu, skierowanego głównie do panów, chociaż i dla pań znajdzie się kilka „cukierków”. Naturalnie wiąże się on głównie z osobą Haru, bo czy może być lepszy obiekt niewybrednych żartów niż słodziutka, biuściasta bishoujo, do której wzdycha pół miasta? W sumie większość tego typu scen nie była jakoś bardzo żenująca czy wulgarna (pomijam odcinek z pająkami, to było dość niesmaczne) – „oparzenia słoneczne” na biuście wyskakującym z kimona, bo panienka się potknęła, ewentualnie Jinbei wpadający twarzą w tenże biust – ot, klasyczny zestaw. Nie zabrakło również kilku scen z Hibachi, bo chociaż nie tak hojnie uposażona przez naturę, w negliżu także może zrobić wrażenie. A co dla pań? Dla nas zostaje słodka buźka Nagatomimaru (mówiącego głosem Juna Fukuyamy!), mroczny i małomówny bishounen Mugai oraz goła klata i zestaw blizn Koikawy – nie ma co narzekać.

Ponieważ fanserwis nieźle komponuje się z krwią (przynajmniej tak wynika z wielu produkcji), także w Mushibugyo zaserwowano widzom tego typu mieszankę. I serio, ja rozumiem, że owady nie są szczególnie litościwe, a ich maniery pozostawiają wiele do życzenia, ale niektóre sceny były po prosu niesmaczne – fontanny krwi z tłumów ludzi wyciskanych jak cytryny? To już lekka przesada, a nie jestem osobą wyczuloną na przemoc. Generalnie nie przepadam za wielkimi kontrastami połączonymi w całość i bieliźniany humor w zestawieniu z rzezią nie przemawiają do mnie.

Jedną z rzeczy wyróżniających Mushibugyou z tłumu podobnych shounenów jest grafika – dynamiczna, barwna, kanciasta, ale i dość nietypowa. Projekty postaci nie rzucają się aż tak bardzo w oczy, mimo dużej ilości ostrych krawędzi i zamierzonej nieproporcjonalności (dotyczy to jednak tylko panów, panie rysowane są w sposób klasyczny), ładnie wpisują się w gatunkową tradycję. Zapewne nie wszystkim widzom przypadną do gustu ich „kocie ślepia”, których zewnętrzne kąciki zdecydowanie zbyt często i zbyt mocno unoszą się do góry, przez co oczy momentami wydają się umieszczone pionowo. O paniach wspomniałam już przy okazji fanserwisu, ale poświęcę jeszcze kilka słów strojom, ze szczególnym uwzględnieniem kimona Haru. O ile mi wiadomo, jest to okrycie dość ściśle przylegające do ciała, mocno opasane obi, którego sposób zawiązywania nie należy do najłatwiejszych – dlatego zdjęcie go nie powinno należeć do prostych czynności. Naturalnie nie w przypadku Haru, ponieważ wystarczy, że dziewczyna się potknie, a jej pokaźny biust już wyskakuje na wierzch ku uciesze gawiedzi. Zdaję sobie sprawę, że to taka konwencja, ukłon w stronę męskiej części publiczności, ale jednak ten sam gag powtórzony po raz setny przestaje bawić, a zaczyna irytować. Nie to, żeby stroje pozostałych bohaterów były szczególnie wygodne i praktyczne (wyjątkiem są Jinbei i Kotori) – przeładowane, odstające w najdziwniejszych miejscach, tak jakby do prania wlano beczkę krochmalu. No dobrze, a jak prezentują się owady? Tak jak owady – są bardzo zbliżone wyglądem do rzeczywistych, tyle że znacznie większe i obrzydliwsze – nie przepadam za stworzeniami, które mają więcej niż cztery nogi (z drobnymi wyjątkami), tak że mnie trzepało na sam widok – ohyda jednym słowem. Tła nie są szczególnie widowiskowe, ale przyznaję, że tak pięknych widoków góry Fuji oraz połączeń barwnych dawno nie widziałam. Ogólnie jest w kresce coś niesamowitego, jakiś taki mocny graficzny sznyt, gdzieś tam przebija się nawiązanie do japońskiego drzeworytu i malarstwa tuszem. Bardzo to wszystko przetworzone i skomercjalizowane, ale daje niezły efekt końcowy.

Cóż, kreska kreską, przydałoby się kilka słów o animacji. Jest niezła, ale do czołówki daleko. Sceny akcji zostały ładnie zanimowane – dynamicznie i z polotem, problemem jest choreografia pojedynków. Za dużo tu chaosu i przypadkowości, posoka tryskająca na wszystkie strony zasłania ruchy bohaterów, a widz nie ma pojęcia, czyją nogę albo rękę właśnie zobaczył. Jest też sporo powtórek – niektóre kadry graficy wykorzystują po kilka razy, co jest wyjątkowo tanim i źle widzianym zabiegiem. Pod koniec serialu widać także wyraźny spadek formy rysowników – ruchy nie są tak płynne, a kreska często jest koślawa i toporna (ach ten krzywy, połamany tłum wieśniaków). Podsumowując oprawę wizualną – pomysł świetny, mangowy oryginał efektowny, ale wykonanie kuleje.

Oprawa muzyczna stoi dosłownie jeden malutki stopień wyżej. Najbardziej zapadającą w pamięć częścią ścieżki dźwiękowej są oczywiście czołówki i endingi. Do trzynastego odcinka towarzyszy nam piosenka Tomo yo, w wykonaniu GaGaGa SP. Chociaż piosenka to trochę za duże słowo, gdyż jest to w zasadzie szalenie radosne – za przeproszeniem, darcie ryja do chwytliwej, energicznej melodii, z takąż animacją. Znacznie lepiej wokalnie prezentuje się druga czołówka, czyli utwór Denshin∞ Unchained, śpiewany przez FREE 蛇’M. To również bardzo dynamiczna kompozycja, acz nie sposób pozbyć się wrażenia, że choć lepsza pod wieloma względami, nie oddaje tak znakomicie klimatu serii, jak pierwsza czołówka. Cóż, do posłuchania w autobusie wybrałabym drugi utwór, ale to Tomo yo można nazwać openingiem idealnym. Natomiast piosenki towarzyszące napisom końcowym trzymają równy, wysoki poziom. Zarówno ballada Ichizu, śpiewana przez i☆Ris, jak i nieco żywsza piosenka Through All Eternity ~ en no kizuna ~ pani o wdzięcznym pseudonimie ayami, zasługują na uznanie. Aż szkoda przewijać obydwa utwory, raz, że świetne wokalnie, a dwa, muzycznie. Pozostałe kompozycje wykorzystane w anime w ogóle nie zapadają w pamięć i są tylko i wyłącznie tłem dla wybuchów oraz dialogów. W sumie może to i lepiej, ponieważ obsada dopisała i wśród seiyuu są takie sławy, jak wspomniany wyżej Jun Fukuyama, Mamoru Miyano, Kazuhiko Inoue czy Junichi Suwabe. Wszyscy aktorzy, nie tylko ci wymienieni w recenzji, spisali się na medal i zagrali rewelacyjnie, tworząc postacie pełnokrwiste i różnorodne.

Mushibugyou nie jest złą serią, ale zmarnowany potencjał czuć na kilometr. Może gdyby powstała druga część, udałoby się zatrzeć to przykre wrażenie, pytanie, czy jest na co liczyć w tej kwestii. Cóż, produkcję warto zobaczyć dla bohaterów, niezgorszej i ciekawej grafiki oraz sporej ilości niezłego humoru, nie zawsze związanego z okolicami kobiecego biustu. Pierwsza historia naprawdę wciąga i w zasadzie nie mam jej nic do zarzucenia, poza tym, że zostaje brutalnie urwana na rzecz pojedynku z człowiekiem­‑motylem i jego nijaką kompanią. Dla mnie produkcja okazała się rozczarowaniem (chociaż zdarzały się gorsze), ale mimo wszystko nie żałuję czasu poświęconego na seans, ponieważ na tle wielu ostatnich anime, Mushibugyou i tak wypada przyzwoicie.

moshi_moshi, 14 listopada 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Seven Arcs Pictures
Autor: Hiroshi Fukuda
Projekt: Yoshimitsu Yamashita
Reżyser: Takayuki Hamana
Scenariusz: Youichi Katou
Muzyka: Tetsurou Oda