Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 10/10 grafika: 9/10
fabuła: 10/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 13 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,23

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 585
Średnia: 8,78
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Katanagatari

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 12×50 min
Tytuły alternatywne:
  • 刀語
Postaci: Samuraje/ninja; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość
zrzutka

Katanagatari czyli „Mieczopowieść”. Stylizowana na stare podania, fascynująca i nietuzinkowa produkcja.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Dawno, dawno temu genialny i szalony płatnerz, podejrzewany o konszachty z ciemnymi mocami Kiki Shikizaki pośród wielu innych dzieł wykuł dwanaście katan – mieczy, z którymi żadne inne nie mogły się równać. Wierzono wprawdzie, że została w nich zamknięta „trucizna”, która ma zgubny wpływ na ich właścicieli, jednakże w niczym nie umniejszało to wartości niezwykłych broni. Przez wieki jednak rozproszyły się po całej Japonii, zazdrośnie strzeżone i ukrywane przez tych, którzy mieli szczęście wejść w ich posiadanie. Kolejni szogunowie starali się zgromadzić wszystkie miecze Shikizakiego – po części jako oznakę prestiżu, po części dlatego, żeby nie zostały użyte przeciwko nim. W końcu w skarbcu szoguna znalazły się wszystkie… z wyjątkiem wspomnianej na początku dwunastki. Ich zdobycie okazało się niezwykle trudne nie tylko dlatego, że po części ślad zaginął w mrokach dziejów. Przede wszystkim problem stanowiło to, że nawet jeśli wysłany z misją ninja lub samuraj zdołał wejść w posiadanie bezcennej katany, jej wartość i wiążący się z nią prestiż sprawiały, że porzucał misję i nie zamierzał oddawać niezwykłej broni szogunowi.

Dlatego też Togame, tajemnicza kobieta na służbie szogunatu, wpada na idealny pomysł. Do poszukiwania mieczy musi wykorzystać wspaniałego wojownika, który jednak nie posługuje się mieczem i dla którego arcydzieła Shikizakiego będą nieprzydatne. Aby zaś nie postanowił odnalezionej broni sprzedać, wystarczy, że zostanie spełniony pewien warunek… Innymi słowy, Togame udaje się na maleńką wysepkę, gdzie na wygnaniu przebywa mistrz stylu kyotoryuu – szkoły walki mieczem bez użycia miecza. Na miejscu okazuje się jednak, że poszukiwany przez nią wojownik już nie żyje, a aktualnym mistrzem jest jego syn, Shichika Yasuri, który całe życie spędził na odizolowanej od świata wyspie, wraz ze starszą siostrą, Nanami. Shichika, jak łatwo zgadnąć, zgadza się ostatecznie wyruszyć w podróż wraz z Togame. Jak potoczą się ich losy?

Ta nietypowa seria, składająca się z dwunastu pięćdziesięciominutowych odcinków, emitowanych w miesięcznych odstępach, powstała na podstawie opowiadań Ishina Nishio – znanego już wcześniej widzom jako autor Bakemonogatari. Oba te tytuły łączy bardzo niewiele – praktycznie podobieństwa obejmują tylko rozbudowane, inteligentne dialogi i nacisk na relacje między postaciami. Przyznam jednak uczciwie, że jestem wdzięczna losowi, iż za ekranizację Katanagatari nie wzięło się studio SHAFT z Akiyukim Shinbou, którego maniery, przytłaczającej całkowicie oryginalny materiał, po ostatnich kilku sezonach mam po prostu dosyć. Stosunkowo nowe na rynku studio White Fox (jedynym ich wcześniejszym tytułem było średnio udane Tears to Tiara) poradziło sobie ze stojącym przed nimi niełatwym zadaniem na medal, mimo że realizację projektu powierzono mało obiecującym twórcom. Reżyser Keitarou Motonaga i scenarzysta Makoto Uezu specjalizowali się do tej pory raczej w adaptacjach gier eroge, a tytuły takie jak Yumeria, Amaenaide yo!! czy Akane­‑iro ni Somaru Saka trudno było uznać za perły japońskiej animacji nawet w swoim gatunku. Tutaj jednak poprowadzili opowiadaną historię z wyczuciem i szacunkiem dla pierwowzoru, w wielu miejscach celowo rezygnując z nowoczesnych, widowiskowych chwytów na rzecz zachowania klimatu. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – Katanagatari na pewno rozczaruje wszystkich, którzy oczekują kolejnej wariacji na temat przygodówki typu shounen, oferuje jednak rozrywkę inteligentną i – o co w anime coraz trudniej – jedyną w swoim rodzaju.

Stosunkowo najsłabszy wydać się może pierwszy odcinek, ze względu na ogromną ilość dialogów, tłumaczących działania postaci i opisujących świat, w którym będzie się rozgrywać akcja. Dla nieprzygotowanych widzów może to być trudne do przebrnięcia, szczególnie jeśli spodziewali się zupełnie czego innego, czyli po prostu serii akcji, w której fabuła ma prowadzić po linii prostej od pojedynku do pojedynku. W dalszych odcinkach dialogi nadal pełnią ważną funkcję i zajmują dużo czasu ekranowego, jednak już nie aż tyle, jak w pierwszym. Historia rozwija się płynnie i powoli, mniej przejmując się zachowaniem odpowiedniego suspensu, a bardziej – nakreśleniem odpowiednio intrygującego obrazu wydarzeń. Bohaterowie podróżują po całej Japonii, ale formuła poszczególnych odcinków, z których każdy opowiada o odnalezieniu kolejnej sztuki broni, wydaje się szalenie sztywna i mało obiecująca. Całe mnóstwo rzeczy możemy „przewidzieć” – kolejne odcinki noszą tytuły od nazw kolejnych mieczy, zatem, szczególnie w drugiej połowie serii, możemy określić kolejność ważniejszych starć. A jednak… Seria nie staje się przez to ani odrobinę mniej ciekawa. Do odkrycia pozostaje bardzo wiele, motywacje i zachowania postaci zaskakują, a stające przed bohaterami wyzwania są tak różnorodne, że na podstawie wcześniejszych nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć kolejnego. Podwójna objętość odcinków sprawia, że każda z pokazywanych historii ma dla siebie dość czasu i może zostać precyzyjnie rozpisana, bez konieczności cięcia jej na mniejsze kawałki. Ogromną i także nie zawsze w anime obecną zaletą jest zakończenie – dwanaście odcinków mieści w sobie całą historię i zamyka ją na dobre, bez żadnych furtek do „nakręcimy więcej, jak dostaniemy kasę”. Wysoka ocena fabuły bierze się więc zarówno ze świetnej konstrukcji poszczególnych historii, jak i ze struktury samego wątku głównego, prowadzonego konsekwentnie i zamkniętego we właściwym momencie.

W pierwszej chwili mamy wrażenie, że doskonale znamy głównych bohaterów – oto po raz kolejny stają przed nami energiczna i despotyczna pannica do spółki z naiwnym, prostolinijnym chłopakiem. To wrażenie jednak jest bardzo mylące. Przede wszystkim, o czym warto pamiętać, bohaterowie są młodzi, ale całkowicie dorośli – Shichika ma ponad 20 lat, a Togame jest od niego o kilka lat starsza. Ich charakterów nie daje się też sprowadzić do prostych formułek. Silna i inteligentna Togame dąży do własnych celów, których osiągnięcie ma jej umożliwić właśnie odnalezienie mieczy i związany z tym awans w hierarchii szogunatu. Jej aktualna pozycja jest bardzo niejasna – ma ogromne uprawnienia, pozwalające jej na swobodne negocjacje z właścicielami kolejnych mieczy (ponieważ, jeśli dałoby się miecz odkupić, nie ma sensu wdawać się w walkę), a jednak nawet jej tytuł służbowy jest dziwny i niepasujący do zwykłej struktury armii. Prywatnie jest osobą całkowicie zamkniętą – ale nie zostało to pokazane na częstej zasadzie „osoba zamknięta = osoba, która się nie odzywa”. Togame jest aktywna i gadatliwa, ale przy tym w każdym momencie doskonale kontroluje, ile siebie zamierza odsłonić – i nigdy nie ma tego dużo. Wcielająca się w jej rolę Yukari Tamura to seiyuu z dużym doświadczeniem, mająca na koncie na przykład rolę Elizabeth w Kuroshitsuji, Riki w Higurashi no Naku Koro ni czy tytułowej bohaterki Mahou Shoujo Lyrical Nanoha.

Na tle złożonej i niejednoznacznej partnerki Shichika wydaje się początkowo bladą postacią. Ot, kolejny młodzieniec o złotym sercu i nadludzkiej sile, niemający przy tym pojęcia o zewnętrznym świecie i manipulowany przez sprytną kobietę – jeszcze jedna wariacja na temat Goku z Dragon Ball. Błyskawicznie jednak okazuje się, że Ishin Nishio potrafił napisać także taką postać, nie popadając w banał, a Yoshimasa Hosoya, dla którego była to jedna z pierwszych większych ról, potrafi ją koncertowo zagrać. Przede wszystkim doskonale zostaje podchwycone, że wychowany w całkowitej izolacji od ludzi, a przy tym szkolony od dziecka do walki Shichika jest osobą pełną dobrej woli, ale całkowicie amoralną i pozbawioną empatii. Zabijanie przychodzi mu naturalnie, ponieważ sama koncepcja wartości życia jest mu kompletnie obca, innych ludzi po prostu nie rozumie i nie interesują go przesadnie. Nie znaczy to jednak, że Shichika, który sam siebie nazywa mieczem Togame w najdosłowniejszym znaczeniu tego słowa, pozostaje do końca serii maszyną do zabijania. Zmienia się bezustannie – nie poprzez wielkie przełomy, a poprzez drobne wydarzenia, interakcję z otaczającym go światem, obserwację cudzych zachowań. Relacja łącząca go z Togame jest jednym z najpiękniejszych wątków romantycznych, jakie widziałam w anime: bezpruderyjna, ale pozbawiona nachalnej erotyki, pogłębiająca się z każdym odcinkiem i cudownie intymna. To właśnie był wątek, który mogłaby zepsuć pojedyncza nieprzemyślana scena – i ogromne brawa dla reżysera i scenarzysty, którym nie przyszło do głowy „ozdobić” swego dzieła wstawkami fanserwisowymi czy chwytami klasycznymi dla romansu w wersji anime.

Właściciele kolejnych mieczy tworzą galerię typów zróżnicowanych i bardzo niejednoznacznych. Tak jak pisałam wcześniej – każde z nich jest inne, dlatego też nigdy na podstawie dotychczasowych odcinków nie potrafimy przewidzieć, kogo tym razem spotkają bohaterowie. „Trucizna” poszczególnych mieczy działa z różną siłą i w różny sposób, zależnie od właściwości broni i charakteru właściciela – nie ma tu żadnej prostej zależności. Warto też poświęcić kilka słów wojownikom ninja z klanu Maniwa, którzy również planują zdobycie mieczy: początkowo sprawiają wrażenie nieco groteskowych elementów komediowych, wprowadzonych głównie w celu opóźnienia finałowego pojedynku danego odcinka. Do końca pełnią rolę bardzo drugoplanową, ale autor znajduje dość czasu, aby także i w ich przypadku nakreślić obraz złożony i nie taki prosty do interpretacji, bez uciekania się do tanich chwytów w celu wywołania współczucia widza. Spośród nich wyróżnia się szczególnie Houou, czyli Feniks – w jego roli usłyszymy Ryoutarou Okiayu (Byakuya z Bleach, Scar z Fullmetal Alchemist, Treize z Gundam Wing). Wypada wspomnieć także o tajemniczej księżniczce Hitei (Haruka Tomatsu – Nagi z Kannagi, Megumi z Shiki) i jej podwładnym, Emonzaemonie (grający z genialną manierą Rikiya Koyama – Kogoro z Meitantei Conan, Kuze z Ghost in the Shell: Stand Alone Complex, Shinigami z Soul Eater). To doskonałe przykłady postaci, które trudno jest polubić, ale które szybko zaczyna się szanować – a jednocześnie poprowadzona w tle piękna paralela do losów pary bohaterów. Przegląd postaci nie byłby także pełen bez wspomnienia – ale tylko wspomnienia! – o siostrze Shichiki, Nanami Yasuri. Grająca jej rolę Mai Nakahara (Nagisa z Clannad, Rena z Higurashi no Naku Koro ni, Zakuro z Otome Youkai Zakuro) daje w pewnym momencie prawdziwy popis umiejętności aktorskich, sprawiając, że na wspomnienie o tej pani z pewnością wielu widzom ciarki przejdą po plecach.

Do tak nietypowej serii z pewnością pasuje nietypowa oprawa wizualna, której jedną z głównych zalet będzie „odsianie” części widzów, przyzwyczajonych do bardziej tradycyjnej kreski. Grafika bardziej przypomina ożywione ilustracje z książki (na których zresztą jest wzorowana) niż to, co zazwyczaj widzimy w anime. Projekty postaci są charakterystyczne, stroje częściowo „z epoki”, a częściowo niepraktyczno­‑fantazyjne (szczególnie dotyczy to Togame i ninja z klanu Maniwa) – w większości innych serii takie zestawienie by zgrzytało, tutaj pasuje bez żadnego problemu. Zachwycają tła – w każdym odcinku inne, ponieważ każda historia rozgrywa się w innym punkcie Japonii i o innej porze roku. Jednocześnie jednak widać, że twórcy stanęli przed trudnym wyborem. Seria telewizyjna dysponować musiała ograniczonym budżetem, a do tego z przyczyny wymienionej powyżej nie można było stosować zwykłych oszczędności w postaci wielokrotnego wykorzystywania pojedynczego tła czy nawet sekwencji animacji. Dlatego też grafika bywa nierówna – szczególnie dotyczy to środkowych odcinków. Trudno mi powiedzieć, na ile jest to wada – mnie nie przeszkadzała, stąd nie obniżam za nią oceny, ale zapewne znajdą się tacy, którzy odejmą jedno­‑dwa oczka. Warto jednak wspomnieć, że czasem uproszczenia animacji są celowe: jak na przykład w genialnej sekwencji w jednym z odcinków, w której przemierzająca teren świątyni i zabijająca kolejnych strażników postać przedstawiana jest jako ludzik ze starej gry komputerowej. Nie ma to zresztą na celu rozbawienia widza – raczej stanowi podkreślenie odczłowieczenia tej osoby, dla której przeciwnicy są jak pionki w grze. Intrygująca oprawa muzyczna niekoniecznie trafi w każdy gust, wykorzystując po części brzmienia tradycyjne, a po części – bardzo nowoczesne. W Katanagatari usłyszymy dwie udane piosenki w czołówce i aż dwanaście utworów towarzyszących napisom końcowym, wśród których zdarzają się prawdziwe perełki.

Z ocen w naszym portalu widać jasno, że Katanagatari ma ogromne szczęście polegające na tym, że do końca serii zdolne są wytrwać praktycznie tylko te osoby, którym się ona podoba. Pozostali po prostu „odpadną” na wczesnych etapach opowieści. Zapytam zatem przewrotnie, komu spośród teoretycznej „grupy docelowej” – dojrzalszych i poszukujących niebanalnych tytułów widzów – ta produkcja się może nie spodobać? Poza osobami przywiązanymi do bardziej tradycyjnej grafiki wskazałabym przede wszystkim tych, którzy oczekują od tego rodzaju tytułu wyjątkowej złożoności i nieprzewidywalności fabuły. Napiszę to jasno: historia opowiadana w Katanagatari jest stosunkowo prosta i – kiedy już zbierzemy w całość jej elementy – bardzo klarowna. Narracja, choć nie stroni od współczesnych chwytów, naśladuje bardziej dawne podania i eposy niż współczesne powieści wielokrotnie złożone. Do tego dochodzi jeszcze pewna wschodnia specyfika sztuki opowiadania, polegająca na tym, że ważniejsze jest to, jak się rozegra fabuła niż to, do czego doprowadzi (wszyscy zapewne pamiętają w wielu seriach anime tytuły odcinków zdradzające dramatyczne i gwałtowne wydarzenia dziejące się w ostatnich minutach). Jestem jednak pewna, że Katanagatari to jeden z tych tytułów, które doskonale wytrzymają próbę czasu i jeszcze bardzo długo będą polecane widzom zainteresowanym czymś niebanalnym. Stosunkowo rzadko wystawiam ocenę 10, a jeśli to robię, zawsze zadaję sobie jedno pytanie: czy po zakończeniu oglądania i poznaniu całości historii widzę w tej produkcji coś, co należałoby koniecznie poprawić? W tym przypadku odpowiedź brzmi: nie. Wszystko jest tak, jak być powinno.

Avellana, 14 maja 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: White Fox
Autor: Ishin Nishio
Projekt: Tsuyoshi Kawada
Reżyser: Keitarou Motonaga
Scenariusz: Makoto Uezu
Muzyka: Taku Iwasaki

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Katanagatari na forum Kotatsu Nieoficjalny pl