Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 196
Średnia: 6,81
σ=1,95

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kakumeiki Valvrave

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Valvrave the Liberator
  • 革命機ヴァルヴレイヴ
Tytuły powiązane:
zrzutka

Nie tak dawno temu czarownica Sunrise postanowiła stworzyć nowy eliksir. Zmieszała nieco starsze specyfiki, swoje i pożyczone: Evangelion, Code Geass, Gundam i Mugen no Ryvius... i wyszła bomba. Gotowi podpalić lont?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

W odległej przyszłości, gdy większość ludzi mieszka w kosmosie, ścierają się ze sobą dwa potężne mocarstwa Dorssia i Arus, a w neutralnym państwie Jior spokojne życie pędzą wychowankowie Akademii Sakamori. Podczas niespodziewanego ataku jeden z uczniów, Haruto Tokishima, decyduje się zasiąść za sterami tajemniczego robota Valvrave'a. Niczego nieświadomy chłopak dopiero później pozna cenę, jaką przyjdzie mu zapłacić za bycie pilotem, a oddziały Dorssi przekonają się o możliwościach bojowych maszyny, która była ich pierwotnym celem. W czasie tej bitwy skrzyżują się ścieżki Haruto i młodego żołnierza z drugiej strony barykady, L­‑Elfa. Jak dalej potoczą się losy ocalałych mieszkańców Jioru?

Tak, ja wiem, że to brzmi aż nazbyt znajomo. Nie martwcie się jednak, gdyż ta kolejka górska szybko rusza z kopyta (wiem, jak to wygląda, ale biorąc pod uwagę pomysły twórców, nie zdziwiłabym się, gdybym coś takiego zobaczyła.), a przed nami całe dwanaście odcinków pełnych niespodzianek i szalonej jazdy bez trzymanki. Jak zasugerowałam we wstępie, Kakumeiki Valvrave to ni mniej, ni więcej, jak miks przeróżnych motywów (próba wykradnięcia broni, która może zadecydować o losach wojny; stado młodzieży w kosmosie zdane wyłącznie na siebie; walka młodego geniusza z imperium i tym podobne…), które już gdzieś się w anime pojawiły i niejedna produkcja brała je na warsztat. Ale chyba jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś połączył je w taki sposób, ściągając od innych z premedytacją i pełnym przekonaniem, że się uda.. Taki sposób, to znaczy jaki? – pewnie chcecie zapytać. Słyszał ktoś o koktajlu Mołotowa? No właśnie, jest wybuchowo, a im dalej, tym większe eksplozje. Istnieje szansa, że nie raz, nie dwa spadniecie z krzesła – czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to już zależy od tolerancji na pomysły, może i sprawnie wprowadzone w życie, ale momentami wzięte prosto z Plutona (bo Księżyc to zdecydowanie za blisko). Fabuła porywa widza już od pierwszej chwili, nie dając czasu na zastanowienie się nad zaserwowanymi dziwami, bo z każdym kolejnym odcinkiem robi się coraz bardziej absurdalnie. Okazjonalnie na scenę wkraczają również mniej lub bardziej wysłużone schematy, ale i te… Wróć, co ja piszę… Ta seria składa się z samych schematów, ale jak już wspomniałam – to jeden wielki mikser, chodzący na najwyższych obrotach.

Warto jednak zaznaczyć, że Kakumeiki Valvrave ma pewne problemy egzystencjalne, choć jest szansa, że szaleńcze tempo wydarzeń i nieprawdopodobne zwroty akcji przekonają tych, którzy nie mają nic przeciwko okazjonalnym brakom logiki, w zamian za niezapomniane wrażenia. Ta fantastyczno­‑naukowa mieszanka na pewno nie odkrywa nowych lądów, ale z biegiem czasu widz przekonuje się, że w tym szaleństwie jest jednak metoda i coś, co z pozoru nie miało sensu, ostatecznie znajduje jednak swoje miejsce w tej barwnej układance. Chociaż nie mogę tu ręczyć za całą fabułę, gdyż w momencie pisania tej recenzji drugi sezon właśnie trwa i jeszcze wszystkie karty nie zostały odsłonięte, ale zapewniam, warto było czekać całe trzy miesiące na ciąg dalszy, bo jest jeszcze lepszy. Wspominałam coś o tolerancji widza? Kluczowe w tym, czy polubimy się z tą serią, czy nie, będzie nasze podejście. Wszystkim ludziom dobrej woli (wiem, jak to brzmi…) zalecam przymrużenie oka i zaniechanie prób wnikania w niektóre mechanizmy akcji (świat przedstawiony o dziwo trzyma się całkiem nieźle kupy – przynajmniej tak wynika z tego, czego dowiadujemy się z drugiej części). Chwilami scenariusz potrafi być bardzo umowny i jeśli się tego nie zaakceptuje, to przyjemność z seansu będzie żadna.

Problemy egzystencjalne? Tak, to może być twardy orzech do zgryzienia dla tych, którzy nie dadzą się przekonać, że twórcy nie robili tego na serio. I chociaż przyznaję, że momentami sama miałam pewne wątpliwości, to jednak w z ulgą stwierdziłam, że udało im się wyjść z tych kłopotliwych sytuacji w miarę obronną ręką. Fabułę można bowiem podzielić na sceny komediowe, niezamierzenie śmieszne i te naprawdę dramatyczne, które nijak pasują do całości. Ostatecznie doszłam jednak do wniosku, że starano się znaleźć złoty środek i biorąc pod uwagę, że mimo obecności tematów trudnych i bardzo dyskusyjnych, nie pojawiają się sztuczne wywody i łopatologiczne refleksje nad sensem życia. I co najważniejsze, seria nie stara się wzruszać na siłę, a jeśli już wzrusza (czy zamierzenie, to inna para kaloszy), to najczęściej płaczemy ze śmiechu.

Bohaterowie to kalejdoskop równie barwny i nieprzewidywalny, jak fabuła. A przynajmniej takie sprawiają wrażenie, gdyż nie każdy dostaje swoją szansę w pierwszym sezonie i choć większość z nich można opisać w dwóch zdaniach, to jednak ich charaktery skonstruowano tak, że nie wszystkie ich posunięcia można przewidzieć, a ich samych da się polubić. Oczywiście, zdarzają się wyjątki. Boleć może fakt, iż najbardziej bezpłciowa osoba to po raz kolejny główny bohater, który niewiele ma do zaoferowania widzom. Haruto to przeciętny, niezbyt pewny siebie i odważny nastolatek, jak wielu przed nim rzucony w wir wydarzeń, kompletnie nieświadomy, że jedna nieprzemyślana decyzja zmieni jego życie na zawsze. Warto tu napisać, iż sterowanie Valvrave'em wiąże się z czymś więcej niż tylko koniecznością udziału w niechcianej wojnie. Fakt, nikt nie przejmowałby się dziwacznymi ostrzeżeniami w momencie zagrożenia życia… I w ten sposób Haruto wpakował się w niezłe bagno, które od tego czasu będzie źródłem jego rozterek i dylematów natury egzystencjalnej. W gruncie rzeczy słusznych, ale może nie w chwili, gdy ma się ograniczoną ilość czasu ekranowego. Bohater cierpi i mówi o tym głośno, choć nie wszystkim, i jednak trzeba mu przyznać, że na tle innych animowanych mięczaków nadal prezentuje się nieźle, gdyż czasem potrafi wziąć się w garść (choć nie zawsze).

Zgodnie z powiedzeniem, że przeciwieństwa się przyciągają, dostajemy drugiego protagonistę, L­‑Elfa (opcjonalnie L­‑11 lub, jak wolą niektórzy fani, Lolfa) – młodego członka elitarnego oddziału Dorssi, którego okoliczności zmuszają do współpracy z uczniami Sakimori. Chłopak ten to właściwie idealny żołnierz – bezlitosny i zabójczo skuteczny… Z tym że niekoniecznie skłonny wykonywać wszystkie rozkazy i mający własne plany. Z początku można z niedowierzaniem patrzeć na jego nieomylność i zapobiegliwość, ale radzę się przyzwyczaić, bo im dalej, tym ciekawiej. Cytując klasykę, L­‑Elf to taki „zborsuczony jamnik”, czyli wieczny gbur, pozornie kompletnie pozbawiony uczuć i gotowy za wszelką cenę (nawet idąc po dosłownych trupach) osiągnąć swoje cele. Z jednej strony można napisać, że taka postać jest stosunkowo nudna, bo wiadomo, czego się po niej spodziewać, ale z drugiej to niesamowicie świeży powiew w środowisku protagonistów, gdzie nawet jeśli spotykaliśmy kogoś okrutnego, to zawsze próbowano go usprawiedliwić i osobnik szybko zaczynał działać pod wpływem emocji, pokazując ludzką twarz. Tutaj tego prawie nie ma.

Na resztę obsady składają się uczniowie Sakimori, byli „współpracownicy” L­‑Elfa oraz ich przełożeni i cała reszta. Z tego grona na pewno warto wspomnieć kilka osób, które dzielnie towarzyszą nietypowemu duetowi w akcji. Chyba najbardziej z nich polubiłam Saki Rukino, byłą idolkę, obecnie chłodną, cyniczną i nieprzystępną uczennicą, której jednak bardzo zależy na najbliższych i potrafi to okazać. Dziewczyna, jak większość żeńskich postaci w tym anime (co w sumie jest rzadkością w takich seriach), ma w miarę silny charakter i wie, czego chce. Shouko Shashinami, w której kocha się Haruto, może nieco jej pod tym względem ustępuje, wydaje się bardziej naiwna i ma zbyt idealistyczne podejście do świata, ale jest tylko nastolatką, a i tak potrafi wziąć się w garść, gdy wymaga tego sytuacja. Wśród reszty uczniów również znajdziemy mniej lub bardziej sensowne jednostki, ale nie ma wśród nich jednoznacznie irytujących postaci. Bohaterowie z drugiej strony barykady też dają się lubić, może z wyjątkiem jednego małoletniego psychopaty. Główny czarny charakter (bo oczywiście nie mogło takiego zabraknąć) jest na razie zbyt tajemniczy, by można było napisać o nim coś więcej, ale ma klasę i bardzo dobrze radzi sobie w swoim antagonistycznym fachu.

Jeśli fabuła ma słabe punkty, na pewno nie można powiedzieć tego o oprawie technicznej, która jest na bardzo dobrym poziomie. Projekty postaci nie są przesadnie udziwnione czy charakterystyczne, ale prezentują się naprawdę dobrze i powinny się podobać, bo każdy znajdzie dla siebie jakiś cukierek. Tła zostały wykonane szczegółowo i choć nie okazują się aż tak bardzo zróżnicowane, to nie ma na co narzekać. Bardzo do gustu przypadły mi pomysłowe i po prostu ładne projekty robotów, których… jest kilka, a w akcji prezentują się jeszcze lepiej (tak, czasem również absurdalnie, ale ma to swój urok). Radują się moje oczy, gdy widzą tak dobrze wkomponowane elementy trójwymiarowe i płynną animację, która tylko uatrakcyjnia dynamiczne sceny walk. Równie dobrze prezentuje się ścieżka dźwiękowa, choć przyznam, że utwory instrumentalne zdecydowanie pozostają w cieniu piosenek towarzyszących serii, przede wszystkim niezwykle żywiołowego Preserved Roses w wykonaniu T.M. Revolution i Nany Mizuki. Pozostałe dwa utwory to też udane piosenki, ale opening zdecydowanie wiedzie prym. Przy okazji należy wspomnieć, że usłyszymy wielu znanych i lubianych seiyuu, którzy spisali się naprawdę dobrze. Głosu postaciom użyczyli m.in. Ryouhei Kimura, Haruka Tomatsu, Jun Fukuyama, Mamoru Miyano, Yoshimasa Hosoya, Yuki Kaji, Daisuke Namikawa czy Daisuke Ono.

Taka a nie inna ocena Kakumeiki Valvrave wynika głównie z faktu, iż ta seria to jedynie wstęp do prawdziwej gry, która na dobre rozkręca się dopiero w ostatnim odcinku. Poprzednie to zbiór pytań, luźnych sugestii i mniej lub bardziej subtelnych wskazówek – wszystko to jednak wrzucone zostaje w szalony wir akcji i zmieszane ze sporą ilością absurdu, przez co to anime jest jedną wielką fazą. Taki miszmasz może nie każdemu będzie odpowiadał. Ale jeśli, Drogi Widzu, nie boisz się eksperymentów z wysłużonymi schematami ani okazjonalnych braków logiki, a masz ochotę na coś nieprzewidywalnego, co mimo całego nieprawdopodobieństwa ma jednak sens – zapraszam na seans. Nie powinieneś się zawieść, zwłaszcza że sezon drugi szykuje jeszcze lepsze niespodzianki!

Enevi, 19 listopada 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Projekt: Katsura Hoshino, Kenji Teraoka, Kunio Ookawara, Makoto Ishiwata, Naohiro Washio, Takashi Miyamoto, Takayuki Yanase, Tatsuya Suzuki
Reżyser: Kou Matsuo
Scenariusz: Ichirou Ookouchi
Muzyka: Akira Senju