Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,14

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 117
Średnia: 7,42
σ=1,5

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

K: Missing Kings

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 73 min
zrzutka

Pęczek wyjaśnień i zupełnie nowe przeszkody na drodze młodych ludzi dzierżących władzę w Tokio, podzielonym między tajemniczych Królów. Zgrabny epilog i prolog w jednym.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Deze

Recenzja / Opis

Od czasu wydarzeń znanych z serii telewizyjnej minął prawie rok, ale skutki śmierci Czerwonego Króla nadal dają się odczuć. Gang Homra praktycznie poszedł w rozsypkę – Kusanagi wyjechał, nie mówiąc nikomu gdzie i po co, załamany Yata zaszył się w siedzibie grupy, by wspominać dawne chwile chwały, a oczko w głowie Mikoto, Anna, ma problemy z używaniem mocy. Natomiast Kurou wraz z Neko, która wreszcie doczekała się prawdziwego ubrania, bezskutecznie poszukują swojego przywódcy. Jedynie Reishi Munakata i jego Scepter4 trwają na posterunku, jak zawsze chroniąc miasto. Ale pozorna stagnacja kończy się, kiedy na scenę wkraczają ludzie Zielonego Króla, czyli grupa Jungle z niejakim Yukarim Mishakujim na czele. Najpierw bezpardonowo przejmują siedzibę Złotego władcy, by zaraz potem uprowadzić Annę. Dotychczasowi przeciwnicy muszą połączyć siły, aby stawić czoła nowemu wrogowi.

K: Missing Kings trudno uznać za dzieło samodzielne – to bezpośrednia kontynuacja serialu i zapowiedź kolejnego. Film wyjaśnia wiele kwestii, ale jednocześnie wprowadza widzów w nową opowieść. Tym razem prym wiedzie klan Zielonych, potężny i niebezpieczny, acz jego cele nie są do końca znane. Są jednak bardzo pewni siebie, skoro zadzierają ze wszystkimi dookoła i to skutecznie – Homra od razu rusza do akcji, ale pozbawieni przywódcy niewiele mogą zdziałać. Dużym wsparciem okazuje się Kurou, który doskonale zna Mishakujiego i w związku z pewnymi wydarzeniami z przeszłości bardzo pragnie go pokonać. Tymczasem Munakata woli bacznie obserwować, co wyniknie ze starcia, co nie znaczy, że los Anny go nie obchodzi.

Produkcja praktycznie nie różni się nastrojem od poprzedniczki, jest bardzo dynamiczna i płynnie przechodzi od momentów poważnych do komediowych. Odrobinę przybliża nam królów praktycznie nieobecnych w serialu, ale wyraźnie widać, że ten wątek zostanie porządnie rozwinięty dopiero w kontynuacji. Na szczęście twórcy postanowili odpowiedzieć na kilka istotnych pytań związanych z zakończeniem K – między innymi rozwiewają wątpliwości co do śmierci Mikoto i Isany. Nie poświęcają na to jednak dużo czasu, ponieważ akcja toczy się niezwykle szybko i obfituje w ważne wydarzenia. Całość jest skompresowana i naładowana istotnymi informacjami, nikt nie traci tu czasu na przypadkowe, niemające znaczenia sceny. K: Missing Kings w żadnym wypadku nie wydaje się przy tym chaotyczne czy przeładowane. To kawałek porządnego, rozrywkowego anime, które nie nudzi i nie dłuży się. Przy okazji unika błędów części pierwszej, czyli wrzucenia widzów w sam środek akcji, bez żadnego wyjaśnienia i bardzo oszczędnego dawkowania informacji. Naturalnie nie mamy do czynienia z produkcją pozbawioną wad – może drażnić jej reklamowy charakter, dokończenie pewnych wątków tylko po to, by kolejne zostawić rozgrzebane, jak również odrobinę przydługi wstęp, zbyt drobiazgowo prezentujący retrospekcje z serii.

Wracając jednak do pozytywów, widać że studio GoHands wykorzystało fundusze do ostatniego jena. Projekty postaci właściwie nie różnią się od tych z serialu telewizyjnego, chociaż w przypadku niektórych widać upływ czasu, co oczywiście należy uznać za zaletę. Ponownie zachwycają piękne, pełne detali widoki miasta, które żyje, a nie stanowi jedynie ładnej dekoracji w tle. Ale prawdziwą atrakcją jest płynna i przerażająco dynamiczna animacja – choreografia walk, których nie brakuje, wypada znakomicie. Twórcy tak jak poprzednio nie boją się eksperymentować z kolorami, filtrami i teksturami. Można się jedynie przyczepić do efektów komputerowych, które nieco rażą oczy, ale cała reszta jest wręcz wyśmienita. Warto wspomnieć, że nie każdemu przypadnie do gustu taka kolorowa wścieklizna, zwłaszcza że graficy odpowiedzialni za film i serię bardzo odważnie łączą barwy, dodatkowo stosując efekt „prześwietlonego zdjęcia”.

Niewiele nowego da się napisać o bohaterach, gdyż żaden z nich nie przeszedł znaczącej przemiany. Jedynie Kurou zdaje się trochę wydoroślał i spuścił z tonu. Nieznacznej poprawie uległy także stosunki między Yatą a Fushimim, którzy zaczęli ze sobą rozmawiać, używając prawie ludzkiej mowy. Jedyną świeżynką w towarzystwie jest Yukari Mishakuji – osobnik o nieco zwichrowanej osobowości, pewny swoich umiejętności (zupełnie słusznie) i zgrabnie wpisujący się w galerię obdarzonych supermocami ekscentryków­‑wyrzutków. Z pewnością jeszcze zdąży namieszać w kolejnej odsłonie cyklu. Poza tym miło zobaczyć, że śmierć Mikoto nie zantagonizowała wszystkich dookoła, bo chociaż okazała się ogromnym ciosem dla jego ludzi, nikt nie jest tak głupi, by szukać zemsty, a i Munakata nie odczuwa radości po zabiciu rywala. Zrobił, co musiał zrobić, i wszystko wskazuje na to, że nie uniknie pewnych konsekwencji.

Wracając na chwilę do kwestii technicznych – podobnie jak w przypadku grafiki, muzycznie film nie odbiega jakością od serialu. Ot, poprawne w porywach do całkiem przyjemnego połączenie elektroniki z klasyką. Dynamiczne kompozycje instrumentalne doskonale sprawdzają się jako tło dla wydarzeń, ale nie porywają na tyle, by widz zechciał ich słuchać w oderwaniu od obrazu. Film pozbawiono czołówki, ale uchowała się piosenka towarzysząca napisom końcowym, czyli Different colors w wykonaniu angeli, która współpracowała też przy serialu. Oczywiście wielkie brawa należą się plejadzie seiyuu, czyli między innymi Mamoru Miyano, Daisuke Ono czy Masakazu Moricie.

Zasiadłam do seansu bez większych oczekiwań, zresztą tak samo jak zaczynałam moją przygodę z K, i czuję się w pełni usatysfakcjonowana. K: Missing Kings doskonale spełnia rolę pomostu między jednym serialem a drugim – wyjaśnia pewne zagadnienia i przy okazji zachęca, chociaż właściwszym określeniem byłoby zmusza, do sięgnięcia po kontynuację. Film oferuje widzom to, co znają i lubią. Fabuła jest odpowiednio zbalansowana i efektowna, dzieje się dużo i szybko, ale nie miałam poczucia pośpiechu czy chaotyczności. Dla fanów pierwszej serii, którzy z niecierpliwością czekają na drugi sezon, to pozycja obowiązkowa. Reszta świata z przyczyn oczywistych i tak nie zrozumie, o co chodzi i kto jest kim.

moshi_moshi, 15 września 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GoHands
Autor: GoRa
Projekt: Hiroshi Ookubo, Shingo Suzuki, Takahiro Kishida
Reżyser: Hiromichi Kanazawa, Shingo Suzuki
Scenariusz: GoRa
Muzyka: Mikio Endou