Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 10/10 grafika: 9/10
fabuła: 8/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 90
Średnia: 8,1
σ=1,54

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tassadar)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

JoJo no Kimyou na Bouken: Diamond wa Kudakenai

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 39×24 min
Tytuły alternatywne:
  • JoJo's Bizarre Adventure: Diamond Is Unbreakable
  • ジョジョの奇妙な冒険 ダイヤモンドは砕けない
Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Senne japońskie miasteczko i jego mroczne sekrety. Kolejne obdarzone nadnaturalnymi mocami pokolenie wkracza na pierwszy plan, by zmierzyć się z przeszłością rodziny Joestarów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Od początków swego istnienia JoJo no Kimyou na Bouken zmienia się wraz z czytającą mangę młodzieżą, dopasowując detale do chwilowej mody i gustów odbiorców. Hirohiko Araki potrafi dotrzeć zarówno do weteranów, jak i do początkujących, niezależnie od wieku. Nie potrzebuje uciekać się w tym celu do kompromisów, każdą część swojego dzieła czyni odmienną od reszty czasem tak bardzo, jak różnić się potrafią należące do tego samego gatunku tytuły zupełnie różnych autorów. Stała pozostaje tytułowa dziwność, nadająca pozornie prostemu shounenowi charakterystyczny styl i sprawiająca, że schematyczne rozwiązania, nawet jeżeli się zdarzają, pozostają niezauważone w gąszczu świeżych pomysłów.

Recenzując JoJo no Kimyou na Bouken: Stardust Crusaders, pisałem o długim czasie, którego potrzebowałem, by przekonać się do uniwersum anime. Zawiązanie akcji nie trafiło stuprocentowo w moje gusta, ale szybko zorientowałem się, że w przeciwieństwie do wielu podobnych tytułów, nie powinienem spodziewać się jednorodnego stylu wraz z rozwojem wypadków. Zróżnicowanie epok, w jakich rozgrywa się fabuła, a także lata, które upływają pomiędzy wydaniem kolejnych części mangowego pierwowzoru, okazały się mieć zbawienny wpływ na serię. Staroangielski początek pierwszego sezonu był dla mnie zbyt leniwy, ale już w Battle Tendency styl zaczyna przypominać Poszukiwaczy zaginionej Arki, by w Stardust Crusaders czerpać garściami z kina akcji lat 80. XX wieku. Widać to nie tylko w założeniach fabuły i świecie przedstawionym, ale nawet w sylwetkach głównych bohaterów. Jonathan Joestar jest prawym paniczem z porządnego brytyjskiego domu, szelmowski Joseph ma w sobie coś z Indiany Jonesa, a w rolę umięśnionego, poważnego Joutarou w wersji aktorskiej mógłby swobodnie wcielić się młody Arnold Schwarzenegger. Pozostaje więc pytanie, jak owa prawidłowość ma się do kolejnej części, Diamond Is Unbreakable?

Wbrew tytułowi, przywodzącemu na myśl przygody Jamesa Bonda, nie należy spodziewać się przesadnej sensacji, wielkich intryg i rozległego teatru działań. Historia rozpoczyna się od przyjazdu Joutarou do niewielkiej japońskiej mieściny w poszukiwaniu nastolatka będącego jego… wujkiem (wszystko za sprawą dawnych podbojów miłosnych Josepha). Zaskoczony przybyciem sporo starszego od siebie siostrzeńca młodzian szybko zostaje wciągnięty w poszukiwania magicznego łuku i strzały, będących mrocznym dziedzictwem Dio i mogących obdarzać zwyczajnych ludzi mocą Standów. Los chciał, że owa potężna broń trafiła właśnie do tego miasta, i jeśli nie zostanie szybko odnaleziona, mieszkańców czeka marny los. Niestety, nowemu tytułowemu JoJo daleko do zaangażowanych, twardych przedstawicieli poprzednich pokoleń. To wciąż typowy nastolatek i choć sprytem nie ustępuje krewniakom, wciąż jeszcze nie w pełni wyzbył się przywar typowych dla swego wieku.

Główny wątek fabularny jest nieskomplikowany i ponawia epizodyczną formułę znaną ze Stardust Crusaders. Tym razem bohaterowie nie muszą nigdzie podróżować, to aktualny właściciel łuku i strzały podsyła im regularnie nowych agresorów o coraz to dziwniejszych mocach. W miarę upływu wydarzeń rysuje się też postać głównego antagonisty serii, przy czym długo nie do końca wiadomo, kto tak naprawdę nim jest. Pewne kluczowe pytania pozostają zresztą bez odpowiedzi, tworząc grunt pod kolejne przygody. Znajdą się z całą pewnością tacy, których tak podzielony scenariusz nie będzie przekonywał, zwłaszcza z początku, kiedy to wydaje się, że tak mała miejscowość nie może zaoferować wystarczająco zróżnicowanego tła.

Mimo tych potencjalnych wątpliwości okazuje się, że Hirohiko Araki z pozornie bezpłciowej zapadłej dziury tworzy na przestrzeni wydarzeń magiczne miejsce, w którym co rusz pojawia się coś fascynującego. Co więcej, nowi użytkownicy Standów odciskają swe piętno na miasteczku, stają się częścią jego historii, nierzadko też ukazują coś ze swojej zwykle niełatwej przeszłości. Wiele odcinków wieńczy krótkie posumowanie, jak zapamiętani zostali przez mieszkańców, a że głównie są to nie do końca poważne miejskie legendy pokroju czarnej Wołgi, to nie mogłem się wprost doczekać tych przedstawień. Co więcej, twórcy puszczają do widza oko w openingach i endingach, albo subtelnie sugerując rozwój wypadków, albo puentując dopiero co zakończony odcinek zabawnym akcentem. Mark Frost i David Lynch byliby wniebowzięci. Pod względem surrealistycznego zakręcenia adaptacja mangi Arakiego nie jest może animowanym Miasteczkiem Twin Peaks, ale chwilami czułem się, jakbym właśnie to oglądał, w nieco luźniejszej i pozbawionej enigmatycznych wzmianek o sowach wersji.

Porzucając górnolotne porównania, zapewniam jednocześnie, że Diamond Is Unbreakable to wciąż przede wszystkim shounen, w którym kluczowe jest, jak sprać przeciwnika w możliwe efektowny sposób. Ponieważ w roku 1992, kiedy to rozpoczynało się wydawanie mangi, potężni mięśniacy pokroju Joutarou wychodzili właśnie z mody, Araki zamiast na gabaryty, postawił na cwaniactwo. Niebagatelne znaczenie ma tu moc protagonisty, potrafiącego poskładać dowolną, wcześniej rozbitą na czynniki pierwsze materię. Pozwala mu to nie tylko naprawiać przedmioty i leczyć rany, ale jest też kreatywnie wykorzystywane na polu walki. W porównaniu do wcześniejszych odsłon anime siła i szybkość po raz kolejny straciły na znaczeniu. Pojedynki stały się nieprzewidywalne, zdecydowanie urozmaicone, ale jednocześnie rzadko przekombinowane. Trzeba jedynie przejść do porządku dziennego nad faktem, że dany Stand ma ściśle określone zasady działania, jakkolwiek wydumane by się one nie wydawały. Owszem, czasami pisane były ewidentnie pod konkretne rozwiązanie fabularne, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, że zasady są naginane na siłę.

Pikanterii dodaje fakt, że zarówno bohaterowie, jak i przeciwnicy, stanowią szaloną, niesamowicie wybuchową mieszankę. Jousuke Higashikata, czyli nowy JoJo, mimo młodzieńczej porywczości i pewnej dozy naiwności jest przesympatycznym człowiekiem, który z miejsca daje się polubić. Podobnie jego towarzysze, nie tylko obdarzeni równie wyrazistymi osobowościami, ale też znakomicie uzupełniający jego braki. Nasz dzielny bohater niejednokrotnie nie wyszedłby cało z opresji bez oddanego, ale niespecjalnie rozgarniętego przyjaciela i drugiego kolegi, który mimo strachliwości obdarzony jest najbystrzejszym umysłem z całej trójki. Co więcej, Joutarou i bohaterowie znani z poprzedniej części też nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Przez ekran przewija się cała masa drugoplanowej obsady, bez której nie byłoby mowy o równie wciągającym, pełnym kolorytu świecie. Wisienką na torcie są wrogowie, wśród których nawet szeregowe zbiry zapadają na dłużej w pamięć, nie mówiąc już o śliskim jak piskorz głównym niemilcu, którego charakteryzuje przede wszystkim opanowanie i logiczne myślenie, cechy zupełnie obce wielu zwyczajowym czarnym charakterom.

Ponieważ autorzy animowanej adaptacji mieli już spore doświadczenie w pracy nad materiałem źródłowym i mogli na własnej skórze przekonać się o trafności interpretacji, również estetyka serialu jest czymś nietuzinkowym. Dominują jaskrawe, by nie powiedzieć – pstrokate barwy, z dużym udziałem żółci, różu, żywej zieleni i błękitu. Grube kontury, kanciasta kreska i umiejętnie przeniesione na ekran rastrowe efekty nadają całości mocy i podkreślają niesamowitość wydarzeń, z którymi przyszło się mierzyć bohaterom. Również ścieżka dźwiękowa jest klasą samą w sobie, po raz kolejny ze szczególnym uwzględnieniem openingów, których reżyseria jest tak przemyślana, by nieznającemu mangi odbiorcy za wiele przypadkiem nie zasugerować, a znającym pierwowzór fanom zapewnić rozrywkę polegającą na wyłapywaniu niuansów.

Przez 39 odcinków bawiłem się wyśmienicie, z każdym kolejnym utwierdzając się w przekonaniu, że tak właśnie powinno się robić porządne shouneny. Doceniam skondensowaną zawartość, nawet w przypadku fragmentarycznej fabuły, bogactwo świata stworzonego przez Hirohiko Arakiego, a także zaangażowanie ludzi, którzy chcieli, by przygody JoJo były tak niesamowite, jak sugeruje tytuł. To anime stworzone z pasją i zaangażowaniem, ale też przemyślane i wykorzystujące najmocniejsze strony oryginału. Nie próbuje go poprawiać, a jedynie wydobywa to, co najlepsze. Długo byłem przekonany, że ze względu na te walory będę skłonny wystawić uczciwą dychę i stawiać Diamond Is Unbreakable za nienaganny wzór do naśladowania. O ile jednak diamenty może i są niezniszczalne, zdarzają się w nich drobne skazy. Jedynym, co powstrzymało mnie przed laurkową oceną, było zakończenie, w którym zabrakło równie mocnego elementu zaskoczenia, jak we wcześniejszych odcinkach. Jak dotąd w mojej prywatnej klasyfikacji kolejne części serialu poza pierwszą ocierały się o najwyższy stopień podium i zabrakło im do niego dosłownie milimetrów. Czekam z niecierpliwością, by przekonać się, czy następne w kolejce Vento Aureo podoła zadaniu. Biorąc pod uwagę ciągle rosnącą formę ekipy, jest to niewykluczone.

Tassadar, 14 lutego 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: David Production
Autor: Hirohiko Araki
Projekt: Shun'ichi Ishimoto, Terumi Nishii, Yukitoshi Houtani
Reżyser: Naokatsu Tsuda, Toshiyuki Katou
Scenariusz: Yasuko Kobayashi
Muzyka: Yuugo Kanno