Komentarze
Sword Art Online: Ordinal Scale
- 10/10 : Kaioken : 29.09.2023 00:53:46
- Czarny rycerz i jego księżniczka. : Xaven : 15.10.2018 23:12:16
- Re: SAO raz jeszcze, czyli zaaaawód : mhm : 8.07.2018 00:46:20
- Jest okey : Keicam : 5.07.2018 08:36:44
- SAO raz jeszcze, czyli zaaaawód : ZSRRKnight : 27.05.2018 22:15:45
- komentarz : chi4ko : 21.03.2018 21:53:12
- Re: recenzja : Slova : 12.03.2018 18:28:29
- Re: recenzja : Slova : 12.03.2018 18:27:21
- Re: recenzja : rool : 11.03.2018 21:51:41
- Re: recenzja : Diffie Hellman : 11.03.2018 20:58:31
10/10
Czarny rycerz i jego księżniczka.
Z postaciami wiadomo, stary dobry skład nie rdzewieje… A plot armor nie umiera.
kliknij: ukryte Walka z ostatnim bossem to kpina. Co oni się tak w SAO męczyli jak go tak łatwo tutaj zjechali.
Jest okey
Jako fan SAO, prawdopodobnie oceniłem tak wysoko ze względu na sentyment do całokształtu, tym niemniej cudownie spędzone 2h.
SAO raz jeszcze, czyli zaaaawód
Ba, obejrzałem to głównie na rzekomą scenę z nagą Asuną, bo do fabuły nie miałem już żadnych wymagań. I co – golizny to tu nie ma. Jedna licha, krótka scena w wannie, gdzie widać taaak dużo, że po prostu szok i przebija najmocniejsze serie ecchi. Dosłownie pół sutka gdzieś tam w rogu ekranu. Jeśli się nie jest odpowiednio skupionym to się nawet tego nie zauważy.
Czyli zaaaawód, co przy oglądaniu SAO nie zdarza się zbyt często, bo i tak nastawiasz się na totalny bezsens.
Jako tako ratuje ten gówno‑film grafika, ale ona przed zaśnięciem przed ekranem nikogo nie uratuje.
Jeszcze raz – Zawóóóód i Nuuuda, a seria telewizyjna aż tak nudna nie jest.
Jeszcze raz – gorąco nie polecam
Końcówka kuleje pod względem logiki i ostateczna walka z big bossem, kiedy to cała drużyna łączy siły niczym Power Rangers, mooocno psują odbiór, ale poza tym film jest godny polecenia.
Nie wiem, jak im się to udało, ale mam nadzieję, że ta sama ekipa zajmie się trzecią serią.
recenzja
- „Cóż, to akurat jest proste – są Japończykami tworzącymi dla Japończyków, wobec czego ich gust pozostawia wiele do życzenia.”
- „Nie ulega jednak wątpliwości, że największym problemem Sword Art Online od samego początku okazał się autor powieści, czy raczej jego wątpliwe zdolności literackie”
Nie wyobrażam sobie że jakikolwiek Japończyk, jaki by nie był tworzył czy pisał pod Twoje dyktando albo Twój gust drogi recenzencie.
Po za tym, po kij oglądasz anime? – po to żeby pisać tego typu frazesy?
Miałem głęboką nadzieję, że kinówka będzie zamknięciem historii SAO – bo nie ukrywam, że trochę ją przemęczyłem i potraktowałem bardziej jako „powinność fana” ale na końcu oczywiście pojawia się teaser i wiadomość „SAO will return”(Sword Art Online: Alicization – tak, po seansie się doinformowałem). Widać minie trochę czasu, zanim wydoją markę i dadzą jej spokój.
Może i byłby sens utrzymywać się przy SAO‑paczce gdyby nie fakt, że przez ostatnie kilka lat pojawiły się dziesiątki serii oparte na mmo i do tego w podobnych, często o wiele ciekawszych konwencjach(do dzisiaj czekam na bardziej treściwy sezon Log Horizon, drugi sezon Hai to Gensou no Grimgar, czy nowego Overlorda w styczniu).
Podsumowując – było znośnie ale moim zdaniem czas najwyższy, żeby zakończyć SAO definitywnie. 5/10.
Słowo o recenzji
1) Obrażanie innych/ich inteligencji. Względnie nieuznawanie opinii różnych od tej, którą posiada autor. Przykłady:
"Dla niektórych pewne kwestie dotyczące SAO stały się oczywistością, dla innych trudną do przełknięcia prawdą, część naprawdę opornych na argumenty zawodników do dziś nie dała się przekonać do prawdziwego oblicza ich ulubionej serii, nie potrafiąc odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lubią „sztukę miecza na linie” dlatego, że jest doskonała (a nie jest), czy dlatego, że im się podoba." (przy okazji, prócz problemów merytorycznych, temu zdaniu brakuje również bardzo wiele pod względem jakości, ale o tym więcej w trzecim podpunkcie)
"[autorzy] są Japończykami tworzącymi dla Japończyków, wobec czego ich gust pozostawia wiele do życzenia"
2) Słownictwo. Pewne myśli naprawdę da się znacznie kulturalniej wyrazić. Przykłady:
"wątpliwe zdolności literackie", "wypociny", "ułomności", "wszelkie schematy miernej, pozbawionej wizji i pomysłu dojnej krowy", ”lekkostrawną papkę", "wątpliwej jakości gierki", "idiotycznie", ”miernoty zarówno scenariusza, jak i całej koncepcji", "cienkie i nijakie", "przejaw słabizny"
"Niezupełnie rozumiem, co by miało im zaszkodzić, skoro na własne życzenie pozbawiają się człowieczego rozumu i godności, ośmieszając się publicznie"
3) Język polski. Czy też raczej brak zdolności do jego prawidłowego używania (przypominam, że recenzje powinny trzymać poziom nieco wyższy niż standardowa kulturalna rozmowa, ale niestety omawianemu tekstowi nawet do kulturalnej rozmowy trochę brakuje). Również kilka przykładów:
a. używane słownictwo: "Ba", "Ogólnie chodzi o to, że", "świeci gołym cycem", "graczom po śmierci dzieje się coś z głową", "skopane", wszystkie przykłady z podpunktu nr 2
b. zdania/sformułowania z rodzaju:
wspomniany już wcześniej przykład z podpunktu nr 1
"nawet jeśli w sumie to mają całą sprawę gdzieś"
4) Forsowanie własnego zdania przez autora. Recenzja służy do wyrażania opinii, a nie do jej narzucania.
5) Chaotyczność recenzji, przejawiająca się w dwóch formach. Po pierwsze: zbyt długie, a do tego wewnętrznie poplątane zdania. Drugie wyjaśnię na przykładzie: raz autor pisze, że na ubraniach bohaterek plusy animacji się kończą, a potem (po dłuższym fragmencie o wadach) pojawia się fragment z informacją, że efekty wizualne i tła są bardzo dobre. Po czym wracamy do wad (o ile wadą można nazwać bycie „niedoskonałym”, bo to dokładnie zarzuca filmowi autor recenzji, zamiast zwyczajnie napisać, że animacja była dobra, chociaż zdarzają się lepsze/mogłaby być lepsza – różnica niby subtelna, ale jednak jest). Całość wygląda trochę tak, jakby autor nie przeczytał tekstu (w celu wychwycenia błędów i jego jakościowej poprawy) przed publikacją…
Tak więc, w ramach podsumowania: To ma być recenzja?
dno
Fabuła siada. Leży, kwiczy -- jest tu pod tym względem bardzo słabo. Prostota i prymitywizm wykonania woła o pomstę do nieba. Przykładem są pewne wątki, które są poruszane, ale nagle się ucinają. Do tego same kliknij: ukryte wymazywanie wspomnień o grze SAO jest kuriozalne i tak naprawdę nie jest wyjaśnione jak to wszystko działa.
Do tego dorzućmy kolejną wadę -- czy technologiczny gigant na skalę światową jakim jest Japonia serio nie ma jakichś kontroli produktów elektronicznych? Serio? Każda kolejna wersja zabawki, czy to VR czy AR (ta nowa z filmu), jest po prostu niebezpieczna. Nikt nigdy nie sprawdza jak to działa i jakie są zagrożenia? Bezsens.
Dalej mamy trochę nowych postaci. I tak jak Eiji jest słabym „złym”, tak Yuna wypada dużo lepiej. Jest to spory plus, w końcu jakaś ciekawsza postać. Problem w tym, że obie postaci są tylko do zapomnienia -- miałkie i bez wyrazu. Motywacje profesorka mają czynić z niego postać tragiczną, ale niestety jego pobudki są na tyle jasne, że kliknij: ukryte fakt, iż chce niejako przywrócić córkę do życia, nie równoważy możliwemu zabiciu 10000 osób. Co sprowadza się do tego, że na końcu dostajemy zwykłego, słabo przedstawionego (kolejny problem serii -- słaba charakteryzacja postaci) GŁÓWNEGO ZŁEGO. W gruncie rzeczy nie różni się od poprzedników.
Walki są ok. Choreografia nie powala, ale też nie kuleje. Jest parę fajnych ujęć. Niestety dużo w nich postaci statycznych. Obserwatorzy patrzą jak nasi główni bohaterowie walczą, jakby tylko Asuna, Kirito i reszta zgrai umieli grać w gry akcji. Słabo przemyślane.
Muzyka jest ok, zdecydowanie najmocniejszy aspekt filmu.
Animacja i grafika momentami podobały mi się, ale nie widzę żadnego dużego skoku w stosunku do poprzednich serii, a od tego czasu wyszło sporo dużo lepiej wyglądających serii. Wobec czego, także i tutaj SAO leży.
Jest jeszcze jedna kwestia. Kirito. kliknij: ukryte Z jednej strony bardzo mi się podoba, że to nie on jest wielkim zbawcą świata na koniec filmu. Chociaż z drugiej strony cały build‑up do momentu finałowej walki od mniej więcej połowy filmu to on nagle zostaje uber mistrzem gry, która mocno różni się od SAO. Ta różnica jest dosyć spora. Kirito nie jest w takiej kondycji fizycznej, żeby robić takie akrobacje. Nie ma szans, nie po 2 latach (chyba)
leżenia na łóżku będąc podpiętym pod maszynę VR. I nawet czas,
jaki minął od wybudzenia się z SAO nie jest dostatecznie długi by odzyskał on sprawność fizyczną potrzebną do niektórych wygibasów z filmu. Szczytem wszystkiego było zeskoczenie z górnych trybun w obronie Asuny. Masakra.
Końcowa ocena to 2/10, ale tylko dlatego, że nie było aż tak głupie i denne jak seria anime. Obejrzeć można. Tylko po co?
Do reszty recenzji nie mam zastrzeżeń. Lepsze od niej będą tylko komentarze :D
Recenzja poniżej pewnego poziomu
Recenzja poniżej pewnego poziomu. Autor raz po raz atakuje i obraża użytkowników rozszerzonej rzeczywistości (i nie tylko), co jest zupełnie niepotrzebne i nie na miejscu, szczególnie że jest to technologia istniejąca i na pewno żyje na tym świecie sporo ludzi, którzy z niej korzystali (także w miejscach publicznych, jak mniemam).
Zresztą nie trzeba AR, żeby wyglądać głupio. Widziałam ludzi grających w miejscach publicznych w Kinecta. Skakali, machali rękami i dobrze się bawili, ale co tu ukrywać, wyglądali niezbyt mądrze. Ciekawe, czy zdawali sobie sprawę, że według niektórych osób właśnie „pozbawiają się człowieczego rozumu i godności”...
Po co tyle agresji? Rozumiem, że film się nie podobał, ale tym bardziej jestem przekonana, że autor recenzji znalazłby wystarczającą liczbę argumentów uzasadniających swoją ocenę nawet bez tych wszystkich niekulturalnych uwag.
Subiektywny, trochę dziwny i nieplanowany wywód na temat filmu Sword Art Online
A teraz taka krótka dygresja. Za każdym razem gdy piszę jakąkolwiek opinię na jakimkolwiek serwisie na temat serii Sword art Online, muszę pisać w kółko powyższe zdanie, aby być w jakimś tam mikroskopijnym stopniu zabezpieczonym i nie mieć żadnych problemów z wyżej wymienionymi grupami docelowymi, które bądź co bądź często skaczą sobie do gardełek w obronie lub w celu szydzenia z owego tytułu. Jest to śmieszne w swojej prostocie, ale dzięki temu magicznemu zdaniu – szczególnie, że jest ono w 100% prawdziwe, ponieważ jestem idealnie po środku tego całego zamieszania trwającego raz ciszej, a raz głośniej już od momentu premiery pierwszego sezonu – mogę bez przeszkód wyrażać swoją oczywiście czysto subiektywną opinię na temat (tym razem) filmu animowanego z tego uniwersum i jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy, jak dziecko. :D
Wracając teraz do sedna sprawy czyli do mojej subiektywnej, ale krótkiej opinii na temat filmu Sword Art Online: Ordinal Scale, to muszę stwierdzić już na samym wstępie, że po seansie film ten spełnił moje pokładane w nim przed obejrzeniem oczekiwania, ale umówmy się, że nie były one jakieś wygórowane. Zaczynając od początku, przed rozpoczęciem seansu wymagałem kilku rzeczy, przede wszystkim tego aby ów film był bardzo ładny wizualnie, głównie za sprawą świetnej animacji, dużej ilości szczegółów i ładnych barw, żeby posiadał miłą dla ucha ścieżkę dźwiękową, żeby nie ukazał gorszej fabuły i scenariusza niż ten, który widniał w seriach tv, a umówmy się, że tam historia była jednym z najgorszych aspektów, zresztą tak samo jak postaci. A jeśli już o nich wspomniałem to także liczyłem na to, że jak już były one słabo wykreowane, schematyczne, często irytujące, nieinteresujące i nie przemawiało za nimi praktycznie nic pozytywnego (coś dobrego zawsze się znajdzie :D) już w seriach tv, to żeby chociaż w tym filmie (stare i te nowe postaci) nie były gorzej napisane, a będę w całości usatysfakcjonowany seansem.
No i po obejrzeniu z dużą dozą subiektywności, szczerości i samozadowolenia muszę przyznać, że seria spełniła moje pokładane w niej oczekiwania praktycznie w 100%. Niemiłosiernie cieszyła oko, miło się słuchało kawałków jakie były śpiewane/grane w tle, postaci drażniły tak samo, ale nie gorzej, a fabuła wraz z scenariuszem nie stoczyły się niżej niż ich poziom w serii tv (tak, tamte fabuły i scenariusze jednak jakiś poziom miały, mizerny, ale miały :D). Oczywiście nie twierdzę, że film ten, nie daj boże, jest jakiś doskonały czy/lub świetny. Ostatecznie mam wiele zastrzeżeń, czy to do scenariusza, czy postaci, kilku błędów fabularnych pominiętych przez twórców tylko po to aby historia mogła iść w jakimś stopniu na przód, ale jak już pisałem wielokrotnie, wiedziałem już na starcie, że tak będzie, po prostu liczyłem, że nie będzie gorzej (dla mnie nie było), a jakby było lepiej to tylko na plus (tego też nie było xD).
Podsumowując, film Sword Art Online: Ordinal Scale MNIE zadowolił, nie uważam, że seans był czasem zmarnowanym, dostałem to czego chciałem, a już sam fakt, że pisze o nim tak długi wywód, świadczy, że film zapamiętam na długo i na pewno jeszcze kiedyś obejrzę go ponownie, przynajmniej dla strony wizualnej, która na to zasługuje. A pewnie teraz wielu zastanawia fakt, jaką ja ocenę końcową wystawiłem temu tytułowi, a moi drodzy, subiektywne 8/10 dałem. Jestem z siebie zadowolony, że dałem taką, a nie inną i raczej w najbliższej przyszłości się ona nie zmieni. Kończąc, tutaj raczej nikt nie zagląda po odpowiedź na pytanie czy warto obejrzeć, ale żeby nie było, ja naprawdę i szczerze polecam. Widziałem o wiele, wiele gorsze rzeczy i nawet przy niż uważałem, że czasu nie zmarnowałem, gdyż zawsze to daje jakieś porównanie i doświadczenie na przyszłość. Tyle ode mnie, dziękuję bardzo za przeczytanie do końca i pozdrawiam serdecznie.
PS Tak, wiem, że teraz krytycy SAO wypruwają mi flaki (że JAK TO!? Jak to możliwe!? On nie ma gustu!?, Spalić! Zakopać! ;D), a fani tego tytułu cieszą się z oceny jaką wystawił zwykły random znad Przemszy i chwalą, że jestem ich Bogiem, Mędrcem, który kieruje ich ku lepszemu jutru! XD Chociaż wróć, wyczuwam spisek i pewnie zgłoszą się do mnie jeszcze przedstawicie trzeciej grupy, tajnej sekty, która uważa, że…
I tu właśnie jest to, co mnie urzekło w tym SAO. Tak jak 20 lat temu Bill Gates mówił o tym, że komputer każdy będzie miał w domu i go wyśmiano, tak tutaj dostajemy obraz rzeczywistości rozszerzonej (nad którą prace już trwają od jakiegoś czasu). I sam nie wiem, mnie to osobiście przeraża. Ale w odniesieniu do tych robotów średnio ok. 40% ankietowanych nie miałoby nic przeciwko. Zastanawia mnie to, czy jest to kolejny etap ewolucji na który nie jestem gotowy, czy może tylko obawa o przyszłość.
Ale już wyobrażam sobie czasy >30 lat jak moje dziecię podejdzie i powie „To jest Samantha/Ken, sztuczne AI, właśnie się zaręczyliśmy”. Obraz uproszczony, ale daje mi do myślenia.
Ach, analiza fabuły tegoż i dlaczego każdy z pomysłów scenarzysty był strzałem w stopę wymagałaby kilku stron opisów, ale wzdychałem z zażenowania w każdej nowej scenie.
Sutki asuny niczego nie wynagradzają.
A tutaj mamy do czynienia z 10000 ludźmi, których życie zmieniła gra. 4000 zabitych i ich bliskich. 6000 osób, które musi sobie jakoś poradzić po przeżytym koszmarze. Materiał na 10000 bardzo dobrych, mocnych, psychologicznych historii. Zamiast tego kolejne kontynuacje skupiały się głównie na „Kirito! Daisuki!” „Asuna! Daisuki!”. I co jest absolutnie niezaskakujące, każde odejście od tego rodzaju osi fabularnej przynosiło nam lepsze widowisko.
Żeby nie było, w Ordinal Scale naturalnie znajdziemy kolejne „Daisuki”, natomiast tutaj antagonistami nie są zboczeńcy tylko ludzie, których dotknęła strata bliskiej osoby, co mi się szalenie podobało. Fajnie jest, jeśli da się zrozumieć drugą stronę barykady, a nie mamy narzuconego antagonisty, który po prostu jest Wielkim Złym TM. Nie chcę dać nikomu do zrozumienia, że fabuła jest doskonała, natomiast określiłabym ją jako przynajmniej dobrą.
Najmilej mi się oglądało pierwszą połowę filmu. Asuna w duecie z Kirito zwykle przyprawia mnie o atak próchnicy, natomiast na samym początku filmu nasza wieczna para wreszcie, podobnie jak w bardzo dobrym Mother's Rosario (od którego zaczęłam żywić do Asuny pewną sympatię), porusza się samodzielnie. Miło oglądać akcję, w której brak Kirito i wreszcie Asuna może przypomnieć widzowi, że sama jest szalenie zdolnym graczem i liderem, a nie panienką do ciągłego ratowania kliknij: ukryte (choć na to oczywiście też przyjdzie pora). Samego Kirito najbardziej lubię w duecie z Sinon, które to odczucie naszło mnie również przy oglądaniu Ordinal Scale, no ale to temat na innego posta.
Tak z innej beczki ciekawa jestem, kiedy autor zrozumie, że Yui zabija jego dzieło? Po pierwsze jest jednym wielkim cheatem, a jej brak zmusiłby bohaterów to większego ruszania mózgownicą, co by wyszło serii na dobre. W filmie, dokładnie jak w serii, każda scena z Yui jest dużo gorsza niż mogłaby być bez niej. Nie czaję, czemu twórca z uporem maniaka trzyma się tego czegoś.
Muzyka to średnia Kajiura, bardzo dobra, lecz wtórna. To wszystko już gdzieś wcześniej było. Z drugiej strony skłamałabym jakbym powiedziała, że żadna z piosenek nie wpadła mi w ucho.
Animacja, jak można było się spodziewać po filmie kinowym, bardzo dobra.
Smaczkiem SAO jest ten element fantastyki naukowej, która może się stać rzeczywistością w ciągu kilkunastu, a może nawet kilku lat. Po prostu fajnie patrzy się na ten nowy sprzęt ^^.
Podsumowując, serdecznie polecam. Jeśli ktoś lubi SAO i toleruje to anime w jego najgorszych momentach, powinien być bardzo usatysfakcjonowany seansem.